Drukuj Powrót do artykułu

Gdański imam: muzułmanin może być dobrym przyjacielem

12 września 2015 | 10:48 | Jolanta Roman-Stefanowska / br Ⓒ Ⓟ

Kilka lat temu abp Głódź idąc w procesji do ołtarza, zobaczył mnie w tłumie, wziął za rękę i powiedział: twoje miejsce jest obok nas. Tak znalazłem się przy ołtarzu obok biskupów i Prymasa – wspomina w rozmowie z KAI Hani Hraish, imam gdańskich muzułmanów.

Jolanta Roman-Stefanowska (KAI): W ostatnich tygodniach, a zwłaszcza ostatnich dniach coraz więcej mówimy w Polsce o uchodźcach z krajów arabskich. Zjawisko to przestało dotyczyć krajów Europy Zachodniej. Za chwilę muzułmański uchodźca może być naszym sąsiadem. Rozumie Pan obawy wielu Polaków?

Hani Hraish: Rozumiem doskonale. Każdy człowiek ma wrodzony strach przed nieznanym. To normalne. Ciągle jeszcze chrześcijanie i muzułmanie słabo się znają. Przepraszam, że to powiem, ale zarówno my – wyznawcy islamu, jak i wy – chrześcijanie, nie do końca znamy swoją własną wiarę, a co dopiero inną. Niestety, górę biorą stereotypy.

To się oczywiście zmienia. Świat staje się coraz bardziej otwarty, ludzie podróżują. Gdy rozmawiam z ludźmi, którzy odwiedzali państwa zachodnie lub podczas urlopów, kraje arabskie, chwalą muzułmańską gościnność i serdeczność. Ci ludzie wracają zadowoleni. Mówią, że muzułmanie potrafią się zintegrować i pracować na rzecz społeczeństwa, do którego dołączyli. Przecież gdy z Syrii przyjeżdża młoda kobieta z dzieckiem na ręku, to nie myśli o wysadzaniu się w centrum handlowym, ale o ratowaniu swojego maleństwa. Proszę przekazać moją prośbę: nie można mówić, że muzułmanin to terrorysta. Czy ja jestem terrorystą?

KAI: Tu, w Gdańsku jest Pan jednym z nas. I to od wielu lat.

– Ale ja też jestem uchodźcą, jestem Palestyńczykiem. 33 lata temu przyjechałem do Polski i dziś tu jest mój dom. Gdańsk to moje ukochane miasto. Jestem częścią tego społeczeństwa. Na moim przykładzie widać, że muzułmanin może być dobrym sąsiadem, może być przyjacielem.

Wolno mi powiedzieć, że polskie społeczeństwo bardzo się zmieniło w ciągu tych 33 lat, ale jest jeszcze dużo do zrobienia. Ja codziennie rozmawiam z ludźmi na ulicy. Spotkałem kilka dni temu kobietę, która mieszka w sąsiednim bloku. Pytam ją: „co ty myślisz o uchodźcach?” Ona na to: „my tu nie chcemy muzułmanów, bo to terroryści.” „A ja też jestem terrorystą?” „Ty nie, ty jesteś nasz”, odpowiada kobieta.

Mnie znają i dlatego mnie się nie boją. Nie dziwi to, że mają obawy, skoro nie znają tych, którzy mieliby przyjechać. A przecież ja jestem typowym muzułmaninem. Jak ktoś zapyta na osiedlu Żabianka w Gdańsku o Haniego Araba, to każdy mnie zna.

Swoim skromnym, uczciwym życiem udowodniłem, że chrześcijanie i muzułmanie są braćmi. Nie miałem lekko. Jeśli bywało trudno, to tylko z powodu incydentalnych zdarzeń, o który nie warto pamiętać. Dziś mogę powiedzieć o sobie z dumą, że jestem pomostem między tymi społecznościami.

KAI: Jesteśmy więc przeznaczeni do wspólnego życia obok siebie?

