Drukuj Powrót do artykułu

„Dziennik Polski” o „Tygodniku Powszechnym”: Pomnik i biznes

30 kwietnia 2009 | 11:32 | tel/hel / ju. Ⓒ Ⓟ

„Tygodnik Powszechny” się zmienił, niektórzy na nowo zaczęli po niego sięgać – twierdzi dyrektor Wydawnictwa „Znak” Danuta Skóra. – Jednak wielu sądzi, że aby pismo odniosło sukces, musi się narodzić nowy redaktor Turowicz. Taki na dzisiejsze czasy – pisze Ewa Łosińska.

Czy „Tygodnik Powszechny” – pismo–pomnik, dziesiątki lat opierające się komunie, zostanie pokonane przez wolny rynek, o który walczyło? Ponieważ kryzys dodatkowo zachwiał pozycją gazety, ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny, w dramatycznym apelu poprosił czytelników o wsparcie. Ruszyli na odsiecz, ale pismo nadal szuka sojuszników – czytamy na łamach Dziennika Polskiego.

„Tygodnik znalazł się w sytuacji poważnego zagrożenia” – napisał w marcu ksiądz Boniecki, który od śmierci Jerzego Turowicza kieruje redakcją. – Po apelu przekonaliśmy się, jaką przyjaźnią jesteśmy otoczeni. „Gazeta nie może zginąć” – pisali czytelnicy – opowiada. – Była także pomoc finansowa. Bezcenna, bo załamanie rynku reklamowego pogłębiło dziurę w budżecie pisma na początku 2009 r. – nie kryje redaktor. – W auli seminarium duchownego w Łodzi odbył się nawet zjazd czytelników gazety. Jak podaje gazeta, nie ma jednak pewności, że apel zaowocuje stałym wsparciem. Nawet jeśli zjawiły się reklamy. Tym bardziej, że największy udziałowiec tygodnika – koncern ITI (właściciel TVN) sam ma problemy. – Świąteczny numer sprzedał się znacznie lepiej niż poprzednie, a od czasów reformy pod koniec 2007 roku, sprzedaż ma tendencję do wzrostu – mówi ks. Boniecki. – Tyle że wolniejszego od wzrostu kosztów, choćby papieru. Gdybyśmy systematycznie sprzedawali 30 tys. egzemplarzy, funkcjonowalibyśmy spokojnie. Program ITI zakłada nawet 50 tys. To ambitny pułap. Ksiądz Boniecki wierzy natomiast, że 30 tys. jest realne. Nawet jeśli wielu ludzi już nie wie, co w „Tygodniku Powszechnym” może znaleźć.

„Tygodnik” ma trafiać do polskiego inteligenta – czytamy. – Dotrzeć do niego nie jest łatwo, bo – jak pokazały badania przeprowadzone w Warszawie, Wrocławiu i Lublinie w ubiegłym roku – część osób, które nie czytają gazety, choć potencjalnie powinny, odstrasza już sam podtytuł „katolicki”. Dla niektórych to znaczy wręcz: manipulowany, próbujący nawracać lub publikujący nieciekawe teksty biskupów. – Kiedy się mówi „katolicki”, spora grupa ludzi daje dyla, bo media katolickie kojarzą się z pewnym typem gazet. Nie przypadkiem – ocenia ks. Boniecki. Dodaje, że gdy podczas badań pismo pokazywano różnym odbiorcom, byli mile zaskoczeni.

Inaczej przyczyny kłopotów „Tygodnika” zdiagnozował abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski: „Zawsze mówiłem, że powinni być blisko Pana Boga i Kościoła. Powinni być na sto procent eklezjalni” – stwierdził. – Odpowiedziałem arcybiskupowi, że z ideału, jaki przedstawił, wynika, iż pisma katolickie powinny przypominać listy pasterskie, na które Lud Boży czeka z wypiekami – uśmiecha się ks. Boniecki. – Arcybiskup się nie obraził i odpisał: „widzę, że ksiądz się interesuje listami pasterskimi, więc przesyłam dwa moje, bo lubię je pisać. Zresztą mówił, że musi istnieć i Radio Maryja, i „Tygodnik Powszechny”. Co to znaczy „w 100 procentach eklezjalny”? – zastanawia się dziennikarka. Roman Graczyk, który w latach 1983-91 był dziennikarzem „Tygodnika”, nie sądzi, aby redakcja lub kuria były zainteresowane przejęciem gazety. – Pismo diecezjalne traci niezależność – mówi. Chce, by „Tygodnik” przetrwał, ale potrafi sobie wyobrazić świat bez niego. – Życie byłoby uboższe, ono jednak może być uboższe – twierdzi.

