Drukuj Powrót do artykułu

Abp Stankiewicz: W Rosji nastąpił restart imperialno, pseudomesjańskiej ideologii

13 grudnia 2022 | 15:00 | Marcin Przeciszewski i Krzysztof Tomasik | Warszawa Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Hubert Szczypek (KAI)

W rozmowie z KAI abp Zbigniew Stankiewicz mówi m. in. o postawie mniejszości rosyjskiej na Łotwie wobec wojny, relacjach ekumenicznych z prawosławiem i protestantami, opiece nad uchodźcami z Ukrainy oraz kreśli także zarys scenariusza filmu na temat swojej życiowej drogi do Boga i Kościoła.

„Logika postępowania Putina sięga czasów Iwana Groźnego, które są dobrze udokumentowane przez historyków. I wciąż ta sama linia w Rosji jest kontynuowana. W jej ramach doskonale mieściła się również sowiecka ideologia, z jej „ogólnoświatowym mesjanizmem”, obecnym zresztą w historii Rosji od kilku wieków. Zdawało się, że komunizm się rozpadł i błędy nie będą rozpowszechniane. Okazało się, że nastąpił restart imperialno, pseudomesjańskiej ideologii w nowym przebraniu z masowym poparciem dla Putina” – zwraca uwagę abp Zbigniew Stankiewicz i przypomina, że Matka Boża Fatimska w swoich objawieniach powiedziała, że „jeśli Rosja się nie nawróci to będzie rozpowszechniała swoje błędy po całym świecie”. Metropolita Rygi przypomina, że ludzie Europy środkowo-wschodniej mają inną wrażliwość niż ludzie Zachodu, dobrze znają logikę Rosji, gdyż doświadczyli jej na własnej skórze przez setki lat.

Publikujemy tekst rozmowy.

Marcin Przeciszewski. Krzysztof Tomasik (KAI): Jak postrzegana jest z Rygi wojna w Ukrainie?

Abp Zbigniew Stankiewicz: Nawiążę do osobistego wspomnienia. W styczniu byłem gościem honorowym na obchodach rocznicy Karola Wielkiego we Frankfurcie nad Menem. Mają one charakter modlitwy o jedność Europy oraz refleksji nad wspólnym dziedzictwem europejskiej kultury. Ich zwieńczeniem jest bardzo uroczysta Eucharystia w Katedrze Cesarskiej Świętego Bartłomieja (Karlsamt), której przewodniczy gość honorowy. Przedtem, po przyjęciu przez mera miasta i uroczystym przemówieniu w Sali Imperatorów Rzymskich (Kaisersaal) w Ratuszu, miałem spotkanie z szerszą publicznością i dziennikarzami w Haus am Dom (Dom przy Katedrze). Podczas tej rozmowy, a było to na miesiąc przed wybuchem wojny, spontanicznie wypaliłem: „Jeśli Władimir Putin zaatakuje Ukrainę, to my – kraje bałtyckie – jesteśmy następni, a potem także Polska. Jeśli nie będzie dialogu, będzie to bardzo niebezpieczne i może doprowadzić do sytuacji wojennej.

Martwiłem się, że za ostro powiedziałem, ale po miesiącu okazało się, że nie za ostro, były to swoiście prorocze słowa. Niedawno przeczytałem artykuł rosyjskiego historyka, który napisał: „Putin planował i nie zrezygnował z tego, że po Ukrainie zaatakuje kraje bałtyckie”. Czyli wygląda na to, że cały czas jesteśmy zagrożeni. Przypomnijmy, że my ludzie Europy środkowo-wschodniej mamy inną wrażliwość niż ludzie Zachodu. Dobrze znamy logikę Rosji, gdyż doświadczyliśmy jej na własnej skórze przez setki lat. Oczywiście nie mogę przewidzieć następnych konkretnych kroków Putina, ale z drugiej strony, po zrobieniu przez niego kolejnych kroków względem krajów, sąsiadujących z Rosją, dobrze rozumiem jego wewnętrzną logikę.

