„Wzrastanie”: Ślub za 2000 tysiące euro

Rok: 2010
Autor: Media katolickie

Nielegalny interes kwitnie, bo stawka jest wysoka. Polskie obywatelstwo w zamian za fikcyjne małżeństwo. Tyle bezprawnych działań, by móc żyć w Polsce zgodnie z obowiązującym prawem.

19-letnia Anna mieszka w Oświęcimiu od urodzenia. Będąc kilkuletnią dziewczynką, marzyła o wspaniałym mężu i hucznym weselu. Codziennie przychodziła na Planty, by obserwować spacerujących zakochanych. Była to forma ucieczki od świata, w którym przyszło jej żyć. Bo w nim znajdowało się jedynie miejsce na przemoc, alkohol, nienawiść.

Pierwszy lekcyjny dzwonek usłyszała we wrześniu 1996 roku. Była wtedy nieśmiałym, szukającym akceptacji dzieckiem. Akceptację w końcu znalazła, ale nie tam, gdzie powinna. Już jako dziewięciolatka pośredniczyła w nielegalnych interesach. Początkowo pomagała w sprzedaży wyrabianego w domowych warunkach alkoholu, aż w końcu sięgnęła po narkotyki.

Teraz, kiedy zaprosiła mnie do swojego mieszkania, nie proponuje mi żadnych z tych używek. Standartowo pyta: kawę czy herbatę? Zaznacza, że kawę kupiła w jednym z dyskontowych sklepów i nie wie, czy będzie mi smakować.

Zbuntowana gimnazjalistka

Progu nowej szkoły nie przekroczyła sama. Towarzyszyli jej koledzy z podstawówki. Ci sami, z którymi poznała smak papierosa, wódki, narkotyków. Pedagodzy nie byli w stanie sobie poradzić z buntowniczą uczennicą. Tłumaczyli wszystko okresem dojrzewania. Anna ukończyła gimnazjum, ale nie zdecydowała się kontynuować nauki. Z czasem spacery po oświęcimskich Plantach zaczęły ją nudzić. Pragnęła poszerzyć horyzonty, a szansę na to upatrzyła w fikcyjnym związku z Nigeryjczykiem.

O ślubach „na kontrakt” dowiedziała się od kolegi, który obiecywał szybki zarobek. Dwa tysiące euro. To właśnie on pośredniczył w całej procedurze. Sam miał się dzięki temu wzbogacić o tysiąc euro. Kandydat na męża został jej narzucony, nie miała szansy wyboru. Znała tylko imię, które było dla niej jedynie obco brzmiącym wyrazem. Po raz pierwszy zobaczyła go, gdy pojechali ustalić termin ślubu.

Trzeba było spłacić długi

Zdecydowała się na fikcyjny ślub, bo musiała spłacić długi. Jedynym mankamentem wydawała się jej perspektywa trzech lat w związku małżeńskim. Dopiero po tym czasie partner mógł uzyskać polskie obywatelstwo, na którym tak mu zależało. Ślub był dla niego wielkim krokiem do zalegalizowania pobytu w Polsce.

Początkowo propozycja była kusząca, jednak potem przerodziła się w koszmar – mówi Anna.

Cudzoziemcy zwykle za taką usługę oferują dwa, trzy tysiące euro. Jadąc na ślub poza granice Polski, np. do Włoch, zarobić można nawet trzykrotnie więcej. Wtedy jednak trzeba wyruszyć samemu w nieznane. Wykluczone jest jakiekolwiek towarzystwo, bo koszty podróży dla kilku osób są zbyt wysokie.

Moją koleżankę kusili taką propozycją, ale ślub miał odbyć się dopiero w lecie. Ona potrzebowała pieniędzy szybciej, dlatego zdecydowała się przyjąć inną ofertę – wspomina Anna.

Naszą rozmowę przerywa dźwięk SMS-a. Anna smutnieje. Nieśmiało pytam dlaczego i zauważam łzy płynące z jej oczu. – Muszę jak najszybciej załatwić rozwód – mówi przez zaciśnięte gardło.

Trzymam w ręce filiżankę z kawą, wydaje mi się gorzka. I nie wiem już sama, czy zapomniałam posłodzić, czy to smak rozczarowania, o którym tyle mówi Anna, zabrał cały aromat napoju.

Dziewczyna jest obecnie w związku z 22-letnim Adrianem. Chciała mu powiedzieć o fikcyjnym ślubie, ale brakuje jej odwagi. Adrian przeczuwał, że stało się coś złego, nie znał jednak szczegółów. – Kłamstwo ma krótkie nogi – powtarzał niemal codziennie. I rzeczywiście miało. O ślubie dowiedział się od nielojalnej koleżanki Anny, która w ramach zemsty wyjawiła mu skrzętnie skrywaną tajemnicę. Chłopak chce jak najszybciej zobaczyć sądowy dokument rozwodowy.

Farsa

Pytam o przebieg ceremonii ślubnej. Dziewczyna zaczyna opowieść. Teraz już jest w stanie ocenić wszystko na chłodno. Momentami milknie, by po chwili powiedzieć: Jaka ja byłam głupia! Już podczas ustalania terminu ślubu zadawano jej pytania, które miały sprawdzić legalność związku. Pytano o stosunek jej rodziców do przyszłego męża. Urzędnicy chcieli się również dowiedzieć, czy rodzina męża będzie obecna na ślubie.

