Drukuj Powrót do artykułu

W 20. rocznicę śmierci brata Rogera przypomniano jego świadectwo nadziei

17 sierpnia 2025 | 03:00 | st | Taizé Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. @taize / Twitter

„Świadectwo nadziei brata Rogera” to hasło dyskusji panelowej, która odbyła się 16 sierpnia po południu, w 20 rocznicę tragicznej śmierci założyciela tej wyjątkowej wspólnoty, która modli się i działa na rzecz jedności chrześcijan.

Brat Matthew: dla brata Rogera dążenie do jedności wiązało się z pragnieniem pokoju

Obecny przełożony Wspólnoty, brat Matthew, który najpierw przybył do Taizé jako gość, potem jako wolontariusz, a później jako brat znał jej założyciela osobiście przez bardzo długi czas.

Mówił o wizji Kościoła brata Rogera, wykraczającej poza Kościół widzialny, skupionej na tajemnicy komunii, Ciele Chrystusa. Zaznaczył, że dla niego było to nierozerwalnie związane z dążeniem do pokoju w świecie. „Rogera Schutza do Taizé nie przyciągnął ekumenizm, ale miłość do Chrystusa, pragnienie dzielenia się nią oraz troska o pokój i przyszłość ludzkości” – powiedział brat Matthew. Następnie przypomniał dzieje życia brata Rogera, który w wieku 25 lat, w 1940 r. przybył do Francji, w tracie toczącej się II wojny światowej.

„Wojna i niepokoje dały mu głęboką świadomość pilnej potrzeby pokoju. Taizé stało się domem pojednania między chrześcijanami” – stwierdził zakonnik. Dodał, że pokój między narodami i pojednanie między chrześcijanami szły w parze. Nawiązał do okresu zimnej wojny. „W 1983 roku, podczas spotkania młodzieży w  Madrycie, brat Roger odwiedził ambasadorów Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Dwukrotnie w towarzystwie dzieci udał się do siedziby ONZ w Genewie. W 1992 roku, podczas europejskiego spotkania w Wiedniu, jeden z braci spotkał się z ambasadorem Korei Północnej, co doprowadziło do wysłania tam pomocy żywnościowej. W swoim ostatnim liście na europejskie spotkanie w Lizbonie w 2004 roku brat Roger napisał, że Kościół nie istnieje dla siebie, ale dla świata, aby zaszczepić w nim zaczyn pokoju” – przypomniał brat Matthew.

Zaznaczył, iż brat Roger żarliwie dążył do widzialnej jedności chrześcijan i nigdy nie mówił źle o Kościele. „Chociaż wiele rzeczy sprawiało mu cierpienie w Kościele, zdawał sobie sprawę, że to właśnie rozeznanie skarbu ukrytego w glinianych naczyniach pozwoli innym odkryć piękno Ewangelii, a nie używanie języka proroków zagłady” – powiedział przeor Taizé, dodając, że przed Wspólnotą jest jeszcze długa droga i Taizé nie może polegać na dotychczasowych osiągnięciach.

Pytany o pewne cechy brata Rogera, jako przełożonego wspólnoty osób pochodzących z różnych wyznań i środowisk, o różnej wrażliwości, brat Matthew podkreślił jego dążenie do wysłuchania każdego i zrozumienia, że to co dla jednego jest wielkim krokiem, dla innego jest spacerkiem. Nie ukrywał, że brat Roger był też świadom własnej kruchości, zmagał się z ciągłym poszukiwaniem światła.

Brat Roger obdarzał zaufaniem

Siostra Muriel ze współpracującego ze wspólnotą braci belgijskiego zgromadzenia Sióstr św. Andrzeja podkreśliła zaufanie, jakim brat Roger darzył ludzi młodych, którym powierzał odpowiedzialne zadania. Na przykład w okresie „zimnej wojny” posyłając ich do krajów za „żelazną kurtyną”. Tym zaufaniem darzył także Zgromadzenie Sióstr św. Andrzeja. Wyznała również, iż wielki wpływ miał na jej życie duchowe pierwszy list brata Rogera „Żyć tym, co niespodziewane”  z 1974 roku.