KAI: Czemu – zdaniem Księdza Arcybiskupa – Putin wywołał tę wojnę? Jakimi wartościami i celami się kieruje?

– Logika postępowania Putina sięga czasów Iwana Groźnego, które są dobrze udokumentowane przez historyków. I wciąż ta sama linia w Rosji jest kontynuowana. W jej ramach doskonale mieściła się również sowiecka ideologia, z jej „ogólnoświatowym mesjanizmem”, obecnym zresztą w historii Rosji od kilku wieków. Matka Boża Fatimska w swoich objawieniach powiedziała, że „jeśli Rosja się nie nawróci to będzie rozpowszechniała swoje błędy po całym świecie”. Zdawało się, że komunizm się rozpadł i błędy nie będą rozpowszechniane. Okazało się, że nastąpił restart imperialno, pseudomesjańskiej ideologii w nowym przebraniu z masowym poparciem dla Putina. Przez 20 lat skutecznie przeprowadzono „pranie mózgu” Rosjanom. Putin odwołał się do tego, co drzemało w „rosyjskiej duszy” i teraz wybuchło. A jest to bardzo niebezpieczne dla nas i całego świata.

KAI: Jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej. Powinniśmy się czuć bezpieczni?

– Mówiąc językiem łotewskich elit, obecnie czujemy się bezpieczni, gdyż jesteśmy w NATO i w Unii Europejskiej. Nasz wywiad mówi, że baza najnowocześniejszych rosyjskich śmigłowców, która znajduje się 70 km od naszej granicy jest pusta. Wszystkie poleciały na Ukrainę. Tak samo inne rosyjskie bazy wojskowe przy granicy są puste. Inaczej jest z Kaliningradem, ale to kwestia dotycząca Litwy i Polski. Putin doskonale zdaje sobie sprawę, że najliczniejsze jednostki NATO w krajach bałtyckich są na Łotwie. W ich ramach są Polacy, Hiszpanie, Włosi, Słowacy, a nawet Albańczycy. Głównymi odpowiedzialnymi za bazy na Łotwie są Kanadyjczycy. Bazy NATO w trzech krajach bałtyckich są jasnym sygnałem dla Rosji. Jest to nasza gwarancja bezpieczeństwa. Ponadto Putin osiągnął cel przeciwny do założonego, zamiast podzielić Zachód to go zjednoczył. To samo dotyczy Ukrainy.

KAI: Łotwa ma największą mniejszość rosyjską na swoim terytorium, ok. jednej trzeciej ludności. Jak sobie z nią radzi?

– Obecnie obowiązuje prawo, które zakazuje jakiejkolwiek propagandy popierania Rosji w jej wojnie przeciwko Ukrainie. Kilka dni temu został zamknięty na Łotwie kanał telewizyjny „Dożd`”, który wcześniej został wydalony z Rosji i dostał na Łotwie „zielone światło” dla swej działalności. Uzyskał licencję nadawania na całą Unię Europejską. Ale teraz licencja została im cofnięta ponieważ jeden z jego dziennikarzy powiedział, że na Ukrainie jest „nasza rosyjska armia” i trzeba zbierać środki, aby ją wspierać w kaski, ubrania zimowe, itd. To był kolejny przejaw postawy prorosyjskiej w działalności kanału. Podniosła się straszna wrzawa. Bowiem okazało się, że pomimo iż wydawało się, że są oni w opozycji do Putina, to jednak na tyle zostali przesiąknięci ideologią postsowiecko, prorosyjską propagandą, że nie mogą się jej pozbyć. Pod naciskiem władz łotewskich zwolniono najpierw tego dziennikarza, a w końcu kanał został pozbawiony licencji.

KAI: A jak wygląda sytuacja Kościoła prawosławnego na Łotwie? Już po wybuchu wojny władze łotewskie przyznały mu autokefalię. Jak to możliwe?

