Homilia abp. Adriana Galbasa | 28 grudnia 2025

Rok: 2025
Autor: abp Adrian Galbas

„Nadto zaś wszystko przyobleczcie miłość”

(homilia wygłoszona w święto Świętej Rodziny i na zakończenie Roku Jubileuszowego’25, 28 grudnia 2025 roku, archikatedra warszawska)

Siostry i Bracia,

gromadzą nas dzisiaj dwie ważne okoliczności. Pierwszą jest Niedziela Świętej Rodziny, a drugą diecezjalne zakończenie Roku Jubileuszowego. Obie zresztą bardzo ze sobą połączone.

Najpierw Kościół zaprasza nas dziś do szczególnego spotkania ze Świętą Rodziną z Nazaretu. Przyglądamy się Maryi, Józefowi i Jezusowi i chcemy – jak modliliśmy się przed chwilą – przyjąć Ich jako wzór dla naszych rodzin. Czy to nie jest jednak prośba przesadzona? W czym tych Troje ma być dla nas wzorem? Przecież są tak bardzo inni, tak bardzo różni od nas! Jezus – to Syn Boży, Maryja – poczęta bez grzechu, może jedynie Józef jest w swej ludzkiej kondycji  najbardziej do nas podobny.

A jednak, gdy popatrzymy na losy Świętej Rodziny, ukazane nam w Ewangelii (por. Łk 1,26-2,52; Mt 1,18-2,23), widać wyraźnie, że życie Jezusa, Maryi i Józefa nie było żadną sielanką. Przeciwnie: trudności, niepokojów i cierpienia, mieli więcej niż w niejednej typowej rodzinie. Dramat Zwiastowania Maryi i Józefowi, czyli dramat zmierzenia się z decyzją, całkowicie przekraczającą ich kruche, ludzkie możliwości, dramat narodzin w Betlejem, tajemnicze słowa proroka Symeona, ucieczka do Egiptu, o której słyszeliśmy w dopiero co odczytanej Ewangelii (por. Mt 2,13-15.19-23), monotonia życia w Nazarecie, a potem jeszcze Maryja, patrząca na śmierć swego Syna (por. J 189,25-27).

Gdzie tu sielanka, gdzie tu nadzwyczajność, gdzie tu szczególne wybraństwo? Jakby Pan Bóg chciał, maksymalnie upodobnić Jej los do naszych losów, do waszego – Bracia i Siostry żyjący w rodzinach – codziennego losu. Papież Franciszek napisał w Amoris Laetitia, że: każdej rodzinie ukazuje się ikona Rodziny z Nazaretu, z jej codziennym trudem, a nawet koszmarem (por. AL, 30).

Co sprawiło, że Święta Rodzina, mimo tylu trudności, oparła się zniszczeniu? Że – mimo tych trudności – pozostała rodziną i pozostała świętą? Odpowiedź jest tylko jedna: sprawiła to miłość!

Święty Paweł w przepięknym fragmencie z listu do Kolosan (por. 3 12,21), który usłyszeliśmy przed chwilą, daje nam głęboki wykład na temat tego, czym jest ta małżeńska i rodzinna miłość! Apostoł Narodów zachowuje się trochę jak projektant mody, który proponuje komuś garderobę, tak, by ten, kogo ubiera, wyglądał olśniewająco. Tu ubiera całą rodzinę. Obleczcie się, mówi, w serdeczne współczucie, a więc we współczucie płynące z serca, dalej: w dobroć, w pokorę, która jest zaprzeczeniem pychy, w cichość, która jest zaprzeczeniem kłótni, wrzasku, ale też złego, upartego milczenia, dalej: w cierpliwość, która jest zaprzeczeniem gwałtowności i niecierpliwości, dalej w chęć i umiejętność znoszenia jedni drugich. „Znoszę cię mój mężu, choć czasem jesteś taki nieznośny, znoszę cię moja żono, znosimy was, nasi rodzice, znosimy was, nasze dzieci”. I dalej mówi Paweł: wybaczajcie sobie nawzajem, jak i Pan wybaczył wam. To echo codziennej  modlitewnej prośby: odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.

A w końcu, mówi Apostoł Narodów, „na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest spoiwem doskonałości” (Kol 3,14). Miłość jako spoiwo, miłość, bez której wszystko się rozleci, bez której nie będziemy zdolni ani do przebaczenia, ani do pokory, ani do cichości, ani do cierpliwości, ani do dobroci, ani do współczucia. Do niczego! Bo ona jest spoiwem i klejem. „Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość”. Miłość jest jak wierzchnie okrycie, po którym jesteśmy rozpoznawani, które jest sygnałem wysyłanym przez nas do świata!

