Adam Kossowski – malarz nieznany – najnowsza wystawa w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej
21 października 2025 | 16:40 | Barbara Sułek-Kowalska | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Fot. Kolekcja Muzeum Archidiecezji WarszawskiejNajnowsza wystawa w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej – „Adam Kossowski (1905-1986). Sztuka i obietnica” – to prawdziwy rarytas nie tylko dla miłośników sztuki, ale i dla badaczy historii Polaków w trudnym XX wieku.
Adam Kossowski jest nad Wisłą twórcą więcej niż zapomnianym, jest artystą prawie całkowicie nieznanym. Nic dziwnego, bo urodzony w 1905 r. wprawdzie świetnie zaczął karierę już przed wojną, ale rok 1939 wywrócił jego życie tak mocno i dramatycznie, że Kossowski już nigdy do Polski nie wrócił, a wręcz został w niej zamilczany. Przeżył koszmar sowieckich łagrów nad Peczorą i powrót do świata z Armią Andersa, znał go „polski Londyn”, przy jego dziełach modlili się – i nadal się modlą – angielscy katolicy w licznych kościołach na Wyspach Brytyjskich. Do tego był mężem wybitnej redaktorki i publicystki emigracyjnej, Stefanii Kossowskiej, bliskiej współpracownicy „samego” Mieczysława Grydzewskiego, co zapewne spowodowało w kraju jeszcze większą ciszę wokół artysty.
A przecież dzieło zostawił ogromne. W samym tylko Muzeum Archidiecezji jest skatalogowanych niemal 750 jego prac. Zjechały do Polski po śmierci artysty w 1986 roku, zabezpieczone dzięki wysiłkom księdza Andrzeja Przekazińskiego, dyrektora legendarnego Muzeum Archidiecezji lat stanu wojennego, które przygarniało wtedy odrzuconą przez oficjalne ośrodki kulturę.
Sztuką dziękował Bogu
Kurator wystawy, dr Ewa Korpysz, pięknie wydobyła ważny rys nie samej tylko twórczości, ale i osobowości Adama Kossowskiego. Oto bowiem w listopadzie 1944 roku uratowany z sowieckiej niewoli i nieco podleczony już artysta bierze udział w międzynarodowym konkursie sztuki sakralnej, International Art Competition, i wysyła tam dwa obrazy: Zwiastowanie (według rysunku z łagru) oraz Weronikę (Jezus niosący krzyż). Weronika zdobyła drugą nagrodę i przyniosła Kossowskiemu uznanie. Wkrótce potem prezes Stowarzyszenia Artystów Katolickich, rzeźbiarz Philip Lindsey Clark, zaprosił Kossowskiego do Rady Stowarzyszenia. Ale nie tylko sukces był ważny – mówi dr Ewa Korpysz – bo w ten sposób, tymi obrazami, artysta zaczął realizować łagrowe ślubowanie, że jeśli przeżyje to poświęci swoją sztukę Bogu.
– Tej obietnicy – podkreśla pani kurator – pozostał wierny przez całe artystyczne życie. Sztuka religijna była dla niego nie tylko dziedziną najważniejszą, ale i osobistym świadectwem wdzięczności – wypełnieniem obietnicy złożonej w łagrze.
W 1950 roku ów Philip Lindsey Clark przedstawił Kossowskiego ojcu Malachiaszowi Lynchowi, przeorowi zakonu karmelitów w Aylesford. Średniowieczny klasztor, który mnisi musieli opuścić w XVI wieku, w 1949 roku wrócił do nich i przystąpiono do jego odbudowy.
– Kossowski spędził tam 20 lat i wykonał gigantyczną pracę, czyli kompleksowy wystrój opactwa: zobaczymy tam ponad setkę jego dzieł, głównie obiektów ceramicznych – mówi dr Ewa Korpysz – a na naszej wystawie liczne rysunki, projekty i gwasze z czasu pracy w Aylesford.
Ze studyjnego wyjazdu do opactwa, razem z dyrektorem Muzeum Archidiecezji dr Piotrem Kopszakiem, wrócili zachwyceni. Z wcześniejszej korespondencji z karmelitami wynikało, ze nikt już nie pamięta polskiego artysty.
– Tymczasem przywitał nas ojciec Richard Copsey, który jako nowicjusz poznał naszego Adama Kossowskiego i dobrze go pamięta, a nawet opowiedział nam piękna anegdotę – przypomniał dr Piotr Kopszak otwierając 9 października wystawę „Sztuka i obietnica”, w obecności metropolity warszawskiego abp Adriana Galbasa SAC. Otóż młody człowiek porządkując kaplicę, spotkał Kossowskiego, który objaśniał gościom symbolikę swoich dzieł. Ojciec Richard wykorzystał okazję, by dopytać o znaczenie dekoracji. Kaplica świętych karmelitańskich ozdobiona jest postaciami kobiet po prawej stronie ołtarza i mężczyzn po lewej – ale jedna z postaci kobiecych pozostała bez podpisu. Artysta wyjaśnił, że chciał w ten sposób uhonorować wszystkie nieznane święte kobiety. „A dlaczego nie ma bezimiennego świętego mężczyzny?” – spytał ojciec Richard. „A czy byli jacyś?” – odparł Kossowski.
