Drukuj Powrót do artykułu

Biblia odtrutką na antysemityzm!

15 stycznia 2013 | 09:33 | gp, tom (KAI) / pm Ⓒ Ⓟ

Lektura Biblii jest odtrutką na antysemityzm – uważa prof. Paweł Śpiewak, socjolog, historyk idei i popularyzator Biblii. W wywiadzie dla KAI dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego (ŻiH) podkreśla, że obchodzony 17 stycznia Dzień Judaizmu jest „wielką rewolucją”.

„To, że się mówi o judaizmie w kategoriach szacunku, a nie obcego albo wroga, to zdobycz ostatnich lat” – zaznacza. Ponadto prof. Śpiewak mówi m. in. o drodze do judaizmu, przyjaźni swojej mamy, wybitej poetki Anny Kamieńskiej z ks. Janem Twardowskim, fascynacji Biblią, antysemityzmie, wielkim wkładzie Żydów w polską kulturę oraz najnowszych inicjatywach ŻiH-u. Publikujemy rozmowę z prof. Pawłem Śpiewakiem:

KAI: Jaka była droga Pana Profesora do wiary?

Prof. Paweł Śpiewak: Byłem wychowany w kompletnie ateistycznej rodzinie, w której nawet nie czytało się Biblii. Pamiętam swój pierwszy kontakt z kościołem, w czasie deszczu schroniłem się w świątyni. Nie wiedziałem wówczas do czego ona może służyć, choć byłem ochrzczony. Stało się to po śmierci mojej babci, która prosiła rodziców, aby ochrzcili dzieci. Z tego jednak nic dla mnie nie wynikało, choć chrześcijaństwo zawsze mnie fascynowało, gdyż było silne kulturowo i intelektualnie. Naturalną koleją rzeczy religijność w Polsce idzie przez chrześcijaństwo, bo taka jest nasza kołyska kulturowa. W moim domu nie było żadnego śladu judaizmu – ani w postaci świąt, obyczajów, czy nawet w kuchni. Ślad żydowskości tkwił natomiast w lęku. Większość rodzin, takich jak moja, miała w sobie gdzieś zakodowany lęk przed antysemityzmem, jako pozostałość z czasów wojny, a także z lat powojennych. Jedni uciekali od tego zmieniając swoje nazwiska, inni opuszczali kraj. Poza tym moja rodzina, tak jak i wiele innych rodzin, nie była pełna. Rodzina mojej matki istniała, ale ojca – nie. To była złamana gałąź. Wiedziałem od dawna jak, gdzie i dlaczego zginęli moi dziadkowie, bo to nigdy nie było w mojej rodzinie tematem tabu. Zastanawiałem się jednak, jaki z tego wyprowadzić wniosek, co to oznacza dla mnie samego. Dopiero po wielu latach odkryłem przykazanie filozofa niemiecko-kanadyjsko-izraleskiego, Emila Fackenheima, który do 613 praw żydowskich dodał 614., wedle którego nie wolno zapomnieć skąd się pochodzi, bo to by oznaczało, że Hitler wygrał wojnę, gdyż nie tylko zlikwidował fizycznie Żydów, ale ich potomkowie wypierają się swojej tożsamości, swojego „ja”. Doszło do mnie, że muszę to przemyśleć i coś z tym muszę zrobić.

KAI: Ale doszedł Pan do tego przez chrześcijaństwo?

– Tak. Moja mama była w pewnym sensie mistyczką chrześcijańską, ja natomiast nie mogłem się odnaleźć w obrzędowości chrześcijańskiej.

KAI: Ale mama, wspaniała poetka, Anna Kamieńska, dobrze się w tym odnalazła po swoim nawróceniu. Prymas polski kard. Józef Glemp na pogrzebie Pana mamy nazwał ją „prorokini Anna”.