– Łotewski Kościół Prawosławny uzyskał niezależność od Patriarchatu Moskiewskiego na drodze ustawy sejmowej. Kiedy została ona uchwalona, liczni prawosławni dzwonili do mnie i pytali czemu ja ich nie bronię, ponieważ jest to wtrącanie się państwa w sprawy Kościoła. Jednak z punktu widzenia prawa kościelnego jest to trudno nazwać autokefalią, bo o tym muszą zadecydować odpowiednie instancje kościelne drogą wydania tak zwanego „tomosu” dla Kościoła prawosławnego na Łotwie, co w tym przypadku nie zostało zrobione.

Natomiast prawosławny metropolita Rygi na swojej stronie opublikował dyplomatyczny tekst, w którym informował, że praktyka duszpasterska i liturgiczna Kościoła prawosławnego na Łotwie pozostaje taka jak była. Metropolita wyjaśnił, że Kościół prawosławny na Łotwie jest niezależny, ale pozostaje w jedności z wszystkimi patriarchatami, czyli z Moskwą włącznie. Taka jest postawa Kościoła prawosławnego na Łowie. W sensie cywilnoprawnym nie są już zależni od Moskwy, ale faktycznie deklarują z nią jedność.

KAI: Jaką postawę łotewskie prawosławie przyjmowało w ostatnich latach?

– Kościół prawosławny na Łotwie jest w bardzo delikatnej sytuacji. Jego wierni są to przeważnie Rosjanie, którzy czują się związani z Moskwą i Rosyjskim Kościołem Prawosławnym. Jednak nie chcą być postrzegani jako „słudzy” Moskwy. Chcą zachować jedność duchową, ale rządzić się sami. Słyszałem, że kilka lat temu nasi prawosławni odmówili współpracy emisariuszom z Moskwy, którzy chcieli ich kontrolować. Zagrozili im, że mogą przyjąć taką postawę jak Kościół prawosławny w Estonii, który już na samym początku niepodległości ogłosił przyłączenie się do patriarchatu Konstantynopola (jednak dzisiaj w Estonii współistnieją struktury obydwóch patriarchatów). Słysząc to moskiewska delegacja zwinęła manatki i wyjechała zrozumiawszy, że jest granica, której nie można przekroczyć. Dziś Łotewski Kościół Prawosławny chce posiadać autonomię, ale nie zrywając więzi z patriarchatem moskiewskim.

KAI: Jak na wojnę w Ukrainie reaguje rosyjska mniejszość?

– Z definicji nie może być żadnych manifestacji prorosyjskich. Prawnie zakazano popierania agresji rosyjskiej na Ukrainę i za to można pójść do więzienia. Myślę, że jest sporo takich Rosjan, którzy są po stronie Rosji, ale nie mogą tego manifestować. Jednak są i tacy, co zrywają flagi ukraińskie, tłuką szyby w samochodach z ukraińskimi rejestracjami i wyzywają Ukraińców. Na szczęście są to odosobnione incydenty. Ukraińcy są świadomi, że Łotysze są po ich stronie. Na ulicach naszych miast jest więcej flag ukraińskich niż łotewskich. Kiedyś z księdzem greckokatolickim z Ukrainy szliśmy przez centrum Rygi i powiedziałem mu, że patrząc na liczbę ukraińskich flag wygląda to tak jakby nie Ukraina chciała wstąpić do Unii Europejskiej tylko Unia chciała wstąpić do Ukrainy, a Łotwa to już na pewno. (śmiech)

KAI: Na Łotwie żyje też dużo Białorusinów.

– W Rydze i pod Rygą mieszka dużo Białorusinów, którzy są rosyjskojęzyczni. Część z nich to katolicy. Modlą się po polsku, ale na co dzień mówią po rosyjsku. Przypomnijmy, że Łotwa to mieszanka etniczno-religijna. Jak upadł komunizm, kraj dzięki Bogu przeżył pokojową transformację. Walki toczyły się na poziomie politycznym, natomiast ludzie między sobą żyli i żyją pokojowo.

KAI: Od wieków dominującym wyznaniem na Łotwie był protestantyzm. Czy tak jest nadal?

