Drukuj Powrót do artykułu

Jerzy Braun – niezłomny do końca

23 maja 2014 | 09:46 | Juliusz Braun / am Ⓒ Ⓟ

Poniżej publikujemy polemikę prezesa TVP Juliusza Brauna w związku ze stronniczym i krzywdzącym artykułem, jaki na temat jego stryja Jerzego Brauna, znanego działacza katolickiego, opublikował „Tygodnik Powszechny”. Tygodnik odmówił publikacji polemiki.

Opublikowana w ubiegłym roku obszerna monografia „Niezłomni w epoce fałszywych proroków. Środowisko Tygodnika Warszawskiego (1945-1948)” przywraca temu ważnemu nurtowi polskiej myśli miejsce w społecznej pamięci. „Tygodnik Powszechny” (nr 15 z 13 kwietnia 2014) w recenzji tej książki pióra Filipa Musiała zakwestionował jednak tytułową „niezłomność” Jerzego Brauna, jednego z liderów tego środowiska, zastępcy redaktora naczelnego „Tygodnika Warszawskiego”.

Musiał przypomina w swym artykule rolę Brauna jako jednego z przywódców podziemia w czasie II wojny światowej. Długoletnie więzienie kwituje jednak tylko jednym lapidarnym zdaniem („skazany na dożywocie, wyszedł na fali odwilży w 1956 roku”). Wypada więc choć krótko uzupełnić. W trwającym dwa lata śledztwie Braun stracił oko. W czasie procesu wyróżniał się tak bezkompromisową postawą, że prokurator swą mowę oskarżycielską ograniczył do jednego zdania: „Z powodu zachowania się oskarżonego w czasie rozprawy, wnoszę o wyeliminowanie go ze społeczeństwa przez wyrok śmierci”. A sąd odebrał oskarżonemu prawo do odpowiedzi. Ostateczny wyrok: dożywocie.

Współwięźniowie wspominają go jako postać niezwykłą. Prowadził wykłady z filozofii. – Gdy przystąpił do omawiania tez swojego ulubionego filozofa Józefa Marii Hoene-Wrońskiego, zajęło mu to ponad miesiąc – pisze w swych wspomnieniach Ludwik Ślaski. Ale cieszył się też wielkim szacunkiem więźniów kryminalnych. Nie obawiając się donosicieli opowiadał o sowieckich łagrach. Na pisanie poezji nie starczało dnia. Inny współwięzień, Edward Krywult wspomina, iż pisał nawet nocami: „kiedy reflektory przez minuty przesuwały swoje światło po oknach krat notował swoje myśli by nie ulotniły się i by w dzień móc je dopisać do tworzonego wiersza”.

To wszystko Filip Musiał pominął jako mniej istotne. Swoją uwagę skupia na ostatnich latach życia, gdy Jerzy Braun mieszkał w Rzymie. Nie zauważa jednak jego ogromnej aktywności podczas Soboru, licznych publikacji, ani nawet wydanej w Londynie już po śmierci Brauna pracy „Poland In Christian Civilization”, której był redaktorem i współautorem, a którą Rafał Łętocha nazywa „monumentalnym dziełem”. Dla Filipa Musiała ważne jest co innego. Wertuje archiwa SB aby wykazać, że właśnie wtedy miał Jerzy Braun „zagubić pierwotną niezłomność”.

Jestem przekonany, że Jerzy Braun, którego nazwisko znajduje się na pomniku Polski Podziemnej przy gmachu Sejmu, swej niezłomności nie zagubił. I mam na rzecz swej opinii rzeczowe argumenty.

Dobry obyczaj nakazuje publikowanie polemiki na tych łamach, gdzie ukazał się tekst pierwotny. Niestety, redakcja „Tygodnika Powszechnego” odrzuciła możliwość publikacji tekstu polemicznego wobec tez Filipa Musiała. „Publikując Pana polemikę – napisał do mnie szef działu historii, red. Wojciech Pięciak – weszlibyśmy w spór, czy Jerzy Braun współpracował z SB, czy też nie współpracował – czyli dokładnie w taką dyskusję, w moim przekonaniu jałową, jakiej zdecydowanie chcemy uniknąć. Dlatego proszę zrozumieć, że musimy odmówić Pana prośbie o wydrukowanie polemiki”. Zdaniem red. Pięciaka: „Prof. Musiał (…) przedstawił fakty materialne, ostateczną ich interpretację i ocenę zostawiając czytelnikowi. Zapewne więc będą czytelnicy, którzy uznają, że [Braun] współpracował z SB, i bez wątpienia będą też tacy, którzy dojdą do wniosku, że Jerzy Braun prowadził z SB grę polityczną”.

