Omówienie artykułów nr 11/17.03.2013

Rok: 2013
Autor: Inny

Kardynałowie przed konklawe

„Kiedy przyjechałem do Rzymu, sądziłem, że od razu przystąpimy do ustalenia daty konklawe. Starsi koledzy studzili jednak zapały, mówiąc, że najpierw musimy się poznać, zaprzyjaźnić, otworzyć się na siebie nawzajem, pomodlić. Inaczej konklawe mogłoby się ciągnąć w nieskończoność”. Tak kard. Timothy Dolan, arcybiskup Nowego Jorku, podsumował miniony tydzień w Watykanie. Jego głównymi bohaterami byli kardynałowie.

To do nich w czasie sede vacante, gdy brakuje papieża, należy zwierzchnia władza w Kościele. 70 z nich rezyduje na stałe w Rzymie. Pozostali przybyli tu dosłownie z całego świata. W sumie 150 z 207 purpuratów (niektórym nie pozwalał na podróż podeszły wiek bądź stan zdrowia). Jako ostatni dotarli do Rzymu metropolici Sajgonu i Warszawy oraz kardynał senior Adam Maida z USA.W rzeczywistości, jak zapewnił ks. Federico Lombardi, na kongregacjach nie padały żadne nazwiska. Obrady kolegium kardynalskiego miały raczej ukazać elektorom i przyszłemu papieżowi sytuację współczesnego Kościoła.

Jednak przygotowania do konklawe nie sprowadzały się jedynie do kongregacji. Równie ważne były spotkania w kuluarach, osobiste wymiany opinii. Tam pojawiały się pewne nazwiska. Potwierdził to ks. Lombardi, przyznawali to również sami kardynałowie.

Jeśli zdecydowali się na przedwczesne konklawe, to znaczy, że sytuacja dojrzała do wyboru i biały dym nad Kaplicą Sykstyńska pojawi się już po kilku głosowaniach. Zobaczymy.

Więcej: Krzysztof Bronk, Radio Watykańskie.

Homoterroryzm po polsku

Frontalny atak homoseksualnego lobby na rodzinę i religię katolicką przybiera na sile. Doszliśmy do takiego punktu w którym każdy, kto ma odwagę krytycznie wypowiedzieć się na temat homoseksualistów staje się tarczą strzelniczą. Przypadki prof. Pawłowicz, poznańskich naukowców z AKO, księdza Oko, a wreszcie Lecha Wałęsy są aż nadto wymowne. Walec ideologicznego postępu z hukiem przetacza się przez Polskę. Cel jest oczywisty: zmiażdżyć chrześcijańską tożsamość narodu z wszelkimi jej atrybutami: rodziną, patriotyzmem, tradycją. W tej walce nie ma pardonu. Kto nie jest po stronie postępowców, podlega natychmiastowemu i całkowitemu ostracyzmowi.

Według promotorów „jedynie słusznej ideologii” dla jej krytyków nie ma miejsca w debacie publicznej, na uniwersytetach, w mediach. „Wsteczniacy” muszą się usunąć na bok, nie mają prawa torować drogi nowoczesności. Na razie polscy homoterroryści nie formułują bardziej radykalnych postulatów wobec swoich oponentów, ale już wkrótce może się to zmienić. Gotowe wzorce czekają. Choćby w Holandii.

Grupa radnych Amsterdamu wpadła niedawno na pomysł, żeby ludzi krytycznych wobec homoseksualistów poddać reedukacji w kontenerowym getcie na obrzeżach miasta. Według pomysłodawców, niepoprawni politycznie mieliby prawo wrócić do swoich domów tylko po przyjęciu słusznych poglądów. Czyż to nie paradoks, że środowiska mające prawdziwą obsesję na punkcie antysemityzmu i dyskryminacji mniejszości, dopuszczają rozwiązania jednoznacznie kojarzące się z ustawami norymberskimi?

Więcej: Ryszard Gromadzki.

Postaw na Józefa

Żyjemy w świecie odmawiającym prawa do życia poczętym dzieciom i próbującym zniszczyć rodzinę, zrównując ją z pseudo-związkami osób tej samej płci. Nie ma więc lepszego patrona na nasze czasy niż św. Józef, którego opiece Bóg powierzył Świętą Rodzinę.To właśnie w Kaliszu, najstarszym polskim mieście, już od wieków czczony jest św. Józef w cudownym obrazie Świętej Rodziny z Nazaretu.

