Drukuj Powrót do artykułu

Dziś soborowy „Dekret o ekumenizmie” nie wystarczy

22 października 2012 | 10:33 | gp / br Ⓒ Ⓟ

Cieszę się, że żyję w czasach, kiedy dialog z niekatolikami nie zaczyna się od „węszenia herezji”, ale od koncentracji na tym, w co wierzymy wspólnie – podkreśla w wywiadzie dla KAI ks. dr Sławomir Pawłowski SAC, sekretarz Rady Konferencji Episkopatu ds. Ekumenizmu.

KAI: Czy Ksiądz, jako ekumenista katolicki, wyobraża sobie życie przed Soborem Watykańskim II, kiedy nie można było odwiedzać świątyń innych wyznań, inaczej wierzący był kwalifikowany jako heretyk, a o jakiejkolwiek współpracy nie było mowy?

Ks. Sławomir Pawłowski: Nie trzeba wyobraźni, aby stwierdzić, że między chrześcijanami deklaratywnie wierzącymi może być jeszcze gorzej. Wystarczy spojrzeć w historię zachodniej Europy XVI-XVII w., prowadzone wtedy wojny, często pod pretekstem religijnym, spojrzeć nawet w dzieje odrodzonej Polski dwudziestolecia międzywojennego (burzenie świątyń prawosławnych). Dziękuję Bogu, że nie muszę żyć w takich czasach. Rezygnacja z siły na rzecz dialogu (plus ratio quam vis) jest wielkim dorobkiem współczesnych chrześcijan.

Nie znaczy to jednak, że dla świętego spokoju mam rezygnować ze swoich najgłębszych przekonań religijnych, które – jak wierzę – zostały objawione przez samego Boga. Byłby to tzw. fałszywy irenizm. Dlatego z teologicznego i prawniczego języka Kościoła katolickiego nie znikły słowa: prawda wiary (dogmat), błąd w wierze (herezja), odejście od wiary (apostazja), rozłam we wspólnocie wierzących (schizma). Nie znikło stosowanie kary poprawczej, która pozbawia (oby tylko na jakiś czas) prawa korzystania z pewnych dóbr duchowych Kościoła (ekskomunika, która – nota bene − nie jest wyłączeniem z Kościoła). Jednak Kościół stosuje wspomniane wyżej sankcje (np. ekskomunikę wynikającą z herezji) tylko wobec własnych członków! Mentalność współczesna nadała tej terminologii czarny wizerunek, podczas gdy kryje się pod nimi zwykła logika wiary i praw wspólnot, stosowanych nie tylko przez Kościół katolicki.

Cieszę się, że żyję w czasach, kiedy dialog z niekatolikami nie zaczyna się od „węszenia herezji”, ale od koncentracji na tym, w co wierzymy wspólnie. Różnice bierzemy pod uwagę dopiero w drugiej kolejności.

KAI: Na czym wobec tego polegał ekumeniczny przełom Soboru Watykańskiego II?

– Sobór uznał, że rozłamy wśród chrześcijan miały miejsce „nie bez winy ludzi z jednej i drugiej strony” (DE 3). Stwierdził, że tych, którzy obecnie rodzą się w takich rozdzielonych czy odłączonych wspólnotach „nie można obwiniać o grzech odłączenia”. Co więcej, „Kościół katolicki otacza ich braterskim szacunkiem i miłością”.

Z tego powodu, choć − w przekonaniu Kościoła katolickiego − wiele Kościołów czy Wspólnot kościelnych posiada jakiś brak dotyczący prawd wiary, sakramentów czy więzów wspólnoty, to jednak „Duch Chrystusa nie waha się nimi posługiwać jako środkami zbawienia”. Co więcej, sobór stwierdził, że cokolwiek sprawia u nich łaska Ducha Świętego „może również nam posłużyć ku zbudowaniu”, „ku doskonalszemu wniknięciu w samą tajemnicę Chrystusa i Kościoła” (DE 4).

Z tego powodu Sobór uznał za pomocne zebrania, z udziałem obu stron, dla omówienia kwestii teologicznych, gdzie by każdy występował „jako równy wśród równych”, gdzie można byłoby „lepiej poznać poglądy braci odłączonych i w odpowiedniejszy sposób wyłożyć im naszą wiarę” (DE 9).

