Drukuj Powrót do artykułu

Abp Ziemba: Ziemie Warmii zostały zjednoczone w Kościele

26 marca 2009 | 10:27 | Marcin Przeciszewski / ju. Ⓒ Ⓟ

O wyjątkowej specyfice Archidiecezji Warmińskiej opowiada KAI abp Wojciech Ziemba, tamtejszy metropolita. Tereny te przez wieki były miejscem krzyżowania się kultur.

Arcybiskup mówi też o niewyobrażalnych cierpieniach Warmiaków podczas sowieckiej ofensywy w 1945 r. Dziś – po powojennej wymianie ludności i wielu latach ateizacji – największym problemem jest zachęcenie ludzi świeckich do odpowiedzialnego udziału w życiu publicznym. Obudzeniu dojrzałej wiary służyć ma m. in. obecna peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego.

KAI: Archidiecezja Warmińska jest terenem jednych z największych w historii Europy przemian historycznych, kulturowych i ludnościowych – miejscem krzyżowania się kultur i narodów. Proces ten przebiegał poczynając od dawnych Prusów, Krzyżaków, poprzez okres Rzeczypospolitej, Państwa Pruskiego i Rzeszy Niemieckiej. Po II wojnie światowej Warmia znów przeszła do Polski. Jak ta wielowątkowa historia odbija się w dzisiejszej rzeczywistości archidiecezji warmińskiej?

Abp Wojciech Ziemba: Dziś po okresie PRL-owskiej pustki, jesteśmy na etapie odkrywania tego niezwykłego bogactwa historii. Powiedziałbym, że ziemie te – mimo kolejno następujących po sobie struktur państwowych – zostały zjednoczone w Kościele.

Archidiecezja Warmińska powstała w 1243 r. na gruncie dawnych Prusów oraz kolonistów z krajów Europy zachodniej: Niemiec, Holandii, Danii, Szwecji czy Anglii.

Wbrew obiegowym schematom postrzegania historii, Prusowie – choć byli zmuszani do przyjęcia wiary chrześcijańskiej – nie zostali wybici przez Krzyżaków. Krzyżacy, którzy stworzyli tu struktury kościelne, jednocześnie budowali swe struktury administracyjne w oparciu o ludność miejscową. Sami Krzyżacy stanowili bardzo niewielką elitę. Śledząc księgi liturgiczne odnajdujemy przez długi czas wskazania miejscowych biskupów, że należy głosić kazania w języku pruskim w tych miejscowościach, gdzie była ich większość. Wójtami czy zasadźcami w większości byli ochrzczeni Prusowie. Biskupi nakazywali uczenie katechizmu również w języku pruskim. Potem język ten wyginął na rzecz niemieckiego i polskiego. Na północy państwa krzyżackiego przeważał język niemiecki, a na południu język polski.

Warto zaznaczyć, że Diecezja Warmińska została założona jako jedna z czterech diecezji pruskich. Na jej obszarze wydzielono terytorium stanowiące uposażenie biskupa i kapituły katedralnej. Biskup i kapituła na swoim terenie sprawowali także władzę świecką aż do okresu reformacji. W 1457 r. biskupem warmińskim został wybrany Eneasz Piccolomini, znany humanista, wcześniej biskup Sieny. Świadczy to, że ten region znany był dobrze w Europie, a miejscowe biskupstwo było bardzo atrakcyjne. Stanowi też dowód szerokich horyzontów kapituły warmińskiej. W kilka lat później Piccolomini został papieżem obrawszy imię Piusa II. Był on więc pierwszym papieżem z terenów Polski, co zresztą przypomniał kard. Karol Wojtyła w kazaniu w Olsztynie w roku 1965 z okazji 20-lecia polskiej organizacji kościelnej na Warmii. Drugim takim przykładem jest Mikołaj Kopernik, jeden z największych uczonych doby renesansu, który był administratorem tutejszych dóbr kapitulnych.