– Luteran jest około 35 proc. a katolików ok. 20 proc. Można powiedzieć, że Ewangelicko-Luterański Kościół Łotwy ma najsilniejszą pozycję nie tylko w sensie wyznaniowym, ale i politycznym. Do niego należy najwięcej polityków w parlamencie. Premier i prezydent są luteranami. Głowa łotewskiego państwa ma za żonę ma katoliczkę i dzieci też są katolikami. Natomiast marszałek Sejmu jest katolikiem i znamy się bardzo dobrze.

Nasze relacje z Kościołem luterańskim są dobre. Z obecnym arcybiskupem luterańskim zaprzyjaźniłem się przed laty, jeszcze kiedy był on nauczycielem chemii a ja inżynierem. Jak na standardy luterańskie są oni bardzo konserwatywni. Kilka lat temu zwołali synod i zmienili swoją konstytucję wpisując, że pastorem może być tylko mężczyzna. Wybuchł skandal na cały świat luterański. Obecny arcybiskup luterański sprawuje urząd od 1993 roku, objął go niedługo przed przyjazdem Jana Pawła II na Łotwę, i w krótkim czasie wstrzymał ordynację kobiet. Były trzy pastorki, teraz nie ma ani jednej. U łotewskich luteran nie ma także zgody na pastorów zdeklarowanych gejów. W tym sensie jest to zdrowy Kościół.

Co ciekawe moja konsekracja biskupia odbyła się w zbudowanej w 1215 r. katedrze luterańskiej, która jako świątynia katolicka była pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Są tam relikwie naszego jedynego świętego biskupa Meinarda i naczynie chrzcielne z pierwszej katedry.

W czasie mojej konsekracji w tej świątyni odprawiono pierwszą katolicką Mszę świętą od czasów reformacji. Gośćmi byli prezydent, premier, marszałek Sejmu, deputowani, korpus dyplomatyczny i transmitowano to wydarzenie w pierwszym kanale telewizyjnym. Był to mój pomysł, gdyż moja katedra pw. św. Jakuba jest za mała. Luteranie się na to zgodzili. Ponadto była to udana prowokacja ekumeniczna. Po konsekracji przemówiłem do łotewskich luteran mówiąc, aby nie się bali, że chcę zabrać im katedrę, co wywołało salwę śmiechu i podziękowałem za gościnność. Trzy lata temu odbyła się tam także konsekracja mojego biskupa pomocniczego. Mam nadzieję, że mój następca też będzie tam wyświęcony.

KAI: Nigdy nie było zatargów z luteranami?

– Był zatarg o kościół św. Piotra z 1209 roku. Po upadku komunizmu był on zarządzany przez miasto. Luteranie walczyli o niego przez lata i się nie udawało go odzyskać. W pewnym momencie wsparli ich bałtyccy Niemcy, protestanci, którzy chcieli, aby kościół należał do nich. Zintegrowali się z Łotewskim Kościołem Luterańskim stając się jego autonomiczną częścią. Do gry włączył się niemiecki Bundestag, który wyasygnował 33 miliony euro na jego remont, gdyż świątynia znajdowała się w opłakanym stanie. Uzyskano też wsparcie prezydenta Niemiec. Zatem dzięki dużemu lobbingowi politycznemu łotewscy politycy się ugięli i oddali świątynię luteranom. My też chcieliśmy mieć prawo do tego kościoła i utworzenia przy nim parafii. Spór rozstrzygnęliśmy z arcybiskupem luterańskim polubownie. Powiedziałem arcybiskupowi, że ty zrobiłeś to, co należało do ciebie, jako do głowy Kościoła luterańskiego a ja zrobiłem to, co powinien zrobić przedstawiciel Kościoła katolickiego. Każdy spełnił swój obowiązek. Był to jedyny moment niezgody między nami.

Odtąd nasze relacje pozostają braterskie. Przypomnijmy, że na Łotwie nie było wojen religijnych, nie było przemocy, tylko zatargi. W czasie reformacji księża katoliccy, którzy chcieli być wierni Kościołowi katolickiemu zostali wydaleni z Rygi. Został też jeden klasztor katolicki sióstr, ale też nie zostały one z niego wyrzucone, tylko uległ likwidacji, gdy wszystkie zmarły.

