Drukuj Powrót do artykułu

Jedna biblijna opowieść i kilka niewygodnych pytań

28 lipca 2021 | 10:21 | Dorota Abdelmoula | Watykan Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Piotr Drzewiecki / flickr Kraków 2016

Czy dziś, pięć lat po Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie każdy z nas umie powiedzieć, z większym niż wówczas pokojem w sercu, że ufa Panu Bogu? – pyta Dorota Abdelmoula. Rzeczniczka krakowskich ŚDM podkreśla, że niezależnie od wielkich liczb i statystyk, ŚDM było wielkim spotkaniem „jeden na jeden”, podobnym do znanego z Ewangelii spotkania Chrystusa z bogatym młodzieńcem.

Próba podsumowania tego, co od czasu Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016 wydarzyło się w Polsce, to dla mnie zbiór pytań, a nie odpowiedzi. A samo wydarzenie, porównać mogę do biblijnej sceny, którą św. Jan Paweł II zadał młodym ludziom na samym początku „eśdeemowej” drogi, w skierowanym do nich liście „Parati semper” z 1985 r. – do opowieści o bogatym młodzieńcu, który miał „swoje pięć minut” sam na sam z Jezusem, otrzymał od Niego wszystkie podpowiedzi, jak nie zmarnować otrzymanej szansy, a ostatecznie – zrobił, jak uważał.

Z perspektywy czasu zaryzykuję porównanie, że pięć lat temu jako Polacy byliśmy właśnie owym młodym człowiekiem, który miał swoje pięć minut. Organizowaliśmy w Krakowie największe spotkanie młodzieży świata, a papież, ogłaszając jubileuszowy Rok Miłosierdzia, wpisał je w kalendarium najważniejszych wydarzeń Kościoła. Kościół powszechny mieliśmy na wyciągnięcie ręki, dzięki grupom ze wszystkich kontynentów, które przyjeżdżały nawet do najdalszych zakamarków polskich diecezji i sprawiały, że nie trzeba nas było przekonywać do tego, żeby doświadczenia wiary i wspólnoty nie ograniczać od znanych nam terenów, języków i zwyczajów. O mobilizację młodych ludzi też nie było trudno, bo w każdej diecezji znajdowały się grupy młodych zapaleńców, chętnych do przygotowania adoracji, pielgrzymki, kiermaszu ciastek lub serii ewangelizacyjnych memów i przynajmniej częściowo zarażali nim rówieśników.

Łatwo też było mówić o naszej tożsamości, bo zagraniczne media i opiekunowie grup sami podpowiadali miejsca i nazwiska: Jasna Góra, Niepokalanów, św. Faustyna, św. Jan Paweł II, a do tego pisali o nas w większości w superlatywach i ze szczerym podziwem. Gdy wreszcie do Krakowa przyjechał papież Franciszek, a milionowy tłum, zgromadzony w sobotę na Campus Misericordiae płynnie przeszedł od śpiewów i wiwatu do głębokiej (dosłownie i w przenośni) ciszy przed Najświętszym Sakramentem, wielu z nas krążyły po głowach słowa znane z liturgii chrzcielnej: „taka jest nasza wiara, taka jest wiara całego Kościoła, której wyznawanie jest naszą chlubą”. Chciało się wówczas powiedzieć: chwilo trwaj!

To było nasze „pięć minut”, podobne do tych z biblijnej opowieści, w której młody człowiek stoi twarzą w twarz z Chrystusem, świadomy swego bogactwa i słucha o tym, co zrobić, by osiągnąć pełnię szczęścia. Czy z tych pięciu minut skorzystaliśmy wszyscy w taki sam sposób? Z pewnością znaleźli się tacy, którzy ostatecznie po ŚDM-ie „odeszli zasmuceni”, ale i ci, którzy koniec końców zostawili wszystko co mieli – dość wymienić tych, dla których spotkanie w Krakowie okazało się czasem wyboru powołania: do małżeństwa, kapłaństwa, czy wyjazdu na misje. Dlatego chętniej, niż jakiekolwiek diagnozy, stawiam dziś szereg pytań – adresowanych zarówno do obecnych, jak i nieobecnych na krakowskim Polu Miłosierdzia.

Zacznijmy od słów Franciszka. Te zapisane w orędziu i wypowiedziane w Małopolsce oklaskiwaliśmy i cytowaliśmy na różne sposoby. Czy dziś z taką samą uwagą czytamy i bierzemy sobie do serca to, co mówi Ojciec Święty w katechezach, homiliach i dokumentach? Czy czujemy się tymi samymi adresatami Piotrowych słów, także tych niewygodnych albo jakby niepasujących do naszej szerokości geograficznej?

