Drukuj Powrót do artykułu

Ks. Mazurkiewicz o Traktacie Reformującym UE

14 grudnia 2007 | 12:00 | mp//mam Ⓒ Ⓟ

Idea Traktatu Reformującego UE oraz większość jego zapisów nie budzi wątpliwości z punktu widzenia nauki Kościoła – mówi KAI ks. prof. Priotr Mazurkiewicz, dyrektor Instytutu Politologii UKSW. „Znaki zapytania dotyczą kwestii aksjologicznych” – dodaje kościelny ekspert.

A oto tekst rozmowy KAI z ks. prof. Piotrem Mazurkiewiczem, dyrektorem Instytutu Politologii Uniwersytetu Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

KAI: Księże Profesorze, dziś został podpisany Traktat reformujący Unii Europejskiej. Co spowodowało konieczność powstania takiego dokumentu. Jakie są jego główne cele?

Ks. prof. Mazurkiewicz: Idea nowego traktatu zrodziła się w przededniu poszerzenia Unii Europejskiej o 10 a później 12 państw, w tym także o Polskę. Była to odpowiedź na bardzo istotne wyzwania przed jakimi staje obecnie Unia. Chodzi o to, aby Unia Europejska była nie tylko zdolna do przyjęcia nowych członków, ale także by jej instytucje mogły sprawnie działać w tym znacznie poszerzonym gronie.
Zaistniała więc potrzeba zmian sposobu podejmowania decyzji w łonie Unii. Pojawiło się pytanie, w jakim zakresie możliwe jest do utrzymania dążenie do podejmowania decyzji na zasadzie consensusu, a jakim zaś należy wprowadzić regułę woli większości. Osiągnięcie bowiem jednomyślności wśród sześciu państw, jak było u początku Europejskiej Wspólnoty, było nieporównanie bardziej prawdopodobne, niż w przypadku Unii 27 państw.
Byliśmy więc świadkami sporów o to, w jakich obszarach decyzje mają być podejmowane przez głosowanie, oraz jaka siła głosu powinna przysługiwać poszczególnym państwom w takich głosowaniach. Pomiędzy państwami członkowskimi zachodzą bowiem bardzo duże różnice pod względem liczby ludności, zajmowanego terytorium czy potencjału gospodarczego.
Za kluczową uznano liczbę ludności, ale i tu pojawiły się wątpliwości dotyczące przeliczników. Czy, na przykład, siła głosu Niemiec powinna być blisko dwa razy większa niż Polski, skoro takie mniej więcej są proporcje liczebności tych dwóch narodów? Wydaje się, że władze Rzeczypospolitej wynegocjowały wszystko, co było możliwe w tej dziedzinie do osiągnięcia, ale ocena rezultatów ma charakter ściśle polityczny.
Dodatkowym motywem powstania Traktatu Konstytucyjnego, a ostatecznie reformującego Unię Traktatu Lizbońskiego, była wewnętrzna logika samego procesu integracji. Jeśli 50 lat temu państwa postanowiły, że ich współpraca ma być coraz głębsza, to oczywiste, że dąży się do kolejnych stopni integracji. Trudno jest dziś przewidywać, jaki będzie ostateczny efekt tego procesu, to znaczy finalny kształt Unii Europejskiej, ale niekiedy porównuje się ją do roweru, który musi być w ruchu, musi stale posuwać się naprzód, gdyż zatrzymanie oznaczałoby utratę równowagi.
Gdy rozpoczynano prace nad przygotowaniem Traktatu, obok reformy instytucjonalnej, powstała potrzeba dookreślenia aksjologicznych i kulturowych fundamentów Unii. Potrzeba nazwania tego, co ma tak podstawowe znaczenia nie tylko dla funkcjonowania UE, ale także dla przyszłości naszej cywilizacji, że powinno być wyjęte z obszaru bieżących sporów politycznych. Pomysł ten wspierany także przez Kościół, w szczególności przez Jana Pawła II.

KAI: Jaki jest stosunek Kościoła do obecnego Traktatu?

