Drukuj Powrót do artykułu

Kościół nie jest sam dla siebie

25 października 2012 | 09:09 | mp / br Ⓒ Ⓟ

Kościół nie ma żadnych interesów w sferze politycznej, chodzi mu wyłącznie o to, aby mógł prowadzić ludzi drogami zbawienia – podkreśla bp Piotr Jarecki. W rozmowie z KAI nt. Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” zwraca uwagę, że sensem istnienia każdej organizacji katolików świeckich są ci, którzy do niej nie należą.

KAI: Historia soborów nie zna dokumentu mówiącego tak wiele o miejscu Kościoła w otaczającym świecie. A takim jest Konstytucja Duszpasterska o Kościele w Świecie Współczesnym „Gaudium et spes” wieńcząca obrady Soboru Watykańskiego II. Skąd ta nowość?

Bp Piotr Jarecki: Ojcowie soborowi byli świadomi jak bardzo świat się zmienił. Zauważali, że Kościół za bardzo zamyka się w sobie, a ze swoją misją w niedostateczny sposób dociera do świata. Postanowili więc – w oparciu o bardziej współczesne pojmowanie natury Kościoła – zdefiniować jego misję wobec świata. Chodziło tu o odpowiedź na fundamentalne pytanie: czy Chrystus chciał, aby Kościół istniał dla samego siebie (dla uświęcania swoich członków), czy wyznaczył mu inny, znacznie szerszy cel?

Kiedy pracowałem z Akcją Katolicką, zawsze zwracałem uwagę, że sensem istnienia każdej organizacji katolików świeckich są ci, którzy do niej nie należą. Chodzi tu o wymiar misyjny, który winien być na pierwszym miejscu. Bo jeśli sensem istnienia wspólnoty kościelnej będą ci, którzy do niej należą, prędzej czy później stworzymy środowisko zamknięte bądź grupę interesu. W Kościele chodzi o coś zupełnie innego.

Ojcowie soborowi chcieli przypomnieć, że mamy być „solą” oraz „światłem” dla otaczającego świata. Sens bycia katolikiem polega na byciu „zaczynem” Królestwa Bożego w świecie. Dlatego w „Gaudium et spes” podkreśla się, by nie tworzyć przepaści pomiędzy tym, co doczesne a tym, co nadprzyrodzone. Te dwie rzeczywistości winny przenikać się w harmonijny sposób dla dobra człowieka i dobra świata. Chodzi o to, aby człowiek osiągnął zbawienie, a świat był urządzony bardziej sprawiedliwie.

Sobór wskazuje przy tym, że misją Kościoła jest być „niejako sakramentem zjednoczenia człowieka z Bogiem oraz budowania jedności rodzaju ludzkiego”. Ten właśnie wątek jest kluczowy dla „Gaudium et spes”.

KAI: „Radość i nadzieja” to tytuł omawianej Konstytucji. Czy nie dostrzega w tym Ksiądz Biskup zbytniego optymizmu?

– W pierwszym zdaniu Konstytucji Duszpasterskiej jest także mowa o „troskach i smutkach” jakich doświadcza ludzkość. Sobór podkreśla, że zadaniem Kościoła jest towarzyszenie człowiekowi w tym wszystkim, co dane jest mu przeżywać – nie zapominając o ubogich i tych, którzy są na marginesie. Ojcowie soborowi przypominają, że ci właśnie ludzie, dotknięci różnymi formami cierpienia winni być „radością i nadzieją, smutkiem i trwogą” dla synów Kościoła. Autentyczne przeżywane chrześcijaństwo winno być zawsze źródłem radości i nadziei, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Pesymizm – w moim przekonaniu – nigdy nie jest obiektywny, świadczy raczej o miałkości myślenia i prowadzonej analizy.

KAI: Dokument przypomina, że „Kościół zobowiązany jest do badania znaków czasu i interpretowania ich w świetle Ewangelii”. Jakie są najważniejsze „znaki czasu” stojące przed Kościołem dziś?

– Sobór uświadamia, że Bóg objawia się m. in. poprzez współczesne „znaki czasu”. Za ich pomocą stawia nam pytania, niezbędne do korekty naszego życia oraz dostrzeżenia priorytetów zaangażowania Kościoła w świecie. Przykładem jest np. nauczanie nt. ateizmu. Ateizm nie spotyka się tam z potępieniem, ale z głęboką analizą i zachętą do refleksji. Czy przypadkiem jego źródłem nie są nasze braki w dziedzinie religijnej, duchowej i moralnej?