– Oczywiście i dlatego umilajmy sobie to życie. Zapraszajmy się do siebie na herbatę. Rozmawiajmy, opowiadajmy sobie dowcipy, chwalmy się swoimi dziećmi. Do mnie do domu często przychodzi proboszcz. To są bardzo ważne spotkania. Proszę, by wszyscy moi współbracia Polacy tak podeszli do uchodźców, którzy lada dzień mogą zamieszkać obok za ścianą. Oni są tacy jak ja.

KAI: Uczestniczy Pan niemal we wszystkich najważniejszych katolickich uroczystościach, czy to w oliwskiej katedrze, czy w innych świątyniach. Niektórych może to dziwić.

– Dlaczego? Przecież kościół, synagoga, meczet, to zawsze Dom Boży. Mam przyjaciół katolików i księży. Oni mnie zapraszają. Zaczęło się kilka lat temu. Byłem w tłumie ludzi na uroczystej mszy w rocznicę Porozumień Sierpniowych pod gdańską stocznią. Obok mnie przechodzili biskupi w procesji do ołtarza. Nagle podchodzi do mnie arcybiskup Głódź, bierze mnie za rękę i mówi: „imamie, pana miejsce jest obok mnie.” I tak ja – skromny muzułmanin – znalazłem się przy ołtarzu obok tylu ważnych biskupów, w tym obok Prymasa. To było coś niesamowitego. Siedziałem obok biskupa z południa kraju, który mnie zapytał o to ilu nas jest w Gdańsku. Odpowiedziałem: „Trzystu.” „Myślałem, że kilka tysięcy”, odpowiedział biskup.

Od tamtej pory zawsze przychodzę na ważne katolickie uroczystości. Arcybiskup Głódź zawsze mnie zaprasza, a ja zawsze idę z radością. Potem spotykamy się na posiłku, rozmawiamy o wszystkich ważnych rzeczach. Ja zwracam się do niego „Bracie”. On do mnie „Przyjacielu”. Gdyby takich spotkań było więcej, to nie byłoby wojen na świecie. Jedyne co dobre w wojnie, to tylko to, że musi się kiedyś skończyć.

To, w jaki sposób gdański biskup mnie traktuje, jest wielkim przesłaniem dla innych Polaków i innych chrześcijan. On pokazuje, jak wiele nas łączy. Bo jakie ma znaczenie to, jak nazywamy naszego Boga. Ważne jest, że każdy Bóg każe kochać drugiego człowieka. Każdy Bóg nie pozwala być obojętnym na człowieka potrzebującego. Dzięki temu, jak to wygląda w Gdańsku, zmienia się obraz muzułmanów w Polsce.

KAI: Kilka lat temu gdański meczet był zamknięty. Chuligani zniszczyli drzwi, elewację, spalili wnętrze. Nie mogły odbywać się modlitwy.

– Wtedy z pomocą przyszedł arcybiskup i nasze kochane siostry brygidki z Oliwy. To właśnie w klasztornej kaplicy odbywaliśmy naszą piątkową modlitwę. Gdyby była taka potrzeba, ja bym im oddał swój dom.

Po pożarze meczetu trzeba było go wyremontować. Gdańszczanie w kościołach zebrali na tacę 40 tysięcy złotych na odbudowę meczetu. To są wielkie rzeczy. To dowód na to, że wszyscy mamy tego samego Boga.

KAI: Ma Pan piątkę dzieci. Jak Pan zareaguje, gdy zwiążą się z chrześcijanami?

– Dorosłe dzieci mają prawo same decydować o swoim życiu. Przecież wiem, że żyjąc w katolickim kraju moje dzieci najprawdopodobniej wybiorą katolików na swoich mężów i żony. Będę pytał tylko: czy kochasz go? Czy on cię kocha? Czy wierzy w Boga? Większość ślubów, jakie udzielam w meczecie to małżeństwa mieszane. I to dobrze. Bądźmy jedną rodziną. Módlmy się, by nikt nas nie skłócił. Dbajmy o siebie, o bliźnich, o swoje dzieci, o rodzinę. Rodzina w każdej religii jest najważniejsza.