KAI: Jak Łotwa radzi sobie z uchodźcami ukraińskimi?

– Oficjalnie mamy ok. 35 tysięcy uchodźców z Ukrainy, przeważnie są to kobiety z dziećmi. Na początku wojny przyjeżdżali do nas nawet przez Rosję, ale głównie przez Polskę. Łotysze przyjmują ich bardzo pozytywnie. Jeszcze przed wojną na Łotwie przebywało ok. 54 tys. Ukraińców. Część uchodźców zatrzymała się u swoich krewnych i znajomych, część w szkołach i ośrodkach dla migrantów. Kwestią uchodźców zajęły się głównie samorządy. Centrum Przyjmowania Uchodźców powstało w dawnym rektoracie Politechniki Ryskiej, gdzie bardzo sprawnie koordynowano pomoc.

KAI: Jak Kościół zajął się ukraińskimi uchodźcami?

– Opowiem o moim osobistym doświadczeniu. Przyszła do mnie parafianka z tzw. polskiego kościoła pw. Matki Bożej Bolesnej znajdującego się przy Pałacu Prezydenckim w Rydze. W 2009 r. wyjechała z rodziną z Moskwy ponieważ, jak mi powiedziała, po wojnie Rosji z Gruzją zrozumiała z mężem, iż w takim kraju nie można będzie żyć. Powiedziała mi, że ukończyła historię sztuki i chce pomagać dzieciom ukraińskim. Zaproponowała zorganizowanie zajęć plastycznych. Uznałem to za dobry pomysł i od razu go wsparłem. Wystąpiliśmy do władz miasta i otrzymaliśmy duże pomieszczenie w Centrum Przyjmowania Uchodźców. Nasza Caritas zorganizowała meble i przyrządy do malowania. Znalazł się też ukraiński artysta plastyk, który włączył się w inicjatywę. Potem zorganizowano oficjalną moją wizytę. Był szef Centrum Przyjmowania Uchodźców i byli dziennikarze. Porozmawiałem, obejrzałem, pomodliłem się z nimi, pobłogosławiłem i dałem wywiady dla telewizji i radia. Osiągnęliśmy bardzo pozytywny przekaz medialny. Następnie zorganizowano w kurii arcybiskupiej wystawę obrazów dzieci. Było ich kilkaset. Na wernisaż przyszło samych ambasadorów aż 16, oraz reprezentanci innych ambasad, łącznie z USA. Po tym wystawa stała się wydarzeniem międzynarodowym.

Zajęcia plastyczne, malowanie obrazów to dla dzieci swego rodzaju terapia. Zapamiętałem jeden obraz przedstawiający złamane w pół serce, które dwaj żołnierze próbują połączyć, a w tle znajdował się smok, który reprezentował Putina. Namalowała go 11-letnia dziewczynka, która na liczne pytania powiedziała m. in., że serce połączy się dopiero jak Ukraina wygra wojnę. Dużo dzieci malowało pieski i kotki, które musieli zostawić w rodzinnych domach. Często malowanym motywem malarskim byli także żołnierze ukraińscy.

Potem ambasador Francji, praktykująca katoliczka, poprosiła nas o wypożyczenie części obrazów na przyjęcie w ambasadzie z okazji święta narodowego Francji – Dnia Bastylii 14 lipca, gdzie przychodzą „grube ryby” z całej Łotwy. Zrobiono wystawę w pomieszczeniu tuż przy wejściu. Spotkała się ona ze znakomitym przyjęciem. Także rektor Akademii Sztuk Pięknych w Rydze był gotów udostępnić pomieszczenia uczelni, aby i mamy dzieci mogły malować obrazy pod okiem fachowców. Wystawa rysunków ma zawędrować nawet do Wenecji. Patronat nad nią objął patriarcha Wenecji. Ponadto odbywały się u nas liczne koncerty zespołów, które przyjechały z Ukrainy. Jeden z nich miał miejsce na dziedzińcu naszej kurii.

Fot. Archiwum abp. Stankiewicza

KAI: Jak wspomaga uchodźców wasza Caritas?