Skoro papież, to i Kościół powszechny. Czy szukamy dziś sposobów, by w międzynarodowym gronie modlić się i rozmawiać o tym, co w naszej wierze i tradycjach najważniejsze, najpilniejsze do opowiedzenia? Do konfrontowania tego, co mamy i znamy, z tym, czym żyje Kościół w innych częściach świata? W 2016 r. nie czekaliśmy z założonymi rękami, ale przejmowaliśmy inicjatywę lub chociaż przyjmowaliśmy zaproszenia. A tych nie brak i dziś, bo choć pandemia ukróciła możliwość podróży, to skróciła także dystans między nami, a organizacji tymczasowych spotkań online nauczyli się wszyscy – od Watykanu po misyjne parafie, każdy na miarę swoich możliwości.

To samo z Kościołem lokalnym. Pięć lat temu mówiliśmy z dumą, że młodzi Polacy są naszymi najlepszymi ambasadorami, także wśród swoich rówieśników, którym nie po drodze z Kościołem. Że w swoich małych ojczyznach odkrywali (w ramach przygotowań do Dni w Diecezjach) miejsca, w których, jako katolicy, czuli się, jak u siebie: sanktuaria, szlaki pielgrzymkowe, nawet DPS-y i centra handlowe, do których szli z symbolami ŚDM albo akcjami charytatywnymi. Czy dziś są tam kolejni młodzi ludzie? Czy na wakacyjne rekolekcje i przedświąteczne wolontariaty zapraszamy wciąż tych samych „sprawdzonych graczy”, czy jednak staramy się zapamiętywać coraz to nowe imiona i twarze, bo te znane sprzed pięciu lat w dużej mierze możemy dziś pewnie spotkać w innych środowiskach i z innymi obowiązkami?

To nie są pytania retoryczne, ani podszyte złośliwą tezą. Ale te, które nasuwają mi się, kiedy zastanawiam się, co w nas zostało z długich lipcowych wieczorów na Błoniach i Campus Misericordiae i tych wcześniejszych, spędzonych w komitetach organizacyjnych, parafialnych salkach i podczas szkoleń dla wolontariuszy. Bo, owszem, na polski Kościół sprzed pięciu lat świat może i patrzy przez pryzmat tamtych wydarzeń. Tyle, że raczej nikt nie pyta nas dziś o przeszłość, a o teraźniejszość, a ta w zagranicznych mediach zdominowana jest doniesieniami o możliwych zaniedbaniach i nadużyciach, które nie oddają przecież uczciwie obrazu Kościoła w Polsce. A i na międzynarodowych sympozjach, czuwaniach i spotkaniach (tak, ostatnio tych online) niejednokrotnie brakuje tych, którzy mogliby przypomnieć, że rzeczywistość jest zgoła inna, niż same tylko nagłówki.

Oprócz tych pytań jest jeszcze jedno, dla mnie najważniejsze. Czy pięć lat po wydarzeniu, którego uczestnicy mieli wrócić do domów, mając przed oczami spojrzenie Jezusa Miłosiernego (do tego zachęcał wielokrotnie ówczesny przewodniczący Papieskiej Rady ds. Świeckich, kard. Stanisław Ryłko) każdy z nas – pielgrzymów, wolontariuszy, dziennikarzy, spowiedników, gospodarzy – umie powiedzieć, z większym niż wówczas pokojem w sercu, że ufa Panu Bogu? Bo przecież to było istotą i samych ŚDM-ów i całego Jubileuszu Miłosierdzia. Na to pytanie można odpowiedzieć tylko w pierwszej osobie i nigdy raz na zawsze. Bo ostatecznie, niezależnie od wielkich liczb i statystyk, ŚDM było wielkim spotkaniem „jeden na jeden”, podobnym do wspominanego już obrazka z Ewangelii.

Na koniec jeszcze jedna refleksja, świadcząca o tym, że przynajmniej częściowo nie zasypialiśmy gruszek w popiele. W minioną sobotę, skądinąd w ramach obchodów piątej rocznicy ŚDM w krakowskim sanktuarium św. Jana Pawła II odbyła się premiera polskiej wersji hymnu ŚDM Lizbona 2023 „Powietrze już drga”. Jeszcze bardziej niż kapitalna aranżacja Huberta Kowalskiego przypadł mi do gustu widok ponad stuosobowego chóru, złożonego z młodych ludzi z blisko 30 polskich diecezji, którzy przez kilka miesięcy zdążyli nie tylko przygotować i nagrać muzyczną wizytówkę najbliższego spotkania z papieżem, ale przede wszystkim zbudować więzi i plany na przyszłość, które mogą sprawić, że rozpoczną nowy młodzieńczy ferment w swoich środowiskach. Mnie najbardziej ucieszyło, że wśród rozpromienionych twarzy koncertującej na Białych Morzach młodzieży, nie rozpoznałam nikogo znajomego. Wszyscy „nowi”, młodsi o dobrych parę lat (a więc pewnie o pokolenie) od poprzedników i śpiewający z absolutnym przekonaniem, że „już teraz na miłość jest czas”. Oby ich szczerość i zapał „poszły w świat” z co najmniej taką samą energią jak przed pięcioma laty łagiewnicka iskra miłosierdzia.

A list „Parati semper” polecam nieustannie, każdemu. Niezależnie od tego, czy ŚDM to jego klimat.

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.