„Znaki czasu” ukazują nam zawsze blaski i cienie otaczającej rzeczywistości. Pierwszym „znakiem czasu” – wskazywanym w „Gaudium et spes” – jest niespotykana dotąd dynamika zmian, jakim podlega dzisiejszy świat. Kościół musi na to odpowiedzieć w metodach ewangelizacji i języku jakim się posługuje. Inny „znak czasu” to uwrażliwienie współczesnego człowieka na swoje prawa, szczególnie na prawo do wolności. Towarzyszy temu jednak fałszywe jej rozumienie, przejawiające się w chęci czynienia wszystkiego, co się człowiekowi podoba.

Kolejny „znak czasu” to osiągnięcia techniki, będące z jednej strony owocem geniuszu ludzkiego, czyniące życie łatwiejszym, ale towarzyszy temu dążność zawężania życia do chęci samorealizacji wyłącznie w tym wymiarze. Wzrost poziomu materialnego traktuje się za jedyny sens życia, zapominając o rozwoju duchowym. Tymczasem już św. Augustyn powiedział, że „niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Panu”.

Sobór – poprzez analizę „znaków czasu” – podejmuje pogłębioną intelektualnie i duchowo rozmowę ze światem i współczesnymi kierunkami myślenia.

KAI: Jakie stąd wynikają najważniejsze zadania dla Kościoła?

– Przesłanie soboru jest następujące: człowiek licząc tylko na własne siły nie może poznać i zrealizować prawdy o sobie. Nie zbuduje świata, w którym będzie mu dobrze i gdzie rozwinie się jako istota rozumna i wolna. Jedyną drogą jest otwarcie się na nadprzyrodzoność i łaskę, dzięki której można wygrać walkę, jaka toczy się w jego sercu. W ludzkim sercu tkwi bowiem najistotniejsza przyczyna konfliktów, a w ślad za tym przemocy i licznych niesprawiedliwości w świecie. Możemy to pokonać dzięki Bożej łasce. Pierwszą misją Kościoła jest więc pomoc człowiekowi w osobistym nawróceniu.

Towarzyszyć temu winna misja przemiany struktur społecznych, by od „struktur grzechu” przechodzić do „struktur dobra”. Realizowana jest ona przez świeckich dzięki ich aktywności w świecie: w gospodarce, polityce, nauce i kulturze. Sobór podkreśla, że przestrzeń społeczna nie może być budowana w oderwaniu od prawdy antropologicznej, gdyż tylko to zapewnić może budowanie struktur, które nie będą zagrażać godności człowieka i zawężać go do jednego wymiaru.

W związku z tym sobór wiele miejsca poświęca temu kim jest człowiek. Głosi fundamentalną prawdę o godności osoby ludzkiej, której źródłem jest obraz Boga w człowieku. Daje też znakomity wykład nt. wolności. Wolność traktuje jako jedną z konstytutywnych cech ludzkich, w której wyraża się człowieczeństwo. Przy tym przypomina, że nie staniemy się istotami prawdziwie wolnymi bez otwarcia na nadprzyrodzoność. Tylko wówczas jesteśmy zdolni wybierać dobro, prawdę i piękno.

Ponadto, pojęcie godności osoby ludzkiej może stanowić przestrzeń spotkania z tymi niewierzącymi, którzy dostrzegają niepodważalny sens człowieczeństwa. Mówił o tym jeszcze przed soborem Jan XXIII w encyklice „Pacem in terris”, tłumacząc, że jeśli ludzie zaczną myśleć w kategoriach godności osoby ludzkiej, jej praw i obowiązków, to w pewnym sensie otworzą się na inspirację nadprzyrodzoną. Osoba ludzka ma bowiem wymiar transcendentny, przekraczający wymiar czysto ziemski. Wówczas możliwy jest dialog i współpraca. I na to sobór kładzie olbrzymi nacisk.

KAI: Pomówmy teraz o kwestiach społecznych. Kościół podczas soboru odszedł od koncepcji tzw. trzeciej drogi, czyli prób budowania chrześcijańskiego ustroju społeczno-gospodarczego. Dokonał zatem korekt w zakresie nauczania społecznego Kościoła?

