Kolędnicze tradycje na Kaszubach wciąż żywe
23 grudnia 2025 | 16:06 | Dawid Gospodarek | Wdzydze Ⓒ Ⓟ
Fot. Muzeum – Kaszubski Park Etnograficzny we Wdzydzach/YouTubeArchiwalne nagrania, spotkanie pokoleń i żywa tradycja stały się inspiracją dla filmu dokumentalnego „Idziemy dla pradziadka!”, zrealizowanego dla Muzeum – Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach. Jego reżyserka i scenarzystka, Ewelina Karczewska-Luhm, opowiada o fenomenie rodu Gruchałów, dla których grudniowa wędrówka w mrozie to coś więcej niż zabawa – to „otwieranie drzwi na strych” i żywy dialog z tymi, którzy odeszli. Dlaczego dorosły mężczyzna płakał w wojsku z tęsknoty za byciem Gwiżdżem i czy współczesne muzeum potrafi jeszcze rozpalić iskrę dawnych tradycji?
Dawid Gospodarek: Proszę przybliżyć kaszubską tradycję kolędowania.
Ewelina Karczewska-Luhm: Świętowanie Bożego Narodzenia, Nowego Roku i Trzech Króli, okresu zwanego w ubiegłych wiekach powszechnie „Godami”, składa się z wielu starszych niż chrześcijaństwo elementów, pochodzących z różnych kultur, religii i tradycji. To echa antycznych rytuałów i obrzędów towarzyszących zimowemu przesileniu słonecznemu, związanych także z kultem przodków oraz praktykowaniem magii agrarno-wegetacyjnej. Słowianie obchodzili tzw. Szczodre Gody, których ważnym elementem był obok powszechnej radości z odrodzenia słońca również kult zmarłych.
Na Kaszubach kolędników nazywa się gwiżdżami…
Postać gwiżdża nawiązuje do opowieści o stróżu nocnym, który dawniej chodził po wsi i gwizdaniem obwieszczał, że zaczyna się cisza nocna albo sygnalizował, że dzieje się coś niebezpiecznego np. pożar.
Jak wyglądała taka kolędnicza grupa?
Prastarym zwyczajem po wsiach wędrowali zamaskowani przebierańcy zwani m.in. dziadami, gwiazdkami, gwiazdorami, gwiżdżami, czy paneszkami (na Kaszubach Północnych). Wraz z przewodnikiem zespołu odzianym w słomiany płaszcz – gwiazdorem, kolędowały maszkary zwierząt – najczęściej tura, niedźwiedzia, wilka, jelenia, kozy, byka, krowy, barana, konia, bociana, koguta, małpy i wielbłąda, postacie ludzkie: kominiarz, policjant, dziad z babą, Żyd, muzykanci oraz istoty nadprzyrodzone: diabeł i śmierć. Dawniej kolędnikom towarzyszyły żywe zwierzęta, które z czasem symbolicznie zastąpiono wymyślnymi przebraniami. Ich obecność związana była z zapewnieniem płodności, urodzaju i bogactwa w nadchodzącym roku. Taki orszak kolędniczy, złożony niemal wyłącznie z mężczyzn stanu wolnego, z życzeniami pomyślności, obfitości i szczęścia na przyszły rok, odwiedzał kolejne domostwa, śpiewając kolędy, harcując i swawoląc, za co otrzymywał poczęstunek lub pieniądze.
Jak trafiła Pani na ród Gruchałów i co było impulsem do przygotowania o nich filmu?
Jestem „zbieraczem opowieści” – przez ponad dziesięć lat pracowałam jako dziennikarka, ale też jako reżyserka i scenarzystka filmów dokumentalnych: „Ze śmiercią na Ty”, „Na psa urok”, „Historie w sieci zaplątane”, czy „Kalejdoskop wspomnień”. Wraz z zespołem archiwistów prowadzimy Multimedialne Archiwum Gminy Sulęczyno. Współpracowałam wtedy również z Muzeum – Kaszubskim Parkiem Etnograficznym we Wdzydzach w zakresie promocji. Na social mediach instytucji opublikowaliśmy fragmenty filmu archiwalnego „Gwiazdka” z 1973 roku, który na zlecenie muzeum we Wdzydzach zrealizowali Jerzy Hoga i Bogdan Zubrzycki. Jest to opowieść o grupie kolędniczej z Nowej Wsi (powiat kartuski), której przewodził Bronisław Gruchała. Ponad pół wieku później do Muzeum – Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach napisał prawnuk Bronisława, Marcin Gruchała z Danachowa. Potwierdził on, że kolejne pokolenia tejże rodziny kontynuują tradycję, a część strojów kolędniczych z archiwalnego filmu przetrwała. Bartosz Stachowiak z Działu Upowszechniania i Promocji w muzeum, zaproponował, żeby tę historię przenieść na ekran i chętnie na to przystałam. Wraz z Andrzejem Juńskim, operatorem kamery, wyruszyliśmy do Danachowa, żeby posłuchać opowieści o prawie 100-letniej tradycji kolędniczej rodziny Gruchałów. W realizacji filmu w zakresie nagrywania dźwięku pomagał również mój mąż, Łukasz Luhm.
