Drukuj Powrót do artykułu

Kotański: Kiszczak i Jaruzelski wiedzieli o morderstwie Popiełuszki

19 października 2004 | 09:40 | Milena Kindziuk Ⓒ Ⓟ

Bez pozwolenia generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego ksiądz Popiełuszko nie zostałby nigdy zamordowany – twierdzi Janusz Kotański, historyk, autor świeżo wydanej książki „Nagroda dla księdza”.

Przytacza również słowa Adama Pietruszki wypowiedziane w czasie konferencji zorganizowanej przez Akademię Spraw Wewnętrzych i Departament IV MSW. Pietruszka zalecał – w stosunku do niepokornych księży – „powrót do metod z lat 40. i 50.”. Nie znaczy to jednak, że skoro księdzem Jerzym zajmowali się politycy tak wysokiego szczebla, był on również działaczem politycznym. Wręcz przeciwnie. To ówczesne władze komunistyczne usiłowały mu tę politykę dopisać.
Z podejrzeń o mieszanie się do polityki uczyniono jeden z głównych zarzutów przeciw księdzu Jerzemu. A przecież w czasach, w jakich przyszło mu żyć, „politykę” widziano wszędzie, także w działaniach ludzi Kościoła, a więc i księdza Popiełuszki. Zwłaszcza wtedy, gdy przejął on po księdzu Teofilu Boguckim słynne Msze za Ojczyznę, które w każdą ostatnią niedzielę miesiąca odprawiał na warszawskim Żoliborzu od stycznia 1982 roku, czyli niemal od początku stanu wojennego. To właśnie te msze stały się później głównym pretekstem do oskarżeń.
Właściwie nie wiadomo, kiedy ten młody, 35-letni kapłan, fizycznie słaby, mizerny i schorowany, o ascetycznych rysach twarzy, zgromadził wokół ołtarza ogromne tłumy. Zaczęli przyjeżdżać ludzie z całej Polski, od Bałtyku po Tatry: robotnicy, ale też studenci, intelektualiści i najwybitniejsi ludzie kultury; niemal cała ówczesna opozycja, a nawet członkowie partii komunistycznej. W mszach uczestniczyło zwykle kilkadziesiąt tysięcy osób. I w jakiś tajemniczy, dla nikogo niezrozumiały sposób, ks. Popiełuszko sprawiał, że z miesiąca na miesiąc te msze zyskiwały coraz większą popularność. I to chyba najbardziej denerwowało władze państwowe. Zarzucały one Kościołowi, że odprawiając Msze za Ojczyznę, ksiądz Jerzy zajmuje się polityką.
Bez wątpienia Msze za Ojczyznę stanowiły prawdziwą namiastkę wolności, dawały poczucie azylu i bezpieczeństwa. W całej oprawie mszy nie brakowało akcentów patriotycznych. Jednak tylko pozornie mogło wydawać się, że były to manifestacje polityczne, choć – trzeba przyznać – takie myślenie pojawiało się nawet w niektórych kręgach kościelnych.
– Propaganda dotycząca tych mszy rzeczywiście była negatywna – wspomina ksiądz Jan Sikorski. Na początku sam był uprzedzony do tego typu celebry. Kiedyś jednak, jeszcze w stanie wojennym, poszedł na nią z ciekawości. – I osłupiałem z wrażenia! – mówi. – Wtedy zobaczyłem, kim tak naprawdę jest ksiądz Jerzy dla tych ogromnych rzesz ludzi, jak bardzo jest szanowany i jak go słuchają, jakie znaczenie odgrywa ta msza święta w ich w życiu. Zrozumiałem, jak wielką krzywdę robi się księdzu Popiełuszce, mówiąc, że jego działanie jest uprawianiem polityki.
Za fakt niepodważalny należy uznać, że dzięki ks. Jerzemu Msze za Ojczyznę sprzyjały głębokiej modlitwie i duchowej przemianie. Zdaniem uczestników tych celebr, było to autentyczne doświadczenie wiary. Przekonała się o tym Ewa Tomaszewska, działaczka „Solidarności”. Omijała te msze, a przy okazji wyznała księdzu Jerzemu, że nie przychodzi na nie, gdyż uchodzą za polityczne spotkania, a to ją denerwuje. Usłyszała wtedy od niego: „A czy ty wiesz, ilu ludzi spotkało się na nich z Panem Bogiem? Ilu się nawróciło?”. Od tej pory regularnie w nich uczestniczyła. – I przekonałam się, jak wielką siłę miała ta wspólna modlitwa, i że było to swoiste misterium.
