Drukuj Powrót do artykułu

Kościół, który nie służy najbiedniejszym może nie spotkać Jezusa

28 marca 2021 | 18:45 | Piotr Dziubak (KAI) | Ferrara Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Mazur / catholicchurch.org.uk

Dwa tysiące włoskich parafii przyjęło imigrantów – mówi w rozmowie z KAI włoski arcybiskup Giancarlo Perego, zwany „biskupem imigrantów”. Arcybiskup Ferrary-Comacchio zwraca uwagę na schizofrenię polityków i opinii publicznej w sprawie imigrantów, których państwa Unii Europejskiej potrzebują jako siły roboczej, a jednocześnie nie chcą im przyznać żadnych praw. Przestrzega przed tym, by pomaganie krajom pochodzenia migrantów nie stało się przykrywką dla niechęci do ich przyjmowania w Europie. Wskazuje, że „Kościół który nie służy najbiedniejszym, ryzykuje tym, że nie spotka Jezusa Chrystusa”.

KAI: Księże Arcybiskupie, czy politycy, nie tylko we Włoszech, nie traktują imigrantów trochę tak, jak traktowano Pana Jezusa w Niedzielę Palmową? Wołają: „Hosanna!”, kiedy potrzeba, a potem już nawet nie udają, że będą czekać aż do Wielkiego Piątku?

– Tak, to prawda. Z jednej strony rządy krajów Unii Europejskiej coraz bardziej potrzebują siły roboczej w postaci imigrantów, szukają ich. Z drugiej zaś jak tylko imigranci proszą o jakieś prawa dla siebie, spotykają się z odrzuceniem, ze śmiercią w morzu, albo pozostają na granicach Unii Europejskiej. Panuje coś w rodzaju schizofrenii w świecie polityki, ale też wśród opinii publicznej w sposobie, w jaki pojmuje ona zjawisko imigracji.

Luigi Pirandello przytoczył takie słowa, którymi można by zilustrować świat imigracji: „Jeden, nikt, sto tysięcy”. „Jeden” imigrant – jeśli potrzebujemy go w naszym domu. A we Włoszech milion dwieście tysięcy rodzin ma opiekunkę dla kogoś w rodzinie albo pokojówkę. O „sto tysięcy” imigrantów występuje włoski przemysł, który co roku ma o 15 proc. więcej miejsc pracy niż napływa imigrantów. „Nikogo” – kiedy nie mamy takiej potrzeby. To bardzo utylitarystyczny sposób patrzenia na zjawisko imigracji.

W centrum tych kwestii nie stawia się zupełnie praw, jakie przysługują imigrantom, tzn. prawa do tego, żeby mogli sobie ułożyć życie, żeby uznać ich tytuły ze studiów, żeby byli w końcu uznani jako osoby. Polityka imigracyjna Europy i krajów Unii wykazuje się deficytem jeśli chodzi o ochronę praw imigrantów.

Teraz, w czasie COVID-u, wszyscy schowali się za hasłem: ochrona sanitarna, zapominając, że imigranci poza ochroną życia mają także wielki problem z ochroną sanitarną. Znowu zbudowaliśmy jakąś formę odmowy ze względu na sytuację prawnie usprawiedliwioną pandemią, bo trzeba zabezpieczyć zdrowie mieszkańców krajów Unii. Zapominamy przy tym, że prawo do ochrony zdrowia jest też prawem tych, którzy proszą nas o azyl.

KAI: Papież Franciszek w czasie swojej podróży do Iraku powiedział, że dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebne są konkretne gesty a nie słowa. Jakie konkretne gesty powinni zrobić dzisiaj chrześcijanie, politycy, wspólnoty wobec imigrantów?

– Te konkretne gesty są zbudowane wokół czterech słów, które przekazał nam papież: przyjęcie, ochrona, promocja, integracja.