W okresie przynależności do Rzeczpospolitej po pokoju toruńskim w 1466 r., aż do pierwszego rozbioru, język polski coraz bardziej dominował na Warmii. We Fromborku jest kaplica polska, co świadczy, że nawet w północnej części diecezji żyły duże grupy ludzi, które modliły się po polsku. To spotkanie kultur odnajdujemy w sztuce i w literaturze. Okres panowania Rzeczypospolitej z punktu widzenia kultury, był jednym z najświetniejszych. Pozostawił wspaniałą spuściznę architektoniczną w postaci polskiego baroku. Przez długie wieki, nawet w okresie rozbiorów, używano mszału z dodatkiem świętych czczonych w Polsce.

KAI: Jednak rozbiory zamknęły ten wspaniały okres prosperity na Warmii…

– Mimo przyłączenia Warmii do Prus, biskupi warmińscy, nawet biskupi niemieccy, dbali o prawa miejscowej ludności do modlitwy w ich języku ojczystym. Do połowy XIX wieku drukowano na ich polecenie księgi liturgiczne w języku niemieckim i polskim. Dopiero w II poł. XIX wieku rozpoczęły się naciski w kierunku niemczyzny, ale mało skuteczne. Wprowadzał je stopniowo rząd pruski pozostający w nurcie ewangelickim. Przykładem niewielkiej skuteczności wprowadzania niemczyzny są chociażby objawienia Matki Bożej w Gietrzwałdzie, gdzie Maryja przemówiła właśnie po polsku, czyli w języku zrozumiałym dla dzieci z parafii gietrzwałdzkiej. A proboszcz ks. Augustyn Weichsel – rodowity Niemiec – rozmawiał po polsku z dziećmi. Pokazuje to, że na Warmii w niektórych parafiach nawet w drugiej połowie XIX stulecia nie było możliwe duszpasterzowanie bez znajomości języka polskiego.

Skuteczne metody niszczenia polskiego nastąpiły dopiero na początku wieku XX. Jednak mimo urzędowego języka niemieckiego, język polski przetrwał w części jako język ludności wiejskiej.

Sprawa polska przegrała na Warmii ostatecznie dopiero po I wojnie światowej. Klęską zakończył się plebiscyt na Warmii i Mazurach w lipcu 1920 r.

KAI: Co spowodowało, że przegraliśmy?

– Prusy były bogate i gwarantowały dobrobyt. A Polska znajdowała się w okresie nawały bolszewickiej i nie było pewności czy w ogóle przetrwa.

Jednak najbardziej tragicznym okresem w historii Warmii był koniec II wojny światowej.

KAI: Dlaczego?

– Tutaj wojna zaczęła się faktycznie w styczniu 1945 r., gdyż wcześniej nie było w Prusach Wschodnich działań zbrojnych. Inwazja sowiecka w styczniu 1945 r. miała barbarzyński, bestialski charakter. Oczywiście, można to tłumaczyć także okrutnym doświadczeniem wojny na terenach rosyjskich. Na granicy Prus Stalin kazał umieścić tabliczki: „Tu zaczyna się Germania”. Był to sygnał, że jest to kraj wroga i wszystko jest dozwolone w imię pewnego zadośćuczynienia za krzywdy, których doznała ludność Związku Radzieckiego.

W rzeczywistości wojska niemieckie wycofały się, a pozostała zdana na pastwę losu bezbronna ludność cywilna. Nie oszczędzono nawet zakonów. Siostry św. Katarzyny (katarzynki) prowadzą proces beatyfikacyjny 16 sióstr okrutnie i bestialsko zamordowanych właśnie w tym czasie. Trwa też proces beatyfikacyjny ponad 30 księży. Zabijano najczęściej dlatego, że byli księżmi katolickimi.

Po przetoczeniu się nawały frontowej, ci którzy nie uciekli i przeżyli, zostali zgarnięci i wywiezieni przez Sowietów do łagrów, jako niewolnicza siła robocza.

KAI: Ze wschodu przybyły kolejne fale wysiedlanej stamtąd ludności?

