Drukuj Powrót do artykułu

Ireneusz Krosny – patent na karierę i rodzinę

23 października 2023 | 23:28 | KAI (marketing) | Warszawa Ⓒ Ⓟ

Sample Materiały reklamodawcy

Mieć marzenia i wierzyć, że się uda. Myślę, że tu duży wpływ ma wychowanie w rodzinie – uważa Ireneusz Krosny. W wywiadzie radzie, aby „wierzyć w siebie, wierzyć, że wysokie szczyty są możliwe do zdobycia”.

Redakcja: Jesteś liderem w dziedzinie pantomimy, robisz wspaniałe rzeczy. Ktoś powiedział, że marzenia nic nie kosztują, ale droga do nich już tak. Jak to było z Twoimi marzeniami?

Ireneusz Krosny: Z całą pewnością to powiedzenie jest prawdziwe. Jako zawodowy mim działam na scenie 31 lat. Najpierw jednak musiałem nauczyć się pantomimy. W sumie więc używam jej od ponad 40 lat. Można powiedzieć, że jest to już na tyle długa perspektywa czasowa, że można z niej wyciągnąć jakieś wnioski.

Pierwszy i najważniejszy wniosek, to mieć marzenia i wierzyć, że się uda. Myślę, że tu duży wpływ ma wychowanie w rodzinie. Wierzyć w siebie, wierzyć, że wysokie szczyty są możliwe do zdobycia. Urodziłem w Tychach. Nie miałem żadnych znajomych w show-biznesie, nikogo, kto by mi pomógł. Żaden z moich krewnych nie jest artystą. Więc można powiedzieć, że rozpocząłem zupełnie samotną drogę.

Po drugie, moja rada dla wszystkich młodych artystów, ale także ojców młodych artystów: sprawdź jak twoja sztuka działa na ludzi. Czy to porywa publiczność? Jeżeli artysta rzeczywiście robi naprawdę duże wrażenie, być może to jest właśnie droga, którą warto pójść. To jest trochę tak jak z dobrymi produktami: jeśli to jest dobry produkt, to trzeba tylko, żeby ludzie się o nim dowiedzieli i wówczas sam się sprzeda. Sprzedaż złego produktu, nawet przy wielkiej promocji, będzie szła jak po grudzie. Analogicznie w dziedzinie artystycznej: jeśli rzeczywiście to, co robimy, porywa publiczność, to trzeba się tylko przebić. To też wymaga pracy, ale nadzieja jest tu usprawiedliwiona.

Po trzecie, ktoś kiedyś powiedział, że różnica między marzycielem a kimś, kto rzeczywiście chce zrealizować swoje marzenia polega na ilości pracy i zaangażowania. Zgadzam się z tym twierdzeniem.

Redakcja: Jakie działania podejmowałeś zatem?

Ireneusz Krosny: Niektóre odniosły marny skutek. Na przykład wysłałem 2 600 listów do placówek kultury. Internet wtedy nie istniał, nie istniały komórki, więc na początku udało mi się zdobyć w Ministerstwie Kultury w Warszawie listę placówek kultury i rozesłałem do każdego teatru i każdego domu kultury informację na swój temat. To działanie przyniosło mi, o ile dobrze pamiętam, dwa występy, więc w zasadzie efekt był prawie zerowy. Równocześnie starałem się dostać na jakikolwiek festiwal, ale przez trzy lata to się nie udawało. To było bardzo frustrujące. Jednocześnie w tym czasie występowałem dla szkół i to było moje główne źródło utrzymania. Widząc reakcje publiczności, wiedziałem, że moje występy naprawdę się podobają i właśnie to trzymało mnie na ścieżce pantomimy.

Wreszcie wpuszczono mnie na jeden festiwal, tylko dlatego, że jeden zespół nie dojechał. No i wygrałem ten festiwal. Po tej wygranej wpuszczono mnie na drugi festiwal i wygrałem drugi. Potem wpuszczono mnie na trzeci i wygrałem trzeci. Po tych trzech wygranych zadzwonili z telewizji i wszystko ruszyło ostro do przodu.

Dwa lata później musiałem już zatrudnić managera.

Redakcja: Weźmy zatem trzy komponenty: talent, pracę i szczęście. W jakich proporcjach określiłbyś potrzebną ilość talentu, pracy i szczęścia?