Przede wszystkim przyjęcie, ponieważ dla tych osób, które ruszają w podróż, najważniejszym celem jest, żeby zostać przyjętym. System przyjęć w naszych krajach jest bardzo słaby. W Europie mamy prawo do azylu, tzw. rozporządzenie dublińskie, które ma już trzecią wersję. Trzeba, żeby to rozporządzenie w końcu zaczęło przybierać konkretne formy przyjęcia, także w krajach Europy Wschodniej, które są temu niechętne. Chodzi o to, żeby przyjmowanie imigrantów było obowiązkiem solidarności wszystkich krajów europejskich, a nie tylko krajów granicznych.

Kwestia ochrony dotyczy uznania prawa do azylu, chociaż nie chodzi tu tylko o samo prawo do azylu, ale również o prawo do ochrony socjalnej dla ofiar handlu ludźmi, prawo do ochrony czasowej dla osób, które na określony czas opuszczają kraj pochodzenia i powrócą do niego na przykład po ustaniu katastrofy pogodowej. Imigranci z powodu zniszczonego środowiska naturalnego to już 30 proc. wszystkich imigrantów. Papież w encyklice „Laudato si’” podniósł tę kwestię. Przyjmowanie zobowiązuje do konkretnych gestów i potrzebuje rozporządzenia, które uczyni każde państwo europejskie za to odpowiedzialnym. Ochrona wymaga stworzenia systemu praw, które zabezpieczą imigrantów pod względem prawa do azylu, ochrony socjalnej, ochrony humanitarnej, ochrony uzupełniającej i każdej innej, nowej formy, która może okazać się bardzo ważna. Ochrona nie oznacza, że mamy tylko patrolować Morze Śródziemne, ale że ma ona służyć chronieniu życia tych, którzy zdecydowali się na tę podróż. Ta ochrona została pozostawiona dzisiaj tylko organizacjom pozarządowym. Niestety Unia Europejska nie troszczy się o to, zwiększyła tylko kwestie bezpieczeństwa granic. Doszło do tego, że organizacje pozarządowe, które realizują pomoc uzupełniającą zostały oskarżone o współudział w handlu ludźmi. Europa nie widzi, albo udaje, że nie widzi, że to właśnie organizacje pozarządowe są wyrazem solidarności Europy.

Kwestia promocji zobowiązuje do przejrzenia tego wszystkiego, co dotyczy ochrony w miejscu pracy, pomocy w znalezieniu pracy. Bardzo często nielegalny, nieuregulowany pobyt jest okazją do wykorzystywania w miejscu pracy. I to w Europie! Uznanie dyplomów, tytułów naukowych to kolejna kwestia związana z promocją. A także sprawiedliwe wynagrodzenie. We Włoszech za taką samą pracę imigrant dostaje 30 proc. niższe wynagrodzenie od miejscowego pracownika, ponieważ ma mniejsze kwalifikacje. To powtarza się w innych krajach europejskich. Zatrudnia się i szuka pracownika do nisko kwalifikowanych prac. Nie patrzy się, jak można by waloryzować tytuły zdobyte przez imigranta na studiach w jego kraju, żeby go wypromować, a w konsekwencji, żeby mieć lepszego fachowca, żeby nauczyć się szukać bogactwa w świecie imigracji.

I wreszcie kwestia integracji zobowiązuje do konkretnych gestów. Na przykład w szkole. W jaki sposób przyjmujemy do szkoły ucznia, który przybywa z zagranicy? Dzisiaj we Włoszech 10 proc. uczniów pochodzi ze 190 krajów. A na przykład w naszym regionie Emilii Romanii to już jest 25 proc. wszystkich uczniów. 80 proc. procent tych uczniów urodziło się już we Włoszech, ale na przykład nie mają włoskiego obywatelstwa. To kolejny bardzo ważny element w procesie integracji.