– Caritasem kieruje bardzo obrotna pani, była szefowa ryskiego Departamentu Spraw Socjalnych. Wraz z moim biskupem pomocniczym świetnie działają. Nasza Caritas jest bardzo skromna, ale działa dynamicznie. Obok organizacji i wspierania wspomnianych zajęć plastycznych, koncertów, zorganizowała transport opasek medycznych i wysłała na Ukrainę. Dowódca jednostki gdzie trafiły opaski poprosił o samochód do ewakuacji rannych i Caritas też to załatwiła.

KAI: Jak prezentuje się na Łotwie Kościół rzymskokatolicki?

– Jak już mówiłem jest nas 20 procent z liczącej mniej niż 2 mln mieszkańców Łotwy. Mamy cztery diecezje. Jesteśmy w trakcie przemian. Z powodu pandemii koronawirusa opustoszały kościoły. Luteranie niestety zamknęli kościoły zaraz po ogłoszeniu pandemii. Nasze świątynie władze chciały też zamknąć, ale się postawiłem i miałem w tym sprzymierzeńców w innych wyznaniach. Potem luteranie jak zobaczyli nasz sprzeciw, to zmienili zdanie, podobnie Żydzi. Argumentowaliśmy, że jeśli człowiekowi niezbędny jest chleb to sklepy są otwarte, a dla nas życie duchowe, nabożeństwa są równie niezbędne jak chleb. Dlatego kościoły powinny być otwarte. Władze to zrozumiały i świątynie pozostały otwarte. Obowiązywały limity. Na Mszy św. mogło być do 25 osób. Miałem osobistą satysfakcję, że katedra i inne kościoły ani jednego dnia nie były zamknięte dla wiernych.

KAI: Na ile opustoszały kościoły w tym okresie? Czy wierni powrócili?

– Mamy aktualnie ok. 60-80 proc. wiernych uczestniczących w nabożeństwach w porównaniu ze stanem sprzed pandemii. Praktyka religijna zależy od parafii. Ale musimy też zwrócić uwagę, że w ciągu ostatnich trzydziestu lat Łotwa straciła jedną trzecią ludności. Mieliśmy 2,7 mln mieszkańców, a teraz jest poniżej 2 mln. Ludzie głównie wyemigrowali do Wielkiej Brytanii i Irlandii, gdzie jest aktualnie około 200 tys. Łotyszy. Mamy do czynienia także z dużo wyższą umieralnością. Jesteśmy świadkami demograficznej zapaści. W ubiegłym roku na 34 tys. zgonów urodziło się tylko 17 tys. dzieci.

KAI: Czy i na ile społeczeństwo łotewskie dotyka przychodząca z Zachodu sekularyzacja?.

– Na pewno jest problem z młodzieżą, poniewż jest jej bardzo mało. Dużo zależy od proboszcza. Jak potrafi z nimi nawiązać kontakt to młodzi ludzie przychodzą do kościoła. Dostaliśmy dofinansowanie projektu koordynatora pracy z młodzieżą. Pewna młoda kobieta po szkole ewangelizacji, mająca dorastające dzieci, dwie córki i syna, współpracuje z liderami odpowiedzialnymi za młodzież w każdej parafii. Zbiera informacje jaka jest sytuacja i koordynuje ich pracę. Podzieliła się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Podstawowa trudność polega na tym, że młodzi przychodzą do kościoła i nie czują się w nim jak w domu. Trzeba więc ich przyjąć, dać im przestrzeń i możliwość robienia czegoś. Problem jest nie tyle w postawie młodzieży, co w strukturach kościelnych, w ich podejściu do młodzieży. Jeśli dasz młodzieży przestrzeń to oni ją sami zagospodarują. Za czasów komunizmu wszystkie przestrzenie Kościoła zostały mu zabrane. Przy kościołach nie ma infrastruktury. Mój poprzednik zbudował w diecezji 23 kościoły, ale dbał głównie o miejsce do modlitwy. O infrastrukturze nie myślał, gdyż nie był w stanie jej zapewnić. Dlatego mamy kościoły bez infrastruktury. Po upadku komunizmu w szkołach można było wybierać naukę religii albo etykę. To zostało zmienione i teraz jeśli jest przynajmniej 10 uczniów w klasie, którzy chcą mieć lekcje religii to mają prawo do niej po południu, po zajęciach szkolnych. Niestety to nie działa, gdyż po południu dzieci i młodzież chcą być jak najszybciej w domu lub na jakichś zajęciach pozaszkolnych. Przy parafiach działają szkółki niedzielne przygotowujące do sakramentów. Zatem wiele zależy od zaangażowania proboszcza, czy młodzi ludzie odnajdą miejsce w Kościele, czy nie.

