Drukuj Powrót do artykułu

Ks. Keith Clements: Europa jako wspólne zadanie chrześcijan

13 marca 2004 | 18:00 | Ⓒ Ⓟ

Wasze Ekscelencje, Eminencje, Dostojni Goście, Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie:

Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę gościć na tym wspaniałym Kongresie i przekazać wam serdeczne życzenia i modlitwy od Konferencji Kościołów Europejskich (KEK). KEK jest europejską wspólnotą ekumeniczną, zrzeszającą 126 kościołów protestanckich, prawosławnych, anglikańskich i starokatolickich ze wszystkich państw Europy. Kościół rzymskokatolicki nie należy do KEK, jednak stale zacieśniamy współpracę z Radą Konferencji Episkopatów Europy (CCEE) oraz Komisją Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) i innymi organizacjami katolickimi. KEK powstała w czasach zimnej wojny, z misją tworzenia pomostu pomiędzy kościołami i narodami Europy Wschodniej i Zachodniej, dlatego zarówno cieszymy się z postępów procesu jednoczenia Europy, jak i wspólnie podejmujemy liczne wyzwania, które stają przed naszym kontynentem na drodze do prawdziwego pojednania. Mieliśmy zaszczyt, we współpracy z CCEE, sponsorować dwa wielkie Europejskie Zgromadzenia Ekumeniczne w Bazylei (1989) i w Grazu (1997) i wraz z CCEE nie możemy się doczekać planowanego Trzeciego Europejskiego Zgromadzenia Ekumenicznego w 2007 roku. W zeszłym roku w norweskim Trondheim KEK zorganizował swój własny, 12 Zjazd, którego motto brzmiało „Jezus Chrystus Uzdrawia i Godzi – Nasze Świadectwo w Europie”. Z tego względu czuję się w Gnieźnie jak w domu, studiując i celebrując temat „Europa Ducha”, który, mam nadzieję, można również odczytać jako „Europa Ducha Świętego”. To wielki zaszczyt być właśnie tu, w Polsce, w kraju w którego historii zawiera się tak wiele sukcesów, jak i tragedii Europy, a który obecnie, wspólnie z innymi krajami mającymi wkrótce przystąpić do Unii Europejskiej, symbolizuje tak wiele nadziei – a także obaw – związanych z tym, co nazywamy „nową Europą”.

Poproszono mnie o wypowiedź na temat „Europa jako wspólne zadanie chrześcijan”. Chciałbym zatem rozpocząć od zastanowienia się nad trzema słowami: „wspólny”, „zadanie” oraz „chrześcijanie”.

„Wspólny”

To, że jesteśmy tu razem wynika z założenia, że nas, chrześcijan, niezależnie od wyznania, łączy coś wspólnego i wyjątkowego, oraz że powinno nas łączyć jeszcze więcej niż obecnie. Czym jednak jest to coś, co jednoczy nas jako europejskich chrześcijan? Muszę przyznać, że z niepokojem przysłuchuję się wielu głosom w debacie nad rolą chrześcijaństwa w Europie. Zaznaczam, że moje zainteresowania jako uczonego i pisarza dotyczą historii, a dokładnie historii chrześcijaństwa. Mam osobisty interes związany z badaniem historii i bardzo się z tego cieszę! Bez zrozumienia historii nie jesteśmy w stanie pojąć w pełni kim jesteśmy jako jednostki, kościoły i narody. Zarazem jednak niepokoi mnie fakt, że niektórzy europejscy chrześcijanie mają obsesję na punkcie przeszłości, jak gdyby w niej należało poszukiwać odpowiedzi na wszystkie obecne problemy, oraz na punkcie przywracania tej przeszłości, czy raczej naszego wyobrażenia na temat jej kształtu. Bacznie przysłuchuję wypowiedziom na temat „chrześcijańskiej Europy” i „chrześcijańskich korzeni Europy”. Musimy sobie szczerze powiedzieć, że tego rodzaju uroczyste i podniosłe określenia niekoniecznie znaczą to samo dla każdego z nas. Dla niektórych „chrześcijańska Europa” oznaczała ucisk, przemoc i prześladowania naszych przodków związanych z daną tradycją.