I jakby na koniec, jakby dla skompletowania tej niezwykłej garderoby, św. Paweł dorzuci jeszcze dwa elementy: serdeczny pokój i głęboką wdzięczność.
O miłości mówi także dalsza część teksu św. Pawła, w którym przedstawia dwie relacje rodzinne: mąż-żona oraz rodzice – dzieci. Najważniejsza jest oczywiście relacja mąż – żona. Nie ma szczęśliwych rodzin, bez szczęśliwych małżeństw. To jest też pierwsza relacja. Żona to osoba, która jest najbliższa mężowi, mąż to osoba, który jest najbliższa żonie. Nie rodzice, nie teściowie i nie dzieci. Często mówię w homiliach przy okazji ślubnych kazań, że od tej pory wszyscy muszą zrobić krok w tył, aby stworzyć młodym małżonkom wystarczającą przestrzeń dla ich wspólnego, nowego życia. Nikt nie może być bliżej żony, niż jej mąż, ani nikt nie może być bliżej męża niż jego żona.

Paweł mówi także coś, co może szokować. Chce on bowiem, by mężowie kochali swe żony, a od żon wymaga, by były poddane swym mężom. Ta druga sprawa wydaje się dzisiaj nie do zaakceptowania. Na pewno św. Paweł był tu w jakiejś mierze uwarunkowany mentalnością swoich czasów. Nie chodzi jednak o to, by dziś z relacji między mężem, a żoną usunąć owo poddanie, ale aby uczynić je wzajemnym. To znaczy, że podobnie jak żony mają być poddane swoim mężom, tak i mężowie mają być poddani swym żonom. Poddani nie na sposób niewolniczy, nie tak, że jeden jest panem drugiego, nie tak, że żona jest nic nieznaczącą cichą myszką, albo mąż beznadziejnym pantoflarzem. Wzajemne poddanie małżonków oznacza, że oni mają wzajemnie uwzględniać swoją wolę, uzgadniać zdania, opinie, liczyć się z wrażliwością, z punktem widzenia i z możliwościami drugiej strony.

W małżeństwie niezwykle istotna, fundamentalna wręcz, jest ta zmiana perspektywy z „ja” na „my”. Przed ślubem można żyć w kluczu: wybieram to, co ja chcę, idę za tym, co ja uważam za słuszne, ale po ślubie konieczna jest inna perspektywa: wspólnie robimy to, co my razem uznajemy za słuszne, wybieramy to, co my razem rozeznajemy, jako właściwe i dobre dla naszego małżeństwa, a tego z kolei nie da się zrobić bez rozmowy, spotkania, wymiany poglądów i wzajemnego otwarcia na siebie, w którym fundamentalny jest obustronny szacunek.

Katechizm Kościoła powie, że rodzina powinna być oparta na  pokrewieństwie „odczuć, uczuć i dążeń, które wypływają z wzajemnego szacunku osób”. I dalej, w tym samym punkcie Katechizmu, że to się dokonuje poprzez wspólną wymianę myśli i przez współdziałanie w wychowaniu dzieci (por. KKK, 2206).
Bardzo zachęcam wszystkich, a zwłaszcza osoby żyjące w małżeństwie i rodzinie, aby na podstawie dzisiejszych słów św. Pawła z Listu do Kolosan, robiły sobie rachunek sumienia, sprawdzając, czy mają, czy macie, wszystkie elementy tej wspaniałej garderoby, a przede wszystkim czy jest między wami spoiwo: żywa miłość!

„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13,1), to oczywiście znów św. Paweł, w bodaj najbardziej znanym tekście Nowego Testamentu. A św. Jan Paweł II w encyklice „Redemptor hominis” doda, że człowiek nie może żyć bez miłości, że bez miłości pozostaje sam dla siebie istotą niezrozumiałą, a jego życie jest pozbawione sensu (por. RH 10).

Ta miłość nie jest tylko owocem ludzkich działań, ale jest przede wszystkim łaską Boga, dlatego tak ważne jest, by małżonkowie codziennie o nią dbali i codziennie o nią prosili. „Słowo Chrystusa niech w was mieszka w całym swym bogactwie: z całą mądrością nauczajcie i napominajcie siebie psalmami, hymnami, pieśniami pełnymi ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach. A cokolwiek mówicie lub czynicie, wszystko niech będzie w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego” (Kol. 3,16-17). To raz jeszcze dzisiejszy św. Paweł.

Wtóruje mu Psalmista, który podaje nam piękny opis człowieka szczęśliwego:

„Szczęśliwy człowiek, który służy Panu
I chodzi jego drogami
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich
Szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie” (Ps 128,1n).

