Drukuj Powrót do artykułu

Kard. Montenegro: migranci przede wszystkim potrzebują integracji, a nie tolerancji

27 września 2022 | 05:00 | Piotr Dziubak (KAI Rzym) | Rzym Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Wojciech Łączyński / archwwa.pl

„Wizyta papieża Franciszka w 2013 r. zmusiła wszystkich do spojrzenia na problem migracji właśnie tak, jak to robili mieszkańcy Lampedusy” – powiedział w rozmowie z KAI kard. Francesco Montenegro, emerytowany arcybiskup Agrigento na Sycylii. Obecnie pracuje w Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, od wielu lat jest aktywny w niesieniu konkretnej pomocy migrantom.

“Niestety pomimo upływu lat politycy nie chcą znaleźć rozwiązania tego problemu. Bez obecności Franciszka na Lampedusie pewnie do dzisiaj tylko by szeptano o imigracji. My od 30 lat ciągle mówimy, że to jest jak nagły wypadek, trzeba szybko pomagać. Europa mówi, że widzi ten dramat. Dziwne, żeby taki dramat, nagły wypadek musiał trwać już 30 lat!” – mówi włoski purpurat. Podkreśla, że migranci przede wszystkim potrzebują integracji, a nie tolerancji.

Piotr Dziubak (KAI): W sierpniu 2013 roku towarzyszył Ksiądz Kardynał papieżowi Franciszkowi w podróży na Lampedusę. Ta podróż na wyspę imigrantów, jak ją niektórzy określają, była dla większości wielką niespodzianką.

Kard. Francesco Montenegro: Spotkałem się z papieżem razem z innymi biskupami z Sycylii w maju 2013 roku w czasie naszej wizyty ad limina. Papież podzielił nas na dwie grupy: wschodnich i zachodnich Sycylijczyków. Prosił, żeby mu wyjaśnić specyfikę każdej z diecezji. Kiedy przyszła moja kolej, powiedziałem: teren mojej diecezji charakteryzuje mafia i imigranci. Zaczęliśmy o tym rozmawiać. Na koniec dałem papieżowi pektorał wykonany przez mieszkańców Lampedusy z drewna zatopionych łódek, którymi przypływali migranci. Dodałem: byłoby pięknie, gdyby Ojciec Święty mógł do nas przyjechać. Kilka dni później byłem na obiedzie z papieżem. Kontynuowaliśmy rozmowę o migrantach. Powtórzyłem: dobrze byłoby, gdyby Wasza Świątobliwość pojawił się tam. Też tak myślę – odpowiedział papież – mógłbym mówić do biednych tam i tutaj. Jakiś czas później zadzwonił do mnie prefekt Agrigento mówiąc, że dostali informację z lotniska w Lampedusie, że przyleci delegacja z Watykanu. Ksiądz biskup coś wie o tym? Nic nie wiedziałem. Później zadzwonił do mnie ojciec Sapienza z Prefektury Domu Papieskiego mówiąc: byliśmy na Lampedusie, wydaje się, że pielgrzymka papieża jest możliwa, ale ciągle nie wiemy kiedy. Jakiś czas później zadzwonił do mnie abp Giovanni Becciu, mówiąc: „Papież przyleci na Lampedusę, ale jeszcze nie wiadomo kiedy. Przekazał kilka wskazówek: żadnych biskupów, żadnych polityków, żeby księża nie stali jak na pokazach mody wokół wybiegu, nie potrzeba chóru z parafii w Lampedusie i seminarzystów, wystarczą ministranci z parafii.