– Nie. Sobór nie dokonał zasadniczych korekt w nauczaniu społecznym Kościoła. Kontynuuje je z jedynym wyjątkiem, jakim faktycznie było pojecie „ustroju korporacyjnego” które pojawiło się w jednej wcześniejszej encyklice: „Quadragesimo anno” Piusa XI. Później do tej koncepcji nie wracano, gdyż Kościół nie jest powołany do budowania idealnego ustroju społecznego. Powołany jest do głoszenia zasad Ewangelii i do oceny zjawisk społecznych, sfery gospodarczej i politycznej, w świetle zasad z niej wynikających. Sobór przypomina jasno, że dziedziny te nie mogą być wyjęte spod praw moralnych. W 63 numerze „Gaudium et spes” jest mowa o tym, że ośrodkiem wszystkich działań społecznych i gospodarczych, ich celem i zasadą ma być człowiek. Kościół akceptuje zatem różne rozwiązania ustrojowe, wszakże pod warunkiem, że respektowana będzie godność człowieka i jego podstawowe prawa oraz zasada sprawiedliwości.

Ważną kwestią, którą w ślad za nauczaniem Piusa XII przypomni sobór jest pojęcie „hipoteki społecznej” jaka ciąży na własności prywatnej. Już od starożytności Kościół naucza, że dobra jakie istnieją na ziemi zostały przekazane człowiekowi do powszechnego użytku. Nauczanie to ma źródła w Starym Testamencie, gdzie stosowano różne metody niwelowania istniejących niesprawiedliwości, za pomocą takich rozwiązań jak np. rok szabatowy czy rok jubileuszowy, kiedy darowano długi. W ten sposób likwidowano spiralę zadłużenia, która w dzisiejszym świecie stanowi bardzo poważny problem.

Pius XII stwierdził jasno, że własność prywatna nie może być uznawana za pierwszą, najwyższą wartość, lecz ma znacznie niższe miejsce w hierarchii wartości. Na pierwszym miejscu tej hierarchii znajduje się prawo do powszechnego użytkowania dóbr. Kościół mówi, że każdy z nas ma prawo tyle posiadać, ile wymaga zapewnienie mu godziwego życia. Podkreśla przy tym, że własność prywatna jest formą posiadania najbardziej odpowiadającą naturze człowieka, gwarantującą jego wolność i inicjatywę.

Jednakże prawo do udziału w powszechnym użytkowaniu dóbr ma pierwszeństwo. A jeżeli nie jest realizowane, to uprawnione są różne formy wywłaszczenia. Dlatego sobór podejmuje problem wielkiej własności rolnej m.in. latyfundiów, które mogą uniemożliwiać dostęp do posiadania ziemi szerszym warstwom rolników.

Drugą sprawą, której „Gaudium et spes” poświęca wiele uwagi jest ludzka praca. Kiedy mówimy o pracy, to na ogół podkreślamy prawo do pracy. Tymczasem sobór na pierwszym miejscu podkreśla obowiązek rzetelnego wykonywania pracy. Jest to ważna wskazówka choćby dla współczesnych związków zawodowych.

KAI: W dzisiejszej, wolnorynkowej Polsce zapomniano chyba całkiem o wspomnianej „hipotece własności”?

– Bardzo nad tym boleję. W ramach Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) wydaliśmy przed rokiem w Brukseli dokument nt. społecznej gospodarki rynkowej. Termin ten został wypracowany przez niemieckich chrześcijańskich demokratów po wojnie, a dziś zapisany jest zarówno w Traktacie Lizbońskim jak i w polskiej Konstytucji. Co roku chodzę na galę BCC, aby wręczyć „Medale solidarności społecznej” przedsiębiorcom, którzy w tym zakresie się wyróżniają. Kiedy jednak w swoim wystąpieniu wspomniałem tam o potrzebie wprowadzenia społecznej gospodarki rynkowej w Polsce, to natychmiast spotkało się to z polemiką. Dwóch prominentnych polityków twierdziło, że „gospodarka musi być najpierw rynkowa, a dopiero potem można przekształcić ją w społeczną”. Ripostowałem, że gdy od początku gospodarka nie będzie społeczna, to nigdy taką się nie stanie.

Gdy prof. Leszek Balcerowicz mówi o przyczynach światowego kryzysu finansowego, drwi z tezy o „nieskrępowanej chciwości”, w której wielu ekspertów upatruje jedną z przyczyn obecnego kryzysu. Podczas jednej z konferencji w której uczestniczyłem, mówił, że takie wyjaśnienia są dobre „na ambonę dla wiejskiego proboszcza, ale nie dla poważnych myślicieli bądź ekonomistów”. Wyjaśniał, że główną przyczyną kryzysu finansowego jest zbytnia ingerencja polityki i państwa w sferze gospodarki. Zapytałem, jak w tym kontekście taktować słowa znakomitego ekonomisty prof. Alana Greenspana, że świat za bardzo uwierzył w samoregulującą siłę rynku?

