Drukuj Powrót do artykułu

Abp Martyniak: Kościół, Bóg i modlitwa były dla mnie najważniejsze

06 lipca 2014 | 08:55 | Rozmawiał Paweł Bugira Ⓒ Ⓟ

– Kościół, Bóg i modlitwa zawsze były dla mnie najważniejsze – mówi w rozmowie z KAI abp Jan Martyniak, który w tym roku obchodzi trzy jubileusze: 75. urodziny, 50-lecia kapłaństwa i 25-lecia sakry biskupiej. Pierwszy po wojnie biskup Kościoła greckokatolickiego w Polsce i metropolita przemysko-warszawski dziękuje Bogu i ludziom za pomoc oraz za wszystkie trudności, bo one „uczyły pokory”.

KAI: Rozmawiamy przy okazji trzech ważnych dla Księdza Arcybiskupa jubileuszy. Jak wyglądała droga do kapłaństwa Ekscelencji?

Abp Jan Martyniak: Trudno powiedzieć, o drodze do kapłaństwa, bo to jest pewna tajemnica Boga i odpowiedź człowieka. Na pewno jest to wielka łaska. Związane jest ono z Matką Bożą Międzygórską – Matką Bożą Śnieżną i pięknym sanktuarium w górach Masywu Śnieżnika, gdzie już od drugiej klasy bywałem na pielgrzymkach. Jest to kopia obrazu Matki Bożej z Mariazell. Z tą górą związane było moje życie. Tam w 1961 r. jako kleryk do Mszy służyłem świętemu Janowi Pawłowi II.

KAI: Bardzo wcześnie Ksiądz Arcybiskup stracił ojca.

– To bardzo smutna, ale zarazem ciekawa historia. Ojciec został wcielony do armii rosyjskiej, a potem w 1942 r. w Drohobyczu dostał się do niewoli. Był w obozie jenieckim pod Dreznem. Później przeniesiony został pod Berlin i tam umarł. Tak więc ja ojca właściwie nie pamiętam. A mama nie wiedziała, gdzie on jest. Dopiero w memoriale w internecie ukazały się dokumenty z obozu i wtedy jeden z księży wydrukował je i przesłał mi. Mam dokument, gdzie ojciec umarł i gdzie jest cmentarz z mogiłą zbiorową żołnierzy, w której jest pochowany. Wybieram się tam w tym roku. Przez lata wiedzieliśmy tylko, że umarł, ale dopiero teraz, w roku jubileuszowym, dostałem tę wiadomość.

KAI: Z kolei w czasie wojny mama ukrywała w budynkach gospodarczych Żydów.

– Była to rodzina żydowska ze Spasa, gdzie się wychowywałem. Mama ich przechowywała, często ludzie tak pomagali. Była to rodzina wielodzietna. Kiedyś tam zajrzałem i jak dziś widzę wystraszone oczy tych biednych dzieci. Później wyjechaliśmy na Śląsk.

KAI: To były czasy, kiedy Kościół greckokatolicki nie mógł oficjalnie istnieć. Ksiądz arcybiskup kształcił się we Wrocławiu w seminarium rzymskokatolickim.

– Tak. Potem biskup skierował mnie na studia. Do Rzymu mnie nie puszczono, przez 10 lat odmawiano mi paszportu, mieli jakiś paragraf ze względów na bezpieczeństwo państwa. Ksiądz biskup Paweł Latusek skierował mnie wtedy na Akademię Teologii Katolickiej w Warszawie.

KAI: Jako kapłan podlegał wtedy Ksiądz Arcybiskup rzymskokatolickiemu biskupowi wrocławskiemu. Jak wyglądała droga do duszpasterstwa we wspólnocie greckokatolickiej?

– Gdy mieszkaliśmy w Spasie, uczestniczyłem w liturgiach greckokatolickich, ale już wtedy wywożono księży na Sybir. Potem w Polsce nie było takiej możliwości i jako grekokatolicy należeliśmy do Kościoła łacińskiego. Dopiero od 1956 r. Kościół greckokatolicki zaczął być tolerowany przez władze komunistyczne.
Przy podziale diecezji wrocławskiej, byłem wikariuszem w Głogowie, który znalazł się w diecezji gorzowskiej. Potem zostałem wikariuszem w Międzyrzeczu i w katedrze w Gorzowie. Wtedy zmarł ks. Włodzimierz Hajdukiewicz, duszpasterz greckokatolicki w Legnicy.