– Mimo tych wszystkich represji, po 1945 r. pozostało na Warmii sporo katolickich Warmiaków i ewangelickich Mazurów. Pozostali między innymi ci, którzy znali polski, choć między sobą mówili po niemiecku. To pozwoliło im pozostać na ojcowiźnie. Wioski i parafie pod Olsztynem były wciąż w dużym procencie autochtoniczne. Warmiacy byli bardzo religijni. Doskonale też prowadzili gospodarstwa. Była to bardzo wartościowa grupa ludnościowa.

Pamiętam, że jako klerycy w seminarium warmińskim przed długie lata po wojnie uczyliśmy się podstaw niemieckiego, ponieważ Warmiacy uczyli się w dzieciństwie katechizmu w języku niemieckim i uważali, że w tym języku mogą najlepiej wypowiedzieć się na spowiedzi. W wielu wypadkach oni sami podpowiadali, żeby naukę wygłosić po polsku

Niestety większość Warmiaków w latach 70-tych wyjechała do Niemiec. Były to wyjazdy z powodów ekonomicznych, ale też polityka ówczesnych władz nie zachęcała Warmiaków do pozostania w Polsce. Znam osobiście Warmiaków, którzy wyjazd do Niemiec Zachodnich, a więc opuszczenie swojej ojcowizny, przeżywali bardzo boleśnie.

Nowi mieszkańcy Warmii przybyli z Wileńszczyzny. Ta grupa ludnościowa przybyła na Warmię w dwóch rzutach: zaraz po 1945 r. oraz po 1956 r. „Wilniucy” osiedlali się w zwartych grupach, zwłaszcza w miastach. To dzięki nim na Warmii pojawił się kult Matki Boskiej Ostrobramskiej oraz nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego. Do dziś są wyczuwalne na Warmii cechy pobożności charakterystyczne dla przedwojennej Wileńszczyzny.

Kolejną zwartą grupę, w liczbie około 30 tysięcy, utworzyli Ukraińcy, przesiedleni na skutek Akcji „Wisła”. Osiedlano ich na północnych terenach przygranicznych. Byli to przeważnie grekokatolicy, bardzo religijni. Ponieważ w początkowym okresie nie mieli swoich księży, uczęszczali do nas do kościołów rzymskokatolickich. Ich święta celebrowaliśmy dwa tygodnie później, zgodnie z kalendarzem juliańskim. Wierni grekokatolicy dobrze rozumieli, że w wierze nie ma różnicy z Kościołem Rzymskokatolickim. Natomiast przesiedleńcy z Wileńszczyzny, którzy nie znali obrządku grekokatolickiego, mylili ich z prawosławnymi i nie mogli zrozumieć, czemu księża rzymskokatoliccy tolerują „ruską wiarę”.

Inną grupę ludnościową na Warmii tworzyli przybysze z Polski centralnej. Wśród nich pozytywnie wyróżniali się Kurpie, tworzący mocne struktury religijne. Natomiast inni, początkowo zagubieni, powoli odnajdywali swoją katolicką tożsamość.

Dzisiaj młode pokolenie utożsamia się z Warmią, a niektórzy nawet nie mają świadomości pochodzenia swych dziadków. Kształtuje się nowy patriotyzm lokalny. Jest on jednak związany bardziej z regionem aniżeli z miejscem pochodzenia. Dlatego tak łatwo młodzi mieszkańcy Warmii opuszczają rodzinne wioski czy miasteczka. Wieś na Warmii, zwłaszcza w jej północnej części, gwałtownie wyludnia się, kto może udaje się do miasta.

KAI: A jakie są podstawowe wskaźniki religijności?

– Nie są to ludzie, dla których Kościół byłby obcy, choć średnia tzw. dominicantes jest mniejsza niż na innych terenach. Wynosi ok. 30 proc. Tutejsza religijność charakteryzuje się zbyt daleko posuniętym zamknięciem w prywatności. Wiara w mniejszym stopniu ujawniana jest publicznie.