Takie to jest ważne, by umieć się modlić codziennie o miłość, najlepiej razem, a jak się nie da razem, to przynajmniej za siebie nawzajem, o miłość wierną i żywą. Jak się człowiek modli za drugiego, to nigdy nie będzie chciał temu drugiemu zrobić krzywdy, nigdy nie będzie chciał dla niego niczego złego. Kiedy mąż ani się nie modli o miłość do żony, ani o miłość dla żony, a żona dla męża, wówczas, w sytuacji konfliktu, nieuniknionego przecież, mąż będzie chciał zmienić żonę, a ona jego, a jak się żona nie da zmienić, to nieraz będzie ją chciał zamienić na inną. Podobnie ona. Kiedy zaś małżonkowie nawzajem modlą się za siebie, wówczas, w sytuacji konfliktu, każde z nich najpierw będzie chciało zmienić siebie. A to jest wielka różnica!

Bracia i Siostry, zwłaszcza wy żyjący w rodzinie,

bardzo wam dziękuję za waszą wierność i miłość. Dziś rodzina i małżeństwo nie mają łatwego życia. Poddawane są różnym rodzajom presji, łącznie z próbą zredefiniowania istoty małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Herod, który zagrażał życiu Świętej Rodziny, dziś ma inne imiona, ale jego okrucieństwo jest nie mniejsze.

Państwo musi ochraniać rodziny. Nie dlatego, że tak chce Kościół, ale dlatego, że tak chce Konstytucja i dlatego, że to jest w najlepiej rozumianym interesie państwa i społeczeństwa. Także ze względu na katastrofę demograficzną, której już doświadczamy. Główny Urząd Statystyczny przewiduje, że do 2060 roku nasza populacja zmniejszy się o ponad sześć milionów osób. Jest to liczba porównywalna ze stratami Polski w wyniku drugiej wojny światowej. Tyle, że tym razem ma się to dokonać bez żadnej wojny. Chodzi o ludzi, którzy się po prostu nie urodzą.

Bardzo więc Wam, Bracia i Siostry dziękuję za wasze świadectwo wspólnego, wiernego i nierozwiedzionego życia. Słyszałem o rodzicach, którzy kilkunastoletniemu synowi zakomunikowali, że się rozwodzą. Powiedzieli: „Teraz przez jeden tydzień będziesz mieszkał z ojcem, a przez drugi tydzień z mamą”. Dziecko odpowiedziało rezolutnie: „To jest mój dom i ja się nigdzie stąd nie ruszam. Jeśli chcecie, to wy możecie się zmieniać co tydzień”. Rodzice zrozumieli, co chcieli uczynić swojemu synowi i ostatecznie się nie rozwiedli.

Bardzo więc was proszę, Drodzy Małżonkowie, abyście odpowiadając na tegoroczne hasło Roku Duszpasterskiego: „uczniowie-misjonarze”, odważnie stawali do małżeńskiego i rodzinnego świadectwa. I oby to świadectwo było wyraźne, donośne i stałe. Bo patrząc na propozycje współczesnej świeckiej kultury, można mieć wrażenie, że życie w rodzinie w taki sposób, do jakiego zachęca nas Kościół katolicki, jest albo niemożliwe, albo nieszczęśliwe, albo nienormalne. Że szczęśliwym to można być tylko w różnych związkach „małżeńskopodobnych”. Dlatego wasze świadectwo jest tak dziś niezbędne. Temu, co na temat małżeństwa powie ksiądz czy biskup, złośliwi zawsze zarzucą, że jest teorią, głoszoną przez kogoś nieznającego się na rzeczy. Wam takiego zarzutu postawić się nie da. Jeśli więc jesteście szczęśliwymi małżonkami, dziećmi i rodzicami – świadczcie o tym.

A rozważamy o tym wszystkim na zakończenie Roku Jubileuszowego. W Rzymie papież Leon zamknie go 6 stycznia, dziś kończymy go we wszystkich diecezjach świata. Mam nadzieję, że skorzystaliście z ogromu Bożej łaski, z odpustu, który Pan nam w tym Roku tak hojnie ofiarował. Mam nadzieję, że udało wam się pojednać z Bogiem, przede wszystkim w sakramencie pojednania i pokuty, a także, że tam, gdzie to było potrzebne i konieczne – udało się zrobić choćby najmniejszy gest pojednania międzyludzkiego, zwłaszcza w rodzinach. Cieszymy się, że uspokoiła się nieco sytuacja na Bliskim Wschodzie. Wciąż liczymy, że wkrótce nastąpi zakończenie wojny pomiędzy Rosją i Ukrainą, a kiedyś pojednanie między tymi narodami.

