Drukuj Powrót do artykułu

Gagliarducci: w procesie dotyczącym finansów watykańskich więcej pytań niż odpowiedzi

09 lipca 2021 | 06:00 | Andrea Gagliarducci | Watykan Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Robert Anasch / Unsplash

27 lipca rozpocznie się proces przeciwko dziesięciu urzędnikom watykańskim, w tym kard. Angelo Becciu, w związku ze sprawą dotyczącą inwestycji Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej w luksusową nieruchomość w Londynie. Jednak dziś dokumentacja, jaką dysponują watykańscy sędziowie, przynosi więcej pytań niż odpowiedzi.

Wraz z dziewięcioma finansistami i urzędnikami Watykanu, wezwanymi do złożenia zeznań przed Trybunałem Państwa Watykańskiego w związku z rolą, jaką odegrali w inwestycji Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej w luksusowy budynek w Londynie, 27 lipca przed sądem stanie także kard. Angelo Becciu. Transakcja, której dotyczy postępowanie sądowe, kosztowała Sekretariat Stanu 350 mln euro, a od postawionych w stan oskarżenia oczekuje się wyjaśnień, czy działali w interesie Stolicy Apostolskiej, czy też swoim własnym. A na tę chwilę dokumentacja, jaką dysponują watykańscy sędziowie przynosi więcej pytań, niż odpowiedzi.

Nie ma potrzeby zagłębiać się w szczegóły operacji finansowych, które doprowadziły do wszczęcia postępowania karnego. Warto natomiast dokładniej zapoznać się z przebiegiem wydarzeń. W roku 2018 Sekretariat Stanu decyduje, by zainwestować w luksusowy budynek w Londynie przy Sloane Avenue, w prestiżowej dzielnicy Chelsea. Jako pośrednikowi, powierza tę sprawę brokerowi Raffaele Mincione. Po jakimś czasie decyduje się zakończyć współpracę z Mincione i zdać się na innego brokera, Gianluigiego Torzi, aby wykupić udziały poprzednika. Torzi otrzymuje mniejszościowy pakiet akcji, który ma jednak kluczowe znaczenie, ponieważ jako jedyny daje prawo głosu. Sekretariat Stanu decyduje wobec tego, by zakończyć współpracę z jakimikolwiek pośrednikami i wykupić wszystkie akcje. Za swoją część Torzi otrzymuje 15 mln euro.

Zdaniem watykańskiego promotora sprawiedliwości [odpowiednik prokuratora – KAI], owe 15 mln euro, to kwota wyłudzona przez Torziego od Stolicy Apostolskiej. Co więcej, aby pokryć poniesione straty, Sekretariat Stanu musi „zrestrukturyzować” inwestycję. Zwraca się więc o pomoc finansową do Instytutu Dzieł Religijnych (IOR), czyli tzw. banku watykańskiego. IOR początkowo jest przychylny, następnie jednak w niespodziewany sposób zmienia stanowisko i zgłasza do promotora sprawiedliwości nieprawidłowości w procesie inwestycji. To samo czyni biuro generalnego rewizora. Skutkuje to wszczęciem śledztwa, które prowadzi do zawieszenia pięciu watykańskich urzędników, a następnie do dymisji kolejnego. Ten ostatni, prał. Alberto Perlasca w latach 2009–2019 był szefem sekcji administracyjnej Sekretariatu Stanu. Wiedział o wszystkich dokonanych inwestycjach i motywach ich przeprowadzenia. Prał. Perlaski nie ma wśród dziesięciu osób, które staną przed watykańskim sądem. Nie znajduje się wśród nich także abp Edgar Peña Parra, substytut Sekretariatu Stanu, który zadecydował o restrukturyzacji inwestycji. Jednym z sądzonych jest natomiast kard. Angelo Becciu, który pełnił urząd substytuta do roku 2018 r. i był świadkiem jedynie początku londyńskiej sprawy w 2013 r., ale nie odpowiadał za jej dalszy rozwój.

Rzecz jasna streszczenie tej historii nie oddaje sprawiedliwości wszystkim kolejnym działaniom finansowym, jakie zostały podjęte. Pokazuje jednak, że kwestie finansowe są tylko częścią problemów, jakie ujawnił tzw. przypadek Sloane Avenue. Ponieważ w watykańskim procesie wciąż pojawia się więcej pytań, niż odpowiedzi.