– Dodatkową satysfakcją – opowiadał mi dr Piotr Kopszak po powrocie z tej studyjnej wizyty – był widok kościołów katolickich, które odwiedziliśmy szukając prac Adama Kossowskiego, a jest ich wiele, blisko pięćdziesiąt. Życie w nich kwitło, to nie były uśpione parafie, jakby się mogło wydawać na podstawie różnych opowieści. I Adam Kossowski nam to pokazał.
Na wystawie zobaczymy projekty tych wszystkich prac, które teraz zdobią angielskie kościoły: stacje Drogi Krzyżowej, głowy i całe postacie świętych, Matki Bożej i Chrystusa, a nawet projekty posadzki. Projekty – dodajmy – nie tylko na kartonach, bo są także przykłady ceramicznych prac Adama Kossowskiego, który godzinami sam je przygotowywał w starej londyńskiej manufakturze ceramicznej Fulham Pottery, w zabytkowym piecu, często w drobniejszych rozmiarach, które potem łączył w wielkoformatowe reliefy ceramiczne. Wielka praca pani kurator nad tym zbiorem zaowocowała wystawą, którą naprawdę trzeba zobaczyć.
Podróż polskiego żołnierza
Kiedy kilka miesięcy temu wpadłam na chwilę do Muzeum Archidiecezji. Dr Ewa Korpysz, kuratorka wystawy „Sztuka i obietnica”, zaprosiła mnie do pracowni, gdzie trwała już praca nad zawartością licznych tek, kartonów i skrzyń z pracami Adama Kossowskiego. Ich bogactwo było oszałamiające: niezliczone szkice z obszernymi dopiskami i to nie tylko o kolorach, portrety i portreciki piórkiem i pędzlem, gwasze i akwarele z obfitością pejzażu angielskiego, włoskiego, greckiego, bo państwo Stefania i Adam Kossowscy chętnie podróżowali.
– Opowiadała mi Stefania Kossowska, że ich wyprawy, czy w Anglii, czy nad Morzem Śródziemnym, były całkowicie podporządkowane Adamowi – opowiada prof. Rafał Habielski, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego. – Adam zatrzymywał samochód w dowolnym miejscu, jeśli go zainteresowało, wyciągał sprzęt i szkicował, rysował, malował bez wytchnienia, a ona siedziała obok – tak prof. Habielski zapamiętał opowieści Stefanii Kossowskiej o ich podróżach.
Profesor Habielski jako badacz emigracyjnych mediów spędził wiele czasu w Londynie, a nawet cieszył się gościną w domu pani Stefanii Kossowskiej. W jego książce „Polski Londyn” znajdziemy wzruszające zdjęcie nieistniejącej już pracowni Adama Kossowskiego, na poddaszu domu pod numerem 49, przy Chesilton Road, w dzielnicy Chelsea.
– To był wspaniały dom, może niewielki, ale wysmakowany w kolorach i dekoracjach – wspomina – prawdziwy dom artysty, z salonem na ostatnim piętrze, bo wyżej była już pracownia. Z wielkim stołem i wielkim oknem.
Podkreśla, że Stefania Kossowska była wielkim wsparciem dla męża i promotorką jego dzieła – a jako prawdziwa kronikarka życia kulturalnego „polskiego Londynu” miała wszak duże możliwości. Po śmierci męża (1986) wydała własnym sumptem album jego prac „Adam Kossowski. Murals and Paintings” z tekstami Tadeusza Chrzanowskiego i Tymona Terleckiego oraz karmelity o. Martina Sankeya OCarm.
Zarówno w tym skromnym albumie, jak i na warszawskiej wystawie osobną część stanowią prace z cyklu „Podróż polskiego żołnierza”. Pod tym prostym tytułem kryje się dramatyczna historia Adama Kossowskiego, który – jak wszyscy żołnierze II Korpusu – popularnie nazywanego Armią Andersa – przeszedł wcześniej przez sowieckie łagry. W jego przypadku był najpierw areszt – został ujęty gdy w 1939 roku próbował przekroczyć granicę z Rumunią – i wiele miesięcy więziony w Charkowie, a potem odbył upiorną podróż na Syberię, do owianej złowrogą legendą Republiki Komi. W obozie Kossowski, dzięki rysowanym portrecikom ratując się od śmiertelnego głodu, przeżył duchową przemianę. We wspomnianym albumie znajdziemy wywiad, który przeprowadził z nim o. Martin Sankey, karmelita. Kossowski mówił mu: „…gdy bowiem byłem tak głęboko pogrążony w tym nieszczęściu i bliski śmierci, przyrzekłem sobie, że jeśli wyjdę z tej nieludzkiej krainy, złożę Bogu podziękowania. Waham się, czy nazwać to ślubowaniem, była to raczej obietnica złożona samemu sobie, ale później zacząłem uważać to za mój obowiązek…[korzystam z przekładu MAW – BSK].