Krystyna Pobieżyńska, lekarka, która służyła pomocą medyczną uczestnikom mszy, wyznaje, że dzięki nim zaczęła regularnie chodzić do Kościoła. Karol Szadurski, organizator strajku w Hucie Warszawa wspomina, że Msze za Ojczyznę spowodowały jego powrót do Boga. Ks. Jerzy przywrócił wiarę wielu ludziom kultury, jak choćby Danucie Szaflarskiej, aktorce, która przez 40 lat w ogóle nie chodziła do Kościoła, aż w końcu poprosiła ks. Jerzego o spowiedź. Takich przypadków były setki.
Widać zresztą, że wszelkie nawrócenia sprawiały księdzu Popiełuszce ogromną satysfakcję. Zanotował w swoich Zapiskach: „Wczoraj przyszedł człowiek, który nie był 34 lata u spowiedzi, bo dzięki Mszy za Ojczyznę i mojej obecności w sądach, na nowo odnalazł się przy Kościele. Jak wiele potrafisz, Boże, zdziałać przez tak niegodne jak ja stworzenie. Dzięki Ci, Panie, że się mną posługujesz”.
Skąd zatem wrażenie o „politycznej” działalności ks. Jerzego? – Ówczesny system opierał się na kłamstwie. Gdy władza widziała, że ks. Jerzy walczy z kłamstwem, uznawała, że prowadzi działalność antypaństwową – wyjaśnia bp Bronisław Dembowski.

*Mówił prawdę i nie bał się prawdy*
Przypisywanie działalności ks. Jerzego charakteru politycznego okazuje się też nieuzasadnione, gdy przeanalizuje się jego kazania. A także język, jakim się posługiwał. – Nie był on polityczny, ale wyraźnie teologiczny – podkreśla Janusz Kotański. Bo ks. Popiełuszko odwoływał się w swych kazaniach często do Biblii, do nauczania kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II. Nigdy nie atakował. Otwarcie natomiast mówił o aktualnych ludzkich problemach, troskach i cierpieniach. Odnosił się do bieżących wydarzeń w Polsce, ale zawsze w kontekście Ewangelii, troski o ludzką godność. Tak było na przykład w maju 1982 roku, po tym, jak ludzie zbojkotowali pochód pierwszomajowy i organizowali antypochody. Brali udział w mszach świętych w intencji świata pracy, modlili się w święto Konstytucji 3 Maja, a potem przechodzili ulicami stolicy w pochodzie. Zomowcy wypadali wtedy na tłum z pałkami, armatkami wodnymi, rzucali gazy łzawiące przez uchylone drzwi kościołów. Wielu bili i aresztowali. Starcia z milicją trwały często do późnego wieczora. Ucierpiało wielu niewinnych ludzi. Toteż w kazaniu podczas Mszy za Ojczyznę, 30 maja, ksiądz Jerzy wołał o pomoc do Maryi. Kazanie to przybrało formę litanii: ? Matko oszukanych, módl się za nami; Matko zdradzonych, módl się za nami; Matko pojmanych, módl się za nami; Matko przesłuchiwanych, módl się za nami; Matko przerażonych, módl się za nami; Matko osieroconych, módl się za nami; Matko bitych w dniu Twojego Święta Królowej Polski, módl się za nami�
– To, co mówił w swych kazaniach ks. Jerzy, wynikało z faktu, że zawsze mówił prawdę i nie bał się prawdy – oceniał biskup Zbigniew Kraszewski.
Zarazem Popiełuszko w homiliach nieustannie uczył, jak przezwyciężyć nienawiść i zło dobrem zwyciężać. Po każdej mszy prosił wychodzących z kościoła, aby nie dawali się wciągnąć w zamieszki i prowokacje. I tłum spokojnie się rozchodził. – To było naprawdę wyjątkowe doświadczenie, zwłaszcza że wokoło stały budy milicyjne, które tylko czekały na pretekst, by kogoś aresztować – mówi Katarzyna Soborak, notariusz procesu beatyfikacyjnego.