Religijność wydaje się być mocna, ale nie na tyle, żeby ze swoim przekonaniem religijnym czuć się swobodnie w życiu publicznym. Być może jest to pozostałość silnej komunistycznej ateizacji jaka tutaj miała miejsce. Na postawy religijne w mniejszym stopniu wywiera presję środowisko lokalne. Dlatego publiczna manifestacja wiary posiada na naszym terenie pogłębione uzasadnienie.

Ponadto, trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do oceny religijności w Archidiecezji Warmińskiej na podstawie liczby uczestniczących w niedzielnej Mszy św. Parafie wiejskie często są bardzo rozległe. Osady ludzkie w mniejszym stopniu stanowią zwartą i większą zabudowę. W wielu wypadkach małe kolonie czy nawet pojedyncze domy rozrzucone są na znacznych przestrzeniach. Wybranie się do kościoła w niedzielę nie posiada więc charakterystycznego wciąż dla tradycyjnych, zwartych osad wiejskich w Polsce stałego, lokalnego rytuału. Mieszkając w rozproszeniu łatwiej usprawiedliwić swoją rezygnację z niedzielnej Mszy św. z byle jakiego powodu.

KAI: A specyfika społeczna? Do niedawna województwo warmińsko-mazurskie odmalowywano w czarnych barwach: najwyższe w Polsce bezrobocie, nierozwiązana kwestia PGR-ów, itd. Jak jest dziś?

– Jeden z proboszczów z Braniewa podzielił się ze mną wczoraj ciekawą opinią: my w Braniewie kryzysu ekonomicznego się nie boimy. Powiat braniewski w województwie Warmińsko-Mazurskim jest na ostatnim miejscu, więc gorzej już być nie może, może być tylko lepiej. Tę ocenę można odnieść do północnej części naszego regionu.

Wyjątkiem jest Olsztyn, który jako centrum administracyjne i naukowe (na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim studiuje ok. 40 tysięcy studentów) daje poważniejszą możliwość zatrudnienia. Jednak im dalej na północ diecezji, tym jest gorzej, jest tam olbrzymie bezrobocie.

Majątki po PGR-owskie zostały wykupione. W ich miejsce powstały dobrze prosperujące latyfundia. Jednak nie oznacza to poprawy dla ludności. Tylko niewielka część dawnych pracowników państwowych gospodarstw rolnych znalazło zatrudnienie u nowych gospodarzy, głównie dlatego, że gospodarstwa te zostały gruntownie zmodernizowane. W wielu wypadkach nowy właściciel czy dzierżawca przybył z zewnątrz. Zazwyczaj nawet nie mieszka na miejscu, tylko zarządza gospodarstwem rolnym przez administratora. Do pracy zatrudnia najlepszych. Los pozostałych jest mu obojętny. Nawet proboszczowie na ogół nie znają właścicieli majątków, gdyż nigdy u nich się nie pojawiają.

Nigdy w historii nie było tak głębokiego podziału pomiędzy właścicielem ziemskim a miejscową ludnością. Dawny dziedzic przez całe wieki dorabiał się i żył w stałym kontakcie z mieszkańcami wsi. Poczuwał się często do jakiegoś rodzaju odpowiedzialności za miejscowych. Fundował szkolę, ochronkę bądź kościół. Współczesnego właściciela nic nie interesuje, poza zyskiem. Nie ma żadnego kontaktu z ludnością. Mimo, że są tam często zabytkowe, średniowieczne kościoły, od nowych latyfundystów nie można oczekiwać ani złotówki na remont, chociażby z tytułu troski o dziedzictwo narodowe. Spada to na barki miejscowej ludności, która żyje w biedzie.

KAI: Trudna sytuacja społeczna na Warmii jest z pewnością wyzwaniem dla diecezjalnej Caritas. Jak się ona rozwija?

– Caritas była tu bardzo mocna przed wojną, dzięki siostrom katarzynkom. Miały one placówki charytatywne niemal w każdej parafii. Z kolei w każdym miasteczku funkcjonował prowadzony przez siostry dom opieki dla starszych i samotnych.