Ekumeniczny przełom polegał także na zezwoleniu na udział w ekumenicznych modlitwach, a nawet na ich poparciu. Sobór uznał je, w połączeniu z „nawróceniem serca i świętością życia”, za „duszę całego ruchu ekumenicznego” i nazwał „ekumenizmem duchowym” (DE 8). Sobór odróżnił także ekumenizm od konwertyzmu, czyli od przechodzenia pojedynczych osób do pełnej jedności z Kościołem katolickim (DE 4). Do Vaticanum II jedynym dopuszczalnym ekumenizmem był konwertyzm.

KAI: Dlaczego Kościół zmienił swoje nastawienie wobec inaczej wierzących?

– Po latach rezerwy czy krytyki Kościół uznał, że ruch ekumeniczny, który na początku XX wieku zaczął się rozwijać w środowiskach protestanckich (np. I Światowa Konferencja Misyjna w Edynburgu w 1910 r.), i w który katolicy zaczęli się angażować jako osoby prywatne (np. o. Paul Couturier w latach 30. XX w.), jest dziełem Ducha Świętego. Stwierdził, że to „Pan świata (…) ostatnimi czasy wlewa skruchę w rozdzielonych chrześcijan, obficiej napełnia ich tęsknotę za zjednoczeniem” (DE 1).

Soborowa wiosna ekumeniczna była jednak przygotowywana przez potężną pracę teologów I połowy XX wieku. W czasie tego „ekumenicznego przednówka” w sposób niewidoczny w drzewie Kościoła katolickiego zaczęły już krążyć ożywcze soki tzw. odnowy biblijnej i liturgicznej: wezwanie do powrotu do źródeł, do Pisma Świętego, do Ojców Kościoła, zachwyt wobec liturgii wschodnich. Wytężona praca teologiczna, soborowych Ojców i ekspertów, trwała podczas samego Vaticanum II. Świadkiem tego są olbrzymie tomy soborowych debat (nie mylić z końcowymi dokumentami, które są wierzchołkiem góry lodowej): projekty, przemówienia, propozycje poprawek, ich przyjęcie lub odrzucenie z komentarzem komisji. Jest to raj dla badacza Soboru, który może wniknąć we właściwą jego intencję.

KAI: Jak inni chrześcijanie odebrali włączenie się Kościoła rzymskokatolickiego w nurt ekumenizmu? Reakcja nie była chyba jednolita?

– Samo oficjalne włączenie się Kościoła w nurt ekumeniczny, najpierw z ograniczeniami, trochę na zasadzie obserwatora (od dokumentu Świętego Oficjum: „De motione oecumenica” z 1949 r.), potem zdecydowane (od soborowego „Dekretu o ekumenizmie” z 1964 r.) było przyjęte z uznaniem. Oficjalnymi obserwatorami Soboru byli protestanccy teologowie (Oscar Cullmann, Roger Schutz, Max Thurian). Uczestniczyła także delegacja Patriarchatu Moskiewskiego. Rangę wielkiego symbolu miało spotkanie papieża Pawła VI z patriarchą Konstantynopola Atenagorasem I w Jerozolimie, w czasie papieskiej pielgrzymki do Ziemi Świętej (4-6 stycznia 1964), a zatem w trakcie Soboru.

Natomiast w treści soborowego dekretu i innych dokumentów, różne wyznania mogły docenić to, co im bliższe: wątki liturgiczne, duchowe i patrystyczne (prawosławni), akcenty biblijne i chrystocentryczne (protestanci), dopuszczenie języka ojczystego do liturgii (protestanci i starokatolicy), motywy kolegialne i charyzmatyczne, a także docenienie roli Kościoła lokalnego (wszyscy).

KAI: Czy „Dekret o ekumenizmie” dzisiaj wystarcza, skoro zaszliśmy bardzo daleko: od koegzystencji do proegzystencji?