– Ceremonia ślubna przebiegła zwyczajnie. Pośrednik opłacił tłumaczkę, która miała nas ratować w kryzysowych sytuacjach. Ślub wzięliśmy w Urzędzie Stanu Cywilnego w Katowicach. Obecni byli wyłącznie świadkowie i znajomi męża. Nie życzyłam sobie żadnej zabawy po ceremonii – opowiada Anna.

Moja rozmówczyni nagle wstaje od stołu. Idzie w kierunku szafy i szuka czegoś nerwowo. Po chwili wyjaśnia, że chce mi pokazać akt ślubu. Ten leży zakopany na samym dnie szafy, jakby to miało pomóc w zapomnieniu. Przekazuje mi go drżącymi rękami i nadal czegoś szuka. Za chwilę dostanę plik zdjęć z pozaginanymi rogami. Po raz pierwszy mogę ujrzeć ich razem. Gdybym nie wiedziała, że to fikcyjny ślub, patrząc na Nigeryjczyka, pomyślałabym, że właśnie został szczęśliwym panem młodym. Na twarzy Anny maluje się niepewność i strach.

Wpadka

Miesiąc po ślubie w Urzędzie do Spraw Cudzoziemców w Warszawie odbył się tzw. interview. Świeżo upieczeni małżonkowie musieli się na nim obowiązkowo stawić. Towarzyszyła im opłacona tłumaczka, która nielegalnie zdobyła listę z 63 pytaniami. To właśnie one miały paść podczas rozmowy z urzędnikami.

Nigeryjczyk w porozumieniu z tłumaczką wymyślił wiarygodne odpowiedzi. Rolą Anny było wyuczenie się ich. Dostała je dzień przed interview i nie zdołała wszystkich zapamiętać. W urzędzie na pierwszy ogień poszedł jej mąż. Później do pokoju zawołano Annę. Pytania rzeczywiście zgadzały się z tymi z listy, jednak dziewczyna nie pamiętała odpowiedzi na wszystkie. Pracownicy urzędu zrobili prosty test. Wypadł groteskowo.

W trakcie przesłuchania ktoś wysłał mi SMS- a, ale przecież nie mogłam go odczytać. Później okazało się, że wiadomość była wysłana przez tłumaczkę i zawierała pytania, jakie kolejno będą mi zadawać, wraz z odpowiedziami na nie („Będą cię pytać, po której stronie łóżka śpi twój mąż. Powiesz, że po prawej. Potem zapytają o to czy macie budzik i kalendarz – tak. Ile macie zamków w drzwiach i z których korzystacie – 3 zamki, a korzystacie z 2.”). Kazali mi zawołać męża i zapytać go po angielsku: „Co będziemy robić, kiedy wyjdziemy z wywiadu?”

Nie umiałam tego wyrazić po angielsku, więc użyłam polskich słów. On mnie kompletnie nie rozumiał i zareagował śmiechem.

Opłacona tłumaczka chciała ich wybawić z opresji, twierdząc że na tym etapie, w komunikacji bardzo pomocne są im gesty. Nigeryjczyk zapytał urzędniczkę, kiedy może spodziewać się decyzji o legalności ślubu. Ta ironicznie odpowiedziała, że nie wiadomo, czy takowa w ogóle będzie.

Ma męża, ale co dalej?

Anna żałuje, że w podstawówce i gimnazjum nie uczyła się języka angielskiego. Ze wstydem przyznaje, że musi korzystać z pomocy siostry, aby porozumieć się z mężem. Kiedy nie ma jej w pobliżu, posługuje się słownikiem.

Nasz kontakt sprowadza się jedynie do kwestii uregulowania spraw finansowych. Nie otrzymałam jeszcze połowy obiecanej kwoty i nie zanosi się na to, żebym ją dostała. Mąż nieustannie prosi mnie o spotkanie, bo wie, że mam w planach złożenie pozwu o rozwód, ale ja pozostaję nieugięta – zdradza mi Anna. – Nie chcę mieć z nim już nic do czynienia. Ostatnio nawet zapraszał mnie do Nigerii. Pragnie mnie przedstawić rodzicom, którzy są przekonani, że znalazł w Polsce prawdziwą miłość.

Niektórzy się śmieją

Rodzina i znajomi dziewczyny wiedzą o fikcyjnym ślubie. Niektórzy jej współczują, inni się śmieją. Wszyscy jednak robią wielkie oczy, gdy usłyszą kwotę – dwa tysiące euro.

Taka stawka skusiła nie tylko ją. Anna opowiada mi o swoich koleżankach, które skorzystały z podobnych ofert. 25-letnia Katarzyna z Katowic wzięła ślub już rok temu. Dostała jedynie 500 euro. Jest laikiem w kwestiach prawnych. Nie wie jak załatwić rozwód, a w dodatku czuje się zastraszana.

Nigdy więcej

Pytam Annę o to, czy postąpiłaby drugi raz tak samo. Dziewczyna zarzeka się, że nie popełniłaby tego samego błędu. Ma nadzieję na szybki rozwód, choć nie wie, ile taka procedura może trwać. Najbardziej boi się reakcji męża, który będzie się domagał zwrotu pieniędzy. Z doświadczeń koleżanek wie, że z takimi ludźmi nie można pogrywać. Twierdzi, że zdecyduje się w końcu złożyć pozew o rozwód.

Kawa wypita. Ania bierze filiżankę i idzie w kierunku kuchni. Przed drzwiami zatrzymuje się, by powiedzieć, że kiedy dostała propozycję ślubu „na kontrakt” widziała przed sobą mocną, aromatyczną, czarną kawę. Teraz pozostały tylko nędzne fusy…

Imiona bohaterów reportażu zostały zmienione.

Joanna Pilszyk

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.