Tytuł filmu „Idziemy dla pradziadka!” sugeruje, że ta wędrówka nie jest tylko zabawą, ale rodzajem zobowiązania czy hołdu składanego przodkom. Czy w trakcie pracy nad filmem czuła Pani, że dla tych mężczyzn to rzeczywiście forma takiej relacji z tymi, którzy odeszli?
Jako że rodzina Gruchałów wcześniej nie widziała filmu archiwalnego w całości, to pojechaliśmy do Danachowa, żeby wspólnie obejrzeć dokument. To był moment wielu wzruszeń. Gdybym mogła usłyszeć głos moich przodków w filmie, to byłoby dla mnie wyjątkowe przeżycie. Można więc wyobrazić sobie, co czuła najbliższa rodzina, która usłyszała jak pradziadek Bronisław opowiada o kolędowaniu. Nawet nam z ekipy filmowej łezka kręciła się w oku. To z pewnością było dodatkową, dużą motywacją dla kolędników z Danachowa, żeby z jeszcze większą siłą sprawczą kontynuować dzieło przodków. Przyszedł też moment, w którym Marcin Gruchała, prawnuk Bronisława zdecydował, że kolędowanie w 2024 r., kiedy realizowaliśmy film, będzie się odbywało z intencją dla pradziadka. Stąd pomysł na tytuł.
Ród Gruchałów jest wyjątkiem, czy też taka potrzeba ciągłości i kultywowanie tradycji jest powszechniejsze na Kaszubach?
Wydaje mi się, że tak. Są miejscowości na Kaszubach, w których jest to tradycja kultywowana z pokolenia na pokolenie. Np. w Chmielnie albo w Tuchlinie. Mam nadzieję, że młodzi będą się angażować w kolędowanie i gwiżdże przetrwają.
W filmie widzimy poruszający moment, gdy dorosły mężczyzna wspomina płacz w koszarach wojskowych z powodu niemożności pójścia z Gwiżdżami. Jak udało się Pani zbudować takie zaufanie, by wydobyć tę wrażliwość z – wydawałoby się – twardych, kaszubskich mężczyzn?
Jadąc do rodziny Gruchałów po opowieści nie wiedziałam, jak to będzie. A spotkało mnie tam dużo rodzinnego ciepła i życzliwości. Zostaliśmy serdecznie przyjęci przez panią Dankę i pana Zbyszka, za co jestem bardzo wdzięczna. Lubię pracę z ludźmi i zbierając historie przez lata nauczyłam się, że uśmiech i empatia, to klucze do serca człowieka. W życiu tak bywa, że pogoda ducha i zrozumienie, to światełka, które rozświetlają szarą codzienność, a bywa ona trudna. Miałam też szczęście, bo pan Zbyszek jest mężczyzną, który nie bał się okazywać emocji i już od pierwszych chwil czuliśmy się „swojsko” w swoim towarzystwie. To człowiek z sercem na dłoni. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja do spotkań oraz rozmów. Może ktoś w przyszłości, może za 50 lat zrealizuje film o kolejnych pokoleniach w rodzinie Gruchałów, które będą kolędować. Wtedy powstanie warkocz czasu z trzech „pasemek pokoleń”, które mimo że świat pędzi coraz szybciej, zacieśniają się i są trwałe.
Bohaterowie porównują grupę kolędniczą do wojska, mówią o fizycznym bólu, mrozie, dźwiganiu ciężarów. Dzisiejszy świat ucieka od dyskomfortu. Co, Pani zdaniem, mobilizuje dziś tych młodych chłopaków do tego, by dobrowolnie poddawać się temu rygorowi?