Krakowska Kuria, od której redakcja wynajmuje lokal przy ul. Wiślnej, „Tygodnik” wsparła, obniżając mu czynsz – czytamy. Życzliwość kardynała Dziwisza jest bardzo ważna – mówi ks. Boniecki. – Kardynał uważa, że pismu trzeba pomóc i że ma ono swe miejsce w mozaice czasopism. Jest potrzebne, nawet jeśli metropolita w pewnych sprawach nie zgadza się z poglądami redakcji – mówi ks. Robert Nęcek, rzecznik Archidiecezji Krakowskiej.

Wielu księży jest jednak do „Tygodnika” uprzedzonych – twierdzi Adam Boniecki. – Jakoś może jest to historycznie uzasadnione, ale i w dużej mierze oparte na znajomości gazety z drugiej ręki – dodaje. W zakrystiach zwykle pisma nie ma. A to wpływa na jego sprzedaż. – Nie chodzi o wciskanie na siłę „Tygodnika” w parafiach. Gdyby jednak swoista „ekskomunika” została uchylona, a wśród katolickich pism biskup odważył się wymienić „Tygodnik Powszechny”, toby nam nie zaszkodziło – nie ma wątpliwości.

Co to za „historyczny” uraz? – docieka Łosińska.– Choćby to, że „Tygodnik” był przedmiotem wściekłych ataków SB. Był też związek „Tygodnika” z Unią Wolności i zaangażowanie po stronie Tadeusza Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. – To od tej pory niektórzy przedstawiają gazetę jako liberalną, antykatolicką czy wręcz „żydowską” – mówi redaktor naczelny. Jest i inny problem – sposób pisania przez gazetę o problemach polskiego Kościoła jest czasem z trudem przyjmowany. Po epoce komunizmu, kiedy Kościół był dla wielu „nietykalny”, niełatwo go krytykować, nawet życzliwie. A przecież nie wszystkiego trzeba bronić – uważa ks. Boniecki. Z kolei ks. Nęcek twierdzi, że w odczuciu wielu księży „Tygodnik” za słabo w latach 90. „bronił życia”, gdy ważyły się losy tzw. ustawy antyaborcyjnej. Przypomina też o żalu Jana Pawła II, wyrażonym w liście do Jerzego Turowicza na 50-lecie „Tygodnika”.

O próbie unowocześnienia pisma z 2000 roku ks.Boniecki mówi niechętnie. Potwierdza, że chciał zmiany, ale sposób, w jaki się do tego zabierano, nie rokował dobrego efektu. Dodaje, że koszt reformy okazał się wyższy niż zakładał „Znak”. – Teraz poszliśmy głębiej. To rewizja filozofii pisma – mówi. – Wtedy chyba do tego nie dorośliśmy.

Czy zbyt wiele osób wierzyło, że „Tygodnik” to narodowy pomnik i nic mu nie zagrozi? –Prawdopodobnie tak – czytamy. Na razie, co zaskakujące – dodaje autorka -, „Tygodnik” świetnie radzi sobie w Internecie. Tu zarabia. W dodatku gazeta nie ma portalu, jedynie stronę internetową na Onecie. Mimo to pod względem kliknięć tzw. wyłącznych użytkowników strony przez moment był lepszy niż „Polityka” i „Wprost” razem wzięte.

Jak zyskać więcej zwolenników? –Publicysta Zbigniew Nosowski powiedział, że problemem „katolików otwartych” jest to, że zamykają się na tych, którzy nie są otwarci – wskazuje zastępca redaktora naczelnego. A środowisko „Tygodnika”, jak ocenia, nie jest wcale najważniejsze w rozmowie o sprawach Kościoła. Może natomiast stać się doskonałym forum wymiany poglądów. Trzeba tylko zaprosić do debaty innych –środowiska teologii politycznej czy Frondy, lewicy katolickiej itd. Dyskutować warto też z konserwatywnym Ośrodkiem Myśli Politycznej czy Klubem Jagiellońskim. Ten dialog zresztą się zaczyna.

„Tygodnik” się nieco zmienił i są ludzie, którzy na nowo zaczęli po niego sięgać – twierdzi Danuta Skóra. – Jednak wielu sądzi, że aby pismo katolickie odniosło duży sukces, musi się narodzić nowy redaktor Turowicz. Taki na dzisiejsze czasy – dodaje.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.