KAI: Jak wygląda łotewska rodzina?

– Tragicznie. Ilość rozwodów jest wyższa niż ilość zawieranych małżeństw. Ale są inne znaki nadziei. W 2002 roku uchwalono prawo legalizujące aborcję, ale co ciekawe, z roku na rok spada liczba aborcji. Od tego czasu spadła już pięciokrotnie. W sprawie aborcji wszystkie wyznania mówią jednym głosem: „Nie!” Drugi znak nadziei to spotkania małżeńskie. Międzynarodowe Stowarzyszenie „Spotkania Małżeńskie” założone przez Irenę i Jerzego Grzybowskich dotarło na Łotwę i dobrze działa. Rozwija się i działa „Kościół Domowy”. Była propozycja kursu dla zakochanych przygotowujących się do małżeństwa, co sfinansowało ministerstwo sprawiedliwości, ale potem rozpętała się nagonka w mediach świeckich i inicjatywa nie znalazła dalszego ciągu. Idea kursów była rewelacyjna i szkoda, że nie jest kontynuowana.

KAI: Na koniec naszej rozmowy chcielibyśmy zaproponować Księdzu Arcybiskupowi napisanie scenariusza do filmu pt. „Osobista droga Księdza Arcybiskupa do wiary i Kościoła”. Więc prosimy o jego zarys.

– Moja osobista droga zaczyna się od wiary rodziców i zostałem wprowadzony w praktyki religijne od wczesnego dzieciństwa. W wieku dziesięciu lat przyjąłem sakrament bierzmowania. W szkole podstawowej byłem w klasie jedynym wierzącym i praktykującym. W wieku dorastania, w szkole średniej, utraciłem wiarę i przez jakieś 10 lat byłem niewierzący. Próbowałem szukać szczęścia w sporcie i na studiach. Chciałem studiować fizykę jądrową lub cybernetykę. W końcu wybrałem tę drugą.

Ale po ukończeniu studiów dostrzegłem, że wszystkie moje fascynacje nie dają mi sensu życia. Ćwiczyłem karate potem jogę. M. in. codziennie rano stawałem na głowie. Co ciekawe to poprzez jogę i mistrzów duchowości wschodniej doszedłem do wiary. Pewnego dnia poszedłem spać jako nie wierzący a rano obudziłem się jako wierzący. Dostałem łaskę wiary w nocy. Obudziłem się ze świadomością, że Bóg istnieje. Nic o Nim nie wiem, ale wiem, że On istnieje i zacząłem Go szukać. Na początku zacząłem Go szukać w uprawianej przeze mnie jodze, gdyż ona obiecuje zjednoczenie z Bogiem. Jednak po pewnym czasie nastąpił kryzys, im więcej wysilałem się w praktykach duchowości wschodniej tym Bóg stawał się coraz dalszy. Dzięki temu kryzysowi powróciłem do punku wyjścia.

W październiku 1980 r. spotkałem młodych ludzi, którzy okazali się członkami podziemnej grupy ekumenicznej. Chrześcijanie różnych wyznań spotykali się po domach. Potrafili mi w zrozumiałym języku powiedzieć, że znaleźli Mistrza, którym jest Jezus Chrystus. Powiedziałem im, że szukam drogi do Boga. Oni odpowiedzieli mi, że taką drogę do Boga znaleźli. Zachęcali, żebym przyjął Jezusa jako Mistrza.