W Bristolu, mieście na zachodzie Anglii, w którym mieszkałem przez ponad trzydzieści lat, to właśnie z powodu wierności wobec tej, czy innej wersji „chrześcijańskiej Europy”, katolicy i protestanci walczyli ze sobą, anglikanie wtrącali ludzi Wolnego Kościoła do więzień, zaś przez wiele lat chrześcijanie wszystkich odłamów wynajdywali dla siebie usprawiedliwienia, bogacąc się poprzez niewolnictwo. Przeszłość może nas wiele nauczyć, ale nie zawsze będzie to lekcja przyjemna.

Nie to jest jednak najważniejsze. Otóż jako chrześcijanie zostaliśmy powołani nie do bycia ludem przeszłości, ale ludem przyszłości. Tym, co naprawdę nas łączy nie są nasze wspomnienia, lecz nadzieje. Korzenie naszej wiary rzeczywiście wyrastają z historii – historii tego, co Bóg uczynił poprzez życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Historia ta jednak każe nam spoglądać w przyszłość, w kierunku nadejścia Królestwa Bożego. Tak to już jest z Ludem Bożym. Kiedy prorok powiedział do wygnanych Hebrajczyków „Wejrzyjcie na skałę, z której was wyciosano, i na gardziel studni, z której was wydobyto. Wejrzyjcie na Abrahama, waszego ojca, i na Sarę, która was zrodziła…” (Izajasz 51. 1,2) – mówił to, by uświadomić im, że Bóg, który uczynił dla nich wspaniałe rzeczy, czyni jeszcze wspanialsze rzeczy teraz, użyźniając jałowe połacie Syjonu i sprawiając, że pustynia kwitnie jak ogród. „Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” (Izajasz 43, 18-19) Jeszcze częściej spotykamy się z ludem patrzącym w przyszłość w Nowym Testamencie: na to, jak ze zwykłego ziarna gorczycy wyrasta wielkie drzewo życia; na wielkie przyjęcie, na które przybędą ludzie ze wschodu i zachodu, północy i południa, by usiąść i ucztować z Bogiem; na nowe niebo i nową ziemię, na której panuje prawość. W obliczu niebezpieczeństwa, wyznawcy Jezusa mają być „zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od [nich] uzasadnienia tej nadziei, która w [nich] jest”. (1 Piotr 3, 15). My, chrześcijanie, jesteśmy powołani do bycia ludem eschatologicznym, ludem adwentowym. To właśnie łączy nas w Chrystusie.

Nasze pytanie powinno zatem brzmieć: „Jakie wspólne nadzieje pokładamy w Europie? Na jaką nową rzecz daną od Boga czekamy, o co się modlimy i w imię czego pracujemy?” Wierzymy, że Jezus Zmartwychwstały stanowi fundament nowej ludzkości i chcemy dowiedzieć się, jaki kształt przybierze ona w kościołach i w Europie. Nie zapomnimy o naszej przyszłości, ale nie będziemy też jej więźniami. „[A]ni oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9): Duch musi mieć przestrzeń, w której może nas natchnąć i przynieść nowe życie, którego kształtu nie umiemy sobie jeszcze wyobrazić.

„Zadanie”

Cieszę się, że w tytule zawarte jest słowo „zadanie”, ponieważ sprowadza nas ono na ziemię i zmusza do zajęcia się konkretnymi rzeczami. Przepojeni wspólną nadzieją na to, że Bóg pragnie by jego wielki cel znalazł swój wyraz w Europie, jako chrześcijanie musimy działać razem. Nie oznacza to jednak, że samodzielnie możemy stworzyć raj na ziemi. Nie wierzymy w utopie. Jak żaden inny kraj, Polska doznała spustoszeń spowodowanych przez tych, którzy w minionym stuleciu uważali, że natychmiast i na siłę mogą narzucić nowy porządek – faszystowski sen o nadczłowieku, czy sowiecki projekt bezklasowego społeczeństwa. Nawet dziś istnieją chrześcijańscy fundamentaliści, głównie w Stanach Zjednoczonych, którzy wierzą, że uda im się jakimś sposobem popchnąć rękę Boga i przyśpieszyć ponowne nadejście Chrystusa poprzez wojnę nuklearną na Bliskim Wschodzie. Naszym powołaniem nie jest przyspieszać koniec, lecz nieść świadectwo wspólnej nadziei na koniec, poprzez przepełnione nadzieją i nadzieję niosące uczynki: uczynki świadczące o tym, że to jest rzeczywiście świat Boga, Europa Boga, która otrzymała obietnicę nowego życia. Oznacza to działania przeciwstawiające się wszystkim tym zjawiskom, które wywołują w ludziach rezygnację i poczucie braku nadziei.