W 1974 r. chciałem wyjechać do Argentyny na misje i co ciekawe, paszport dostałem bardzo szybko, w ciągu miesiąca. Gdy już miałem wyjeżdżać, ks. Teodor Majkowicz i ks. Stefan Dziubyna przyjechali do księdza biskupa Wilhelma Pluty i prosili, żebym mógł przejść do Legnicy. Biskup – świątobliwy człowiek wielkiej zacności – chciał żebym został w Polsce i zgodził się na Legnicę. Ja również na to przystałem. Wtedy prymas Wyszyński dał dekret, mianujący mnie duszpasterzem w Legnicy. Tu warto przypomnieć, że sakramenty, nawet bardzo długo przyjmowane w jednym Kościele, nie zmieniają obrządku. Dlatego święcenia, choć z rąk biskupa łacińskiego, były przynależne do Kościoła wschodniego, gdzie byłem chrzczony. Wtedy wróciłem do swojego obrządku. Ale już wcześniej miałem z nim kontakt, najpierw jako kleryk, potem jako ksiądz, bo jeździłem na Łemkowszczyznę, odprawiałem Msze i prowadziłem rekolekcje.

KAI: Jak Ksiądz przyjął wiadomość o nominacji biskupiej?

– Dobrze wiedziałem, jakie czekają mnie trudności. Z drugiej strony wszyscy cieszyliśmy się z tego, że będzie można coś więcej zrobić.

KAI: Zawołaniem biskupim stały się słowa: „Najświętsza Bogarodzico, zbaw nas”.

– To jest stare zawołanie do Matki Bożej. Ona jest tą, która zrodziła Chrystusa, dała największą łaskę. To jest Pośredniczka u Pośrednika. Encyklika „Do Królowej Niebios”, mówi, że Matka Boża jest wszechmocą błagającą na kolanach. A my mamy w brewiarzu przepiękne modlitwy do Matki Bożej. Jedna z nich brzmi: Ja wiem, że Ty wszystko możesz jak zechcesz. Inna to: Nie osądź mnie Panie za grzechy, bo za mnie modli się Twoja Rodzicielka.

KAI: Przyszło Księdzu Arcybiskupowi budować struktury diecezji niemal od podstaw.

– Pewne struktury były, bo stworzyli je wikariusze generalni: ks. Bazyli Hrynek i później ks. Stefan Dziubyna. Nie było to jednak jeszcze uformowane. Prawdziwa formacja zaczęła się od 1991 r., kiedy odnowiono diecezję, która zasięgiem obejmowała całą Polskę. Wtedy zaczęły się wędrówki po wszystkich parafiach. Było to kilkadziesiąt placówek, które wcześniej nie nazywały się parafiami. Obliczyłem, że do dzisiaj zrobiłem ponad 2 miliony 200 tysięcy kilometrów.

KAI: Przełom lat 80. i 90. to dość burzliwy okres, zmaganie się z wieloma przeciwieństwami.

– Problemów, trudności, a nawet konfliktów było bardzo wiele. Pewne stereotypy i zaszłości pokutowały. Nie ma się co dziwić ludziom, rozgoryczonym po wojnie, po różnych bardzo ciężkich przejściach.
Nasza diecezja, licząca wcześniej 1,2 mln wiernych została praktycznie bez niczego. Księża nie mieli mieszkań, samochodów. O wszystko trzeba było się starać. Wielką pomoc udzieliły nam niemieckie organizacje kościelne.

KAI: Patrząc z perspektywy ponad 20 lat, wydaje się, że te trudności udało się pokonać, diecezja się uformowała, kontakty międzyludzkie również się poprawiły.