Następnie pochodzący ze Słowacji brat Jean Daniel, który ze względu na wiek nigdy osobiście nie poznał brata Rogera, podkreślił znaczenie jego książek dla swej drogi duchowej oraz promieniowanie jego osobowości na obecne życie Wspólnoty.

Brat Roger a Europa Środkowo-Wschodnia

O więziach Wspólnoty z krajami Europy Środkowo-Wschodniej mówiła natomiast mieszkająca wraz z mężem i rodziną na stałe od 26 lat w Taizé pochodząca z Węgier Orsi Hardi. Widząc wiele osób, które w czasach zimnej wojny odwiedziły ten region, przypomniała, iż Brat Roger miał odwagę, aby jako pierwszy udać się do tych krajów, zanim wysłał tam innych. Przypomniała o trudnościach i wręcz zakazie na Węgrzech zabierania głosu publicznie. Podkreśliła odwagę osób, które świadome konsekwencji, miały odwagę go przyjąć.  Przypomniała rok 1983, kiedy brat Roger był na czterech modlitwach w czterech różnych kościołach w Budapeszcie. Świątynie były całkowicie wypełnione. W sytuacji zakazu wystąpień publicznych po zakończeniu modlitwy stał przy drzwiach, gdy ludzie wychodzili i patrzył w oczy wszystkim tym setkom ludzi opuszczających kościół i witał ich mówiąc po węgiersku (nauczył się tego) „Chrystus zmartwychwstał”.  Wszystkie te setki ludzi opuszczających kościół odchodziły z tym zdaniem i tym spojrzeniem, tym kontaktem wzrokowym, tym kontaktem międzyludzkim, który był w nim tak silny. Siła tej modlitwy wynikała z milczenia, ze wszystkiego, co nie zostało wypowiedziane, i wynikała z tej bardzo podstawowej, ważnej rzeczywistości ewangelicznej, że Chrystus zmartwychwstał.

Węgierka podkreśliła znaczenie tej śmiałości i odwagi w życiu także w obecnej sytuacji, kiedy konieczne jest przekraczanie murów i uprzedzeń. Pytana o  swoją drogę do Taizé, przyznała, że początkowo była to ciekawość świata, ale w życiu na wzgórzu uderzyło ją coś niezwykle świeżego i nowego. Została więc na kilka lat dłużej, a potem poznałem swego przyszłego męża, Ferenca, który był  wolontariuszem. A potem poznali osobiście brata Rogera. Po powrocie do ojczyzny, gdy się pobrali i zaczęły rodzić się dzieci, pewnego dnia zadzwonił telefon: Brat Roger wraz z dwoma innymi braćmi zaproponował im przybycie do Taizé na stałe. „Brat Roger miał sposób, żeby wciągnąć cię w taniec i iść razem lub tańczyć razem z nim. Lubił czasem używać tego obrazu w tym samym rytmie, z tą samą melodią. I muszę zapewnić, że czuliśmy się całkowicie wolni. Nie było żadnej presji. Nie wykorzystywał nas. Ale ta idea zaufania i powierzenia odpowiedzialności stała się dla nas wezwaniem. Bardzo jasno i wyraźnie powiedzieliśmy «tak» i przyjechaliśmy. Jesteśmy mu więc bardzo wdzięczni i często, kiedy przechodzimy przez różne trudności, wspominam go w moich modlitwach. Nie wiem, czy to działa. Proszę go, aby nam pomógł, aby był z nami, a kiedy trzeba podjąć decyzje. Nie chcę powiedzieć, że nas prowadzi, ale że idzie z nami, nawet jeśli już nie jest z nami” – wyznała Orsi Hardi.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.