Angielskie powiedzenie mówi, że „czyny ważą więcej niż słowa”. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu szczerych chrześcijan spore znaczenie ma to, czy w nowej Konstytucji Unii Europejskiej znajdzie się odwołanie do Boga. Jest to istotna kwestia, ale nie wszyscy chrześcijanie i nie wszystkie kościoły są w tej sprawie zgodne. Osobiście obawiam się, że jeśli nawet Bóg zostanie wspomniany w konstytucji, to istnieje jeszcze większe ryzyko, że chrześcijanie spoczną na laurach, uznając, że wiara jest już bezpieczna, chroniona przez słowa zawarte w preambule. Bylibyśmy wtedy niczym trzeci służący w przypowieści Jezusa od talentach, który zakopał swoją monetę w ziemi zamiast puścić ją w obrót z korzyścią dla swojego pana odbywającego daleką podróż. Naprawdę liczy się to, jak pracujemy w imię Boga i najważniejszy w tym kontekście jest proponowany artykuł 51 projektu konstytucji, który zobowiązuje Komisję Europejską do podjęcia ciągłego, otwartego i jawnego dialogu z kościołami i wspólnotami wyznaniowymi w Europie. Jeśli zapis ten znajdzie się w konstytucji, otworzy się ciekawa i ważna okazja dla nas, chrześcijan, by dać prawdziwe świadectwo w życiu publicznym, by, jak mawiają nasi przyjaciele kwakrzy, „powiedzieć prawdę władzy”. Oto prawdziwe zadanie, do którego musimy się przygotować – nie tylko w interesie naszych kościołów i wspólnot religijnych, ale w imieniu wszystkich dzieci Bożych, na których życie będą miały wpływ decyzje przywódców w Brukseli i w stolicach europejskich. Musimy przede wszystkim mówić w imieniu tych, którzy nie będą inaczej wysłuchani: słabych, chorych, głodnych, odsuniętych na margines, cudzoziemców poszukujących wśród nas schronienia i azylu, bezrobotnych i przepracowanych, wszystkich tych, u których boski obraz jest ignorowany lub bezczeszczony; oraz w imieniu naturalnych tworów boskiej pracy, pozostających na łasce człowieka.

Będziemy musieli wspólnie wykonać to zadanie. Decydenci w Brukseli i Strasburgu nie będą chętnie słuchać kolejnych opinii luteranów, protestantów, prawosławnych, anglikanów, baptystów i katolików. Potraktują nas poważnie tylko w przypadku, gdy będzie jasne, że – pomijając niektóre istotne różnice – staramy się przemawiać jednym głosem jako chrześcijanie i działać w imię jednej chrześcijańskiej idei miłości. W niektórych przypadkach być może nie osiągniemy porozumienia, np. w kwestii bioetyki. Nie powinno to nam jednak przeszkodzić w pokazywaniu, że nawet jeśli spieramy się ze sobą, robimy to w imię wspólnej chęci bycia wiernymi wyznawcami Bożej miłości jako podstawy wszelkiego życia. Nawet umiejętność godzenia odmiennych poglądów może być pomocna dla świeckich decydentów, którzy są nierzadko równie zagubieni jak my sami.

