Drukuj Powrót do artykułu

Dwugłos polskich europosłów na temat gender

18 stycznia 2014 | 09:22 | iw (KAI) / br Ⓒ Ⓟ

O blaskach i cieniach zjawiska gender w łonie Unii Europejskiej mówi KAI dwoje polskich deputowanych do Parlamentu Europejskiego. Szczególną okazją do przeprowadzenia tej małej ankiety były niedawny list Episkopatu na niedzielę Świętej Rodziny na ten temat i towarzysząca temu późniejsza medialna nagonka na krytyków gender. Oto co powiedzieli na ten temat Danuta Hübner z Platformy Obywatelskiej i Ryszard Czarnecki z Prawa i Sprawiedliwości.

KAI: Czy Państwa zdaniem gender” to tylko kolejna dyscyplina naukowa czy może także ideologia, jak to postrzega Kościół?

Danuta Hübner (DH): Studia nad gender (płcią kulturową) są nowatorskim, interdyscyplinarnym obszarem badawczym, a więc tym samym nauką, uprawianą przez placówki naukowe na całym świecie. Badania te, w ramach wspólnoty badawczej, podlegają tzw. peer review [przeglądowi] i zasadzie ich sprawdzalności, co jest koniecznym wymogiem uznania danej dyscypliny za naukę.

Badania prowadzone są w wymiarze samodzielnych tzw. „gender studies”, ale znajdują też swoje odzwierciedlenie w wielu dziedzinach poza tym obszarem, np. w socjologii, filozofii, historii, psychologii, kulturoznawstwie, antropologii, nauce o gatunkach literackich, historii sztuki, ekonomii, prawie, a nawet archeologii i wielu innych. W praktyce nie ma dyscypliny naukowej, która nie zajmowałaby się zagadnieniami gender z punktu widzenia życia społecznego i wzorców kulturowych.

Wiele dyscyplin naukowych, na swoich obrzeżach podlegać może ideologizacji, dlatego może to też dotyczyć pewnych obszarów związanych z gender, niemniej usytuowanie akademickie tej nauki w dużym stopniu ogranicza tego typu nadużycia. Jeżeli gender jest upraszczany, to raczej w publicystyce niż nauce.

Ryszard Czarnecki (RCz): „Widać, słychać i czuć” – mówiąc słowami popularnego przeboju – że jest to ideologia, a nie żadna tam dyscyplina naukowa, a jeśli już, to raczej „paranaukowa”. Słuchając wypowiedzi w mediach rzeczników gender, odbieram ich jako ideologów, żeby nie powiedzieć fanatyków, a nie naukowców z chłodnym, racjonalnym oglądem stanu rzeczy. Jeśli nawet zdarzają się zwolennicy gender z tytułami naukowymi, to zachowują się tak, jakby byli wyznawcami sekty, do tego ideologicznie zaprogramowanymi, a nie pracownikami naukowymi.

KAI: Jakie są pozytywne a jakie negatywne konsekwencje gender jako nauki bądź ideologii?

DH: Pozytywne skutki studiów nad problematyką gender są oczywiste: zwrócenie uwagi na zaniedbany przez wiele wieków obszar badawczy, zaangażowanie środowisk kobiecych w odkrywanie zapomnianych kart przeszłości, a także zwrócenie uwagi na duży wpływ wzorców kulturowych na nasze zachowania społeczne.
Jeżeli są jakieś elementy ideologiczne na obrzeżach, jak wspomniałam powyżej, to są one czymś wynikającym bezpośrednio nie z nauki jako takiej, ale z jej wypaczenia.

RCz: Nie widzę żadnych pozytywnych konsekwencji owej gender. Nauką to to nie jest, ideologią – owszem, ale jakąś taką dziwaczną, a do tego dość nachalnie, żeby nie powiedzieć „na chama”, propagowaną

KAI: Dlaczego i na podstawie jakich praw wspólnotowych gender staje się oficjalną doktryną UE, której przestrzeganie jest wymagane przy finansowaniu przez UE jakichkolwiek projektów?

DH: Polityka równości płci jest jednym z wyznaczników priorytetów Unii Europejskiej, wyrażającym się przez tzw. „gender mainstreaming”, czyli wprowadzania elementów równości płci do różnych polityk finansowanych przez Unię. Do tego odnoszą się europejskie programy operacyjne i nowy program ramowy Horyzont 2020. Gender nie jest natomiast „oficjalną doktryną UE”. Jest narzędziem do stanowienia prawa niedyskryminującego wobec obywatelek i obywateli UE, niezależnie od kraju, w którym mieszkają. Jest też zasadą tzw. dobrych praktyk unijnych, aby wymiar równościowy był obecny w całej przestrzeni społecznej Unii, w działaniach pro-rozwojowych i edukacyjnych, jako jeden z elementów wpływających również na wydajność i konkurencyjność gospodarczą Unii.

RCz: Nie ma żadnych podstaw prawnych do tego, aby gender stała się „oficjalną doktryną UE” lub elementem składowym tejże. Należy mówić raczej o praktyce i o skuteczności funkcjonowania lobby (czy lobbies), które szantażem medialnym czy „poprawnością polityczną” wymusiły na instytucjach unijnych stawianie wyraźnie ideologicznych warunków odbiorcom unijnych pieniędzy. Owi beneficjenci, obojętnie czy w samej Europie czy np. w Afryce, muszą tak „modelować” swoje projekty, aby były one „po linii i na bazie” Postępu i Obyczajowej Rewolucji. Ale oczywiście nie jest to acquis communautaire, czyli prawo wspólnotowe, ale praktyka stosowana „prawem kaduka”.

KAI: Czy więc UE ma prawo próbować narzucać taką ideologię państwom członkowskim?

DH: UE nie narzuca żadnej ideologii gender państwom członkowskim. W toku długiej praktyki współpracy i współdziałania państwa członkowskie, na różnych szczeblach, od lokalnego do międzynarodowego, doszły do wniosku, że popieranie równości płci jest w ich interesie jako zbiorowości społecznej i w interesie Unii jako organizacji starającej się wykorzystać cały potencjał ludzki, niezależnie od płci, wieku czy statusu edukacyjnego.

Warto też przypomnieć, że Artykuł 33. Konstytucji RP wyraźnie stwierdza, że „kobiety i mężczyźni mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym. Mają też równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego, (…) do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń”. Dlatego też polityka równości nie jest jakimś europejskim wymysłem, ale ma zakorzenienie w polskim prawie, jak też w polskim etosie współżycia zbiorowego w państwie praworządnym.

RCz: Unia Europejska nie powstała jako twór ideologiczny – skądinąd budowana była i kierowana początkowo przez chrześcijańskich demokratów… Nie ma ona żadnego prawa ani żadnej formalnej podstawy, by narzucać jakąkolwiek formalną ideologię jakiemukolwiek krajowi członkowskiemu UE. Jeżeli jest to czynione w imieniu Unii lub – jak często się zdarza – za jej pieniądze, jest to absolutne nadużycie. Nie jest to zgodne nie tylko z literą, ale i z duchem Wspólnot Europejskich. UE nie może mieć twarzy gender także dlatego, że euronegatywizm byłby dzięki temu jeszcze większy, a autorytet instytucji unijnych – i tak już mały – sięgnąłby zapewne bruku albo i dna. Poza tym nie wynika to z żadnych traktatów europejskich, a to one są ramami, w których UE funkcjonuje.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.