– Tak, ale ona wróciła do swego świata. Ja natomiast nie miałem świata, do którego mogłem wrócić. Słowo “powrót “ dla mnie wiąże się ze słowem hebrajskim t’szuwa, co oznacza i powrót i skruchę zarazem. Dla mamy droga powrotu wiodła przez Biblię. Pamiętam jak siadaliśmy, już po śmierci ojca, do wspólnego czytania Biblii, nie mając do tego przygotowania teologicznego. Dla mnie ta lektura, dyskusja wokół Biblii była czymś niezwykle ważnym. Czytaliśmy np. Eklezjastesa, gdzie jest napisane, że zwierzęta mają dusze. Pojawiały się pytania: co to znaczy? jakie to ma znaczenie? Moja mama rozwijając to zainteresowania nauczyła się hebrajskiego, aby po hebrajsku czytać Biblię i lepiej ją rozumieć. Nauczyła się hebrajskiego dzięki mojemu teściowi.

KAI: Błogosławionej pamięci Szymonowi Datnerowi.

– W moim przypadku zadecydowało poczucie wielkiej tajemnicy i jej wielkiej mocy. Poza tym miałem poczucie, że większość moich znajomych o żydowskich korzeniach definiowała swoją żydowskość wyłącznie negatywnie: w postaci lęku, strachu, niepokoju, poczucia nieprzystosowania do polskich uprzedzeń.

KAI: Czy też w opozycji do chrześcijaństwa?

– Nie tyle w opozycji, co w poczuciu, że tłum ludzi bardzo często potrafi być tłumem groźnym i pod znakiem krzyża potrafi zabijać. Przy czym krzyż był tutaj nie pojmowany jako znak wiary, ale znak polityczny. Chciałem wyjść poza ten krąg, ale wtedy, w latach 70. czy 80. ubiegłego wieku nie było narzędzi, a przede wszystkim ludzi, którzy mogliby mi przekazać tradycję żydowską. Gdy szedłem ze swoim teściem do synagogi, byli tam sami starzy ludzie, którzy takich jak ja nazywali „niedzielnymi Żydami”. Oni uważali, że są ostatni i że po nich już nic nie będzie, bo nie ma komu kontynuować tradycji. Dopiero po 1989 r. pojawili się pierwsi emisariusze – nauczyciele z Zachodu.

KAI: Ale do tego czasu Pan Profesor już był obeznany z literaturą biblijną?

– Uczyłem się, czytałem, Kiedy poznałem Krzysztofa Pomiana, powiedział mi, że nieważne jaki uniwersytet się skończyło, ważna jest biblioteka. Miał rację, jednak nie powiedział, że trzeba wiedzieć, co przeczytać. Trzeba mieć przewodników po bibliotece. Ja takich na początku miałem. Poza tym było dla mnie oczywiste po lekturach z moją mamą, że to, co Rudolf Otto, niemiecki filozof i teolog protestancki nazywa świętością, znajduje się w Biblii, która jest najwłaściwszym językiem dla naszego kręgu kulturowego, a nie mitologia grecka, rzymska czy prasłowiańska.

KAI: Wpływ mamy był bardzo ważny, a teścia?

– Od niego mogłem nie tylko czerpać wiedzę, ale także poprosiłem go, żeby wprowadził w życie rodzinne, jako stały rytuał, obchody świąt żydowskich. I to się udało. Pamiętam, że na jednym z takich świąt był Julian Stryjkowski i moja mama.

KAI: A czy obchodziliście szabat?

– Nie, teść w szabat wychodził do synagogi.

KAI: Jakie znaczenia miała dla Pana mamy przyjaźń z ks. Twardowskim?

– Było to dla niej szalenie ważne. Mama mu towarzyszyła w jego drodze poetyckiej. Rozmawiali o wielu sprawach. Przychodził także do mamy ks. Wiesław Niewęgłowski, Paweł Hertz i redaktor z PIW-u Marian Bizan. Urządzili coś w rodzaju „podziemnego uniwersytetu biblijnego”, gdzie w domu prywatnym dyskutowali o Biblii. Uczestniczył w tych spotkaniach ks. Twardowski, który nie był teologiem-intelektualistą jak o. Jacek Salij, ale jako poeta umiał pewne rzeczy znakomicie ująć.