– Nie wystarczy. Świadczą o tym słowa z encykliki Jana Pawła II „Ut unum sint” (1995 r.), że nawet stosowane przez Sobór wyrażenie „bracia odłączeni” należy zastępować określeniami lepiej wyrażającymi głębię wspólnoty, którą Duch Święty podtrzymuje mimo rozłamów historycznych i kanonicznych: „inni chrześcijanie”, „inni ochrzczeni”, „chrześcijanie z innych Wspólnot” (UUS 42). Świadczy o tym fakt, że posoborowe „Dyrektorium ekumeniczne” (dwuczęściowe, z lat 1967 i 1970), które zawierało szczegółowe normy Kościoła katolickiego dotyczące ekumenizmu, zostało zastąpione w 1993 r. nowym „Dyrektorium”. W przyszłym roku minie już 20 lat od tej zmiany! W 1998 r. Papieska Rada ds. Jedności Chrześcijan wydała szczegółowe normy na temat nauczania ekumenizmu, a w 2006 r. kard. Walter Kasper, ówczesny przewodniczący tej Rady, nie bez jej współudziału, opublikował tzw. „Vademecum ekumenizmu duchowego”, które zawiera listę propozycji wspólnych nabożeństw czy studiów.

Ale jest jeszcze druga, ciemna strona medalu. Wydaje się, że w wielu parafiach czy regionach nie nastąpiła pełna recepcja soborowej myśli, nie tylko ekumenicznej. Marzeniem byłoby, aby ci katolicy przeskoczyli przynajmniej poprzeczkę Soboru, w tym jego myśli ekumenicznej.

KAI: Czy można powiedzieć, że wierni wyprzedzili teologów: zmiany w mentalności nastąpiły dość szybko i dzisiaj rzadko kto kwestionuje potrzebę wysiłków na rzecz jedności, a teologowie nadal wolno posuwają się w dialogu, natrafiając na rafy nie do przebicia.

– Wśród wiernych świeckich (bo duchowni, to też wierni), istnieje duże rozwarstwienie na polu religijnego zaangażowania i teologicznej wiedzy, które istnieją nie bez zaniedbań pasterzy. Są tacy, którzy dziwią się powolności ekumenicznych osiągnięć, bo nie orientują się w zagadnieniach teologicznych, a różnice międzywyznaniowe utożsamiają z różnicą obrzędów lub dyscypliny. Są i tacy świeccy, którzy przewyższają wiedzą duchownych, częstokroć sami są teologami, i wykazują się niezwykłą gorliwością inicjatyw ekumenicznych (nabożeństwa, spotkania, kontakty interpersonalne). Tych podziwiam. Powiem szczerze, że ilość dokumentów dialogów ekumenicznych jest tak ogromna, że nawet teolog-ekumenista z trudem je ogarnia. Podpisane głośne deklaracje są owocem olbrzymiego wkładu pracy, którą trzeba docenić i przybliżać.

KAI: Gdzie mamy większe osiągnięcia: w dialogu z prawosławnymi, czy z protestantami?

– W punkcie wyjścia katolicy byli bliżej prawosławnych i tak jest do dzisiaj. Niemniej, wydaje mi się, że największa „odległość dogmatyczna” została przebyta w dialogu z protestantyzmem. Dawne kontrowersje – np. Pismo czy Tradycja, wiara czy uczynki – straciły już na ostrości z powodu obopólnego postępu teologicznego. Pojawiły się jednocześnie nowe przeszkody dogmatyczne (np. ordynacja kobiet) i moralne (np. ochrona życia i natura małżeństwa). One także są przedmiotem dialogu. W ekumenizmie trudno o absolutny punkt odniesienia. Zdarza się, że to, co zbliża doktrynę jednego Kościoła do drugiego, oddala od innych. Tworzy się nowa mapa podziałów, ale i… nowa mapa jedności. Dlatego zgorzknienie jest wrogiem numer jeden ekumenizmu.

KAI: Czy wykorzystaliśmy wszystkie możliwości ekumeniczne jakie daje Sobór?

– Zuchwałością byłoby danie pozytywnej odpowiedzi. Ekumenizm nie jest samotną wyspą. Formacja ekumeniczna zależy od integralnej formacji chrześcijańskiej: biblijnej, liturgicznej, doktrynalnej, duchowej i ludzkiej. Zależy od katechezy, od znajomości Pisma Świętego i nauki własnego Kościoła, od głębokiego uczestnictwa w liturgii i wytrwałej modlitwy, od czytelnego świadectwo chrześcijańskiego życia i apostolstwa (por. DE 6). W Polsce trzeba popracować nad tym, aby w życiu modlitwy nie wynosić objawień prywatnych ponad objawienie publiczne, trzeba ukazywać prymat liturgii nad innymi nabożeństwami, a na ambonie dbać o właściwą treść przekazu. Zreformowany Kościół powinien się ciągle reformować (Ecclesia reformata semper reformanda) – mawiali protestanci XVII w., świadomi, że sto lat po wystąpieniu Lutra pozostało do wykonania mnóstwo pracy. Wewnątrz naszego Kościoła wskazania Soboru będą zawsze poprzeczką, zadaniem, wyzwaniem.