Moim zdaniem prof. Filip Musiał przedstawił nie tylko fakty, ale opierając się wyłącznie na niekompletnych – jak sam stwierdza – dokumentach Służby Bezpieczeństwa dokonał jednocześnie interpretacji, a nawet nadinterpretacji tych faktów.

Podsumujmy fakty, które nie budzą wątpliwości. Po pierwsze: w aktach SB znajdują liczne donosy na temat Jerzego Brauna, a także obszerne notatki z przeprowadzonych z nim rozmów. Po drugie: w aktach znajdują się również podpisane przez Jerzego Brauna pokwitowania odbioru pieniędzy.

Zacznijmy od sprawy drugiej. Musiał, cytując dokument stwierdzający, iż Braun „tytułem wynagrodzenia za przekazane informacje otrzymał łącznie 422 880 lirów włoskich” komentuje jednocześnie, już od siebie, iż dowodzi to, że spotkania musiały być korzystne dla SB. Może nie jest to najważniejsze, ale warto pamiętać, jaka był wówczas wartość włoskiego lira. W ciągu 6 lat pobytu w Rzymie Jerzy Braun pokwitował odbiór kwoty łącznie około …700 dolarów. Nie był to więc majątek. Ale ważniejsze jest co innego.

Jerzy Braun nie chciał wyjeżdżać z Polski na stałe, musiał więc w odpowiednim terminie zgłaszać się do ambasady, by prosić o przedłużenie ważności paszportu czy zgodę na wyjazd do innego kraju. (Paszport – zgodnie z obowiązującymi wtedy przepisami – można było otrzymać tylko na konkretny wyjazd do określonego kraju, na określony czas, a cel wyjazdu musiał być opisany w podaniu). Utrzymywał więc kontakt z ambasadą PRL, tak samo jak musieli utrzymywać ten kontakt choćby wszyscy księża studiujący w Rzymie i składający wizyty w Watykanie biskupi, włącznie z Prymasem Wyszyńskim.

Filip Musiał podkreśla, że przed wyjazdem Jerzego Brauna do Rzymu odbył z nim rozmowę pracownik SB, choć było to wówczas postępowanie standardowe, bo przecież paszporty wydawało MSW. Pomija jednak spotkanie znacznie ważniejsze, czyli rozmowę Brauna z Zenonem Kliszką. Kliszko, członek Biura Politycznego i najbliższy współpracownik Gomułki, uważany za drugą osobę w faktycznej hierarchii władzy PRL, mówił podczas tej rozmowy nie tylko o swojej ocenie kwestii związanych z polską kulturą, ale nawet o prywatnej fascynacji poezją Norwida. Rzeczywiste intencje i cele polityki kulturalnej prowadzonej przez władze PRL to interesujący, ale odrębny temat. Warto jednak pamiętać, że popularyzacji twórczości Norwida nadano w tej polityce szczególna rangę. Jerzy Braun miał prawo sądzić, że ze strony wysokiego przedstawiciela władz państwowych uzyskał jeśli nie akceptację dla swojej aktywności, to przynajmniej zapowiedź ograniczenia dotykających go wcześniej represji.

W artykule prof. Musiała jest bardzo istotne stwierdzenie, z którego autor nie wyciąga jednak właściwych wniosków. Przed wyjazdem Jerzego Brauna do Rzymu Departament IV MSW w wewnętrznym dokumencie rekomendował podjęcie z nim dialogu „z pozycji rezydentury” SB we Włoszech. W Rzymie z Braunem nie kontaktowali się więc formalnie funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, ale oficjalni urzędnicy państwowi. Jerzy Braun pozostawał w oficjalnym kontakcie z ambasadą PRL, rozmawiał z osobami będącymi pracownikami ambasady odpowiedzialnymi za m.in. problematykę kulturalną kiedy przygotowywał książki, kiedy wyjeżdżał na wykłady i musiał uzyskać formalną zgodę na wyjazd do innego kraju, albo kiedy musiał uzasadnić potrzebę przedłużenia ważności paszportu.