KAI: Dziś jest Pan znanym popularyzatorem Biblii, stałym jej komentatorem w „Tygodniku Powszechnym”. Kiedy to się zaczęło?

– Od audycji radiowej z Piotrem Matywieckim i jeszcze jednym księdzem. Z czasem trochę więcej się nauczyłem. To były późne lata 90.

KAI: Czy znajomość Biblii może być antidotum na antysemityzm? Pytamy dlatego, bo zauważyliśmy, że w ruchach katolickich, gdzie formacja duchowa opiera się na Piśmie Świętym, nie ma postaw antysemickich. Przeciwnie, jest silna świadomość korzeni z judaizmem i wielki szacunek do narodu wybranego. Ktoś kto zna i rozumie Biblię nie może być antysemitą.

– Generalnie tak, tylko z trzema zastrzeżeniami. Po pierwsze nie należy rozdzielać Starego i Nowego Testamentu, jeden musi być czytany przez pryzmat drugiego. Często Nowy Testament przeciwstawia się Staremu. To okropna maniera, ślad manichejskiego myślenia. Druga uwaga, to problem teologiczny: czy wybranie Żydów trwa nadal, czy ono się skończyło. Często słyszę wypowiedzi uczonych profesorów i prostych ludzi, dowodzących, że wybranie Żydów się skończyło.

KAI: Ale w oficjalnym nauczaniu Kościoła takiego poglądu nie ma.

– Jednak niektórzy księża jakby nie zauważyli tej zmiany. Wreszcie trzeci element, który wydaje mi się bardzo ważny. Jest skłonność od czytania Biblii w aspekcie filozoficznym, psychologicznym, czy humanistycznym. Próbuje się ją sprawdzić, czy jest zgodna z jakimś kanonem współczesnej wiedzy. Moim zdaniem trzeba przyjąć dwa założenia, żeby wyjść poza to myślenie. Po pierwsze: Biblia jest wystarczająco mocnym światem, który nie musi być sprawdzony nawet przez najbardziej porywające współczesne filozofie. Pozostańmy przy niej samej, Biblia nie potrzebuje innej wiedzy, aby ją zrozumieć. Ona sama jest prawdą. Nie narzucajmy Biblii kryteriów, według których ją oceniamy. Po drugie: jest niebezpieczeństwo, że filozofia zniszczy Biblię, że za bardzo się przy niej filozofuje. Próbuje się wtłoczyć ją w różne schematy, w różne formuły Boga. Trzeba czytać Biblię jako objawienie świętości i nie ma powodu, aby ją ustawiać np. wobec greckiej tradycji, bo ta jest inna.

KAI: Czy spotkał się Pan Profesor z przejawami antysemityzmu?

– Tak, i to nawet na zebraniu w KIK-u. Ojciec Salij miał wykład o teologii Wielkiej Nocy, polemizując z teorią o współodpowiedzialności Żydów za śmierć Chrystusa. Ja omawiałem tekst publikowany w „Więzi”, gdzie napisałem, że Holokaust jest ostatnim sposobem zerwania z Bogiem. Kilkanaście lat później usłyszałem wykład arcybiskupa Paryża, kard. Jean Marie Lustigera z taka sama tezą, z czego się bardzo ucieszyłem. Jednak tembr tego spotkania – a był to koniec lat 80. – wydawał mi się antysemicki, w wypowiedziach przeważał pogląd o odpowiedzialności Żydów za śmierć Jezusa, ale również Żydzi byli oskarżani o to, że sami zachowali się w czasie wojny niegodnie wobec samych siebie. W pewnym momencie wstała jakaś dziewczyna, która powiedziała: „ja nie mogę tego słuchać”. I wyszła. Pomyślałem, że jeśli coś takiego jest w tym środowisku, to znaczy, że nasze społeczeństwo zostało w tym micie wychowane. Antysemityzm nie musi polegać na tym, że ktoś dostanie w twarz, ale przejawia się w powtarzaniu mitów. Tak jak pewna wybitna pani filozof, etyczka powiedziała mi: wiesz, wszyscy Żydzi w Warszawie mają lepsze mieszkania.