Przyjąłem więc Jezusa jako Mistrza i odbyłem 10 lat formacji chrześcijańskiej w tej grupie. Odnowiłem więź z Kościołem i jednocześnie byłem w tej grupie. Tak było od 1980 do 1990 roku. Dopiero w 1989 jak minął okres prześladowań i na fali pierestrojki wyszliśmy z podziemia. Założyciel oraz kilku członków naszej grupy przebywało do tego czasu w więzieniach.

Mimo że przez cały ten czas byłem zaangażowany i wkładałem całe serce, nie wiedziałem co mam dalej ze sobą robić. Przez rok modliłem się i prosiłem Boga, aby wskazał mi jaka jest moja prawdziwa tożsamość, jakie jest moje prawdziwe powołanie. Po roku poszedłem do ojca duchownego za namową jednej prawosławnej znajomej. Powiedziałem, że odczuwam 50 proc. „za” i 50 proc. „przeciw” temu, aby zostać kapłanem. Odpowiedź dostałem w ciągu trzech minut. Jakby zasłona spadła z moich oczu i zobaczyłem, że Bóg mnie powołuje. Powiedziałem Mu od razu „tak”. Doświadczyłem pokoju wewnętrznego i wewnętrznej wolności jakiej nigdy przed ani nigdy potem w życiu nie miałem. Byłem gotów wziąć Biblię i spytać dokąd Panie Boże mam iść. Rozeznawałem dalej swoje powołanie i powiedziałem ojcu duchownemu, że chciałbym studiować na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, żeby zdobyć jak najlepsze przygotowanie do misji jaką miałem pełnić. Zaoferował mi swoją pomoc. Było to 8 sierpnia 1990 roku a już w październiku przekroczyłem próg lubelskiej uczelni i rozpocząłem studia na wydziale teologii. Wszystkie drzwi przede mną się otwierały. Tak minęło sześć lat. Święcenia kapłańskie przyjąłem w 1996 r. w Rydze.

Już w trakcie studiów w Lublinie, będąc na czwartym roku, poszedłem więc do abp. Jānisa Pujatsa, mojego poprzednika na stolicy arcybiskupiej i powiedziałem, że sześć lat studiów to za mało. Tak bardzo byłem spragniony wiedzy o Bogu i teologii, że chciałem ją dalej pogłębić w Rzymie. Przyszły kardynał odpowiedział, że jest to możliwe, ale najpierw mam skończyć studia, przyjąć święcenia i popracować na parafii. Po święceniach odbyłem więc sześć lat kapłańskiej posługi. Na Łotwie było wówczas dużo pracy i mało księży. W sumie milczałem, nosząc w sercu pragnienie dalszego studiowania.

W wieku czterdziestu sześciu lat stwierdziłem, że w archidiecezji beze mnie mogą już dać sobie radę. Ale naszły mnie wątpliwości, czy może to są moje jakieś wybujałe ambicje. Ponownie poszedłem do ojca duchownego. Dostałem od niego mocnego „kopa”. Kazał mi iść do kardynała i zrobić wszystko, aby go przekonać, aby wysłał mnie na studia do Rzymu. Moje wątpliwości zniknęły. Kardynał wyraził zgodę, ale poprosił abym jeszcze rok popracował na miejscu. W 2002 r., w wieku czterdziestu siedmiu lat, pojechałem do Rzymu i tam przeżyłem wspaniały czas. Zrobiłem licencjat, a potem obroniłem doktorat, na podstawie którego powstała książka pt. „Dokąd zmierza Zachód ?”. Po dwóch latach po powrocie na Łotwę zrobili mnie metropolitą ryskim.

W 2008 r. książka ta została wydana za namową mego promotora we włoskiej serii „Wkład do teologii”. Nie miałem czasu na wydanie polskie i łotewskie. Dopiero epidemia covidowa mi w tym pomogła. Zatem książka ukazała się już po włosku, polsku i łotewsku, a teraz, przed przyjazdem do Polski, autoryzowałem ją w języku rosyjskim.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.