KAI: Czy jednak soborowa eklezjologia, podkreślająca, że istnieje tylko jeden Kościół Chrystusowy, który trwa w Kościele katolickim, nie jest istotną przeszkodą w dialogu ekumenicznym?

– W czasie Soboru był to ekumeniczny postęp. Projekt konstytucji o Kościele proponował całkowitą tożsamość Kościoła Chrystusowego i Kościoła katolickiego. Słowo „jest” (est) zamieniono jednak na „trwa w” (subsistit in), aby stwierdzić z jednej strony istnienie pełni środków zbawienia i objawionej prawdy w Kościele katolickim, a z drugiej strony, że „poza jego organizmem znajdują się liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego” (KK 8).

Nie jest to jednak ostatnie słowo katolickiej eklezjologii. W encyklice „Ut unum sint” (nr 11) Jan Paweł II napisze, że w innych wspólnotach jedyny Kościół Chrystusowy „jest skutecznie obecny” (praesentiam habet efficientem). Co więcej, sam Sobór stwierdził, że rozbicie między chrześcijanami jest dla samego Kościoła „zaporą na drodze do urzeczywistnienia właściwej mu pełni katolickości”, że utrudnia mu uwypuklenie jej „pod każdym względem” (DE 4). Te słowa znajdują się na granicy teologii apofatycznej, która operuje paradoksem: katolicka pełnia jest jakoś niepełna, jest jakoś niezrealizowana. Kard. J. Ratzinger napisał, że różnica zachodząca między „subsistit” i „est” mieści w sobie dramat podziału i jego sprzeczność. Nie da się jej do końca logicznie wyjaśnić, bo w tym paradoksie, jego zdaniem, odzwierciedla się kontradykcyjność ludzkiego grzechu, który jest sprzecznością.

KAI: Czy warto było podjąć ekumeniczny wysiłek, skoro Kościół został osłabiony, bo część katolików nie przyjęła Soboru i doszło do schizmy lefebrystów?

– Aż smutno myśleć co by się stało, gdyby nie odnowa soborowa! Prawdopodobnie doszłoby do jeszcze większych rozłamów lub rozmijania się Kościoła ze znakami czasu. Ruch lefebrystowski jest m. in. reakcją na złe rozumienie ducha i litery Soboru. Jest niewłaściwą odpowiedzią na „hermeneutykę nieciągłości” promowaną w czasach posoborowych na Zachodzie. Gdyby abp Lefebvre mieszkał w Polsce, to chyba ten ruch by nie powstał… W skali miliardowego Kościoła katolickiego ten ruch jest ilościowo niewielki, ale warto o tych ludzi zawalczyć, czego dowody daje działalność Stolicy Apostolskiej w ostatnich latach.

KAI: Jak ocenia Ksiądz Doktor soborową recepcję jeśli idzie o ekumenizm w Kościele katolickim w Polsce? Jaki stopień by Ksiądz postawił w skali 1 do 6?

– Ekumenizm posoborowego pięćdziesięciolecia w naszej Ojczyźnie dzieli losy światowego ekumenizmu, przełamanego przez pryzmat sytuacji Kościołów w Polsce. Tę ostatnią charakteryzuje obecność (do roku 1989) ustroju komunistyczno-totalitarnego oraz liczebna przewaga Kościoła rzymskokatolickiego. Obawiam się, że nie ma tutaj punktów odniesienia, abym mógł wystawić stopień. Polscy katolicy w przeważającej mierze nie znają bliżej innych wyznań. Czy jest to ich wina? A czy znają dobrze swoje własne wyznanie? Mam nadzieję, że nadchodzący Rok Wiary, zwłaszcza przez przypomnienie soborowych dokumentów i Katechizmu Kościoła Katolickiego, przyczyni się do pogłębienia formacji katolików, a tym samym przysporzy nowych ekumenistów.