Ireneusz Krosny: Odkrycie talentu to pierwszy etap. Warto wtedy skorzystać z pomocy fachowców, poprosić o ocenę kogoś, kto się na tym zna. Za talentem musi pójść praca – drugi element. Jeżeli ktoś odkrywa, że ma słuch muzyczny, to od tego momentu do bycia pianistą jest jeszcze daleka droga. W moim przypadku, zanim rozpocząłem działalność artystyczną, przez 10 lat uczyłem się pantomimy i ćwiczyłem. To jest ten wysiłek opanowania warsztatu danej dziedziny sztuki, który jest niezbędny, jeśli chcemy coś osiągnąć. Potem następuje trzeci komponent, który zamiast „szczęście” nazwałbym „promocją”.

Teraz młodzi ludzie w ogromnej mierze wykorzystują do promocji siebie internet i dzięki temu niejednemu człowiekowi udało się zrobić karierę bez obecności w telewizji. Kiedyś to było niemożliwe.

Dziś internet umożliwia nagłe stanie się znanym artystą. Wokół mnie są twórcy, których szeroka publiczność nie zna, ale mają pełne sale podczas występów, ponieważ ich fani internetowi są wystarczająco liczni, żeby zapełnić widownię.

Redakcja: Nasza rozmowa jest przedsmakiem tego, co dziać się będzie w Katowicach w sobotę 28 października podczas XV największego spotkania ojców w Europie, czyli na Forum Tato.Net. Jesteś – i to nie pierwszy raz – jednym z prelegentów tego wydarzenia. W jaki sposób połączyłeś marzenia o pięknej rodzinie z marzeniem o byciu artystą?

Ireneusz Krosny: Nie tylko artyści powinni pamiętać o balansie czasu. Moja praca jest związana z wyjazdami i nieobecnością w domu. Kiedy moja kariera zaczęła się naprawdę rozwijać, zatrudniłem menadżera i szukałem różnych sposobów zarządzania swoim czasem. Ale mimo wszystko pamiętam taki miesiąc, w którym w domu byłem 3 dni, podczas gdy w trasie 26. Po tym miesiącu usiedliśmy z żoną i zadaliśmy sobie pytanie, czy o to nam chodziło, żeby się widzieć trzy dni w miesiącu? W ten sposób doszliśmy do wniosku, że ustalamy limit mojej pracy miesięcznie: 14 dni wyjazdowych w miesiącu. Powiem szczerze, że ten limit funkcjonuje już blisko 20 lat i jestem bardzo zadowolony, że go z żoną wprowadziliśmy. Oczywiście, czasami wymagał on dużych poświęceń, kiedy pojawiały się bardzo prestiżowe albo bardzo dobrze płatne kontrakty, a ja musiałem odmówić. Jednak z drugiej strony, życie płynie bardzo szybko, zaś rodzina potrzebuje czasu spędzanego razem. Mam trójkę już dorosłych dzieci, najmłodszy syn ma 20 lat. Mam już trzech wnuków: dwóch od córki, jednego od syna. Czas z rodziną jest bezcenny.

Redakcja: Świat się zmienia – z jednej strony pojawiają się nowe możliwości i technologie, ale z drugiej strony młodzi ludzie żyją w chaosie i niejednokrotnie w traumie. Jak Ty przeprowadziłeś swoje dzieci, już teraz pełnoletnie, przez tę burzę?

Ireneusz Krosny: Przede wszystkim trzeba mieć dla bliskich czas. I ten czas, oczywiście, nie służy do spędzania go przed telewizorem czy komputerem. Chodzi po pierwsze o czas na bycie dobrym mężem: wspólnie spędzane wieczory, spacery. Razem z żoną w każdy możliwy wolny termin szliśmy w góry, potem zmieniliśmy to na wyprawy rowerowe po lesie i spacery, zaś obecnie często spędzamy wieczory na grze w planszówki i słuchaniu muzyki.

Jako ojciec mogę powiedzieć, że ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zobaczyłem ostatnio, że mój syn zaczyna podobnie spędzać wieczory ze swoją żoną. Dzieci po prostu patrzą na przykład życia rodziców, jak dbać o małżeństwo i relacje.

Drugi element to czas na rozmowę z dzieckiem – zwłaszcza w okresie dojrzewania, kiedy nastolatek kwestionuje różne rzeczy, których się dotąd dowiedział i nauczył. Ten czas na rozmowy jest po to, aby finalnie dziecko mogło podjąć decyzję, jak chce żyć i czym się chce w życiu kierować. Patrząc z perspektywy czasu, widzę, że docenienie, pochwała oraz okazywanie czułości, na przekór różnym zawirowaniom okresu dojrzewania, było dla moich dzieci bardzo ważne. Dzięki temu mam dziś bardzo dobre relacje z moimi dziećmi, a nic tak w życiu nie cieszy jak dobre relacje – miłość, przyjaźń.

Redakcja: Dziękuję za rozmowę.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.