KAI: Mimo wszystko wizyta była wielkim zaskoczeniem…

– Kilka dni później zaczęli dzwonić do mnie dziennikarze: księże biskupie, Papież przyleci na Lampedusę!? Odpowiadałem, że nie wiem. Tych telefonów było coraz więcej, więc zadzwoniłem do Watykanu. Usłyszałem w słuchawce, że o 12.00 zostanie to ogłoszone w mediach. No cóż, miałem nadzieję, że dowiem się o tym bezpośrednio, a nie z mediów. Papież miał przyjechać na wyspę 8 lipca. Powitaliśmy Franciszka we trzech: burmistrz wyspy, proboszcz i ja. Wsiedliśmy na korwetę marynarki wojennej. Ludzie na łodziach i z brzegu krzyczeli do papieża w miejscowym pozdrowieniu “O’scià!” (w dialekcie sycylijskim matki wołają dzieci “sciatu meu!” – moje tchnienie). Papież zapytał, co to znaczy. Zapisał to sobie i w czasie homilii użył tego wyrażenia, żeby pozdrowić wiernych. Kiedy dotarliśmy na molo czekali na papieża imigranci, żeby go powitać. To byli ludzie różnych wyznań. Przechodząc w pobliżu cmentarza statków i łodzi papież powtarzał cały czas: „ile cierpienia, ile cierpienia”. Słyszałem to wiele razy tamtego dnia. Wizyta Papieża była dla mieszkańców tej małej wyspy i dla turystów wspaniałym, świątecznym dniem. Odwiedziny Franciszka na Lampedusie pozostawiły trwały ślad. Wielokrotnie później papież dawał znaki swojej pamięci o wyspie. Kiedy podarowano mu szopkę bożonarodzeniową wykonaną z ceramiki powiedział: to pojedzie na Lampedusę. Święta Rodzina jest na łodzi. Matka Boża trzyma Dzieciątko a Józef wyciąga z morza imigranta. Ta szopka stoi w kościele parafialnym. Później papież podarował drewniany krzyż otrzymany od brata Fidela Castro. Drewno na krzyż wzięto z łodzi kubańskich. Chrystus patrzy z krzyża na morze. To Chrystus Morza Śródziemnego!

KAI: W październiku 2013, prawie trzy miesiące po wizycie papieża w pobliżu Lampedusy zatonęła duża łódź z 400 migrantami. Wcześniej Franciszek wołał na Lampedusie: „Kainie, gdzie jest twój brat!?”

– Myślę, że wizyta papieża była punktem zwrotnym. Do przyjazdu Franciszka na Lampedusę kwestie migracji zajmowały w jakiś sposób państwo włoskie. Jednak najbardziej tym problemem zajmowała się ta mała wyspa. Wizyta papieża zmusiła wszystkich do spojrzenia na ten problem właśnie tak, jak to robili mieszkańcy Lampedusy. Niestety pomimo upływu lat politycy nie chcą znaleźć rozwiązania tego problemu. Jednak na pewno zaczęto używać innego języka w kwestii migracji właśnie od dnia przyjazdu papieża. Bez jego obecności tutaj pewnie do dzisiaj tylko by szeptano o imigracji. My od 30 lat ciągle mówimy, że to jest jak nagły wypadek, trzeba szybko pomagać. Europa mówi, że widzi ten dramat. Dziwne, żeby taki dramat, nagły wypadek musiał trwać już 30 lat! Przybrało to wręcz formę jakiejś reguły konstytutywnej. Fakt, że tylu ludzi przemieszcza się, świadczy, że świat się zmienia. Zmieniają się aspekty polityczne, gospodarcze, społeczne, religijne, w których ci ludzie do tej pory żyli. Brakuje odwagi, żeby podjąć uczciwie ten temat. Uprzedzenia i mylne osądy blokują nasze spojrzenia na ten problem. Głos papieża jest jedynym głosem w tej kwestii. Tylko on wykrzykuje na naszej „pustyni” słowo migrant. Gdyby nie on, cisza w tej kwestii byłaby wygodna dla wszystkich.

KAI: Księże Kardynale, minęło już 9 lat od papieskiej wizyty na Lampedusie, słowa Franciszka: “Kainie, gdzie jest twój brat?” – w kontekście wojny w Ukrainie, fal imigrantów i uchodźców, brzmią jak wołanie o rachunek sumienia? Robimy go czy znowu odsuwamy na bliżej nieokreśloną przyszłość?

– Pamiętajmy, że to nie Franciszek użył ich po raz pierwszy. To słowa z Biblii. Człowiek zawsze szedł swoją drogą, nie zawsze zwracając uwagę na to wezwanie. Ludzie często uważają się za pępek świata, ponieważ są pochłonięci egoizmem i własnymi sprawami. Wygodnie jest nie zauważać, kto stoi obok, jak żyje, co się z nim dzieje. A kiedy to jest osoba biedna, to zainteresowanie spada do zera. Z chęcią patrzymy na zyski. Dzisiaj chce się podziwiać bogatych. Migranci burzą nasze wygodne widzenie rzeczywistości. Świat jest podzielony na północ i południe. Północ staje się coraz bogatsza, a południe coraz biedniejsze. Słysząc krzyk: “Kainie, gdzie jest twój brat” powinniśmy nie tylko pokazać, że słyszymy, ale przede wszystkim powinniśmy skierować wzrok we właściwą stronę. A my niestety ciągle zamykamy oczy. To jest nasz grzech.