KAI: No to my zaświadczymy, że gabinet Pana Dyrektora ma bardzo skromny, a okna wychodzą na bardzo ruchliwa ulicę.

– Albo jak się mówi; wiesz, fajny facet, ale Żyd. Albo: zrobił karierę, bo to Żyd. Usłyszałem to w rozmowie dwóch polityków o rzekomo liberalnych poglądach.

KAI: Czy dlatego przygotowuje Pan w ŻIH wystawę o antysemityzmie?

– Chcemy zwrócić uwagę na cos innego. Polska przed wojną była antysemicka. Nie wyrażało się to w ustawodawstwie, poza zakazem uboju rytualnego wprowadzonym w latach 30.

KAI: Ale ten zakaz nie musiał być efektem antysemityzmu, lecz humanitaryzmu. Teraz też ten problem powrócił, ale nikt nie mówi, że to z pobudek antysemickich.

– W przedwojennej Polsce nie było ograniczenia praw obywatelskich Żydów, nie dekretowano zakazu dostępu do stanowisk, jednak formalnie, w praktyce, tak właśnie się działo. Wprowadzono getta ławkowe, Żydów bito, nie mogli pełnić ważnych stanowisk w państwie, nie mogli być nauczycielami, oficerami.

KAI: Ale Majer Bałaban i Mojżesz Schorr byli szanowanymi profesorami Uniwersytetu Warszawskiego.

– Policzmy ilu młodych uczonych o żydowskich korzeniach nie było dopuszczanych do nauczania. Wystarczy jeden przykład: Alfred Tarski, Einstein pośrod filozofów. To, że w Polsce występuje jeszcze antysemityzm, to, moim zdaniem, efekt tego, co mieliśmy przed wojną, konsekwencja całej ówczesnej intensywnej propagandy. Chcemy pokazać na tej wystawie, że to co jest teraz, nie wzięło się znikąd. To nie jest oskarżanie Polaków, że są wiecznymi antysemitami, lecz pokazanie, że to był bardzo zły okres dominacji endeckiego języka, który rozkręcał się sam z siebie. Oczywiście tak było nie tylko w Polsce, ale w wielu innych krajach.

KAI: Zatem będzie to wystawa stricte historyczna?

– Tak, tym bardziej, że pomoże ona uzmysłowić, jak bardzo daleko od tego odeszliśmy. Oczywiście, był rok 1968, kiedy z nazistowskiej gadzinówki „Stürmera” przenoszono graficzne, prymitywne wyobrażenie Żyda. Na szczęście teraz jest to nie do pomyślenia. Może najwyżej tak zrobić Leszek Bubel, ale on jest nikim, to margines marginesu. Dla mnie jest to jednak imponujące, jak daleko żeśmy odeszli od tego, co było. Jednak stało się coś bardzo pozytywnego wśród Polaków, choć, oczywiście, jeszcze są przesądy.

KAI: Jaką rolę w tej zmianie odegrał Kościół?

– Bardzo dużą, choć zawsze można powiedzieć, że zawsze można było zrobić więcej. Za mojej młodości nie było Dni Judaizmu w Kościele katolickim. To jest jakaś wielka rewolucja. To, że się mówi o judaizmie w kategoriach szacunku, a nie obcego albo wroga, to też zdobycz ostatnich lat. W przedwojennych gazetach Talmud pisało się małą literą. Ale to nie jest tylko zmiana językowa, ale także zasadnicza, fundamentalna w patrzeniu na Żydów i judaizm. Pojawiła się literatura żydowska, która stała się inspiracją dla chrześcijaństwa. Myślę choćby o Emmanuelu Levinasie, czy o Martinie Buberze. Są jednak obszary, gdzie nie jest tak dobrze. Czy na przykład Kościół reaguje, gdy się desakralizuje cmentarze żydowskie? Wydaje mi się, że nie. Jestem szefem Stowarzyszenia im. Singera w Biłgoraju, na początku biskup dawał nam błogosławieństwo, ale potem księża nie chcieli współpracować. Wyczuwało się nieufność.