KAI: Co uważa Ksiądz za największe osiągnięcie polskiej ekumenii?

– Należy podkreślić, że Polska Rada Ekumeniczna, bez udziału Kościoła katolickiego, powstała w 1946 r., czyli dwa lata przed Światową Radą Kościołów! Do kalendarza kościelnego życia w Polsce na stałe wszedł styczniowy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Także w innych miesiącach urządzane są stałe cykle nabożeństw, Dróg Krzyżowych, pielgrzymek, koncertów ewangelizacyjnych. Od 2000 r. charakter ekumeniczny ma Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom. Co roku organizowane są Ekumeniczne Dni Biblijne, różnego rodzaju sympozja i sesje, co kilka lat Zjazdy Gnieźnieńskie. Posiadamy ekumeniczny przekład na język polski już prawie całej Biblii.

„Deklaracja Kościołów chrześcijańskich w Polsce o wspólnym uznaniu sakramentu chrztu”, podpisana 23 stycznia 2000 r., jest czymś wyjątkowym, co najmniej w skali europejskiej. Nadal prowadzonych jest wiele dialogów dwustronnych. Regularne spotkania (dwa razy w roku) odbywa Komisja ds. Dialogu między Konferencją Episkopatu Polski a Polską Radą Ekumeniczną. Osiągnięciem polskiej ekumenii, aczkolwiek sięgającym już poza jej granice, był podpisany 17 sierpnia br. apel o pojednanie między narodami polskim i rosyjskim.

KAI: Sobór zapalił także zielone światło dla dialogu międzyreligijnego. Już podczas Soboru deklarację „Nostra aetate” poświęconą religiom niechrześcijańskim uznano za rewolucyjną. Co wniosła ona nowego?

– Deklaracja kojarzy mi się z życzliwością, z jaką Apostoł Paweł rozpoczął swoją mowę na ateńskim Areopagu, z intuicją Ojców Kościoła, którzy uczyli o „nasionach Słowa” (semina Verbi) u pogan, z odwagą św. Tomasza, który posłużył się filozofią poganina Arystotelesa. Przy całym uznaniu wyjątkowości chrześcijaństwa i świadomości, że Kościół „obowiązany jest głosić bez przerwy Chrystusa, (…) w którym ludzie znajdują pełnię życia religijnego” (DRN 2), Sobór afirmuje niektóre religijne wartości innych religii. Rezygnuje z postawy ograniczania kontaktu z niechrześcijanami, promując dialog i współpracę.

KAI: Sobór stwierdza, że „Kościół katolicki nie odrzuca nic z tego, co w religiach prawdziwe jest i święte”. Jakie jest kryterium uznawania czegoś za „prawdziwe” i „święte”?

– Deklaracja jest najkrótszym soborowym dokumentem. Nie jest wyczerpującym ujęciem katolickiej nauki o innych religiach. Wymienia niektóre elementy charakterystyczne innych religii, nie nazywając ich wprost „prawdziwymi i świętymi”. Niemniej, struktura tekstu sugeruje, że mogłyby one nimi być. Deklaracja stwierdza, na przykład, że „w hinduizmie ludzie (…) szukają wyzwolenia z udręk naszego losu albo w różnych formach życia ascetycznego, albo w głębokiej medytacji, albo w uciekaniu się do Boga z miłością i ufnością”. „Buddyzm (…) uznaje całkowitą niewystarczalność tego zmiennego świata i naucza sposobów, którymi ludzie w duchu pobożności i ufności mogliby albo osiągnąć stan doskonałego wyzwolenia, albo dojść, czy to o własnych siłach, czy z wyższą pomocą, do najwyższego oświecenia” (DRN 2).

Deklaracja mówi o wyznawcach islamu „oddających cześć jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi, Temu, który przemówił do ludzi (…)”. Choć nie uznają Jezusa za Boga, oddają jemu cześć jako prorokowi i czczą Jego dziewiczą Matkę Maryję. „Ponadto oczekują dnia sądu, w którym Bóg będzie wymierzał sprawiedliwość wszystkim ludziom wskrzeszonym z martwych. Z tego powodu cenią życie moralne i oddają Bogu cześć głównie przez modlitwę, jałmużny i post” (DRN 3).

KAI: Deklaracja „Nostra aetate” sprawiła, że po latach nienawiści możliwy był dialog z Żydami. Które określenie dokumentu soborowego dla tego dialogu jest kluczowe?