To pytanie warto byłoby zadać kolędnikom. Wydaje mi się, że wpływ mogą mieć tradycje rodzinne, ale też chęć przeżycia czegoś nowego. Poczucia, że działa się wspólnie w grupie. Mobilizacją mogą też być względy finansowe.
Gwiżdże chodzą w nocy, w śniegu, wchodzą do prywatnych domów, prowokują chaos i zabawę. Czy reakcje i otwartość gospodarzy na takich gości współcześnie różnią się od dawniejszych? W filmie widzimy stare i współczesne kadry. Co z tej tradycji przeminęło, może bezpowrotnie?
Dobre pytanie. Na pewno dawniej kolędnicy nie przemieszczali się busem. Tylko jak opowiada w filmie pan Zbyszek, duże odległości pokonywali pieszo. Z perspektywy relacji międzyludzkich – wydaje mi się, że dawniej ludzie byli „bliżej siebie”. Nie oddzielały nas monitory telefonów i komputerów, tylko na przeciwko był drugi człowiek. Ludzie wspominają wspólne zabawy, gry w karty. Na kawę nikt się nie zapowiadał, tylko po prostu przychodził. W czasie świąt czekało się na kolędników. Dzieci chowały się do szaf i udawały wieszaki, albo ukrywały się np. w stodole. Z tego co wybrzmiewa we wspomnieniach niektórych mieszkańców Kaszub, to przebierańcy nie przejmowali się za bardzo zamieszaniem, które wiązało się z ich wizytą. Robili bałagan, przestawiali rzeczy w domach, kozioł i bocian gonili panny, kominiarz smarował twarze domowników. Zaznaczyć należy, że dawniej kolędnicy byli bardziej… bezwzględni. Teraz mają na uwadze dobro i komfort rodzin, które odwiedzają. Nadal jest zabawa i swawole, ale już w mniejszym natężeniu.
Film powstał dla Muzeum we Wdzydzach. Jak widzi Pani rolę współczesnego muzealnictwa – powinno ono tylko konserwować stare, by można było podziwiać i wspominać? Czy może ma potencjał, by być rzeczywistym kustoszem żywej tradycji, a może nawet wykrzesać iskrę, by tradycję na nowo rozpalić?
Film jest dowodem na to, że muzeum we Wdzydzach nie tylko zachowuje opowieści o tym, co było, ale też „przygląda się” teraźniejszości. Rejestruje zmiany, jakie zachodzą na przełomie lat. Aktualnie zbieram dla wdzydzkiego skansenu opowieści z terenu Kaszub, Kociewia i Borów Tucholskich. Jesteśmy „muzeum w drodze” i staramy się być uważni na historie, które dzieją się aktualnie, bo mamy świadomość, że teraźniejszość szybko traci termin ważności i staje się przeszłością. Mam nadzieję, że opowiadając o tradycji i tym, jaka jest ona ważna dla niektórych, zachęcimy innych, żeby się tym tematem zainteresowali.
Czy po spędzeniu czasu z grupą Gruchałów, po zobaczeniu tego trudu i radości z bliska, Pani perspektywa na okres świąteczny i tę tradycję się zmieniła?
Opowieść o rodzinie Gruchałów pokazała mi, jaką siłę może mieć tradycja rodzinna. I jak ważne jest, żeby się w tym wspierać i motywować. Życzę Marcinowi i jego całej rodzinie dużo zdrowia i sprawczości, żeby ich kolędowanie trwało przez kolejne pokolenia.
Co może sprzyjać i kultywowaniu i rozpopularyzowaniu tej kolędniczej tradycji, by zachęcić zwłaszcza młodych do kolędowania po staremu? Co dla współczesnych może być w tym atrakcyjne?
Podobne pytanie usłyszałam niedawno, ale dotyczyło języka kaszubskiego. W muzeum stworzyłam serię zabawnych filmików „trudy Trudy”, w których biorą udział pracownicy skansenu. Zależy nam, żeby promować język kaszubski w lekki sposób. Sprawić, aby niektóre ze słów stały się modne. Mamy nadzieję, że z czasem zaczną one naturalnie przenikać do świata popkultury. Czy podobnie może być z tradycją kolędowania? Żeby młodzi się nią żywo zainteresowali, trzeba by było opowiedzieć im o tym w atrakcyjny dla nich sposób. Być może za pomocą social mediów? Influencerów? Może warto o to zapytać młodsze pokolenia? Czego potrzebują?
***
Film „Idziemy dla pradziadka” obejrzeć można na kanale wdzydzkiego muzeum:
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