Pierwsze z nich dotyczy właśnie nieobecności prał. Perlaski wśród postawionych przed sądem. Jak wynika z 487-stronnicowego pozwu, prał. Perlasca był początkowo nieprzychylnie nastawiony do sędziów, ale następnie zdecydował się zeznawać, odgrywając kluczową rolę w opisaniu niektórych wydarzeń. Sądowe akta mówią o sześciu przesłuchaniach prał. Perlaski, chwalonego za wkład w rozwój śledztwa. Rzecz jasna on sam nie został on zrehabilitowany. W czerwcu 2019 r. przeniesiono go z Sekretariatu Stanu na stanowisko zastępcy promotora sprawiedliwości w Najwyższym Trybunale Sygnatury Apostolskiej. W praktyce, przeszedł z kluczowej pozycji na dodatkowe stanowisko tzw. sądu kasacyjnego Stolicy Apostolskiej. W Watykanie niejednokrotnie mówi się o zabiegu „promoveatur ut amoveatur”, czyli awansu w celu usunięcia kogoś z piastowanego stanowiska. W przypadku prał. Perlaski trudno nawet mówić o awansie.

Następnie, w lutym 2020 r. jego mieszkanie i biuro zostały przeszukane. Zabezpieczono jego komputer i urządzenia elektroniczne. W tym samym czasie, na kartach uaktualnionego wydania Annuario Pontificio poinformowano, że prał. Perlasca powrócił do Como, diecezji z której pochodzi. Oznacza to, że nie miał on już żadnych zadań w Watykanie. Później jednak powrócił on do Watykanu, złożył zeznania przed sędziami i zamieszkał w Domu Świętej Marty. Nie został jednak ponownie włączony do grona urzędników Stolicy Apostolskiej.

Prał. Perlasca nie znalazł się ostatecznie w gronie pozwanych, ponieważ nie uznano go za współodpowiedzialnego – jako że zeznał, iż nie mógł podjąć żadnej decyzji bez podpisu substytuta. To prawda. Prawdą jest jednak także to, że wśród osób objętych dochodzeniem znajduje się Fabrizio Tirabassi, który w strukturach administracyjnych Sekretariatu Stanu pełnił funkcję urzędniczą. To znaczy, podlegał on samemu prał. Perlasce i – podobnie jak jego przełożony – nie mógł samodzielnie podpisywać przeprowadzanych operacji. Dlaczego zatem Tirabassi został objęty dochodzeniem, a prał. Perlasca nie?

Kolejna kwestia dotyczy Urzędu Informacji Finansowej (AIF) Stolicy Apostolskiej (dziś: Urzędu Nadzoru i Informacji Finansowej Stolicy Apostolskiej), który jest „strażnikiem” watykańskich finansów. Zadaniem AIF jest nadzorowanie profesjonalnego przebiegu transakcji finansowych, posiada więc stosowne uprawnienia nadzorcze jedynie wobec IOR-u. Tymczasem watykańscy sędziowie zarzucili temu urzędowi „niejasną rolę”, a następnie pozwali jego prezesa AIF René Bruelharta i dyrektora Tommaso di Ruzzę. W pozwie pojawia się m.in. zarzut jakoby AIF nie zgłosił podejrzanych transakcji finansowych, w które zaangażowany był Sekretariat Stanu.

AIF nie posiadał jednak stosownych uprawnień ani kompetencji do nadzorowania Sekretariatu Stanu, który zawsze pozostawał organizmem niezależnym. Aby lepiej to zrozumieć, wystarczy wyobrazić sobie sytuację w której w Polsce jakikolwiek organ odpowiadający za nadzór finansowy miał badać decyzję głowy państwa lub szefa rządu. A gdyby w toku tych analiz odkrył jakiekolwiek nieprawidłowości – musiałby wziąć na siebie odpowiedzialność za te transakcje. To właśnie w istocie dzieje się obecnie w Stolicy Apostolskiej.

Nie wiadomo skądinąd, czy AIF podjął odpowiednie kroki na szczeblu międzynarodowym, by zrozumieć specyfikę przeprowadzonych operacji. Wiadomo, że zaangażowane zostały niektóre zagraniczne podmioty, zajmujące się analizą finansową i że materiały przejęte od AIF przez żandarmerię watykańską dotyczyły także dokumentacji zagranicznych. Usterka prawna doprowadziła Grupę Egmont – międzynarodową instytucję zrzeszającą 150 podmiotów zajmujących się analizą finansową na całym świecie – do wyłączenia Stolicy Apostolskiej z wewnętrznego obiegu informacji. Dopiero podpisanie przez Watykan – w tym także przez AIF – protokołu porozumienia, zabezpieczającego poufność informacji przejętych od zewnętrznych podmiotów, pozwoliło na przywrócenie Stolicy Apostolskiej na dawną pozycję.