– Obecny Traktat Lizboński stanowi przeniesienie licznych zapisów Traktatu konstytucyjnego, odrzuconego w referendum przez Francję i Holandię. Sama idea Traktatu oraz większość jego zapisów nie budzi wątpliwości z punktu widzenia nauki Kościoła. Znaki zapytania dotyczą głownie kwestii aksjologicznych. Trzeba jednak pamiętać, że Kościół nie wypowiada się w kwestii kształtu europejskich instytucji i procedur politycznych, które na ogół wywołują największe emocje wśród obywateli państw członkowskich.
Oficjalne stanowisko Kościoła w stosunku do tej części Traktatu zostało sformułowane jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II. Niepokój budzi kształt preambuły, gdzie nie zostało dostrzeżone chrześcijańskie dziedzictwo Europy. Nie udało się wprowadzić wzmianki na ten temat z powodu sprzeciwu Belgii i Francji. Co prawda w obecnym Traktacie jest mowa o „dziedzictwie religijnym”, jednak nigdzie w tekście Traktatu nie pada słowo chrześcijaństwo.
Natomiast z satysfakcją Kościół przyjął znajdujący się w Traktacie tzw. artykuł kościelny. Potwierdza on status Kościołów oraz ich tożsamość. Unia zobowiązuje się także do regularnego dialogu z Kościołami. Artykuł kościelny ma jednak pewną słabość. Z jednej strony Unia uznaje, że rozmawia z Kościołami jako z Kościołami, a zatem instytucjami o charakterze religijnym. Jednak już w następnym akapicie uznaje, że dokładnie tak samo będzie traktować „organizacje humanistyczne”, nie mające charakteru religijnego. Oczywiście, Unia ma prawo do regularnego dialogu także z tymi organizacjami, ale powinno to by zamieszczone w odrębnym artykule.

KAI: Komisja Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) w swoim czasie zachęcała lokalne Episkopaty do poparcia Traktatu?

– COMECE nie jest w żaden sposób umocowana w strukturze kościelnej czy prawie kanonicznym, stąd – choć jej opinie mogą być bardzo pomocne w wypracowywaniu własnego stanowiska – jednak wiążące dla katolika jest stanowisko Stolicy Apostolskiej i lokalnych episkopatów.
Stolica Apostolska natomiast, z powodów, o których mówiłem, przyjęła ten dokument z „radością (…) i ubolewaniem”. Z radością fakt pogłębiania integracji europejskiej, czego znakiem było powstanie nowego traktatu. Z wielkim żalem zaś fakt, że Europa wypiera się swych chrześcijańskich korzeni. Takie było oficjalne stanowisko Jana Pawła II. Skoro nie zostało zmienione przez Benedykta XVI, należy uznać je za obowiązujące.
Kościół wyraża zatem niezadowolenie z braku odniesienia do chrześcijaństwa, ale nie uznaje tego faktu za wystarczający powód, by brać na siebie odpowiedzialność za ewentualne niepowodzenie całego procesu ratyfikacji traktatu.
Oczywiście, jest bardzo prawdopodobne, że podpisanie nowego traktatu w Lizbonie zostanie skomentowane także w Watykanie.

KAI: A czy gwarantowany w Traktacie – dialog instytucji unijnych z Kościołem – nie może pomóc w dialogu lokalnych Kościołów z państwami. Szczególnie tam gdzie ten dialog nie jest wystarczający?

– Artykuł kościelny Traktatu nie odnosi się bezpośrednio do relacji wewnątrz państw członkowskich. Dokładniej mówiąc, jest deklaracją uszanowania w relacjach państwo – Kościół status quo istniejącego w poszczególnych państwach członkowskich. Inaczej mówiąc, jest tam wyartykułowana zasada nieingerencji. To bardzo rozsądne stanowisko, bowiem relacje państwo – Kościół na terenie Unii Europejskiej są tak zróżnicowane, że przyjęcie jakiegoś jednego, unijnego wzorca pociągałoby za sobą bardzo poważne perturbacje. Stałoby się tak niezależnie od tego czy byłby to francuski wzorzec wrogiej separacji, czy na przykład duński – państwa wyznaniowego.
Nie oznacza to jednak, że proces integracji europejskiej pozostaje bez wpływu na te wewnętrzne relacje państwo – Kościół. Jak dotąd nie dzieję się to jednak za sprawą decyzji podejmowanych w Brukseli, ale, z jednej strony, za sprawą naturalnych procesów społecznych towarzyszących integracji politycznej i ekonomicznej. Mamy tu do czynienia z niwelowaniem różnic, upodabnianiem się wzorców życia i działania, co dotyczy także sfery religijnej.
Z drugiej zaś strony, istotne jest tu orzecznictwo Trybunału Europejskiego rozpatrującego skargi obywateli na naruszanie zasad wolności religijnej w poszczególnych krajach Unii. Część z tych zmian jest korzystna z punktu widzenia Kościoła katolickiego. Myślę na przykład o zniesieniu we Francji niektórych dyskryminujących katolików ustaw, mocno osadzonych we wrogiej religii mentalności roku 1905. Inne tendencje mogą niepokoić, jak na przykład skargi feministek, domagających się zniesienia klauzury w zakonach męskich, z uwagi na dyskryminację w zakresie dostępu do ukrytych za klauzurą dóbr kultury.
Głębsza integracja może więc – w dalszej perspektywie – przynieść korzyści dla Kościoła w tych państwach, gdzie poziom relacji z Kościołami pozostaje poniżej średniej europejskiej, choć – jak to w życiu – może także powodować, że pojawią się nowe obszary sporu.
Znacznie poważniejszy niż Traktat opór ze strony Kościoła budzi Karta Praw Podstawowych.