Widzenie władz państwowych było jednak inne. Ksiądz Zdzisław Król wspomina: – Często musiałem chodzić do Urzędu ds. Wyznań, by wyjaśniać wiele spraw związanych z Jerzym, jak i z innymi księżmi, którzy w opinii władz państwowych sprawiali kłopot, bo „działali na szkodę Polski Ludowej”. Chodziło m.in. o księdza Jana Sikorskiego, księdza Stanisława Małkowskiego i wielu innych. W tym szeregu zawsze wymieniano księdza Popiełuszkę, cytowano jego kazania, gdyż rzekomo miały budzić społeczny niepokój. A przecież nie było w tych kazaniach akcentów politycznych, choć takie zarzuty wtedy oficjalnie wysuwano. To jest bardzo ważne: on miał wówczas ogromną szansę zaangażowania się bezpośrednio w politykę. Mógł stać się działaczem politycznym, ale świadomie tego nie uczynił. Inaczej pojmował swe posłannictwo.
Mówił o tym również mec. Edward Wende: – Nigdy nie wydawał swoim wiernym poleceń politycznych, ale komuniści nie mogli tego zrozumieć. Mówił prawdę, która była dla nich niewygodna, ale zawsze głosił ją w kontekście Ewangelii. Analizowałem zresztą te kazania pod kątem ewentualnego procesu. Nie było w nich żadnych haseł politycznych. Nie wzywał też nigdy do buntu, zamieszek.
Ks. Popiełuszko zawsze w ten sposób traktował swoje zaangażowanie, odkąd na dobre zetknął się ze światem robotników. Gdy jesienią 1981 roku zjawił się na Zjeździe NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, to po to, by rozdać uczestnikom papieską encyklikę Laborem exercens, i aby codziennie rano odprawić im mszę świętą. Kiedy miesiąc później wybuchł strajk w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa, on przedzierał się przez kordony milicji, by spowiadać i podnosić na duchu studentów. A podczas pierwszej wigilii stanu wojennego, 24 grudnia 1981 roku, obszedł posterunki wojskowe na Żoliborzu i rozdawał marznącym żołnierzom opłatki. – To nie wasza wina, że tu stoicie – mówił. Tak mógł postąpić tylko kapłan, a nie działacz polityczny. Typowe dla niego podejście widać było również po jego reakcji na ukazujące się w prasie paszkwile Jerzego Urbana, który kierował pod adresem księdza Jerzego rozmaite, wyssane z palca oskarżenia. Ktoś z przyjaciół zarzucił nawet wówczas księdzu Popiełuszce, że zbytnio oszczędza autorów pomówień, nie wymienia bowiem publicznie ich nazwisk. Reakcja ks. Jerzego jest tu jednak wymowna: – Naprawdę nic nie zrozumieliście? Walczę ze złem, a nie z jego ofiarami.
Trzeba też pamiętać, że zaangażowanie ks. Jerzego wynikało z jego nastawienia do ludzi. Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1972 roku, wraz ze swoim najbliższym kolegą ustalił hasło swego kapłaństwa: „żeby się nie skleszyć, czyli nie stać się klechą, zamkniętym na plebanii i zajętym swoimi sprawami”. I od pierwszej parafii w Ząbkach, poprzez inne miejsca pracy (parafia Dzieciątka Jezus w Warszawie, kościół akademicki św. Anny, duszpasterstwo medyczne, i wreszcie św. Stanisław Kostka) tę dewizę realizował. Zawsze był blisko ludzi, a zwłaszcza tych, którzy najbardziej potrzebowali pomocy. Stąd było dla niego naturalnym odruchem, że gdy wybuchł stan wojenny, zaczął opiekować się rodzinami internowanych albo organizować sprowadzanie darów z Zachodu. Dał się wtedy poznać jako oddany do końca innym.

*Nie potakiwał*
Można dziś zastanawiać się, dlaczego komuniści z takim zacięciem zarzucali ks. Jerzemu zaangażowanie w politykę. Aby to zrozumieć, wystarczy jednak wspomnieć atmosferę lat 80. w Polsce, kiedy nawet najbardziej zwyczajne i normalne gesty i czyny mogły być odczytywane jako polityczne.
W jednym z pism, jakimi Urząd ds. Wyznań zasypywał wtedy kurię warszawską, w sprawie „żoliborskiej”, napisano: „Od dłuższego już czasu nabożeństwa odprawiane przez księdza J. Popiełuszko przekształcają się w manifestacje polityczne, powodując zagrożenie ładu, bezpieczeństwa i porządku w Stolicy”. Jako dowód podano wystrój ołtarza „w postaci dużych rozmiarów rysunku, przedstawiającego św. M. Kolbe na tle drutów kolczastych, z napisem na biało-czerwonym tle Patron Polski udręczonej” (pismo z 26 listopada 1982 roku).