Taki niestety jest dziś klimat w Polsce. Ma się on nijak do społecznego nauczania Kościoła. Kościół mówi tymczasem, że nie można zostawić gospodarki wyłącznie siłom rynkowym, owej „niewidzialnej ręce rynku”. Podkreśla pozytywną rolę państwa. Kiedy o tym mówię, nasi politycy czy biznesmeni odpowiadają: ksiądz biskup jest za socjalizmem! Tłumaczę, że każdy rozumny człowiek winien wiedzieć, że obowiązkiem państwa jest stworzenie ram prawnych, w których odbywać się będzie działalność gospodarcza, a które winny uwzględniać dobro wszystkich oraz że na to właśnie kładzie nacisk Kościół w swym nauczaniu społecznym.

KAI: Inspirowany nauczaniem społecznym Kościoła polityczny nurt chadecki ma duże zasługi w zbudowaniu ustrojowej przestrzeni takich państw jak np. Niemcy, Austria czy Belgia. Tam to się powiodło. Dlaczego w Polsce nie jest to możliwe?

– W Niemczech myśl społeczna Kościoła jest dobrze znana, a wiele środowisk, w tym gospodarczych i politycznych, traktuje ją jako inspirację. Sam Kościół poważnie zajmuje się jej promocją. Rady „Iustitia et Pax” istnieją we wszystkich niemieckich diecezjach, a Kościół prowadzi dialog na ten temat z politykami, ekonomistami i przedstawicielami biznesu. W Polsce, niestety, dialog taki nie istnieje. Moje doświadczenie z uczestnictwa w COMECE w Brukseli mówi, że na tamtym gruncie znacznie łatwiej jest o tym dyskutować niż w Polsce.

KAI: A co można powiedzieć o Europejskiej Partii Ludowej (EPP: European People’s Party), najsilniejszym ugrupowaniu w Europarlamencie, które jest reprezentacją partii chadeckich z różnych krajów Europy. Na ile jest ona inspirowana społecznym nauczaniem Kościoła?

– Po części tak. EPP będąc jednak zmuszona do wchodzenia w różne kompromisy polityczne, w wielu punktach rozmywa to nauczanie. Polityka jest sztuką bardzo trudną. Korzystając pomocy Europejskiej Partii Ludowej, jako COMECE zorganizowaliśmy w Parlamencie Europejskim wiele konferencji o nauczaniu społecznym Kościoła: konferencję nt. encykliki „Caritas in veritate”, inną w rocznicę encykliki „Laborem exercens”. W polskim parlamencie taka możliwość nie istnieje, gdyż nie ma partii, która by ten nurt chciała promować.

KAI: Mówimy o styku społecznej myśli Kościoła z polityką. Wiele miejsca poświęca temu soborowa konstytucja „Gaudium et spes”. Podkreśla, że misja Kościoła ma charakter autonomiczny wobec porządku politycznego, gospodarczego czy społecznego. Jakie wnioski z tego należy wyciągnąć, także dla obecności Kościoła w dzisiejszej Polsce?

– Sobór podkreśla, że polityka może być szlachetną dziedziną życia oraz, że bardzo potrzebne jest zaangażowanie polityczne katolików świeckich. Tymczasem w powszechnym mniemaniu – szczególnie u nas – mówi się o polityce jako o czymś brudnym. Znaczenie terminu polityka zostało odwrócone „do góry nogami”. Kiedy mówimy „to jest sprawa polityczna” rozumiemy, że nie jest to sprawa merytoryczna, że nie chodzi o osiągnięcie szlachetnych celów, tylko o rozgrywki między ludźmi i partiami bądź o ugranie czegoś dla siebie. W konsekwencji ludzie o pewnych ideałach nie chcą wejść do polityki.

Sobór przypomina to, co powtórzył ostatnio Benedykt XVI w „Caritas in veritate”, że polityka jest realizacją tego co najszlachetniejsze – miłości bliźniego. Jest zaangażowaniem na rzecz dobra wspólnego. Sobór nie kryje, że jest to sztuka równie szlachetna jak trudna. Zachęca chrześcijan do zaangażowania na tym polu, podkreślając niezbędność przygotowania merytorycznego jak i konieczność pewnych cech osobowościowych. Do działalność tej się nie nadaje ktoś, kto z natury jest zbyt konfliktowy, agresywny i niezdolny do kompromisów.