Powojenna, radykalna zmiana układu społecznego na Warmii pozbawiła siostrom katarzynkom możliwości kontynuowania działalności charytatywnej w dawnym wymiarze. To samo odnosi się do charytatywnej działalności parafii czy diecezji.

Po 1989 roku trzeba było zaczynać w praktyce wszystko od zera, w oparciu o struktury diecezjalne. We Fromborku w dawnych kanoniach utworzyliśmy warsztaty dla niepełnosprawnych, a w Braniewie siostry katarzynki prowadzą we współpracy z samorządem miejskim dom pomocy społecznej dla dzieci i młodzieży wraz z kuchnią dla ubogich. W Olsztynie Caritas otacza opieką wielu samotnych, bezdomnych, ubogich. Prowadzi i rozbudowuje hospicjum domowe w Olsztynie, ośrodek interwencji kryzysowej dla kobiet i ich dzieci. Duży ośrodek Caritas urządzamy obecnie w Rybakach pod Olsztynem. Jest on nastawiony przede wszystkim na letni wypoczynek dzieci i młodzieży. Caritas Archidiecezjalna prowadzi szereg stacji opieki na terenie Archidiecezji, świetlice opiekuńczo-wychowawcze, itd. Widzę konieczność budzenia szerszej aktywności społecznej w tym kierunku. Dlatego duży nacisk przywiązujemy do tworzenie szkolnych i parafialnych kół Caritas.

KAI: Jakie są inne najważniejsze ośrodki życia diecezjalnego?

– Obok działalności charytatywnej, diecezja pełni ważną misję w dziedzinie naukowo-formacyjnej. Wielką dumą jest dla nas Warmińskie Seminarium Duchowne HOSIANUM założone przez Sługę Bożego kard. Stanisława Hozjusza już w połowie XVI wieku. Ta uczelnia stała się współzałożycielem Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie w 1999 roku. Od samego początku na Uniwersytecie działa Wydział Teologii. Na wydziale tym studiuje około 400 studentów. Nawiązuje on do słynnej Akademii Hozjańskiej w Braniewie, która miała prawa państwowe aż do ostatniej wojny.

Wydziały Teologii przez swoją obecność na uniwersytetach pełnią istotną rolę na polu dialogu pomiędzy poszczególnymi dyscyplinami naukowymi a tradycją judeochrześcijańską, z której wyrosła cywilizacja europejska.

W tym dialogu są jednak trudności organizacyjne. Np. ilość etatów dla pracowników naukowych Wydziału Teologii regulują algorytmy analogiczne do wydziału humanistycznego. Nie bierze się pod uwagę faktu, że wydziały teologiczne są wydziałami elitarnymi i nigdy nie będą tak liczne jak inne. Aby zatrudnić odpowiednią ilość pracowników musimy w ramach teologii tworzyć inne sekcje i kierunki. Rozprasza to siły i niekorzystnie odbija się na pracy naukowej w istotnym nurcie Wydziału Teologii.

KAI: A jak dziś na Warmii jest z powołaniami kapłańskimi?

– Kształcimy ok. 80 alumnów. Gwarantuje to pewną stabilizację. Każdego roku liczba nowych kapłanów jest większa od liczby księży kończących aktywną działalność duszpasterską. Ten wzrost wciąż jest jeszcze zbyt mały, aby na przykład w większym stopniu Archidiecezja uczestniczyła w działalności misyjnej Kościoła. Wydaje się, że jeżeli kryzys powołań kapłańskich nadejdzie, to głównie ze względu na gwałtownie pogarszającą się sytuację demograficzną w rejonie.

Jako biskup bardzo dużą wagę przywiązuję do pracy z księżmi. Co kilka miesięcy spotykam się z nimi wszystkimi – w siedmiu rejonach duszpasterskich, na które podzielona jest diecezja. Mamy wtedy czas na omówienie najważniejszych kierunków działania duszpasterskiego. Robimy to przy współpracy ze świeckimi. Bardzo ważne są ich świadectwa. Nam duchownym otwierają one często oczy na problemy, których nie dostrzegaliśmy lub widzieliśmy je z zupełnie innej perspektywy. Staramy się, aby księża żywo reagowali na problemy świeckich.

