Jerzy Stuhr
10 grudnia 2010 | 16:15 | KAI/Rzeczpospolita/ms Ⓒ Ⓟ
Zatrzymałem się niedawno w przepięknej, średniowiecznej katedrze w Orvieto. Pomyślałem, że to właśnie jest mój Kościół: wyzbyty wszelkich ozdób, pozwalający mi rzeczywiście się skupić i oddać głębokiej refleksji, nie zaś podziwiać złoto, feretrony, obrazy.
Dla człowieka teatru każda teatralizacja w „życiu” czy przeradzanie się liturgii w spektakl jest strasznie drażniąca. Epatowanie widza to jest powinność teatru.
Chciałbym usłyszeć od kapłana jedynie wrażliwą, gorącą interpretację Ewangelii. Niekiedy doznawałem czegoś takiego na prowincji krajów latynoskich: skromność i skupienie wyłącznie na Słowie Bożym. I to jest mój Kościół. Ale rzadko odnajduję go w Polsce. Czasami podczas kazania słyszę słowa politycznej agitacji, co tak mnie wyprowadza z równowagi, że – bywa – wychodzę z Kościoła.
Chodzę na Msze sprawowane po łacinie. Przypomina mi to czasy, gdy byłem ministrantem. Łacina dała mi poczucie tajemnicy, które – tak bym to ujął – pogłębia moją wiarę w tajemnicę wiary.
Dla mnie wiara „mieszka” nie w największej na świecie figurze Chrystusa, lecz w maleńkiej kapliczce w moim wiejskim ogrodzie, w Chrystusie bolejącym, który tam stoi.
Jerzy Stuhr, aktor
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.