Rozmawiała Jolanta Roman-Stefanowska


Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Drukuj Powrót do artykułu

Gdański imam: muzułmanin może być dobrym przyjacielem

11 września 2015 | 13:15 | Jolanta Roman-Stefanowska Ⓒ Ⓟ

Kilka lat temu abp Głódź idąc w procesji do ołtarza, zobaczył mnie w tłumie, wziął za rękę i powiedział: twoje miejsce jest obok nas. Tak znalazłem się przy ołtarzu obok biskupów i Prymasa – wspomina w rozmowie z KAI Hani Hraish, imam gdańskich muzułmanów.

KAI: W ostatnich tygodniach, a zwłaszcza ostatnich dniach coraz więcej mówimy w Polsce o uchodźcach z krajów arabskich. Zjawisko to przestało dotyczyć krajów Europy Zachodniej. Za chwilę muzułmański uchodźca może być naszym sąsiadem. Rozumie Pan obawy wielu Polaków?

– Rozumiem doskonale. Każdy człowiek ma wrodzony strach przed nieznanym. To normalne. Ciągle jeszcze chrześcijanie i muzułmanie słabo się znają. Przepraszam, że to powiem, ale zarówno my wyznawcy islamu, jak i wy chrześcijanie, nie do końca znamy swoją własną wiarę, a co dopiero inną. Niestety górę biorą stereotypy.

To się oczywiście zmienia. Świat staje się coraz bardziej otwarty, ludzie podróżują. Gdy rozmawiam z ludźmi, którzy odwiedzali państwa zachodnie lub podczas urlopów, kraje arabskie, chwalą muzułmańską gościnność i serdeczność. Ci ludzie wracają zadowoleni. Mówią, że muzułmanie potrafią się zintegrować i pracować na rzecz społeczeństwa, do którego dołączyli. Przecież gdy z Syrii przyjeżdża młoda kobieta z dzieckiem na ręku, to nie myśli o wysadzaniu się w centrum handlowym, ale o ratowaniu swojego maleństwa. Proszę przekazać moją prośbę: nie można mówić, że muzułmanin to terrorysta. Czy ja jestem terrorystą?

KAI: Tu, w Gdańsku jest Pan jednym z nas. I to od wielu lat.

– Ale ja też jestem uchodźcą, jestem Palestyńczykiem. 33 lata temu przyjechałem do Polski i dziś tu jest mój dom. Gdańsk to moje ukochane miasto. Jestem częścią tego społeczeństwa. Na moim przykładzie widać, że muzułmanin może być dobrym sąsiadem, może być przyjacielem.

Wolno mi powiedzieć, że polskie społeczeństwo bardzo się zmieniło w ciągu tych 33 lat, ale jest jeszcze dużo do zrobienia. Ja codziennie rozmawiam z ludźmi na ulicy. Spotkałem kilka dni temu kobietę, która mieszka w sąsiednim bloku. Pytam ją: „co ty myślisz o uchodźcach?” Ona na to: „my tu nie chcemy muzułmanów, bo to terroryści.” „A ja też jestem terrorystą?” „Ty nie, ty jesteś nasz”, odpowiada kobieta.

Mnie znają i dlatego mnie się nie boją. Nie dziwi to, że mają obawy, skoro nie znają tych, którzy mieliby przyjechać. A przecież ja jestem typowym muzułmaninem. Jak ktoś zapyta na osiedlu Żabianka w Gdańsku o Haniego Araba, to każdy mnie zna.

Swoim skromnym, uczciwym życiem udowodniłem, że chrześcijanie i muzułmanie są braćmi. Nie miałem lekko. Jeśli bywało trudno, to tylko z powodu incydentalnych zdarzeń, o który nie warto pamiętać. Dziś mogę powiedzieć o sobie z dumą, że jestem pomostem miedzy tymi społecznościami.

KAI: Jesteśmy więc przeznaczeni do wspólnego życia obok siebie?