KAI: Ale to nie jest antysemityzm, lecz brak wrażliwości.

– Tak. Niemniej uważam, że się wiele zmieniło. Najważniejsze teksty i dialogu chrześcijańsko-żydowskim i judaizmie pojawiły się w prasie katolickiej. Nie w „Polityce”, tylko w „Tygodniku Powszechnym”, „Więzi” i „Znaku”.

KAI: Co , Pana zdaniem, Kościół mógłby jeszcze zrobić, aby wyplenić antysemityzm z ludzkiej mentalności?

– Mówienie, pisanie o tym, jest strasznie ważne. Jednak najważniejsze jest to, o czym już mówiliśmy: trzeba czytać Biblię. Jej lektura jest odtrutką na antysemityzm. Uważam, że katolicy za mało czytają Biblię. Obserwuję to po swoich studentach, którzy – jak się okazuje – wiedzę o Biblii wynoszą z lekcji języka polskiego, gdzie się czyta Eklezjastesa, Hioba, a nie z katechezy szkolnej. Nie wykorzystanie potencjału lekcji religii to duży błąd. Biblia jest ogromnie ważna nie tylko dla formacji duchowej, ale także intelektualnej, która powinna objąć wszystkich uczniów. Poza tym trzeba kształtować prostą wrażliwość na innych ludzi, na to, co jest dla nich święte. Takim dramatycznym przykładem jest sprawa Karmelu w Oświęcimiu. Siostry założyły klasztor na terenie byłego obozu koncentracyjnego i nie rozumiejąc, że robią coś złego.

KAI: Miały przecież szlachetne intencje, aby modlić się za ofiary Auschwitz, także zamordowanych tam Żydów.

– Nie były oczywiście antysemitkami, ale nie wyczuły wrażliwości drugiej strony, nie rozumiały, że druga strona sobie tego wcale nie życzy. Nie przyszło im do głowy, aby o to zapytać. Potem ten konflikt wykorzystano politycznie. Trzeba także uwrażliwiać ludzi na ocalałe dobra kultury żydowskiej, przekonywać, że jest to zadanie całej wspólnoty, wszystkich obywateli, że należy je chronić. Jeżeli kiedyś ludność żydowska jakiegoś miasta czy miasteczka stanowiła większość całej populacji, to nie można o tym zapominać, bo to są także dzieje Polski.

KAI: Przez wieki społeczności polska i żydowska żyły w izolacji. Nie było wymiany religijnej czy kulturowej. Po II wojny światowej w Polsce pozostała garstka Żydów a kontakty wydają się coraz bliższe i dynamiczne. Czy to nie paradoks?

– Nie wierzę, że takiej wymiany nie było. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że mieszkam na jednej ulicy z wyznawcami judaizmu, którzy co sobotę chodzą do synagogi, co piątek wieczorem zapalają świece szabasowe, spotykam ich codziennie na ulicach i tego nie zauważam. Siłą rzeczy wchodzę w tkankę ich obyczajowości. Ta wymiana nie musiała mieć charakteru ściśle intelektualnego, choć i to miało miejsce. Mieliśmy tłumaczenia Tory i fragmentów Talmudu na język polski. Wychodziły pisma takie jak „Myśl żydowska” czy „Nasz Przegląd”. Wiele gazet i wydawnictw było ogólnie dostępnych dla polskiego czytelnika. Czy on z tego korzystał, to już zupełnie inna sprawa.

KAI: Mimo wszystko było bardzo mocne poczucie obcości. Pamiętam dramatyczne słowa prof. Israela Gutmana w wywiadzie z Pawłem Szapiro, gdy mówili o historii Żydów w Polsce. Profesor zapytał: „Ile wieków trzeba żyć obok siebie, aby nie być uważanym za obcego?”

