Ukraina: dzieci wojny
12 października 2025 | 13:25 | tom, Vatican News | Iwano-Frankiwsk/Worzel/Watykan Ⓒ Ⓟ
Paulina ma zaledwie dziewięć lat – ale mała dziewczynka z Ukrainy już wiele przeszła. „Pochodzi z Mariupola i niestety doświadczyła rosyjskiej inwazji. Następnie uciekła z miasta z rodzicami; rodzice dosłownie chronili ją własnymi ciałami, ponieważ byli pod ostrzałem podczas ucieczki”. Paulina zaczęła mieć ataki astmy: reakcję na stres, na niebezpieczeństwo.
W Iwano-Frankiwsku, w spokojniejszej zachodniej części Ukrainy, rodzice zabrali ją na terapię do psychologa Łesi Jaruczyk. Wyjaśnia: „Ta dziewczynka stworzyła bezpieczną przestrzeń na parterze naszego budynku dla siebie i innych dzieci, które miały podobne doświadczenia. Na początku inwazji zgłosiło się tu prawie pięćdziesięcioro dzieci szukających pomocy – dzieci, które doświadczyły ucieczki z rodzinnego miasta. Paulina dobrze zareagowała na sesje terapeutyczne i zaczęła nawiązywać przyjaźnie”.
Strach jako stały towarzysz
Każdy, kto odwiedza Łesię Jaruczyk w jej gabinecie w Iwano-Frankiwsku, dowiaduje się wiele o dzieciach wojny. Dzieciach, których życie zostało naznaczone rosyjską agresją na Ukrainę. „Najczęstsze są problemy z lękiem. Lęki i niepokoje. Ponieważ wojna pozbawia każdego podstawowego poczucia bezpieczeństwa, dzieci cierpią najbardziej, ponieważ mają mniej doświadczenia życiowego, by radzić sobie z tymi problemami. Alarm o nalotach, który jest dość powszechny w mieście, wpływa na ich samopoczucie. Dlatego priorytetem sesji terapeutycznych jest przywrócenie tym dzieciom poczucia podstawowego bezpieczeństwa”.
Dzieci malujące czołgi
Terapia obejmuje zabawę, prace plastyczne i muzykowanie. Maluchy często malują czołgi. Albo rakiety. Albo domy – ponieważ marzą o bezpieczeństwie. „Podczas wojny jesteśmy stale pod napięciem i czujemy, że musimy się chronić. To oczywiście nie są normalne warunki dla ludzkiego dobrostanu”. Ale to, jak młodzież reaguje na to wyzwanie, jest bardzo zróżnicowane, mówi Jaruczyk. To kwestia całkowicie indywidualna.
„Niektóre dzieci stają się bardzo ciche; wycofują się. Inne dzieci mogą stać się agresywne, zwłaszcza w sytuacjach, które mogą wywołać u nich takie uczucia. Jeszcze inne uciekają do internetu i gubią się w nim, stając się praktycznie nieosiągalne dla rodziców”. Co pomaga w takiej sytuacji? Regularność. Ustalenie rutyny. „Na przykład nasze sesje odbywają się regularnie w określonym dniu, zaczynając i kończąc o określonej godzinie. To daje poczucie normalności, bezpieczeństwa. Ponieważ mózg mówi sobie: jeśli coś dzieje się regularnie, to jest w porządku”.
Co pomaga? Poranna kawa.
Nawiasem mówiąc, dziecko może dorastać w stabilności emocjonalnej nawet w czasie wojny. Nie wszystkie z nich są straumatyzowane. „Wiele z nich ma naprawdę wspaniałe doświadczenia z przyjaźnią i zdrowymi relacjami. Fakt, że są wychowywane w duchu patriotyzmu, pozwala im identyfikować się jako Ukraińcy i silne osobowości”.
A jak sama Łesia Jaruczyk radzi sobie z wojną? Jak psycholog radzi sobie ze wszystkimi problemami, które pojawiają się podczas konsultacji? „Dobre pytanie”, mówi. W końcu to prawda, że wojna dotyka i dotyka każdego w kraju. „Oczywiście, czujesz się wyczerpany. I nie ma powodu, żeby temu zaprzeczać; to zupełnie normalne, że czujesz się zmęczony w takich okolicznościach”. Sama polega na świadomym odnajdywaniu radości w „podstawowych”, bardzo prostych rzeczach, aby stworzyć przeciwwagę dla otaczającego ją horroru.
„Podstawowe rzeczy, które pomagają się uziemić – jak poranna kawa. Albo wyjście na balkon i po prostu słuchanie śpiewu ptaków o poranku. Albo praca w ogrodzie, grzebanie palcami w ziemi. Albo oglądanie filmu z rodziną… Wszystkie te rzeczy tworzą poczucie normalności. Przywracają poczucie bezpieczeństwa”.
Worzel: Kiedy nadeszli Rosjanie
Zmiana scenerii: Teraz jesteśmy w Worzelu, na przedmieściach stolicy Kijowa. Przestronny, przypominający park kompleks mieści sierociniec. Trzy lata temu, podczas rosyjskiego natarcia na Kijów, wjechały tu czołgi.
„To były bardzo trudne dni: Rosjanie zniszczyli wszystko, co teraz tu odbudowują” – mówi dyrektorka Tatuada Lynar. „Nie było niczego podobnego do tego, co widzicie dzisiaj; wszystko zostało zniszczone, nawet małe boisko sportowe, wszystko zostało zrównane z ziemią”. Dzieci ewakuowano w porę w kierunku Borodianki.