– Oczywiście i dlatego umilajmy sobie to życie. Zapraszajmy się do siebie na herbatę. Rozmawiajmy, opowiadajmy sobie dowcipy, chwalmy się swoimi dziećmi. Do mnie do domu często przychodzi proboszcz. To są bardzo ważne spotkania. Proszę, by wszyscy moi współbracia Polacy tak podeszli do uchodźców, którzy lada dzień mogą zamieszkać obok za ścianą. Oni są tacy jak ja.

KAI: Uczestniczy Pan niemal we wszystkich najważniejszych katolickich uroczystościach, czy to w oliwskiej katedrze, czy w innych świątyniach. Niektórych może to dziwić.

– Dlaczego? Przecież kościół, synagoga, meczet, to zawsze Dom Boży. Mam przyjaciół katolików i księży. Oni mnie zapraszają. Zaczęło się kilka lat temu. Byłem w tłumie ludzi na uroczystej Mszy w rocznicę Porozumień Sierpniowych pod gdańską stocznią. Obok mnie przechodzili biskupi w procesji do ołtarza. Nagle podchodzi do mnie arcybiskup Głódź, bierze mnie za rękę i mówi: „imamie, pana miejsce jest obok mnie.” I tak ja – skromny muzułmanin – znalazłem się przy ołtarzu obok tylu ważnych biskupów, w tym obok Prymasa. To było coś niesamowitego. Siedziałem obok biskupa z południa kraju, który mnie zapytał o to ilu nas jest w Gdańsku. Odpowiedziałem: „Trzystu.” „Myślałem, że kilka tysięcy”, odpowiedział biskup.

Od tamtej pory zawsze przychodzę na ważne katolickie uroczystości. Arcybiskup Głódź zawsze mnie zaprasza, a ja zawsze idę z radością. Potem spotykamy się na posiłku, rozmawiamy o wszystkich ważnych rzeczach. Ja zwracam się do niego „Bracie”. On do mnie „Przyjacielu”. Gdyby takich spotkań było więcej, to nie byłoby wojen na świecie. Jedyne co dobre w wojnie, to tylko to, że musi się kiedyś skończyć.

To, w jaki sposób gdański Biskup mnie traktuje, jest wielkim przesłaniem dla innych Polaków i innych chrześcijan. On pokazuje, jak wiele nas łączy. Bo jakie ma znaczenie to, jak nazywamy naszego Boga. Ważne jest, że każdy Bóg każe kochać drugiego człowieka. Każdy Bóg nie pozwala być obojętnym na człowieka potrzebującego. Dzięki temu, jak to wygląda w Gdańsku, zmienia się obraz muzułmanów w Polsce.

KAI: Kilka lat temu gdański meczet był zamknięty. Chuligani zniszczyli drzwi, elewację, spalili wnętrze. Nie mogły odbywać się modlitwy.

– Wtedy z pomocą przyszedł Arcybiskup i nasze kochane siostry brygidki z Oliwy. To właśnie w klasztornej kaplicy odbywaliśmy naszą piątkową modlitwę. Gdyby była taka potrzeba, ja bym im oddał swój dom.

Po pożarze meczetu trzeba było go wyremontować. Gdańszczanie w kościołach zebrali na tacę 40 tysięcy złotych na odbudowę meczetu. To są wielkie rzeczy. To dowód na to, że wszyscy mamy tego samego Boga.

KAI: Ma Pan piątkę dzieci. Jak Pan zareaguje, gdy zwiążą się z chrześcijanami?

– Dorosłe dzieci mają prawo same decydować o swoim życiu. Przecież wiem, że żyjąc w katolickim kraju moje dzieci najprawdopodobniej wybiorą katolików na swoich mężów i żony. Będę pytał tylko: czy kochasz go? Czy on cię kocha? Czy wierzy w Boga? Większość ślubów, jakie udzielam w meczecie to małżeństwa mieszane. I to dobrze. Bądźmy jedną rodziną. Módlmy się, by nikt nas nie skłócił. Dbajmy o siebie, o bliźnich, o swoje dzieci, o rodzinę. Rodzina w każdej religii jest najważniejsza.

rozmawiała Jolanta Roman-Stefanowska

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.