– Owszem tak było. Spójrzmy jednak na sytuację Palestyńczyków w Izraelu, którzy żyją tam od lat i są nadal uważani za obcych. Między Polakami a Żydami było wiele różnic religijnych, kulturowych i obyczajowych. Można powiedzieć, że Żydzi stanowili inną warstwę społeczną. Bardzo często pełnili rolę pośredników w różnych sferach społecznych, a jednak stanowili grupę, która chce być obca. Nie jest też tak, że wszyscy Polacy chcieli, aby Żydzi pozostali obcy, zepchnięci do swoich gett. Sami Żydzi w dużej mierze nie chcieli się fraternizować z otoczeniem. Na przykład nie zapraszano się do domów na wspólne posiłki. Separacja wynikała także z kształtu przestrzeni miasteczka żydowskiego – sztetla. Było ono tak zorganizowane, że całe budownictwo i życie skupiało się wokół synagogi i tym samym odgradzało się od reszty miasta. Ponadto wspólnota żydowska miała swój język i obowiązywał np. zakaz małżeństw mieszanych. Te bariery były mocne po obu stronach.

KAI: Ale Żydzi mieli też problemy z asymilacją…

– Wielu Żydów wychodziło ze swych sztetli i zamieniali się z Żydów religijnych na etnicznych ze świadomością własnej kultury i politycznych celów. W tej grupie powstał syjonizm i bundyzm. Zachowali oni swoją żydowskość i tym samym mieli większą siłę psychiczną i moralną. Inni starali się asymilować z polską kulturą i ta grupa miała zawsze najgorzej, gdyż chcieli być uznani za Polaków. Oczekiwali, że zostanie uznana ich pochodzeniowa odrębność i ich bycie Polakiem.

KAI: Co ich nie uratowało w czasie II wojny światowej przed Zagładą…

– Ale i też w dużej mierze uratowało. Marzę, aby ktoś zrobił na ten temat badania, gdyż ŻiH ma w posiadaniu 200 tys. tzw. kart ocalonych. Gdyby określić na podstawie tych materiałów, kto, gdzie i w jakich okolicznościach się uratował to można byłoby określić jakie grupy miały największe szanse ocalenia. Myślę, że osoba, która miała największe szanse na przeżycie dobrze znała język polski, nie bała się wejść w środowisko polskie i miała albo pieniądze albo przyjaciół.

KAI: Jak powinniśmy wykorzystać wspólną historię do budowania zrozumienia i budowania więzi Polaków i Żydów?

– Znamy różne ważne momenty naszej historii, jak to przedstawił na słynnym rysunku Czesław Bielecki w postaci wykresów z ważnymi datami. Dla mnie ważnym elementem naszej historii jest to, jak Żydzi budowali nie tylko kulturę, ale i infrastrukturę oraz różne instytucje. Spójrzmy choćby na żydowskiego finansistę Hipolita Wawelberga, który ufundował słynną Wyższą Szkołę Budowy Maszyn i Elektrotechniki, czy zaangażowanie Żydów w budowę linii kolejowych, szpitali, ważnych budowli. Nie jesteśmy tylko czytelnikami książek musimy także spojrzeć na architekturę miasta i uświadomić sobie, jak wielkie było zaangażowanie społeczności żydowskiej w jej kształt. Na przestrzeni kilku ostatnich stuleci wkład Żydów w kształtowanie obrazu nie tylko Warszawy, ale i Łodzi, Białegostoku, Krakowa i wielu innych miast jest fantastyczny. Także żydowski przemysł nie był przemysłem dla Żydów, ale dla wszystkich mieszkańców naszego kraju. Żydzi płacili podatki, budowali nasze państwo.

KAI: Nie do końca możemy zrozumieć: skoro Żydzi budowali polskie państwo, a państwo rozumiemy jako trwały związek ludzi stale zamieszkujących określone terytorium, to dlaczego wyodrębniamy ich jako jakąś osobną grupę a nie mówimy, że są, by użyć prawnej formuły z okresu międzywojennego, Polakami wyznania mojżeszowego.