KAI: Kilka dni temu we włoskiej polityce znowu pojawiła się kwestia ius soli…

– Ius soli i ius culturae pozwoliłyby na przyznanie obywatelstwa tym uczniom w bardzo szybki sposób. Dzięki temu mogliby oni w pełni i aktywnie uczestniczyć w życiu społeczeństwa. Nie mogą pozostawać wyłączonymi. Ius soli i ius culturae powinno pozwolić na udział w wyborach administracyjnych. Tego niestety nie ma Włoszech. Paradoksalnie te osoby mieszkają we Włoszech, tu płacą podatki, wypełniają tu wszystkie swoje obowiązki, a nie mają podstawowego prawa do udziału w wyborach, żeby zdecydować, kto ich będzie reprezentował. I to na poziomie własnego miasta. W Cesarstwie Austro-Węgierskim prawo do udziału w głosowaniu było dużo bardziej zagwarantowane niż dzisiaj w demokracji. To absurd. Wtedy nawet mniejszości miały to prawo. Alcide De Gasperi, jeden z założycieli zjednoczonej Europy, był przedstawicielem włoskiej mniejszości z Trydentu w parlamencie Cesarstwa Austro-Węgierskiego. We Włoszech mamy 5,5 mln imigrantów, którzy nie mają żadnego przedstawiciela z prawem głosu. Niestety pojawia się ryzyko, że imigrant, który uzyska jakieś prawa zostanie uznany za wroga, za niebezpieczeństwo dla demokracji!

KAI: Niektórzy politycy proponują organizowanie korytarzy humanitarnych albo pomoc imigrantom w ich krajach pochodzenia.

– Niektóre propozycje zrodziły się oddolnie, jak choćby korytarze humanitarne, w środowiskach różnych stowarzyszeń, jak np. Sant’Egidio, we włoskim Kościele, we włoskiej Caritas. To pozwala zabezpieczyć najsłabszych, niepełnosprawnych. Żeby się zaopiekować tymi osobami, przywozimy je do naszych krajów, do Europy. Ale jeśli będziemy wybierać, selekcjonować, kogo przywieziemy, to wtedy to cenne narzędzie stanie się dyskryminacyjne. Korytarze humanitarne powstały, żeby wzmocnić prawo do azylu dla osób, które nie mogą się przemieszczać.

Temat współpracy na rzecz rozwoju jest obecny od encykliki „Populorum progressio” Pawła VI do „Fratelli tutti” papieża Franciszka. Przeszedł przez całe nauczanie Kościoła. Ale nie może to być uważane za alibi, żeby nie przyjmować osób, które chcą do nas przybyć. Mówi się bardzo dużo o pomocy na miejscu. A co się dzieje z obiecywanym umorzeniem długów tych państw? To też byłaby pomoc dla tych ludzi. To pomogłoby rozwinąć się biednym krajom. Współpraca na rzecz rozwoju zamiast się zwiększać, znacząco się zmniejszyła. W krajach rozwijających się bardzo często o rozwoju ekonomicznych decydują firmy międzynarodowe, które czasami są wręcz przedstawicielami niektórych rządów państw. Nie chciałbym, żeby ta chęć pomocy na miejscu była przykrywką do ukrycia niechęci do przyjmowania imigrantów.

KAI: Co pozytywnego, według Księdza Arcybiskupa, udało się zrobić w ostatnim czasie, na przykład w waszym regionie Emilia-Romania?