– Również dzięki temu, że z niektórymi kolegami studiowałem na ATK, np. ks. Józefem Michalikiem, czy ks. Edwardem Samselem. Gdy już zostaliśmy biskupami, nawiązywały się bardziej otwarte kontakty.
Z ówczesnym starszym pokoleniem niełatwo było rozmawiać. Często bowiem mówiło się: jesteście Kościołem katolickim, to chodźcie do kościoła łacińskiego, po co wam greckokatolicki. Nieznajomość wschodniego prawa kanonicznego, liturgii, to wszystko hamowały.

KAI: Jak Ksiądz Arcybiskup postrzega współistnienie dwóch obrządków – tu, w Przemyślu i w Polsce?

– To są ziemie, gdzie kultury: ormiańska, ukraińska, polska i żydowska, bardzo się przenikały. To są tereny bardzo bogate w tradycje. Wielość kultur, obrządków, to było coś pięknego, co wzbogacało. Należy na to patrzeć jako na bogactwo całego narodu.

KAI: Ojciec Święty Jan Paweł II był zawsze przychylny, wręcz przyjazny Kościołowi greckokatolickiemu.

– Zawsze, wystarczy spojrzeć na jego dokumenty przesyłane na ważne rocznice dla naszego obrządku. Pamiętał o tym. Dzięki niemu w Polsce powstała metropolia i odnowiły się struktury także na Ukrainie.

KAI: Wydaje się, że społeczność ukraińska radzi sobie w Polsce dobrze. A jak radzi sobie duchowo? Diecezje są rozległe, parafie oddalone od siebie, ludzie rozproszeni.

– Diaspora jest rzeczywiście trudnością. Ale statystycznie, 60 procent ludzi jest w cerkwiach. Trudność jest natomiast w państwie, gdzie nie ma pracy i młodzież wyjeżdża. To dotyka jednego Kościoła i drugiego, Polaków i Ukraińców. Tylko, że jeśli z parafii łacińskiej wyjedzie 100 osób, to proboszcz tak tego nie odczuje, jak u nas 10 osób. To jest cud, że kilkadziesiąt tysięcy naszych wiernych, utrzymuje 80 księży. To świadczy o tych ludziach, o ich pobożności, przywiązaniu.

KAI: Co jest największą bolączką, a co radością metropolity przemysko-warszawskiego?

– Największą radością jest to, że jest Kościół, są struktury, powołania, księża, że są modlący się ludzie. To jest dla mnie bardzo ważne, że jest wiara, przywiązanie do cerkwi, że jest spokój, że mamy swoje cerkwie. Bolączki są takie, jak i w Kościele łacińskim: sprawy młodzieżowe, emigracja, zaczyna się coraz więcej rozwodów i małżeństw na próbę.

KAI: Co było dla Ekscelencji najważniejsze w kapłańskim życiu?

– Cóż dla kapłana może być ważniejszego poza Kościołem, Bogiem i modlitwą. Nie ma ważniejszych rzeczy. To jest służba i to taka w dzień i w nocy.

KAI: Co chciałby Ksiądz Arcybiskup, w dniu potrójnego jubileuszu, powiedzieć kapłanom i ludowi?

– To, co mam napisane na obrazku jubileuszowym: „Bądźcie w modlitwie wytrwali i czuwajcie w niej z podzięką” (por. Kol 4,2). Gdy jest modlitwa, to jest kontakt z Bogiem. Gdy jest kontakt z Bogiem, to jest kontakt z człowiekiem. Jest kontakt z człowiekiem, to się tworzy wspólnota. Jak nie ma modlitwy, to nic nie ma, wszystko jest zewnętrzne. My robimy dużo zewnętrznych rzeczy, dużo ruchów, ewangelizacji. A św. Jan Vianney nie tworzył żadnych ruchów, a pod koniec jego życia nie było chyba lepszej parafii od Ars. On się modlił.

KAI: Czym są dla Księdza Arcybiskupa obchodzone w tym roku jubileusze?

– To czas łaski, podziękowania Bogu, dobrym ludziom, księżom, wszystkim, bo wiele pomogli. Nawet tym, którzy robili trudności, bo uczyli pokory.
***

Swój potrójny jubileusz abp Jan Martyniak będzie świętował w dniu swoich imienin, w poniedziałek 7 lipca, w archikatedrze przemyskiej obrządku greckokatolickiego. Początek Świętej Liturgii o godz. 10.00.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.