– Dla mnie wielką tragedią jest to, że po wybuchu II wojny światowej Niemcy podzielili nasze społeczeństwo na Polaków i Żydów i de facto, nie de iure, stało się to podziałem, który przejęły polskie władze. Żydzi w błyskawicznym tempie utracili polskie obywatelstwo i państwo przestało troszczyć się o nich jako o polskich obywateli. Weźmy choćby niezwykle szlachetną inicjatywę, w przeważającej części stworzonej przez katolików, jaką była Rada Pomocy Żydom Żegota. Mało kto wie, ale pieniądze jakie otrzymywała pochodziły w większości od Żydów. Rząd londyński lepiej traktował Polaków niż Żydów. Jak się czyta prasę podziemną z tamtego czasu to zawarte w niej informacje o Żydach brzmią jak wieści z innego kontynentu. Korzenie takiego stanu rzeczy sięgają międzywojnia. Przypomnijmy, że studenci pochodzenia żydowskiego nie byli przyjmowani do podchorążówek. Część kadry oficerskiej stanowili Żydzi, ale tylko dlatego, że brali udział w wojnie z bolszewikami albo byli wojskowymi lekarzami. Nie dopuszczano także Żydów do wyższych stanowisk w administracji państwowej. Dlatego szokiem było to, że po 1945 r., wielu Żydów zajmowało wysokie stanowiska państwowe. Nie miało to może większego związku z antysemityzmem tylko po prostu było czymś nie do pojęcia, aby Żyd mógł nami rządzić.

KAI: Każde nieporozumienie ma korzenie w niewiedzy. Nadal wzajemnie Żydzi i Polacy nie wiele wiedzą o sobie. Zapełnieniem tej luki jest m. in. niedawno otwarta wystawa w ŻiH-u pt. „Rabi, rabin, rebe – Rabini w Polsce” o duchowych skarbach polskich Żydów..

– Wystawa ta ma w sobie wielki potencjał. Nie tylko Polacy mało wiedzą o duchowym dziedzictwie Żydów, ale i też sami Żydzi mało wiedzą o swoim dziedzictwie. Model polskiego judaizmu do dzisiaj dominuje w kulturze żydowskiej. Po okresie hiszpańskim, który był dla judaizmu bardzo istotny i ciekawy, gdyż był bardzo otwarty na wpływy klasycznej filozofii greckiej i arabskiej. Widać te wpływy u jednego z największych filozofów żydowskich Mojżesza Majmonidesa, a także w poezji tamtych czasów, choć opierała się ona na Biblii to była otwarta na świeckie wpływy. Natomiast polski judaizm jest bardziej halachiczny, skoncentrowany na studiach talmudycznych i o wiele bardziej zamknięty na świat zewnętrzny. Dam przykład opinii jednego z rabinów działających w Polsce, który powiedział, że z judaizmem jest tak jak z butelką coca-coli i prawem copyrightu: to myśmy napisali Biblię, stworzyli wielką tradycję religii monoteistycznej i dlatego tylko my mamy do tego prawo. To zamknięcie osobiście bardzo mnie drażni. Od XVI w. w judaizmie ortodoksyjnym trwa izolacjonizm od świata zewnętrznego, akcentowanie literalnego wręcz przestrzegania prawa, które reguluje wszystkie dziedziny życia od higieny osobistej poprzez jedzenie po liturgię. Dlatego na naszym terenie świat żydowski był izolowany i takim pozostał. Z czasem ulegał wyjałowieniu na co odpowiedzią był chasydyzm jako reakcja na przeintelektualizowany i jurydyczny judaizm ortodoksów. Inną nań reakcją było oświecenie żydowskie, czyli Haskala, która przesunęła punkt ciężkości z Talmudu na Biblię i budowania nowego modelu judaizmu, co wymagało ludzi o niezwykłym potencjale intelektualnym a także nowych szkół i wydawnictw. Nasza wystawa pokrótce pokazuje bogactwo polskiego judaizmu, różnych szkół i nurtów i to, że obok Polski chrześcijańskiej istniała także ważna Polska żydowska. Wielu Żydów do dzisiaj nie wie, że w małych miasteczkach żyli wybitni rabini, a ich dzieła miały światową klasę. Wystawę powinny zwiedzać dzieci i młodzież ze szkól żydowskich i wszystkich innych, aby poznać dziedzictwo kultury polskiej a także poznać na przykład jaka jest, w odróżnieniu od księdza, rola rabina, że rabin to nie ksiądz, że nie jest on kapłanem, gdyż w domu żydowskim kapłanem jest każdy ojciec. Rabini byli wielkimi liderami w różnych dziedzinach życia społecznego, nie tylko religijnymi, ale i w wielu dziedzinach nauki. Dowodem są pozostawione przez nich wspaniałe księgi, których wiele znajduje się w ŻiH-u.