„Ale podczas okupacji wielu ludzi, wielu cywilów, pozostało tu. Niektórzy z moich kolegów, którzy zostali pomimo okupacji, zostali tu zabici. Na ulicy leżały zwłoki. To nie była sfingowana akcja, jak twierdziły rosyjskie media, ale rzeczywistość… A dla nas to był wielki szok, gdy ośrodek został odbity. To był wielki szok zobaczyć, co Rosjanie zrobili w ośrodku przeznaczonym dla dzieci”.
Tatuada Lynar, rezolutna kobieta o farbowanych na rudo włosach, jest z wykształcenia lekarką. Jej podejście do pracy edukacyjnej charakteryzuje się miłością i cierpliwością wobec tych sierot, które często przeżywały trudne chwile; wiele z nich było naocznymi świadkami śmierci swoich rodziców. „Są dzieci, które, gdy trafiają do naszej placówki, reagują agresywnie na psychologów i lekarzy; dlatego musimy rozpatrywać każdy przypadek indywidualnie, być cierpliwymi i dawać tym dzieciom czas. Przy zatrudnianiu personelu ich empatia jest dla mnie priorytetem, jeszcze przed oceną ich kwalifikacji, ponieważ dla mnie najważniejsze jest podejście emocjonalne”.
Dzieci w Worzelu są gotowe do adopcji. „Istnieje lista oczekujących rodzin oczekujących na adopcję i lista oczekujących dzieci do adopcji”. Dyrektorka twierdzi, że nie ma nic wspólnego z decyzją o tym, które dziecko trafi do której rodziny; decyzję tę podejmują władze lokalne: „To mi odpowiada, bo inaczej miałabym zbyt wiele obowiązków”.
Wojna wpływa nie tylko na emocje dzieci, ale także dorosłych, jak podkreśla. „To rzeczywistość, w której każdy w taki czy inny sposób doświadcza cierpienia. Nie ma nikogo wśród moich pracowników, kto nie doznałby krzywdy lub straty w wyniku wojny. Stracili dom lub bliską osobę – albo ktoś z ich bliskich walczy na linii frontu. Emocjonalnie jest to niezwykle trudna rzeczywistość dla wszystkich, z którą trzeba się pogodzić i żyć”.
Dzieci w sierocińcu powinny być jak najbardziej świadome trudnej sytuacji na Ukrainie. „Staramy się jak najbardziej odwrócić ich uwagę od tej rzeczywistości, organizując różne uroczystości i zabawy, które pozwalają im żyć w swoistym równoległym świecie. To samo dotyczy moich pracowników. Zawsze im powtarzam, że jak tylko przyjdą do pracy i zamkną drzwi, powinni zostawić wszystkie swoje łzy i ból za drzwiami, aby mogli w pełni zaangażować się w życie dzieci tutaj”.
Idealny świat? Niemożliwe!
W ten wrześniowy dzień świeci słońce; małe sieroty bawią się na nowym placu zabaw podarowanym placówce przez Zakon Maltański. Zdjęcia dzieci, które zostały stąd adoptowane, wiszą na korytarzu domu dziecka.
Idealny świat? Niemożliwe! Według Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci – UNICEF (dane z wiosny 2025 r.), ponad 2500 dzieci zostało rannych lub zabitych na Ukrainie od czasu rosyjskiej inwazji; rzeczywista liczba jest prawdopodobnie znacznie wyższa. Jedno na pięcioro dzieci straciło bliskiego krewnego lub przyjaciela. Zniszczonych zostało ponad 1600 szkół i innych placówek edukacyjnych.
Z powodu zagrożenia nalotami wielu nastolatków utknęło w piwnicach na długi czas, zamiast bawić się lub relaksować z rówieśnikami. Średnio około dwoje na pięcioro dzieci uczy się online lub w ramach zajęć łączących naukę online i stacjonarną. „Średnio skutkuje to deficytem edukacyjnym wynoszącym dwa lata w czytaniu i rok w arytmetyce”. Pracownica organizacji pozarządowej „Save the Children” mówi nam w Kijowie, że liczba przypadków przemocy wobec dzieci na Ukrainie gwałtownie wzrosła. Dodaje z goryczą: „Jak zawsze na wojnie”…
Tło
We wrześniu 2025 r. autor tekstu, Stefan von Kempis, redaktor naczelny niemieckojęzycznych redakcji Radia Watykańskiego/Vatican News uczestniczył w zorganizowanej przez Zakon Maltański podróży po Ukrainie. W serii podcastów opowiada o swoich spotkaniach z ludźmi i dramacie wojny.
Zakon Maltański jest obecny na Ukrainie od ponad trzydziestu lat. Od początku wojny w lutym 2022 r. we wspólnym wysiłku wszystkich swoich stowarzyszeń, korpusów pomocowych i około 1000 wolontariuszy (zarówno zagranicznych, jak i ukraińskich) zapewnia pomoc medyczną, społeczną i psychologiczną, a także bezpieczne schronienie dla osób przesiedlonych na Ukrainie i w krajach sąsiednich.
Pomoc dotarła dotychczas do około czterech milionów osób. Ponad 10 000 ton pomocy humanitarnej zostało rozdzielonych w ponad 70 różnych miejscach; 300 000 osób otrzymało pomoc na granicach, a ponad sześćdziesiąt schronisk zostało utworzonych dla osób przesiedlonych. Ponadto w 2022 r. Zakon przyczynił się do otwarcia kliniki protetycznej we Lwowie, aby pomóc ofiarom wybuchów min. Do dziś dostarczono tam ponad 250 protez. Dzięki wsparciu finansowemu w wysokości ponad osiemdziesięciu milionów euro zaangażowanie Zakonu Maltańskiego na Ukrainie jest największym od czasów II wojny światowej.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.