Moją nadzieję, że powyższe postulaty staną się naszym wspólnym zadaniem umacniają doświadczenia ostatniego roku, w którym Komisja ds. Kościoła i Społeczeńswa KEK zacieśniła współpracę z COMECE w Brukseli, i to w przede wszystkim w zakresie negocjacji z autorami projektu nowej Konstytucji Europejskiej. Obecność w niej artykułu 51 jest w dużej mierze wynikiem naszej wspólnej, cierpliwej pracy w Brukseli. Niech stanie się ona fundamentem przyszłego współdziałania.

W obliczu ujawniającej się obecnie skłonności chrześcijan do wyobrażania sobie, że problemy Europy można rozwiązać przy pomocy słów i koncepcji, nawet tych o wyjątkowo religijnym wydźwięku, posłuchajmy co napisał 60 lat temu w roku 1944 jeden z wielkich wyznawców Chrystusa i prawdy w Niemczech. Dietrich Bonhoeffer pisał w celi nazistowskiego więzienia: „Czasy, kiedy ludziom można było przekazać wszystko słowami, teologicznymi czy wzniosłymi, odeszły w przeszłość”. . .Zaś w planie książki, której nie udało mu się już ukończyć, pisze: „Kościół jest kościołem tylko jeśli istnieje dla innych. . . Kościół musi uczestniczyć w świeckich problemach życia codziennego, nie dominować, a pomagać i służyć. Musi uświadamiać ludziom wszystkich wyznań, co to znaczy żyć w Chrystusie, żyć dla innych. Nasz kościół [mam nadzieję, że będziemy potrafili być szczerzy także na temat naszego kościoła!] przede wszystkim powinien walczyć z grzechem hubris, kultem władzy, zazdrości i blagierstwa, jako źródłem wszelkiego zła. Musimy mówić o umiarkowaniu, czystości, zaufaniu, lojalności, stałości, cierpliwości, dyscyplinie, pokorze, zadowoleniu i skromności. Nie wolno nam niedoceniać wagi przykładów z losów ludzkich. […] to nie abstrakcyjny dowód, lecz przykład sprawia, że słowa mają moc i wagę”. W sześćdziesiąt lat od napisania tych słów uważam, że my, europejscy chrześcijanie, powinniśmy wysłuchać Bonhoeffera i zastosować się do jego rad.

„Chrześcijanie”

Cieszę się też, że w temacie mojego wystąpienia nie mówi się o chrześcijaństwie, lecz o chrześcijanach. Chrześcijaństwo, podobnie jak „religia”, to termin niebezpiecznie wieloznaczny: abstrakcyjny – niewiele mówiący, historyczny zbiór doktryn, obrządków, budynków i organizacji, który może, lecz nie musi przekazywać tego, co jest jego istotą: posłuszna wiara we wcielonego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa oznajmiona mocą Ducha Świętego, łącząca nas w miłości do naszego Ojca. Dużo się obecnie mówi o odzyskaniu przez Europę jej chrześcijańskiej tożsamości. Czy nie powinniśmy raczej mówić o odzyskaniu przez nas, chrześcijan, naszej tożsamości jako wyznawców Jezusa Chrystusa, abyśmy mogli być solą tej ziemi, czyli Europy? Powracam do twierdzenia Bonhoffera, że to przykład przydaje naszym słowom mocy, oraz do zbioru zasad życia i działania, które ukazują sens życia w Chrystusie.

We współczesnym ruchu ekumenicznym rysuje się spór pomiędzy tymi, którzy podkreślają znaczenie proroczego świadectwa i czynów, stawiania czoła niesprawiedliwościom społecznym jako elementu łączącego wszystkich chrześcijan oraz tymi, którzy uznają, że jedność Kościoła jest sama w sobie głównym celem; pomiędzy tymi, którzy kładą nacisk na przezwyciężanie wyniszczających podziałów w świecie i tymi, którzy skupiają się na przezwyciężaniu bezbożnych podziałów pomiędzy kościołami. Z perspektywy europejskiej możemy powiedzieć, że jest to spór pomiędzy dążeniem do zjednoczenia Europy a dążeniem do widocznej jedności chrześcijan w Europie. Nie wolno jednak uznawać tych dążeń za przeciwstawne. Spór, jeśli już ma istnieć, powinien być twórczy. Obie strony potrzebują siebie nawzajem. Świadectwo sprawiedliwości, pokoju i pojednania w świecie będzie miało znaczenie tylko w przypadku, gdy pochodzić będzie od chrześcijan, o których można na pierwszy rzut oka powiedzieć, że są sprawiedliwi, pogodzeni i nastawieni pokojowo do siebie nawzajem. Zaś ruch na rzecz widocznej jedności chrześcijan utknie w wewnętrznej reorganizacji eklezjastycznej o ile nie będzie także działał na rzecz uzdrowienia i pojednania na świecie.