KAI: Co w najbliższym czasie przygotowuje ŻiH?

– Kolejną wystawę chcemy poświęcić bardzo ważnemu tematowi: jak Holokaust został przyjęty przez kulturę polską. Mamy na ten temat nie tylko wspaniałą poezję, ale i malarstwo oraz rzeźbę. Zagładzie poświęcono niebywałe pomniki, nie tylko Pomnik Bohaterów Getta Natana Rapaprorta, ale także monumenty w Treblince, Bełżcu i na Placu Bohaterów Getta w Krakowie. Niestety, jak dotychczas nikt wyczerpująco nie pokazał, jak bardzo Holokaust oddziałał na polską kulturę, która cały czas stara zmierzyć się z tym tematem i go zrozumieć. Jedyną pracę na ten temat napisał Amerykanin Michael C. Steinlauf pt. „Pamięć nieprzyswojona. Niewola Umarłych. Polska i Pamięć o Holocauście”. Musimy stale pamiętać, że Holokaust to nie tylko sprawa Żydów, ale historii i kultury polskiej.

KAI: Jak wybitny interpretator Biblii zinterpretowałby pochodzące z Księgi Rodzaju hasło tegorocznego Dnia Judaizmu: „Ja jestem Józef, brat wasz…”?

– Słowa te brzmią pięknie literacko, ale w Biblii historia Józefa dotyczy zdrady i poniżenia. Przypomnijmy, że Józefa sprzedano w niewolę, co w tamtych czasach i kulturze było niemal równe zbrodni. Potem, już w Egipcie, Józef zamiast od razu powiedzieć, że jest bratem, poddaje swoich najbliższych ciężkim próbom. Zawsze pytam siebie dlaczego to zrobił? Myślę, że stosował wobec braci pewien rodzaj psychoterapii, aby uświadomić im to, co on sam przeżył zamknięty w pustej studni. Chce, aby zeszli oni do dna cierpienia podobnego jakiego sam doświadczył. Według Józefa skrucha wypowiedziana dopiero po tak ciężkich doświadczeniach będzie skruchą prawdziwą i wtedy dopiero padają słowa: „Ja jestem Józef, brat wasz…”. Można je uznać za koniec pewnego etapu oczyszczenia. Jednak po śmierci ojca Jakuba bracia nadal się boją, czy Józef nie będzie się mścił. Widać wyraźnie, że w tej historii powstaje pęknięcie z którego nie ma wyjścia. Dlatego trudno mi optymistycznie zinterpretować te słowa w kontekście Dnia Judaizmu. Czy Józef to chrześcijanin a Żydzi go sprzedali, czy odwrotnie? – pytam. Ponadto historia Józefa i braci wskazuje na problem skruchy, który w judaizmie jest traktowany bardziej surowo niż w rytuale chrześcijańskim. W judaizmie, gdy komuś uczyniłem coś złego to muszę pójść do osoby pokrzywdzonej i osobiście prosić o wybaczenie.

Rozmawiali: Grzegorz Polak i Krzysztof Tomasik

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.