KAI: A jakie środowiska świeckich są najbardziej aktywne?

– Jest ich niemało. Najsilniejsze są Rodziny Nazaretańskie. Nie przeżywają tu żadnych dewiacji, o których mówi się w Warszawie. Jest też mocna Odnowa w Duchu Świętym i Droga Neokatechumenalna.

Jeśli chodzi o współpracę z ruchami, to dotąd nie udało się dopracować się takiej formuły, jaka istniała chociażby w archidiecezji białostockiej. Tam ruchy katolickie potrafiły przygotować do pracy społecznej i politycznej szereg bardzo zdolnych ludzi.

W Archidiecezji Warmińskiej jeszcze dalecy jesteśmy od dobrego poziomu publicznej aktywności katolików świeckich. Ich obecność jest wciąż zbyt dyskretna. Trzeba jednak podkreślić, że przez działalność dydaktyczną Studium Teologii dla Świeckich, a następnie Warmińskiego Instytutu Teologicznego Historyczno-Pastoralnego w Olsztynie, i wreszcie Wydziału Teologii, mamy wielu bardzo dobrze wykształconych teologicznie świeckich. I chociaż w życiu publicznym wydaje się być Olsztyn tradycyjnym elektoratem lewicy, możemy być wkrótce świadkami istotnych zmian w tym względzie. Mamy dużo ludzi głęboko i świadomie wierzących, ale jeszcze przyzwyczajonych do milczenia. Jestem przekonany, że ich głos będzie już wkrótce dobrze słyszany.

KAI: Warmia słynie ze swych sanktuariów…

– To prawda. Jest ich bardzo wiele, choć obserwujemy istotne przemiany jeśli chodzi o rozwój kultu. Nie odzyskały świetności rozwijające się tu dawniej sanktuaria Męki Pańskiej takie jak Chwalęcin, Międzylesie czy sanktuarium maryjne w Krośnie. Natomiast świetnie rozwijają się sanktuaria maryjne w Gietrzwałdzie (związane z objawieniami Matki Bożej), a także Święta Lipka i Stoczek Warmiński, gdzie więziony był prymas Wyszyński. Także Głotowo, ze swoją przepiękną kalwarią warmińską, przyciąga coraz więcej pielgrzymów. Największą frekwencją wśród warmińskich sanktuariów cieszy się Gietrzwałd.

KAI: Obecnie na Warmii odbywa się peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego…

– Jestem przekonany, że tego rodzaju akcje duszpasterskie są bardzo potrzebne. Codzienna duszpasterska „orka” jest niezbędna. Natomiast w psychice Polaków zakorzeniona jest zapotrzebowanie na nadzwyczajne inicjatywy i wydarzenia. Za początek peregrynacji obrałem ubiegłoroczną beatyfikację ks. Michała Sopoćki, duchowego kierownika siostry Faustyny. Nazajutrz po beatyfikacji rozpoczęliśmy peregrynację obrazu Jezusa Miłosiernego wraz z relikwiami ks. Michała Sopoćki. Wybraliśmy obraz Jezusa Miłosiernego, który został wykonany w latach pięćdziesiątych w odpowiedzi na pragnienie pochodzących z Wileńszczyzny parafian św. Józefa w Olsztynie. Było to w pewnym sensie przeszczepieniem pobożności wileńskiej na nasz teren.

Peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego bardzo dynamizuje parafian i księży. Zauważa się wiele spowiedzi. Co ciekawe, w peregrynacji bierze udział wielu mężczyzn i to młodszych. Idea Bożego Miłosierdzia trafia do nich szczególnie.

