Drukuj Powrót do artykułu

Boko Haram. Misja zabijanie

15 stycznia 2015 | 10:56 | kb/stacja7.pl/ js Ⓒ Ⓟ

Amnesty International donosi, że podczas ubiegłotygodniowych ataków Boko Haram na nigeryjskie miejscowości Baga i Doro Gowon mogło zginąć nawet dwa tysiące cywilów. Miasta dosłownie zostały zrównane z ziemią! Na Stacja7.pl podróżnik Krzysztof Błażyca opisuje największe problemy Nigerii.

Mętne wody


Dla przybyłego z miejskiego molocha oniotscha (jak języku ibo określa się białych) życie nad Forcados zdać może się sielanką. Złotosłomiane dachy chatek, soczysta zieleń bujnie rosnących tu palm, kolorowe raaby zawiązane na biodrach kobiet i nagie dzieci kąpiące się w rzece, prowokują do medytacji nad rajem utraconym, pozornie tu odzyskanym przez koloryt miejsca. A jednak to złudzenie, piękne, lecz tylko złudzenie.

Owszem, życie w wioskach kieruje się swoim rytmem, a żywiołowość ludzi i poczucie wspólnoty mają w sobie coś pierwotnego, czego z trudem szukać w przesiąkniętym alienacją zachodnim świecie. Tyle, że i tutaj to życie choć piękne, barwne i soczystozielone, tak samo naznaczone jest brutalnością i zniszczeniem, bieda nierzadko ma oblicze drastyczne, a wody Forcados, oprócz ryb, przynoszą też choroby i śmierć. Ot, efekt eksploatacji tutejszego bogactwa, jakim jest ropa naftowa. Bogaci dalej się bogacą, islamska północ czerpie profity, a roponośne południe klepie biedę pozostawione samemu sobie.

 

Nigeria mogłaby być bogatym krajem, posiada wiele zasobów naturalnych, ale państwo nie potrafi ich wykorzystać. Problemem jest skażona woda, w której padają ryby, skorumpowany system edukacyjny. Umieralność dzieci jest tu najwyższa w całej Afryce. W szpitalach brak leków. Potrzebujmy intelektualistów, wizjonerów, którzy będą rządzić, a nie demonstracji siły – mówił podczas jednej z naszych rozmów biskup Hiacynt.

 

Patrzę na rzekę, w której ledwo co sami nie utonęliśmy, kiedy na środku woda zaczęła się wlewać do dziurawej łodzi, a silnik odmówił pracy. Co nas ocaliło? Modlitwa ludzi, którzy w odpowiedzi na nerwowe ruchy sternika zaczęli zmawiać pacierze? Szykowna dama w czapce ze srebrnym napisem „Jesus” też dodawała otuchy: „Nie utoniecie, potrafię pływać”.

Ludzie w łodzi krzyczeli, ale na brzegu nikt nie zwracał uwagi. Życie przychodzi i odchodzi. Lub pogrążą się w ciemnej toni rzeki. Tym razem może po prostu mieliśmy szczęście…

 

Dżu-dżu i demony


– A ty to za delikatny jesteś. Tu trzeba drzeć japę, inaczej nic nie zdziałasz. – Damian łypie szelmowsko okiem. Swoje już wie. Jest tu od ponad pięciu lat. Dziś już nie tylko mówi z impetem, zrozumiałym jedynie dla miejscowych awanturników, ale posługuje się tym samym pidgin english, co oni. „Nasz biały” – mówią więc o nim. Damian pochodzi z Bydgoszczy. Jego droga do Nigerii to dość awanturnicza historia. Albo motywacyjna opowiastka dla tych, co się za bardzo cackają ze swym życiem. Dość tu wspomnieć, że obecnie pracuje z ramienia biskupa Hiacynta. Wraz z Kelvinem, królewskim synem ludu Ibo, i Rafaelem, prowadzą małą misję w położonej w środku buszu wiosce Uduophori.

 

Żyją prosto pośród ludzi, w tych samych warunkach, co oni. Jedzą to co oni, głodują tak jak oni.

W ciągu ostatnich dwóch lat zbudowali kilka studni na terenie pobliskich wiosek, postawili przetwórnię wody (finał akcji zorganizowanej przez Małego Gościa Niedzielnego w 2012), stworzyli pierwszą w wiosce podstawówkę w drewnianym baraku, otworzyli przychodnię, a obecnie wykańczają murowaną szkołę (te dwa ostatnie projekty przy pomocy Fundacji Razem dla Afryki ).

Działają ochoczo, z oddaniem, ku uciesze biskupa, ad maiorem Dei gloriam i pro publico bono. Ludziom potrzeba lekarstw i czystej wody, dzieciakom – edukacji, wszystkim – odtrutki na wszechobecne czary i uwolnienia od przekleństwa dżu-dżu.

 

Dżu-dżu to jest wszystko, czego się ludzie lękają, bo dżu-dżu było tam „od zawsze”, a nowa wiara w wiosce jest dopiero od 50 lat.  

 

Dlatego, gdy papie Simonowi zmarło w rodzinie 26 dzieci i zawalił się dom, a deszcze wypłukały zakopane obok chaty dżu-dżu, to ludzie w wiosce mówili „Dżu dżu się mści”. Za co? A za zdradę. Papa Simon przed laty przyjął chrzest, byle dalej od czarów. Teraz każdy dzień rozpoczyna w kaplicy o darose Boromo Weri ofafo Ise (w orobo: w imię Ojca i Syna i Ducha). Więc dżu-dżu się mści.