Cudowny obraz znajduje się w kolegiacie kaliskiej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – sanktuarium św. Józefa. Jej początki sięgają XIII w., jednak obecną, gotycką świątynię wzniesiono w 1353 r. Wizerunek ten, jak podaje tradycja, ufundował w 1670 r. uzdrowiony za wstawiennictwem św. Józefa mieszkaniec miejscowości Solec (dziś Szulec). Namalowano go według wskazań przekazanych w widzeniu przez samego świętego, a przedstawia on całą Świętą Rodzinę. W 1770 r. uznany został przez komisję prymasowską za cudowny, a 26 lat później został ukoronowany koronami papieskimi.

Wtedy to, po raz pierwszy w dziejach Kościoła, korony nałożono nie tylko na głowy Dzieciątka Jezus i Maryi, ale także na głowę św. Józefa. Przed tym cudownym wizerunkiem bł. Jan Paweł II w 1997 r. zawierzył św. Józefowi sprawę obrony życia dzieci nienarodzonych w naszej ojczyźnie i na całym świecie oraz wszystkie polskie rodziny. Podkreślił jednocześnie bardzo mocno, że obowiązek służby życiu spoczywa na każdym z nas.

Więcej: Kamila i Błażej Tobolscy.

Wymodlone dzieci

Kiedy przed ślubem Marta dowiedziała się od lekarzy, że prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła urodzić dzieci, Paweł stwierdził: zobaczymy. Niezwykłe zaufanie do św. Józefa zaowocowało w ich przypadku dwoma synami. Starszy z chłopców, Kuba, kilka dni temu obchodził piąte urodziny. Szymon w lipcu skończy cztery lata. − Dzieci nie są nasze, dostaliśmy je tylko od Boga na wychowanie. Tym bardziej chcemy mówić o tym, co nas spotkało − stwierdzają Marta i Paweł Szczerzyńscy.

Mieszkają w Sosnowcu i to tutaj się poznali, zresztą w dość niecodziennym miejscu, w Kurii Diecezjalnej. Oboje zaangażowani byli w jedną z akcji pomocowych zorganizowaną z myślą o dzieciach z ubogich rodzin. Paweł koordynował ją jako wiceprezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, Marta pomagała w niej jako wolontariuszka. Jak przyznaje, był to czas kiedy na nowo odnalazła swoje miejsce w Kościele, a pomogła jej w tym pielgrzymka do Lichenia. Paweł od dawna był bardzo zaangażowany religijnie, a kilka lat wcześniej razem z grupą przyjaciół założył Wspólnotę św. Józefa.

Więcej: Kamila Tobolska.

Dla ciała i dla ducha

Ktoś mógłby powiedzieć, że jedzenie jest tylko i wyłącznie sprawą brzucha. Nieprawda. To, w jaki sposób się odżywiamy, co, kiedy i gdzie jemy, mówi o nas o wiele więcej, niźli się na pozór wydaje – mówi Jacek Kowalski, historyk sztuki, poeta, bard, autor książek z przepisami potraw z klasztornych kuchni. – Powiedz mi jak jesz, a powiem ci, kim jesteś. Jedzenie wyraża nasz stosunek do życia i wyznawanych wartości. To, że raz jemy mało, a raz napychamy się tłustymi pączkami – jest przecież sprawą kultury, w naszym przypadku – kultury polskiej. Ona zaś jest chrześcijańską, po prostu i wciąż. To ona dzieli rok na cykle, przeżywane także kulinarnie. W domach – i w miejscach związanych szczególnie z duchem i wartościami. Czyli w klasztorach. Kulinarne podróże po klasztorach uświadomiły mi, że kultura stołu to przede wszystkim kultura wspólnego obcowania.

W jej ramach obowiązkowo mieści się także modlitwa, a gdzieniegdzie nadal głośna lektura Pisma świętego i dzieł pobożnych. Tak zresztą powinno, czy też mogłoby wyglądać nie tylko życie zakonne, ale i nasze życie rodzinne, które siłą rzeczy może się koncentrować przy wspólnym stole. Wtedy jedzenie staje się czymś więcej niż tylko czynnością biologiczną – bo kultywowaniem wspólnej więzi, która wyraża się w duchowym przeżywaniu tego, co i jak się je. Dla ciała i dla ducha.

Więcej: Jacek Kowalski w rozmowie z Łukaszem Kaźmierczakiem.

 

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.