Jest zatem ważne, abyśmy dokładnie określili właściwy związek pomiędzy wiarą chrześcijańską a aspiracjami związanymi ze zjednoczoną Europą. Osoby sceptycznie nastawione do obecnego ruchu na rzecz integracji europejskiej wskazują na fakt, że podobne próby, podejmowano wielokrotnie w przeszłości, od Karola Wielkiego do Napoleona, zawsze kończyły się fiaskiem. Zdają się oni nie zdawać sobie sprawy, że poprzednie próby jednoczenia Europy związane były z chęcią dominacji, narzucenia integracji pod szyldem tej czy innej władzy politycznej lub religijnej, podczas gdy wyjątkowość dzisiejszych dążeń polega na tym, że jest to głównie ruch dobrowolny, w którym poszczególne, wolne kraje uczestniczą wspólnie. Nie jest to proces łatwy, wiele obaw i podejrzeń dotyczy prób zdominowania go przez co większe kraje, czego przykładem mogło być fiasko szczytu w Brukseli trzy miesiące temu. Nie ulega jednak wątpliwości, że w Europie rodzi się coś nowego. Dawny motyw dominacji wypierany jest stopniowo przez nowy motyw współzależności: rodzi się on w bólach, ale, jak powiedział Nikodem, nowo narodzone dziecko nie ma już drogi powrotu. Należy pamiętać, że ów motyw współzależności leżał u źródeł wizji założycieli Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, takich jak Jean Monnet i Robert Schumann, którymi w dużej mierze powodowały przekonania chrześcijańskie. Niemcy i Francja osiągnęły stan, w którym ich związki gospodarcze uczyniły wojnę nie tylko niepożądaną, ale wręcz niemożliwą. Podstawowym, wspólnym zadaniem chrześcijan w Europie powinno być ciągłe przypominanie i umacnianie podstawowego przekonania, że to współzależność i solidarność stanowią klucz do uczynienia z Europy rzeczywistej, a nie tylko nominalnej wspólnoty, miejsca współżycia w pokoju, sprawiedliwości, wolności i dobrobytu zamieszkujących ją ludów oraz rzecznika tych wartości w świecie.

Pojmowanie ludzkości jako tworu spełniającego się nie w dominacji i ucisku, lecz we współzależności, nie w podbojach i wyzysku, lecz w partnerstwie, jest bliskie biblijnemu świadectwu ludzkości stworzonej we wzajemności i dla wzajemności. Ludzkość, jak powiedział Karl Barth, została stworzona przez Boga jako współ-ludzkość. Jako współ-ludzkość może ona stanowić obraz Boga, którego istota wyraża się w wieczności i wzajemnej miłości Ojca, Syna i Ducha Świętego. Naszym wspólnym zadaniem jako chrześcijan Europy jest odważyć się przenieść naszą wiarę w to, kim jest Bóg i jakimi nas powołał, w konkretne formy życia w Europie. W praktyce oznacza to m.in.:

Pojmowanie przez Europę całości Europy, w obrębie rozszerzonej Unii Europejskiej i poza nią, z równym szacunkiem i godnością oraz walkę z wszelkimi próbami tworzenia cząstkowych definicji Europy i wytyczania sztucznych granic określających kto jest, a kto nie jest Europejczykiem.

Bezwzględne poszanowanie godności i danych od Boga praw wszystkich ludów Europy bez wyjątku: kobiet jak i mężczyzn, dzieci jak i dorosłych, mniejszości narodowych jak i większości, emigrantów, uchodźców i osób poszukujących azylu jak i rodowitych Europejczyków.