A pieniądze? Nie mam podstaw, by kwestionować prawdziwość dokumentów. Pokwitowania Jerzy Braun podpisał czytelnie własnym imieniem i nazwiskiem. Nie zamierzał tego ukrywać. Z pokwitowań tych nie wynika jednak czego dotyczyły należności wpłacane Jerzemu Braunowi przez urzędnika ambasady. Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika jedynie, że Jerzy Braun oficjalnie pokwitował odbiór pieniędzy, a później – i zapewne bez jego wiedzy – zapisano, że są to koszty poniesione przez Służbę Bezpieczeństwa.

Ci, którzy znali Jerzego Brauna i warunki, w jakich znajdował się w Rzymie, podróże na wykłady odbywane po Włoszech drugą klasą pociągu osobowego, mogą sobie łatwo wyobrazić następującą sytuację: Ambasada deklaruje gotowość udzielenia niewielkiej dotacji dla wydawnictwa o historii Polski przygotowywanego przez Jerzego Brauna. Albo pokrycie kosztów jego podróży na jakąś konferencję. Przecież władza ludowa wspiera kulturę, finansuje w kraju pomnikowe wydanie dzieł Norwida i premiery jego dramatów w państwowych teatrach, utrzymuje instytuty kultury polskiej w wielu stolicach. Niewielkie dofinansowanie także dla działań prowadzonych przez Jerzego Brauna nie powinno budzić zdziwienia.

Jerzy Braun nie składał donosów. Nie można go winić za to, że jakiś urzędnik, pracownik polskiej ambasady, może atache kulturalny, był jednocześnie funkcjonariuszem lub współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa i pisał raporty z przeprowadzonych z nim rozmów. Jerzy Braun rozmawiał oficjalnie, nie posługiwał się żadnym pseudonimem i nic nie wskazuje by w ogóle wiedział, iż ktoś nadał mu kryptonim „Opium”. Swoją drogą to określenie stosowane w raportach jest symptomatyczne. Lenin napisał kiedyś, że „religia to opium dla ludu”. Można więc powiedzieć, że dla SB kontakt z Jerzym Braunem to było jak spotkanie z religią, której nienawidzili i którą starali się zwalczać.

Raporty o Jerzym Braunie przez całe dziesięciolecia pisało wielu agentów. Czy z tego powodu miał nie rozmawiać z listonoszem albo sekretarką w Związku Literatów? On postępował inaczej: rozmawiał z każdym, opowiadał o swoich poglądach nawet w więziennej celi, choć wiedział, że wśród współwięźniów na pewno są donosiciele. W Rzymie rozmawiał z wieloma osobami o swojej wizji zmian w Kościele (a był wielkim rzecznikem ekumenizmu), o tych samych sprawach, o których wygłaszał pogadanki w Radiu Watykańskim, o których pisał artykuły, wygłaszał konferencje. Swoich poglądów nie ukrywał. Z cytowanych przez Filipa Musiała notatek SB wynika, że stwierdził w jakiejś rozmowie, iż kardynał Wyszyński stanowi dla niego „wzór duszpasterza”.

Gdyby nie to, że temat jest dramatycznie poważny można by zapytać, czy naprawdę prof. Musiał uważa, że stanowi to dowód współpracy, a przynajmniej „gry” Jerzego Brauna ze Służbą Bezpieczeństwa?
Jerzy Braun był gotów rozmawiać z każdym, nie ukrywał swoich poglądów, ale na nikogo nie donosił, nie ujawniał tajemnic. Zarzut współpracy, czy choćby tylko „gry” z SB jest nie tylko chybiony i krzywdzący. Świadczy o całkowitym niezrozumieniu sytuacji i całkowitym niezrozumieniu postawy Jerzego Brauna, który za wierność swym poglądom zapłacił bardzo wysoką cenę, a jednocześnie głosił prawdę każdemu, kto znalazł się na jego drodze. Mówił i do księży, i do ateistów. Wedle wskazania świętego Pawła: „głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę”.

Jerzy Braun zmarł w Rzymie 17 października 1975 roku. Poprzedniego dnia miał wygłosić referat „Misterium krzyża w dialogu ekumenicznym”. Nie dotarł na obrady i nie miał już siły by odebrać telefon. Jego żona, Hanna, która podobnie jak Jerzy straciła zdrowie w stalinowskim więzieniu, też już od dawna nie żyje. Wystąpienie w obronie dobrego imienia Jerzego Brauna, mego stryja, jest więc dziś moim obowiązkiem.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.