W 1944 roku – już w Londynie, już w wolnym świecie – przedstawił wystawę „Polish soldiers journey”- „podróż polskiego żołnierza”. W Muzeum Archidiecezji stanowi ona osobną część wystawy, a jej kuratorem jest dr Piotr Bernatowicz. Wiąże się z nią tajemnicza dramatyczna historia obrazów, które artysta namalował wcześniej jako świadectwo łagiernika, a które zniknęły. I to w czeluściach… polskiego Ministerstwa Informacji w Londynie.
A było to tak: po tym, jak w lipcu 1941 roku podpisany został układ Sikorski – Majski, Kossowski został zwolniony z łagru 22 września 1941 roku. Po wielu miesiącach trudnej podróży, między innymi otwartymi barkami po Amu-darii, dotarł do Uzbekistanu, gdzie tysiące Polaków, wielu z rodzinami, czekało w wioskach i kołchozach na organizację oddziałów polskiej armii. Dopiero w marcu 1942 roku, zostali dołączeni do Armii Andersa i po kolejnych podróżach dopłynęli do portu Pahlevi w Iranie. Stamtąd Kossowski pojechał do Teheranu, następnie dotarł do Palestyny. Został zatrudniony po przybyciu do Wielkiej Brytanii w 1942 roku, ale następne miesiące spędził w szpitalach.
W 1943 roku, na zlecenie Ministerstwa, Kossowski namalował szesnaście gwaszy ze scenami z sowieckiego łagru. Była to – być może – pierwsza w historii polska dokumentacja życia w Gułagu, sporządzona przez naocznego świadka. Gwasze, niestety, znalazły się pod „opieką” ówczesnego sekretarza Ministerstwa, Jana Drohojowskiego, który wkrótce wyjechał do Warszawy i zaczął współpracę z zainstalowaną tam władzą z moskiewskiego nadania. Po obrazach ślad zaginął, na szczęście Kossowski zrobił sobie wcześniej zdjęcia – dla własnej dokumentacji – i spróbował odtworzyć prace. I w czerwcu 1944 r. przedstawił swoją pierwszą indywidualną wystawę w Londynie, właśnie Polish Soldier’s Journey. Rysował i malował – choć bardzo powściągliwie – dramatyczne sceny z życia łagierników, uzbeckie wioski, drogę do Persji, podróż statkiem do Wielkiej Brytanii. Kilkanaście z nich – mocne świadectwo tamtych czasów – zobaczymy na wystawie.
Nie opuszczę Cię aż do śmierci
Na zakończenie tej pięknej historii należy się czytelnikom kilka słów o Stefanii Kossowskiej, którą artysta malował wiele razy – co zobaczymy na wystawie. Para poznała się we Włoszech, w 1938 roku, gdzie Adam przebywał na stypendium Funduszu Kultury Narodowej im. J. Piłsudskiego, aby poznać bliżej techniki ścienne – mozaiki, freski, sgraffiti, ale także zobaczyć obrazy w największych galeriach Rzymu, Florencji czy Paryża. Adam miał już za sobą pierwsze sukcesy, w tym rekonstrukcję ”Ostatniej Wieczerzy” na Jasnej Górze i dekoracje kaplicy na naszym sławnym transatlantyku m/s ”Batory”. I był asystentem warszawskiej ASP.
Stefanię (1909-2003), piękną i bystrą dziennikarkę, poznał na Sycylii. Była panną z dobrego domu, gdyż jej ojcem był wzięty adwokat Stanisław Szurlej, doktor nauk prawnych, pułkownik Wojska Polskiego, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej, po wojnie założyciel Instytutu Sikorskiego w Londynie.
Ślub młoda para wzięła od razu po powrocie z wojaży, w październiku 1938 roku i to gdzie – w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła w Okrzei, gdzie został ochrzczony Henryk Sienkiewicz. Na pamiątkę tego dnia Adam namalował Portret żony w ślubnym kostiumie. I został w Okrzei na dłużej, bo zaprojektował i wykonał tam polichromie i sgraffita (przemalowane po wojnie przez innego artystę).
Wybuch wojny zastał go przy pracy w jakimś kościele, wiec Stefania – zapewne licząc, że mąż ją zaraz znajdzie – posłuchała ojca zagrożonego niemieckimi listami proskrypcyjnymi i razem z rodzicami wyjechała. Szukała potem męża i to jej zawdzięczamy, że odnalazła go – schorowanego – już na listach uratowanych z sowieckiej niewoli i postarała się, aby jak najszybciej został skierowany do Anglii i trafił do szpitali.
A potem żyli długo i bardzo, bardzo twórczo. Z dala od utraconej Polski – w wielkim patriotycznym zaangażowaniu – razem przez długie lata. I ta wspaniała wystawa – choć zatytułowana „Adam Kossowski. Sztuka i obietnica” opowiada tak naprawdę o nich obojgu.
„Adam Kossowski. Sztuka i obietnica” – wystawa czynna od 9 października 2025 do 1 marca 2026. Kurator dr Ewa Korpysz.
Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, ul. Dziekania 1
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.