Bycie rozjemcami, pomagającymi leczyć dawne rany i historyczne krzywdy, szczególnie w przypadku, kiedy prowadzą one do podziałów między ludźmi, rodząc strach i podejrzliwość oraz uniemożliwiają im wspólne życie w otwartości i zaufaniu.

Podkreślanie, że dobrobyt jako cel sam w sobie prowadzi do destabilizacji i konfliktów oraz że pokój można osiągnąć na dłuższą metę jedynie poprzez dzielenie się zasobami – materialnymi, kulturalnymi i intelektualnymi.

Pracę na rzecz twórczego uczestniczenia wszystkich obywateli w społeczeństwie demokratycznym, na rzecz prawdziwego dialogu pomiędzy obywatelami oraz pomiędzy obywatelami i rządem na szczeblu państwowymi i ogólnoeuropejskim.

Utrzymanie i otwieranie nowych możliwości spotkania ludzi z tajemnicą i obecnością Boga dzięki promowaniu wolności wiary i sumienia oraz możliwości wyrażania swoich przekonań w życiu etycznym i służbie państwowej.

Otwarcie Europy dla całego zamieszkanego świata, oikumene stworzonego i ukochanego przez Boga, w potrzebie sprawiedliwości i pokoju, świata jako całości, która w obecnych czasach jawi nam się coraz częściej jako sieć współzależności.

Powyższe zadania składają się na wspólną misję chrześcijan, którą jest stworzenie z Europy wspólnoty, współ-ludzkości będącej znakiem pełnej nadziei, bożej przyszłości.

Charta Oecumenica

Wszystkich tych, którzy wiedzą coś na temat obecnych działań KEK i CCEE nie zdziwi, jeśli odwołam się w tym miejscu do Charta Oecumenica. Czynię tak nie z pobudek reklamowych, ale dlatego, że wierzę, iż dokument ten jak żaden inny opisuje powołanie kościołów i chrześcijan w Europie obecnej doby. Pełny jego tytuł brzmi: Charta Oecumenica. Wytyczne dla rozwijającej się współpracy kościołów w Europie. Jest to owoc Drugiego Zgromadzenia Ekumenicznego w Grazu w 1997 roku, podczas którego zaproponowano stworzenie zbioru wytycznych stanowiących swoisty kodeks postępowania dla kościołów europejskich w ich wzajemnych relacjach. Dzieło to jest jednak czymś więcej. Stanowi wyraz zobowiązań, do których podjęcia zachęca się wszystkie kościoły, obejmujących wszystkie aspekty ich współistnienia, jak również ich wspólnej odpowiedzialności za Europę. Dokument ów, podpisany przez przewodniczących KEK i CCEE, przekazano kościołom podczas Spotkania Ekumenicznego w Strasburgu tuż po Wielkanocy 2001 roku, jako wezwanie do wkroczenia na nową drogę ekumeniczną u progu trzeciego milenium. Tekst Karty powstawał trzy lata, włączając w to rok na lekturę i krytyczne komentarze ze strony kościołów zrzeszonych w KEK oraz konferencji biskupich.

W Preambule zapisano, co następuje:

Na naszym europejskim kontynencie – od Atlantyku po Ural, od Bieguna Północnego po Morze Śródziemne – który bardziej niż kiedykolwiek przedtem cechuje się dziś pluralizmem w dziedzinie kultury, chcemy z pomocą Ewangelii zaangażować się na rzecz godności osoby ludzkiej stworzonej na obraz i podobieństwo Boga, i jako Kościoły przyczyniać się wspólnie do pojednania narodów i kultur.
W tym duchu przyjmujemy tę „Kartę” jako wspólne zobowiązanie do dialogu i współpracy. Opisuje ona podstawowe zadania ekumeniczne, wyprowadzając z nich szereg wytycznych i zobowiązań. Na wszystkich płaszczyznach życia kościelnego ma ona wspierać ekumeniczną kulturę dialogu i współpracy oraz dostarczać w tym celu odpowiednich kryteriów.

