Drukuj Powrót do artykułu

Warszawa: likwidacja 15 „agencji towarzyskich”

16 grudnia 2003 | 12:19 | jw //mr Ⓒ Ⓟ

15 domów publicznych działających pod przykrywką agencji towarzyskich, dyskotek, a nawet… biur tłumaczeń udało się zlikwidować warszawskiemu urzędowi miejskiemu we współpracy z policją i innymi służbami.

– Zdajemy sobie sprawę, że nie uda nam się wyeliminować zjawiska prostytucji, ale chcemy je przynajmniej znacznie ograniczyć – powiedział KAI dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Lucjan Bełza.
Pracownicy stołecznego ratusza zlokalizowali na razie ok. 300 domów publicznych. Czyli – jak ocenia Bełza – zapewne połowę albo jedną trzecią takich miejsc. Pracownicy biura po prostu dzwonili pod numery znalezione w ogłoszeniach prasowych i na ulotkach wkładanych za wycieraczki samochodów.
Adresy podawali również mieszkańcy Warszawy, piszący listy ze skargami na „agencje towarzyskie”, w których odbywały się nieustające awantury. Klienci tych lokali są bardzo uciążliwi dla mieszkańców – zachowują się wulgarnie, zaczepiają kobiety i dzieci, brudzą na klatkach schodowych.
– Prostytucja nie jest w Polsce karana – przypomina Lucjan Bełza. Można jednak doprowadzić do likwidacji „agencji” z wielu innych powodów. Najskuteczniejsza metoda to wykorzystanie faktu, że mieszczą się one w lokalach mieszkalnych i nie mają pozwolenia do wykorzystania ich „na cele niemieszkalne”. Wtedy powiatowy Urząd Nadzoru Budowlanego może nakazać zamknięcie firmy – nawet gdy właściciel twierdzi, że prowadzi biuro tłumaczeń (dlatego zatrudnia cudzoziemki), salon masażu albo wypożyczalnię kaset pornograficznych.
Duża część warszawskich domów publicznych znajduje się w mieszkaniach komunalnych, których właścicielem jest miasto. Wtedy urząd może podwyższyć czynsz tak, żeby właścicielowi nie opłacało się go zajmować. Skuteczne są również kary za sprzedaż alkoholu bez pozwolenia. – Okazuje się, że najprostsze metody są najlepsze – mówi Bełza. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego policja i służby miejskie nie podjęły wcześniej zorganizowanej walki z „agencjami”.
Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego nie ma uprawnień do zamykania „agencji towarzyskich”. Jego pracownicy jedynie informują policję, straż miejską i odpowiednie urzędy, że podejrzewają nieprawidłowości w ich działaniu.
Polski kodeks karny przewiduje kary za stręczycielstwo, czyli czerpanie zysków z nierządu, i za sutenerstwo, czyli odpłatne wynajmowanie mieszkania na prostytucję. Jednak trzeba udowodnić, że w firmie zarejestrowanej np. jako agencja towarzyska faktycznie odbywa się prostytucja.
Policjanci i strażnicy miejscy, poinformowani przez Biuro Bezpieczeństwa o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, niezapowiedzianie wkraczają od takich miejsc, żeby uzyskać konkretne dowody – złapać klientów i prostytutki na gorącym uczynku, a potem ich przesłuchać. – Od tego momentu zaczynają się działania procesowe policji – mówi Lucjan Bełza. Obecnie toczy się już kilka śledztw prokuratorskich.
Dla mieszkańców miasta najważniejsze jest jednak to, że jedna akcja policji wystarczy, żeby zlikwidować „agencję”. – Klientom wystarczy wylegitymowanie, żeby już więcej nie wracali – stwierdził Bełza. Kiedy muszą składać zeznania na policji o wizycie w agencji, co grozi koniecznością poinformowania żony o całej sprawie, zniechęca to ich na trwałe do korzystania z tego typu rozrywek.
Pracownicy magistratu planują jeszcze zamontowanie kamer przy wejściach do domów publicznych. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że „agencja” zlikwidowana w jednym miejscu przenosi się w drugie – przyznał Bełza. – Może jednak uda nam się chociaż je wygonić z centrum miasta. Dodaje przy tym, że likwidacja takich przybytków często jest dla właścicieli ciosem finansowym, po którym już się nie podnoszą.
Od początku października, kiedy Biuro zaczęło konkretne działania przeciwko „agencjom”, zlikwidowano 14 domów publicznych i jeden klub gejowski. Bełza uważa, że walka z firmami oferującymi męską prostytucję jest szczególnie pilną potrzebą, bo młodzi chłopcy, którzy sprzedają tam swoje ciała, zwykle już po roku kompletnie się degenerują i trafiają na ulicę.
Pracownicy biura nie wypracowali jeszcze metody walki z obscenicznymi ulotkami reklamującymi usługi prostytutek, wtykanymi za wycieraczki samochodów. – Nie chcemy karać licealistów i emerytów, którzy roznoszą ulotki, ale dotrzeć do ich pracodawców – podkreślił Bełza.
Problemem są także pornograficzne reklamy „agencji”, które musi oglądać każdy, kto przejeżdża głównymi ulicami Warszawy. Zgodnie z prawem policja i sąd mogą się nimi zainteresować tylko wtedy, gdy ktoś zgłosi zażalenie, że prezentuje się mu treści pornograficzne, których sobie nie życzył.
Choć do biura dzwoni wiele osób oburzonych obscenicznymi obrazkami w oknach, nie ma chętnych na wstąpienie na drogę sądową. Mieszkańcy Warszawy często się boją właścicieli domów publicznych. Pracownicy Biura zastanawiają się także, jak skutecznie walczyć z ekskluzywnymi „agencjami”, które nie ogłaszają się w prasie ani w internecie. Dodają, że klientami prostytutek są ludzie majętni, a nieraz również znani – np. politycy i dziennikarze.
Biuro Bezpieczeństwa i Interwencji Kryzysowej powstało wiosną 2003 r. Przez kilka miesięcy wypracowywało metody walki z nielegalną prostytucją, a od początku października zaczęło konkretne działania. Jednym z celów Biura jest bowiem walka z patologiami społecznymi, do których należą – zdaniem prezydenta miasta Lecha Kaczyńskiego – „agencje towarzyskie”.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.