– Wątpię, czy można się zgodzić ze spostrzeganiem okresu przedsoborowego jako „lat nienawiści” między chrześcijanami a Żydami. Przecież nawet w piekle Shoah znaleźli się ludzie, chrześcijanie, ryzykujący życie dla ich ocalenia. Ale te refleksje pozostawiam innym. Wracając do deklaracji: prawie jedna trzecia dokumentu dotyczy Żydów (DNR 4). Sobór stwierdza najpierw wewnętrzną łączność Kościoła z „plemieniem Abrahama”: historia zbawienia, objawienie, przymierze, wreszcie pochodzenie Chrystusa według ciała, początek Kościoła.

Deklaracja jednoznacznie stwierdza, że odpowiedzialność za to, co popełniono podczas męki Chrystusa „nie może być przypisana ani wszystkim bez różnicy Żydom wówczas żyjącym, ani Żydom dzisiejszym”. Upomina, że „nie należy przedstawiać Żydów jako odrzuconych ani jako przeklętych przez Boga”. W końcu potępia „i opłakuje − nie z pobudek politycznych, ale pod wpływem religijnej miłości ewangelicznej − akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom”.

KAI: Dialog z religiami abrahamowymi (judaizm, islam) można prowadzić bazując na wspólnym dziedzictwie, zwłaszcza z Żydami. A jaką „bazę” wskazuje Sobór jeśli idzie o dialog z innymi religiami?

Po pierwsze, że jest to przeświadczenie, że Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi. Po drugie, jest to spostrzeżenie, że w religiach ludzie szukają odpowiedzi na tajemnice własnej egzystencji. Po trzecie, jest to przekonanie o godności ludzkiego sumienia i wolności religijnej (temat wyłożony obszerniej w soborowej Deklaracji o wolności religijnej). Po czwarte, jest to pragnienie pokoju między ludźmi i dobra całej społeczności ludzkiej.

KAI: Jak ocenia Ksiądz recepcję deklaracji soborowej w Polsce, kraju, gdzie wyznawców innych religii jest znikoma liczba?

– Problemem jest nie tylko mała ilość niechrześcijan w Polsce, jeszcze mniejsza niż chrześcijan-niekatolików. Chodzi o to, że pod względem międzyreligijnym żyjemy w niesprzyjających okolicznościach: hinduizm i buddyzm są spostrzegane jako formy nowej religijności spod znaku Ery Wodnika (New Age), islam jest oceniany przez pryzmat fundamentalizmu, a stosunku do judaizmu nie udaje się uwolnić od rozpamiętywania bolesnej przeszłości. Oceny dwóch ostatnich nie udaje się także oderwać od politycznej teraźniejszości Bliskiego Wschodu.

Niemniej, gdyby porównać liczbę niechrześcijan do liczby niekatolików w Polsce, to rzekłbym, że Deklaracja „Nostra aetate” w stosunku do Dekretu o ekumenizmie wypada lepiej. Uskarżę się nawet na mylenie ekumenizmu z dialogiem międzyreligijnym. Nie powinno się forsować nazywania tego drugiego „ekumenizmem w szerszym znaczeniu”.

Ten głos zazdrosnego ekumenisty pozwolę sobie jednak naprawić zacytowaniem zdania z omawianej „Deklaracji o stosunku Kościoła d religii niechrześcijańskich”, które może uchodzić uwadze. Mianowicie, Kościół wzywa swoich wiernych, „aby z roztropnością i miłością przez rozmowy i współpracę z wyznawcami innych religii, dając świadectwo wiary i życia chrześcijańskiego, uznawali, chronili i wspierali owe dobra duchowe i moralne, a także wartości społeczno-kulturalne, które u tamtych się znajdują” (DRN 2). Na pytanie o to, czy tak czynimy, czy jest w nas roztropność, miłość, świadectwo wiary, wspieranie i ochrona innych, na to pytanie odpowiedzmy sobie sami…

Ks. Sławomir Pawłowski, pallotyn, doktor teologii, sekretarz Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu, pracownik naukowy Instytutu Ekumenicznego KUL, przewodniczący Archidiecezjalnej Rady Ekumenicznej przy Metropolicie Lubelskim.

Rozmawiał Grzegorz Polak

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.