Nie jest to obszerny dokument – liczy zaledwie osiem krótkich stron i dzieli się na trzy części: „Wierzymy w jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół” ukazującą bazę ekumeniczną dla jedności wiary; „W drodze do widzialnej jedności kościołów w Europie” wyrażającą potrzebę wspólnego głoszenia Ewangelii, działania, modlitwy i kontynuowania dialogu, oraz „Nasza wspólna odpowiedzialność w Europie”. Trzecia, najobszerniejsza część, przedstawia plan udziału w budowaniu Europy w oparciu o jej spuściznę chrześcijańską, pojednaniu ludów i kultur, ochronie stworzenia, wzmacnianiu związków z Judaizmem i promowaniu opartych na szacunku stosunków z muzułmanami oraz otwarciu na inne religie i światopoglądy.
Każda z części osadzona jest w Piśmie Świętym. Język dokumentu jest prosty, niektórym może wydawać się nawet zbyt prosty. Jest to jednak złudzenie, gdyż trzon każdego rozdziału stanowią jasne zobowiązania, które kościoły mogą powziąć i które określają surowe wymagania wobec ich działań. Zobowiązujemy się na przykład:

.Modlić się za siebie nawzajem oraz za jedność chrześcijan.
.Nauczyć się rozumieć i doceniać obrządki i inne formy życia duchowego praktykowane przez pozostałe kościoły.
.Działać na rzecz osiągnięcia wspólnoty eucharystycznej.
.W przypadku kontrowersji, zwłaszcza w kwestiach wiary i etyki, poszukiwać dialogu i omawiać wspólnie sporne kwestie w świetle Ewangelii.
.Dążyć do zgody w zakresie natury i celów naszej odpowiedzialności społecznej oraz, jeśli to tylko możliwe, prezentować wspólne stanowisko kościołów wobec europejskich instytucji świeckich.
.Opierać się wszzelkim próbom wykorzystania religii i kościoła dla potrzeb etnicznych lub nacjonalistycznych.

Wszystko to wydaje się proste, lecz kto z nas może szczerze powiedzieć, że jego kościół właściwie wypełnia chociażby powyższe zobowiązania?

Charta jest znakiem nadziei, także jako najszerzej znany i czytany tekst ekumeniczny w najnowszej historii Europy, przetłumaczony na ponad 30 języków, w tym arabski! Jest ona cytowana jako podstawa wielu twierdzeń i działań zarówno przez kościoły, jak i instytucje ekumeniczne. Spektakularnym przykładem ekumenicznego znaczenia Karty stało się podpisanie jej przez przywódców wszystkich kościołów niemieckich podczas Ekumenicznego Kirchentag w Berlinie, w maju ubiegłego roku. Dostarcza ona chrześcijanom wszystkich wyznań energii potrzebnej do połączenia w jedno wszystkich wysiłków podejmowanych z myślą o widzialnej jedności i o Europie wspólnych wartości, zasadzających się na Ewangelii i rozpoczynających się od osobistego odrodzenia poprzez Ewangelię.

Dwa krótkie akapity z Charta Oecumenica wydają się być szczególnie trafne w kontekście Kongresu w Gnieźnie. W rozdziale „Zbliżamy się ku sobie” napisano:

Dlatego ekumenia rozpoczyna się dla chrześcijan od odnowy serc oraz gotowości do pokuty i nawrócenia. Ruch ekumeniczny przyczynił się już do wzrostu pojednania.
Rzeczą ważną jest poznanie duchowego bogactwa różnych tradycji chrześcijańskich, wzajemne uczenie się od siebie i traktowanie tego jako darów.

Powyższe założenia współgrają z wagą, jaką Kongres ten przypisuje wymianie bogactw duchowych pomiędzy Wschodem i Zachodem. Dawanie i otrzymywanie owych darów stanowi wyraz naszej wspólnoty w jednym ciele Chrystusa. Jest to także wspaniały przykład dla całej Europy, pokazujący jak ważnym elementem w tworzeniu europejskiej rodziny jest wzajemne uznanie bogactwa i różnorodności kulturowej, które zawiera się w obrębie wspólnej historii i tradycji.