Ważnym celem peregrynacji jest obudzenie wrażliwości społecznej naszych wiernych. Pragniemy, aby owocem wizyty obrazu w parafiach było zakładanie parafialnych i szkolnych zespołów Caritas. Peregrynacja jest szansą na budowanie dojrzałej religijności tak w wyznaniu jak i w świadectwie. Dodatkowym celem peregrynacji może być lepsze przygotowanie wiernych na trudne czasy, o których coraz częściej się mówi w związku z kryzysem gospodarczym.

Po peregrynacji w parafiach następuje peregrynacja obrazu w rodzinach. Z tym wiążę jeszcze większe nadzieje. Jest to szansa na pogłębienie wiary w podstawowej strukturze społecznej, jaką jest rodzina.

KAI: W diecezji warmińskiej trwa Synod. Jakich reform można się po nim spodziewać?

– Pierwszy Synod Archidiecezji Warmińskiej z założenia ma charakter pastoralny. W poszczególnych parafiach tworzymy zespoły synodalne, za pomocą których inicjujemy oddolną dyskusję wokół głównych wątków rozważanych na synodzie. Chodzi o to aby obudzić refleksję wśród wiernych wokół najważniejszych spraw życia Kościoła. Mam nadzieję, że zespoły te przetrwają jako grupy świeckich, które będą się spotykać nawet po zakończeniu synodu. Jeśli się to uda, będzie to bardzo dużo.

Jeśli natomiast chodzi o główne kierunki obrad synodalnych, to koncentrują się one wokół systematyzacji stanu diecezji po ogromnych przemianach, jakie zaszły tu w okresie powojennym. Potrzebne jest np. zbudowanie jedności liturgicznej na poziomie całej Archidiecezji. Istnieją bardzo różne tradycje, zależnie skąd kto przybył. Dziś potrzebny jest wspólny rytuał dla całej archidiecezji warmińskiej.

KAI: A jakie znaczenie ma obchodzony obecnie rok św. Brunona?

– Przypadające w tym roku tysiąclecie śmierci św. Brunona – jak podkreślał Prymas Polski kard. Józef Glemp – winno być zamknięciem uroczystości 1000-lecia chrztu Polski. Postać św. Brunona przemawia w dzisiejszych realiach Europy, podobnie jak postać św. Wojciecha.

Świadectwo św. Brunona – odczytane dziś – może być odpowiedzią na pytanie czym ma być wspólnota europejska i jakie zasady aksjologiczne winny nią rządzić. Czy Unia Europejska ma być nijaka, wyprana z wartości chrześcijańskich, czy oparta na solidnym fundamencie? Pamiętajmy, że jedność kulturowa Europy przetrwała przez wieki. Dlaczego mamy dziś budować na piasku, skoro mamy takie wzory?

Obchody śmierci św. Brunona udało się nam włączyć do ogólnopolskiego programu duszpasterskiego Konferencji Episkopatu Polski. Na czerwiec zwołane zostało plenarne zebranie Episkopatu w Łomży. Przedtem w maju na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim organizujemy kongres historyków. Po Konferencji Episkopatu w Łomży uroczystości kościelne z okazji 1000-lecia męczeńskiej śmierci św. Brunona odbędą się w Giżycku, w Diecezji Ełckiej. Na Warmii ogólnodiecezjalne uroczystości odbędą się w Bartoszycach. Jest tam kościół pw. św. Brunona, a samorząd stara się, aby święty został patronem miasta. Czekamy na decyzję Stolicy Apostolskiej.

Tym obchodom towarzyszą elementy ekumeniczne. Przykładem jest krzyż w Giżycku, który został postawiony przez ewangelików 100 lat temu, na 900-lecie śmierci męczennika. Był on identyczny do krzyża umieszczonego wcześniej z okazji 900-lecia śmierci św. Wojciecha w Tenkittach nad Bałtykiem. Byli to święci Kościoła niepodzielonego. Są oni symbolem jedności Kościoła i jedności Europy. W dzisiejszych warunkach przesłanie to winno być szczególną inspiracją, przede wszystkim dla polityków.

KAI: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.