O tym, jak zarzuty władz były absurdalne świadczy też jedno z przesłuchań księdza Jerzego, na którym prokurator zarzuca mu „deformowanie Hostii” która uniesiona w górę podczas podniesienia przypomina kształtem literę „V”, symbolizującą zwycięstwo.
W takiej sytuacji ks. Jerzy często starał się unikać niepotrzebnych okazji do rozdrażniania ludzi. Było to widoczne nie tylko na Mszach za Ojczyznę, ale też na innych uroczystościach, np. na pogrzebie pobitego na śmierć przez milicję Grzesia Przemyka w maju 1983. To dzięki ks. Jerzemu obyło się wówczas bez prowokacji i zamieszek. Apelował on bowiem wtedy: – Powtarzam prośbę, którą przekazałem na początku: składamy w darze nasze milczenie, dlatego udajemy się na cmentarz Powązkowski w absolutnym milczeniu, w absolutnej ciszy, nie ma żadnego śpiewu, żadnych okrzyków, żadnego głosu. Umawiamy się, że śpiew, okrzyki, jakikolwiek podniesiony głos może wyjść tylko i wyłącznie z ust tych ludzi, którzy chcieliby zniweczyć nasz najpiękniejszy dar, jaki chcemy złożyć zmarłemu Grzegorzowi: dar milczenia.
– Wszyscy zamilkli. Ta cisza, w jakiej szedł kondukt, sprawiała niesamowite wrażenie. Była to zarazem najwymowniejsza forma protestu przeciw przemocy i bezprawiu – wspomina Waldemar Chrostowski, przyjaciel i kierowca księdza.
Gdy problem „upolitycznienia” postaci ks. Jerzego analizował mec. Wende, doszedł do wniosku, że ówczesne władze denerwowało to, że ks. Popiełuszko „nie potakiwał”. I to, że odwoływał się do narodowej (oficjalnie zakłamywanej) historii oraz uczył patriotyzmu. W sumie wpisuje się on w polską tradycję, w której Kościół był zawsze blisko narodu i nie można było sztucznie oddzielać spraw religijnych od społecznych czy patriotycznych: – Czy przyszłoby dziś komukolwiek do głowy sformułować krytyczną myśl o pozareligijnej działalności pijara, księdza Stanisława Konarskiego, twórcy Collegium Nobilium, wychowawcy całych pokoleń Polaków, publicysty politycznego, autora „O skutecznym rad sposobie” – przełomowego dzieła obalającego system liberum veto. A polegli w młodym wieku jedni z dowódców Powstania Styczniowego: ksiądz Antoni Mackiewicz, stracony w 1863 roku w wieku 37 lat, lub ksiądz Stanisław Brzózka stracony w 1865 roku w wieku 31 lat? – podkreślał mec. Wende, dowodząc zarazem, że wszystkie posunięcia władz wobec ks. Jerzego wynikały z nienawiści do Kościoła.

*Z ludźmi w doli i niedoli*
Oskarżenia księdza Jerzego o zaangażowanie w politykę sięgają jego związków z Hutą Warszawa. Gdy w 1980 roku wybuchł tam strajk, on przybył, by odprawić im niedzielną mszę świętą.
Nie wiedział, jak zostanie tam przyjęty. Tym bardziej że sytuacja była nietypowa. Przecież w dotychczasowej historii robotnicze strajki i rewolucje odbywały się bez Kościoła, a niekiedy nawet przeciw niemu. Gdy tylko jednak przekroczył bramę zakładu, zobaczył gęsty szpaler robotników, którzy zaczęli klaskać i życzliwie się uśmiechać.
– Myślałem, że ktoś ważny idzie za mną, ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramę. Tak sobie wtedy pomyślałem: oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat pukał wytrwale do fabrycznych bram – wspominał później. Czy tak mówi „polityk”?
Wieczorem odprawił w Hucie jeszcze jedną mszę: dla tych, którzy nie wzięli udziału w porannej. Wśród hutników gościł kilkanaście godzin. Kluczowy stał się fakt, że tam wtedy pozostał. Polecenie Prymasa Wyszyńskiego było jasne: miał odprawić tylko jedną mszę świętą, a potem wrócić do swoich zajęć. Tylko tyle. Ale na tym nie poprzestał. I tak zaczęła się jego wielka duchowa przygoda ze światem ludzi pracy. Od początku też zaskarbił sobie zaufanie robotników. Niezwykle szybko się z nimi zaprzyjaźnił, tak jak z ludźmi na pierwszych parafiach. Szybko też przechodził na „ty”. Nie stwarzał dystansu. Umiał być kolegą i przyjacielem, pozostając jednak głównie księdzem. Często podkreślał, że „zadaniem Kościoła jest być z ludźmi w ich doli i niedoli”. Dobro duchowe było dla niego najbardziej istotne.- Miał w sobie jakąś charyzmę: bo niezwykle szybko zaczęła się lawina chrztów, ślubów, duchowych przemian – mówią hutnicy. – Doprowadził wtedy bardzo wielu do wiary. To stanowiło główną motywację jego działania – potwierdza ksiądz prałat Zygmunt Malacki, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, który zdecydowanie obala tezę o działalności politycznej Jerzego Popiełuszki.