Czy to wystarczy?

Jako chrześcijanie jesteśmy jednak powołani, by czynić więcej, niż tylko otrzymywać i ofiarowywać to, co dla nas cenne w naszych różnorodnych tradycjach. Jako zjednoczeni w Chrystusie, zostaliśmy powołani, jak uczy Paweł Apostoł, do „niesienia brzemienia jeden drugiego” (Ga 6, 2). Cudze brzemię może nam się wydać niepożądane, dziwne, obce, odrażające, nawet grzeszne. Kiedy jednak apostoł mówi o niesieniu brzemienia, chodzi mu właśnie o brzemię cudzych słabości, niepowodzeń i grzechów. Obawiam się, że jako chrześcijanie i Europejczycy, zbyt często w przeszłości szafowaliśmy wzajemnymi oskarżeniami: mieszkańcy Zachodu są oskarżani o zgodę na samolubny materializm i zeświecczenie, mieszkańcy Wschodu o pójście na kompromis z władzą państwową w czasach komunizmu oraz o próby odzyskania dawnych przywilejów po jego upadku. Nadal jest w nas zbyt wiele duchowej i teologicznej ksenofobii. Powinniśmy z pokorą przyznać, że wszyscy niesiemy ze sobą historie, w których pobożność miesza się z porażką, dążenie do świętości z przyziemnym kompromisem. Szczerość wobec Chrystusa i bycie częścią jego ciała wymaga nie potępienia innych, lecz postawienia się na ich miejscu, wyobrażenia sobie i odczucia, co znaczy być kimś innym, w jego sytuacji i z jego bagażem doświadczeń. Prawosławny niech postawi się na miejscu członka kościoła rzymskokatolickiego, ten zaś na miejscu wyznawcy kościoła anglikańskiego, większość na miejscu mniejszości i vice versa, itd. . W ten sposób docenimy trafność pewnej drobnej pomyłki w tekście wyznania wiary: „wierzymy w grzechów obcowanie i świętych odpuszczenie”. Czy umiemy sobie wyobrazić potęgę duchowej energii zjednoczonej Europy, jeśli jako kościoły i chrześcijanie naprawdę odważylibyśmy się żyć w ten sposób?

Jesteśmy do tego powołani, bo sam Jezus Chrystus postawił się na cudzym miejscu, na naszym miejscu i poniósł nasze brzemię na krzyż. Na dorocznym spotkaniu Wspólnego Komitetu KEK i CCEE kilka tygodni temu w Opolu, w czasie jednej z debat ktoś zadał pytanie: „Co stało się z krzyżem w naszej ekumenie?” To niebagatelna kwestia. Naszym zadaniem jako chrześcijan w Europie jest rozważyć każdą kwestię w świetle tego, co widzimy w krzyżu, w nadziei, którą on niesie i w trudnej drodze, do której podjęcia nas wzywa. Zadanie to wykracza daleko poza ramy potrzeb politycznych. Musimy być jednak przygotowani na rewolucyjny wpływ, który może ono mieć na nasze pojmowanie prawdziwej wspólnoty, włączając to wspólnotę z ludźmi innych religii i niewierzącymi.

Podsumowanie

Nasze wspólne zadanie jako chrześcijan opiera się na wspólnej nam nadziei na to, że Bóg wypełni swoją obietnicę, że zamieszka wraz z ludźmi w nowej ziemi, Nowym Jeruzalem, wspólnocie pełnej światła i życia, do której przyniesiona zostanie chwała i honor narodów, wspólnocie użyźnianej przez wodę życia i błogosławionej przez drzewo życia służące do leczenia narodów (Ap 21, 1-3, 24; 22, 1). Arogancją byłoby udawać, że potrafimy wybudować to miasto tu i teraz. Poddać się jednak oznaczałoby zaprzeczyć obietnicy, że Duch Boży może natchnąć nas do tworzenia widomych znaków tego celu w życiu doczesnym. To z tego właśnie powodu zostaliśmy wezwani do uznania Europy za wspólne zadanie chrześcijan.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.