KAI: Prezentując w maju temat 108. Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy , powiedział Ksiądz Kardynał, że każdy z nas marzy i myśli, że kiedyś wejdzie do Królestwa Niebieskiego i to właśnie obliguje każdego z nas, każdego, kto uważa się za katolika, żeby przyjmować migrantów.

– Problemem nie jest to, czy kiedyś wejdziemy do Królestwa Niebieskiego czy nie. Jezus dał nam zadanie, żeby nasz świat zaczął stawać się rajem. Wieczność nie rozpocznie się w dniu naszej śmierci. Ona już się zaczęła. Już teraz zacząłem budować mój raj, albo moje piekło. To nie tak, że teraz będę żył jak chcę, a później niech Bóg mi pomoże. W rzeczywistości Bóg mówi do mnie, do każdego: „zacząłeś swoją wieczność”. Mamy przed oczyma taki smutny obraz. Wyobrażamy sobie przy bramie Królestwa Niebieskiego świętego Piotra, jako odźwiernego. Jezus powiedział, że kto inny będzie otwierał drzwi raju ci, którzy byli głodni, spragnieni, przybysze…. To ich głos będzie mówił. Tu na ziemi biedni stawiają nam pytania. Bez nich nie możemy się obejść. W Ewangelii Jezus mówi, że kiedy spotykamy drugą osobę to nie mogę mieć żadnych wątpliwości, że On w niej jest. On jest zawsze obecny w drugim człowieku. Nawet kiedy o tym nie myślę. Jeśli powiem: „Panie nie widziałem, żebyś był głodny, albo żebyś miał pragnienie”. On powie: „byłem głodny i miałem pragnienie w tej konkretnej, biednej osobie. Kościół nie powinien tylko pomagać biednym, ale stać się ich przyjacielem.

KAI: Misjonarze z krajów misyjnych alarmują, że do ich miejsc dociera coraz mniej pomocy materialnej. Np. jednej osobie na miesiąc muszą wystarczyć 3 szklanki oliwy i 6 kg mąki. Taką pomoc oferują teraz organizacje międzynarodowe.

– Migracja nie jest największym złem współczesnego świata. Bez wątpienia jest symptomem zła i niesprawiedliwości społecznej. Widzę migranta i myślę, że muszę rozwiązać jego problem tu i teraz. Nie rozwiążę tego problemu, jeśli nie znajdę przyczyny. Powodem jest bardzo konkretnie odczuwana niesprawiedliwość. Nie możemy wszystkiego widzieć w kategoriach: ta osoba przyjmuje a ta osoba jest przyjmowana. W taki sposób tworzy się świat “drabinek społecznych”. Powinniśmy myśleć w kategoriach braterstwa. Jeśli jesteśmy braćmi to znaczy, że jesteśmy na tym samym poziomie. Pewien imigrant powiedział mi: „wy chodzicie do baru i wydajecie 10 euro, ja za 10 euro dam jeść mojej rodzinie przez miesiąc”. Pokazuje to, jakim niebezpieczeństwem są “drabinki społeczne” .

KAI: Niektórzy mówią o “proroctwie z Lampedusy”. Wszyscy zresztą szukają różnych proroctw, ale czy to odniesienie do wizyty papieża Franciszka na wyspie jest jakimś szczególnym zobowiązaniem dla chrześcijan?

– Jestem przekonany, że Lampedusa to swego rodzaju laboratorium nowego świata. Pokazuje, że świat może być inny. Papież powiedział, że bieda i gościnność spotkały się na Lampedusie. Mieszkańcy wyspy byli i są biedni. To rybacy od pokoleń. Jedna ze starszych mieszkanek opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem często słyszała pukanie do drzwi. To byli marynarze z Tunezji, którzy docierali na Lampedusę i prosili o dach nad głową. Siadali do stołu z naszą rodziną. Dawaliśmy im do dyspozycji nasz dom. Kto był choć raz głodny zrozumie głodnego. Kto jest syty organizuje “okrągłe stoły” dyskusji o głodzie. Tu tkwi różnica. W dawnych czasach przy sanktuarium na wyspie modlili się razem chrześcijanie i muzułmanie. Zbierali się w grotach na wyspie. Świat może się zmienić. Musimy przestać używać słowa tolerancja, żeby się integrować. Tolerancja znaczy, że muszę cię znosić. Bądź grzeczny, bo inaczej wyrzucę cię stąd. Integracja znaczy: spójrzmy na to, co nas łączy, żeby zbudować lepszą przyszłość.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.