Nie jest też przypadkiem, że Tommaso di Ruzza – znajdujący się dziś w gronie pozwanych dyrektor AIF, którego najpierw zawieszono i któremu następnie nie odnowiono umowy o pracę w lutym 2020 r. – w jedynym oświadczeniu, przekazanym dotąd prasie, poinformował, że „w grę wchodzą działania instytucjonalne wywiadu finansowego, w tym współpraca z zagranicznymi agencjami, które wymagają odpowiednich procedur i gwarancji nie tylko w celu ochrony prawa do obrony, ale także interesów suwerennych w tle”.

Zaskakujące jest również to, że w pozwie watykański promotor sprawiedliwości poświęca aż siedem stron na ustosunkowanie się do decyzji angielskiego sędziego Tony’ego Baumgartnera, który w marcu ubiegłego roku uchylił pierwotną decyzję angielskiego wymiaru sprawiedliwości, zezwalającą na zajęcie – na wniosek Watykanu – kont bankowych Torziego.

Bowiem w swoim orzeczeniu Baumgartner wręcz zakwestionował wiarygodność watykańskiego śledztwa, często określając je terminami „błędna charakterystyka” (mischaracterisation) i „błędna interpretacja” (misinterpretation), a także stawiając szereg pytań. Na przykład: jeśli Torzi rzeczywiście został uznany za oszusta, dlaczego pozwolono mu na spotkanie z Ojcem Świętym i traktowano go z życzliwością? Dlaczego abp Edgar Pena Parra zgodził się zapłacić Torziemu 15 milionów za zakup londyńskiej nieruchomości, która formalnie była już w rękach Stolicy Apostolskiej?

Jako dowód Baumgartner załączył e-mail od abp. Peña Parry do Torziego, wysłany dnia 22 stycznia 2019 r. Torzi zażądał uprzednio 20 mln euro, podczas gdy Sekretariat Stanu zaoferował 5,5 mln euro, podkreślając, że jest to kwota „odpowiednia i rozsądna” i mówiąc, że chce zamknąć „sprawę tak szybko, jak to możliwe”.

Baumgartner uznał ten e-mail za dowód prowadzonych negocjacji, podczas gdy zdaniem watykańskiego promotora sprawiedliwości korespondencja ta wpisuje się w szczególnie trudny klimat, a nawet wydaje się „prośbą Sekretariatu Stanu skierowaną do Gianluigiego Torziego”.

Watykańscy promotorzy sprawiedliwości skarżyli się również na rzekomy brak współpracy ze strony zagranicznych władz i podawali w wątpliwość sposób odczytania sprawy przez Baumgartnera, który odnotowywał, że niektóre tezy watykańskich sędziów opierały się na niezweryfikowanych faktach i nie były poparte bezpośrednimi dowodami.

Już sam ten konflikt interpretacji pokazuje, że dochodzenie watykańskie, zamiast odpowiadać na pytania, otwiera wiele z nich. Oby pierwsze przesłuchanie, zaplanowane na 27 lipca stało się okazją do przejrzystości, kiedy każdy będzie mógł wyjaśnić swoje stanowisko. Ponieważ na tę chwilę wszystkie te pytania nasuwają podejrzenie, że zamiast prawdziwego śledztwa mamy do czynienia z czymś w rodzaju wewnętrznych porachunków.

Ostatecznie, w następstwie tego skandalu, szefowie AIF, którzy dali Stolicy Apostolskiej możliwość uzyskania szerokiej wiarygodności międzynarodowej, stracili swe stanowiska. Ponadto Sekretariat Stanu, zamieszany w skandal, utracił swoją centralną pozycję w Kurii Rzymskiej, a w pierwszej kolejności stracił kontrolę nad prowadzonymi inwestycjami. A sędziowie watykańscy, skądinąd Włosi i mający interesy we Włoszech (niektórzy z nich są sędziami w Watykanie i adwokatami we Włoszech) uzyskali wielką władzę dyskrecjonalną w Państwie Watykańskim. Władzę, która wykracza poza Stolicę Apostolską i jej urzędników. Zaburzona została równowaga sił: Państwo Watykańskie istnieje bowiem po to, by wspierać Stolicę Apostolską. Tymczasem dziś wydaje się, że to interesy Państwa Watykańskiego „trawią” Stolicę Apostolską.

Oznaką tej „watykanizacji” Stolicy Apostolskiej jest niedawna decyzja papieża Franciszka, aby watykański trybunał sądził również kardynałów. Wcześniej kardynałowie mogli być sądzeni tylko w gronie równych sobie, czyli przez kolegium kardynalskie wewnątrz Sygnatury Apostolskiej. Teraz kardynałowie tracą to, co wyróżniało ich posługę i stają się zwykłymi urzędnikami. A kard. Angelo Becciu jest pierwszym, który będzie sądzony według nowych zasad.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.