Druga kwestia – co w Polsce jest problemem – to właściwe rozróżnienie ról w polityce. Niesłuszna jest teza, że Kościół bezprawnie miesza się do polityki, jak i rozumienie działalności politycznej katolików jako zadania wykonywanego z mandatu Kościoła i jego hierarchów. Mówiąc o zadaniach Kościoła trzeba dokonać rozróżnienia pomiędzy „prepolityką” czyli przygotowaniem formacyjnym w dziedzinie wartości i zasad – co jest zadaniem biskupa i księdza – a bezpośrednim zaangażowaniem politycznym, co jest zadaniem wiernych świeckich. Uczestnictwo w partiach politycznych, w instytucjach państwa, parlamencie i rządzie zarezerwowane jest wyłącznie dla świeckich.

Sobór mówi, że katolik świecki nie jest posyłany do polityki przez hierarchów i nie reprezentuje tam Kościoła, ale idzie tam z własnej inicjatywy realizując mandat otrzymany od Chrystusa na chrzcie i w bierzmowaniu. Jego celem jest tak działać, żeby być świadkiem wartości jakie głosi oraz by przekształcać świecką rzeczywistość w ich duchu. Czyni to na własną odpowiedzialność, zgodnie z sumieniem, o którego prawidłową formację winien się troszczyć. Nazywam to świecką drogą do świętości, gdyż działalność polityczna także może nią być.

Nieporozumieniem jest też pojmowanie zadań polityków chrześcijańskich jako obrony „interesów” Kościoła. Kościół nie chce mieć i nie potrzebuje takich obrońców. Bo jeśli Kościół będzie postępował tak jak Chrystus mu zlecił, to sam się obroni. Powtórzę jeszcze raz: katolik świecki idzie do polityki, ażeby budować dobro wspólne społeczeństwa, w świetle wyznawanych wartości, a nie żeby bronić „interesów” Kościoła.

W Polsce w tym obszarze widzę wielkie pole do formacji. Musimy pamiętać, że Kościół nie ma żadnych interesów w sferze politycznej. Kościół ma jeden interes: aby miał wolność głoszenia orędzia zbawienia, także w demokratycznej rzeczywistości. Chodzi mu wyłącznie o to, aby mógł prowadzić ludzi drogami zbawienia i aby nikt mu w tym nie przeszkadzał. To jest jedyny interes Kościoła. A jeśli Kościół inaczej to widzi, to znak, że sam potrzebuje nawrócenia.

Sobór zwraca uwagę na jeszcze jedno. Żadnej partii politycznej nie wolno angażować autorytetu Kościoła, nawet tej, która byłaby najbliższa jego nauczaniu. Sobór powtarza to, co powiedział Jan XXIII w encyklice „Pacem in terris”: że ludzie, którzy podzielają te same wartości i kierują się zasadami inspirowanymi wiarą, zaproponować mogą różne drogi realizacji celów politycznych. Żadna więc partia nie ma prawa twierdzić, że to ona reprezentuje Kościół. A jeśli tak głosi, jest to instrumentalizacja Kościoła dla celów politycznych. A do tego nikt nie ma prawa.

KAI: Jak więc w świetle tych zasad należy ocenić niedawne wydarzenia w Warszawie, np. wielotysięczną manifestację obrońców TV TRWAM zorganizowaną wspólnie z partiami opozycji?

– Takie działania nie są zgodne z doktryną Kościoła i trzeba to wyraźnie powiedzieć.
Nazwałbym je wkroczeniem na niebezpieczną drogę niejasności i zamieszania. Jeżeli w ten sposób podmioty kościelne, bądź za takie uznawane: Radio Maryja, TV TRWAM dawałyby sygnał, że za swoją reprezentację wierzący winni uznać konkretną partię, jest to istotne zafałszowanie nauczania Soboru Watykańskiego II.

Podobnie, jeśli związek zawodowy obierałby jedną z partii politycznych za swoją reprezentację, to też wypacza właściwą sobie misję. „Solidarność” nie jest powołana do tego, by być przybudówką jakiejś partii. Ma bronić interesów każdego człowieka pracującego i godności pracy jako takiej.

Trzeba przy tym przypomnieć, że w demokracji nikt nie może zabronić publicznych manifestacji oraz, że w imię pluralizmu mediów TV TRWAM ma prawo do miejsca na multipleksie. Winno jednak spełnić warunki konkursu na koncesję. Jeżeli założymy, że warunki te są sprawiedliwe, to niezależnie od tego czy jest to podmiot kościelny czy niekościelny, powinno się je respektować.

(wywiad przeprowadzony 8 października, nieautoryzowany)

Rozmawiał Marcin Przeciszewski

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.