 

Machine Donatus, sąsiad Papy Simona, były animista, złodziej i porywacz ludzi, a teraz przykładne dziecko boże, o dżu-dżu potrafi opowiadać godzinami. Nie pomija pikanterii o tzw. obrzędach kuli, żółtych i czerwonych świecach (każdy kolor służy czemu innemu), pudrach pętających wolę i kobietach, które pokładają się z czarownikami, aby za „dżygi-dżygi”, jak to fonetycznie określa mój rozmówca, zdobyć profity doczesne. Machine wspomina też historię nieboraczki, którą czarownik po dokonaniu bezeceństw zaczął przemieniać w węża. Ludzie, jak to ludzie – widzieli, w mediach mówili, ba, nawet biskup potwierdza, że o czymś takim było głośno. Nastoletnia Gloria spotkana o zmroku na drodze też ma dla mnie newsa – że w pobliskim zborze w sobotnie wieczory wyganiają demony. I tak trwa to do rana. Bo wyganianie demonów to w Uduophori rytuał powszedni. Podobnie jak fetysze z ludzkiego ciała, których „nie dotykaj, bo umrzesz lub spotka cię nieszczęście” oraz wiara, że kapłan dżu-dżu potrafi w jednej chwili być we wsi i w odległym o 600 km Lagos. Damian, Kelvin i Rafael walczą więc z demonami, modlą się wraz z ludźmi o oczyszczenie gospodarstw spod władzy złośliwego dżu-dżu, a poza tym roznoszą ryż po wioskach, edukują dzieciaki, a gdy trzeba, „drą japę”, bo takie tu obyczaje i tego nie zmienisz.

 

Śmierć na północy


– Człowiekowi Boga robicie problemy? – barczysty wojskowy krzyczy na grupę mężczyzn, zebranych wokół motocykla, którym przyjechaliśmy nad rzekę. Mototaksówki to obok łodzi podstawowy środek tutejszego transportu. „Człowiekiem Boga” nazywa Damiana, widząc jego koloratkę. O tak, „ludzie boga” są tu w poważaniu, bo i z samym Bogiem i jego miejscem w życiu człowieka się tu nie dyskutuje. Bóg w Afryce po prostu jest, a jeśli sądzisz inaczej, to znaczy, że straciłeś zmysły. Jest Bóg i jest też niestety karykatura Boga. Koszmarny obraz, którym legitymizują się bandy fanatyków. Boko Haram. Rana Nigerii. Skaza na obliczu islamu. Synonim zła. Ta nigeryjska grupa fundamentalistów, która weszła w sojusz z działającym na ternie krajów Maghrebu skrzydłem Al-Kaidy, powstała w 2001 r. W 2009 władze Nigerii zakazały jej działalności. Od tego czasu trwa brutalny dżihad Boko Haram „w imię Allaha”, a sekta dąży do ustanowienia szariatu na terenie całego kraju. Nie ma tygodnia, aby nie docierały informacje o kolejnych aktach terroru, dokonywanych przez bojowników człowieka cienia – Abubakra Shekau, o którego życiu i śmierci krążą sprzeczne informacje.

 

W ciągu pięcioletniej ekspansji Boko Haram na północy Nigerii, prawie 1,5 miliona ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, a stany Borno, Yobe i Adamawa, będące pod kontrolą islamistów, żyją w nieustannym zagrożeniu kolejnych ataków.


Świat długo milczał o bestialstwach dokonywanych przez nigeryjskich islamistów. Uprowadzenie 300 uczennic ze szkoły w Chibok w kwietniu 2014 nadało rozgłos problemowi, z jakim zmaga się Nigeria. A przecież tylko na przełomie 2009 – 2012 ponad 50 kościołów zostało zniszczonych w atakach islamistów. Na ich celu są tak chrześcijanie, jak i „zwykli”, czyli nie-ekstremistyczni muzułmanie. Tylko w listopadzie 2014 ponad 120 osób zginęło w zamachu na meczet w Kano. W grudniu islamiści dokonali kolejnej masakry cywilów na północy kraju, zabijając 33 osoby i porywając co najmniej 100. W ostatnich dniach świat obiegła informacja o największej rzezi dokonanej przez Boko Haram na początku bieżącego roku. Według nigeryjskich źródeł, cytowanych przez zagraniczne media, aż 2000 osób zostało zamordowanych w ciągu pięciu dni w w mieście Baga na północy kraju. 10 tysięczne Baga zostało całkowicie zniszczone, okaleczeni mieszkańcy uciekli do buszu, ciała zabitych leżą na ulicach. Boko Haram spaliła też 16 innych okolicznych miejscowości.

A jednak wobec tych wstrząsających faktów, wciąż aktualne pozostają słowa biskupa Hiacynta:

– Trzeba podkreślić, aby na zamachy w Nigerii nie patrzeć jak na konflikt muzułmańsko-chrześcijański. To ekstremiści uważają chrześcijan za wrogów. Ale to nie jest powszechna postawa. Jest wielu muzułmanów, którzy próbują chronić chrześcijan, tak jak chrześcijanie pomagają muzułmanom. To walka o władzę i wpływy.

 

Boko Haram zabija bez względu na religię.

 

 

Przeczytaj cały materiał na portalu Stacja7


 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.