– Na pewno udało się nam upowszechnić przyjmowanie imigrantów. Jest to także owoc pracy włoskiego Kościoła. W naszych parafiach we Włoszech przyjęto ponad 30 tysięcy osób. Upowszechnienie przyjęcia imigrantów było bardzo ważnym procesem, który pozwolił odciągnąć od wielkich miast sporą grupę imigrantów, którzy często stawali się ofiarami przemocy i wykorzystania, także przez mafie. Upowszechnione przyjmowanie to także forma integracji w domach. We Włoszech bardzo dobrze udało się zrealizować program opieki nad małoletnimi imigrantami bez opiekuna. Pozwoliło to zapewnić naukę i opiekę małoletnim, którzy znaleźli się we Włoszech. Jest to owoc pracy stowarzyszeń i Kościoła katolickiego. Udało się przekonać rząd, żeby przyznać stypendia młodzieży, która stara się o azyl. To sprawiło, że ta młodzież mogła skończyć studia, zdobyć jakiś tytuł naukowy. Sporą grupę młodzieży imigracyjnej udało się włączyć w działania służby cywilnej. Byli tam aktywni a nie patrzyli z boku. To bardzo ważne. Inaczej ludzie widzieliby, że ci młodzi imigranci nic nie robią, chodzą po parkach. Ludzie uważaliby ich tylko za tych, których trzeba utrzymywać. Te narzędzia pozwoliły wywrócić to mylne patrzenie na imigrantów. Chodzi o to, żeby pozwolić imigrantom dać z siebie to co najlepsze, żeby włączyć ich do aktywnego działania w strukturach społecznych, żeby ich edukować, żeby mieli dostęp do szkolnictwa, żeby zająć się ich formacją zawodową.

KAI: Kiedy papież Franciszek zachęcał, żeby przyjmować w parafiach imigrantów, część duchownych protestowała, że plebania to nie miejsce do przyjmowania imigrantów, muzułmanów. Muszę nadmienić, że np. moja rzymska parafia wynajęła duże mieszkanie dla kilku rodzin imigrantów. I to grupy parafialne zajęły się pomocą dla tych rodzin. Parafia opłacała wynajem, nie proboszcz.

– Kiedy papież mówił, żeby każda parafia przyjęła jednego imigranta, rodzinę uchodźców, chodziło mu właśnie o to, żeby każda wspólnota parafialna wzięła na siebie ten ciężar, żeby ułatwić przyjęcie i integrację. Nie chodziło o to, żeby proboszcz na plebanii przyjmował imigrantów. Dwa tysiące włoskich parafii w taki właśnie sposób przyjęło imigrantów. Także wspólnoty zakonne podobnie zareagowały na apel papieża, udostępniając niektóre swe struktury dla imigrantów. Pozwoliło to ludziom pokonać niektóre stereotypy, że imigrant to tylko zło, co często jest upowszechniane przez mass media. Razem z uniwersytetem La Sapienza w Rzymie przeprowadziliśmy badanie, które wykazało, że na 2 mln artykułów opublikowanych w głównych mediach we Włoszech, 90 proc. łączyło słowo imigrant z pojęciem „nielegalny”, „imigrant bez pozwolenia”, „kryminalista”. Ludzie z naszych wspólnot czytając takie artykuły formują się do tego rodzaju opinii publicznej. Jeśli zatem ludzie w parafii widzą imigranta, który się uczy, pracuje, integruje się, tym samym zmienia się percepcja tych osób. Z innych badań wiemy, że 50 proc. osób uczestniczących regularnie w niedzielnej Mszy świętej uważa imigranta za niebezpieczeństwo.

KAI: Czym jest obmycie stóp w Wielki Czwartek w kontekście imigracji?

– Będziemy pamiętać, że Kościół który nie służy najbiedniejszym, ryzykuje tym, że nie spotka Jezusa Chrystusa w rzeczywistości, jaką są biedni, czyli w obliczu obecności Jezusa Chrystusa obok Słowa i obok Eucharystii. Myślę, że Wielki Czwartek będzie okazją to tego, żeby pamiętać o cierpieniu, jakie przeżywamy ze względu na COVID i jak wiele osób w tym czasie było dobrymi Samarytanami: księża, lekarze, pielęgniarki, wolontariusze. Jednocześnie będziemy pamiętać o 60 mln osób, które są zmuszone do pozostawienia swojego kraju i przyjazdu do naszych państw, do naszych miast i że może potrzebują tego obmycia stóp godnym przyjęciem, żeby zachować swą godność, godność osoby.

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.