Mam nadzieję, że wielu z was udało się pojechać w tym roku do Rzymu, aby osobiście przejść przez święte drzwi w rzymskich bazylikach, a ci, którzy tego nie mogli zrobić, że odwiedzili któryś z kościołów jubileuszowych. Dziękuję ich proboszczom i rektorom za całoroczny trud.

Mam też nadzieję, że w tym Roku Jubileuszowym obficie korzystaliście z sakramentów, że było więcej modlitwy i więcej praktykowania czynnej miłości bliźniego. Za to wszystko będziemy za chwilę dziękować Bogu, śpiewając uroczyste Te Deum.

Mam w końcu nadzieję, że po tym Roku macie więcej nadziei, bo to ona była w jego centrum.

Nadzieja, która, jak uczy Katechizm Kościoła, „odpowiada dążeniu do szczęścia, złożonemu przez Boga w sercu każdego człowieka; podejmuje ona te oczekiwania, które inspirują działania ludzi; oczyszcza je, by ukierunkować je na Królestwo niebieskie; chroni przed zwątpieniem; podtrzymuje w każdym opuszczeniu; poszerza serce w oczekiwaniu szczęścia wiecznego. Żywa nadzieja chroni przed egoizmem i prowadzi do szczęścia miłości” (KKK 1818). Jej wielkim przeciwnikami są zuchwała ufność i rozpacz. W tej pierwszej człowiek chce zbawić się sam, bez pomocy Boga i bez prawdziwego nawrócenia, w tej drugiej przestaje oczekiwać jakiejkolwiek pomocy od Boga i bliźniego (por. KKK 2091,n).

Obyśmy zawsze patrzyli na nadzieję twórczo, nienaiwnie, tak, jak uczył nas tego śp. ks. J. Tischner.  On mówił, że nadzieja to pewność, że sens jest możliwy, że nie polega ona na myśleniu, że jutro będzie lepsze, ale na robieniu wszystkiego, by dziś nie było złe. Mówił też, że „nadzieja przychodzi zawsze do nas z drugim człowiekiem”, że jest wcielona, podobnie jak wiara i miłość.

Obyśmy więc byli dla siebie bardziej nadziejodajni i nadziejopełni, a nie beznadziejni. Bez nadziei trudno o wiarę i miłość, bo w końcu, jak w znanym wierszu Charlesa Peguy, to ona, nadzieja, choć najmniejsza z trzech sióstr prowadzi je za rękę, choć one – wiara i miłość –  wydają się być starsze i na pozór silniejsze. „Wiara, którą najbardziej kocham, mówi Bóg, to nadzieja”. To słowa tego francuskiego Poety. On mówił też, że „nadzieja widzi to, czego jeszcze nie ma,
i kocha to, czego jeszcze nie ma”.

Właśnie w tym duchu, powracając raz jeszcze do Święta Świętej Rodziny, chciałbym, aby dzisiaj nie poczuli się obco także ci, którzy w małżeństwach już nie żyją, czyli wdowcy, wdowy, ci którzy w małżeństwach nigdy nie żyli, czyli osoby konsekrowane i duchowne oraz żyjący w pojedynkę, którzy świadomie wybrali takie życie, albo którym zabrakło odwagi lub szczęścia, by wybrać w swoim czasie tę lub tego. Chciałbym, aby dzisiaj obco nie poczuły się także osoby nieheteronormatywne. Boże Narodzenie to nie czas na obcość!

Także niech nie będą obcy wśród nas ci, którzy się rozwiedli i zawarli ponowne, rzecz jasna już niesakramentalne związki. Choć nie mogą przystępować do ołtarza, są w Kościele i jest dla nich także miejsce podczas Eucharystii. Bóg nadal realizuje wobec nich obietnice nierozerwalnej miłości, ponieważ od miłości do nas, nic nie jest w stanie Boga oderwać. On kocha nieprzerwanie. Żadna nasza życiowa przegrana nie zamyka Bogu drogi do nas!

Oby w wielkiej Rodzinie Kościoła zawsze było miejsce dla każdego!

I całkiem już na koniec wiersz Emily Dickinson. Ona w swym poemacie o nadziei, napisanym w 1861 roku, porównuje ją do ptaka, zawsze obecnego w duszy. Życzę wam i sobie, by to był wiersz o każdej i o każdym z nas:

„Nadzieja – pierzaste stworzenie
Mości się w duszy na grzędzie
Śpiewa piosenkę bez słów
I zawsze śpiewać będzie (…)
Słyszałam go w mroźnej krainie
Na morzu obcym i głuchym
Lecz nigdy – w największej potrzebie
Nie prosił mnie o okruchy”.

Amen.

+Adrian J. Galbas SAC

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.