I rzeczywiście, jak mówił sam ksiądz Jerzy, najbardziej cieszył się, gdy siedział w Hucie na krześle przy kratkach konfesjonału, a „te twarde chłopy w usmarowanych kombinezonach klękali na asfalcie zrudziałym od smarów i rdzy”. Niektórzy z nich przystępowali do spowiedzi po wielu latach. A byli i tacy, których zapatrywania były dalekie od religijnych. Coraz więcej jednak dorosłych przystępowało do chrztu.
? To wspaniałe uczucie, kiedy chrzci się trzydziestoletniego człowieka – zwierzał się przyjaciołom ksiądz Popiełuszko.

*Systemy totalitarne rodzą męczenników*
Obecnie dobiega już końca proces beatyfikacyjny ks. Jerzego. Jak podkreśla o. dr Gabriel Bartoszewski, promotor sprawiedliwości w procesie beatyfikacyjnym, nie każdy zabity czy nawet torturowany może być uznany za męczennika. Do orzeczenia męczeństwa muszą zaistnieć przepisane prawem Kościoła okoliczności: prześladowca, który charakteryzuje się nienawiścią do Boga lub do Kościoła, prześladowany, który stawia wyżej Boga niż własne życie. I wreszcie muszą być na to dowody.
Jak się jednak okazuje, nie jest łatwo udowodnić, że ktoś ginie za wiarę, a nie z innych racji. – Nie dla wszystkich było to jasne, nawet w czasach prześladowań pierwszych chrześcijan – tłumaczy ks. prof. Józef Naumowicz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, znawca czasów wczesnego chrześcijaństwa. – Przecież zarzucano im nielojalność wobec państwa, obrazę majestatu władcy, tworzenie tajnych związków. A to wszystko z tego powodu, że nie chcieli uczestniczyć w kulcie państwowym i cesarskim. Może ktoś powiedzieć, że ginęli z racji politycznych. Ale oni nie chcieli złożyć ofiar pogańskich nie dlatego, że buntowali się przeciw władzy, ale dlatego, że oznaczałoby to zaparcie się Chrystusa, sprzeniewierzenie się prawdzie. Faktycznie ginęli więc za wiarę, a nie z tej przyczyny, że byli społecznymi podżegaczami czy buntownikami.
Ponosili śmierć w klimacie „nienawiści do wiary”. Oznacza to, że męczeństwo dokonuje się w atmosferze prześladowania. Prześladowca działa z wrogości do wiary, Kościoła, Boga. O takiej wrogości, podkreśla ks. prof. Naumowicz, można mówić w czasach wczesnego cesarstwa rzymskiego, ale też w wielu późniejszych okresach: w czasie rewolucji francuskiej, hiszpańskiej, meksykańskiej czy bolszewickiej, w okresie hitleryzmu czy komunizmu. Systemy totalitarne są obciążone zbrodniami politycznymi, a także nienawiścią do wiary i prześladowaniami religijnymi. Stąd systemy te rodzą męczenników.
A ks. Jerzy od chwili śmierci powszechnie uważany jest za męczennika. Od początku rozwija się też jego kult, a przy grobie wciąż dokonują się cuda, ludzie doznają uzdrowień, odzyskują wiarę, wypraszają potrzebne łaski. Jest to najbardziej ewidentny dowód – „znak z góry” – że ks. Jerzy nie był politykiem, ale działał z motywów religijnych i oddał życie za wiarę.
Męczeństwo jest ukoronowaniem całego życia – mówi ks. Naumowicz. – Nie ogranicza się jedynie do momentu śmierci. Trzeba najpierw okazać wierność w codziennych przeciwnościach, przejść wiele trudów i wyrzeczeń, przeżyć wiele upokorzeń i oskarżeń, wykazać się wielką miłością i wytrwałą modlitwę, aby zasłużyć na koronę męczeństwa. I to było widoczne w życiu ks. Jerzego.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.