KAI: Mimo, że stanowi pierwszy katalog wspólnych wartości, co do których zgadzają się Europejczycy….

– Jeśli spojrzymy na proces powstawania Karty Praw Podstawowych, trzeba przyznać, że instytucje kościelne (szczególnie COMECE) były weń mocno zaangażowane i w niektórych kwestiach odniosły spory sukces. Przede wszystkim jeśli chodzi o prawa osób w podeszłym wieku, niepełnosprawnych czy też solidarność między pokoleniami. Konwent europejski okazał się wrażliwy na postulaty kościelne w zakresie socjalnym, natomiast odrzucił postulaty związane , na przykład, z ochroną prawa do życia czy zaproponowaną przez stronę kościelną definicję małżeństwa.
Karta Praw Podstawowych nie wywołała entuzjazmu u Jana Pawła II. 14 grudnia 2000 r. powiedział m. in.: „Kościół z żywym zainteresowanie śledzi przebieg prac nad tym dokumentem. Nie może w związku z tym ukryć rozczarowania faktem, że tekst Karty nie zawiera ani jednej wzmianki o Bogu, który jest pierwotnym źródłem godności człowieka i jego fundamentalnych praw. (…) Mimo wielu chwalebnych wysiłków, tekst KPP nie zaspokaja słusznych oczekiwań wielu ludzi, odważniejsza mogłaby być zwłaszcza ochrona praw osoby i rodziny.”
Wydaje się, że dziś – poza kwestią preambuły – zastrzeżenia Kościoła dotyczą konkretnie trzech artykułów: prawa do życia, klonowania i instytucji małżeństwa. W kontekście tej ostatniej sprawy pojawia się także pytanie o to, jak należy rozumieć zakaz dyskryminacji na tle orientacji seksualnej.

KAI: Prawo do życia w Karcie jest zabezpieczone na tym samym poziomie co w polskiej konstytucji. Czy można mówić, że jest to wadą Karty?

– Sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Chodzi tu nie tyle o sam zapis, co raczej o tendencję zmian w zakresie ochrony prawa do życia, którą wyczytać możemy z tekstu Karty. W Polsce, choć nie mamy stanu idealnego, możemy się jednak cieszyć, że zmiany w stosunku do tego, co odziedziczyliśmy w tej dziedzinie po komunizmie, są zdecydowanie korzystne. Inaczej jest w Unii Europejskiej. Przypomnijmy, że Karta Praw Podstawowych nie jest pierwszym dokumentem w Europie, który chroni prawa człowieka. Mamy przyjętą w 1948 r. Powszechną Deklarację Praw Człowieka ONZ oraz Europejską Konwencję Praw Człowieka z 1950 r.
Autorzy Karty Praw Podstawowych za punkt odniesienia przyjęli Europejską Konwencję Praw Człowieka. W dwóch punktach – dotyczących prawa do życia oraz małżeństwa – postanowili jednak zmienić jej zapisy. Z mojego punktu widzenia – na niekorzyść. Nastąpiło to za sprawą drobnego zabiegu wykreślenie niektórych słów z wyjściowego artykułu. Powody tych zmian autorzy tłumaczą w dodanych do Karty Wyjaśnieniach. Teks ten jest na tyle istotny, że bez przesady można powiedzieć, iż kto nie czytał Wyjaśnień, ten w ogóle nie czytał Karty.
Gdy chodzi o prawo do życia, to zapis z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka stanowiący, że „prawo do życia każdego człowieka chronione jest przez ustawę” zastąpiony został uznaniem oczywistego faktu, że „każdy ma prawo do życia”. W ten sposób autorzy Karty Praw Podstawowych zdjęli z poszczególnych państw obowiązek ochrony prawa do życia człowieka poprzez krajowe ustawodawstwo.

KAI: Wielu prawników interpretuje zapis ten jako wolę pozostawienia tej kwestii w rękach państw narodowych, tak aby instytucje Unii nie mogły w tę sferę ingerować…

– Niebezpieczeństwo związane z taką zmianą zapisu wynika w faktu, że spór w łonie cywilizacji europejskiej nie dotyczy tego, czy każdy człowiek ma prawo do życia, lecz jak daleko sięga obowiązek państwa do ochrony tego życia. Chodzi o odpowiedź na pytanie: czy państwo ma obowiązek bezwzględnej ochrony życia ludzkiego, czy też w pewnych sytuacjach może tego nie czynić? Przypomnijmy, że legalizacja aborcji w świecie zachodnim dokonała się za sprawą uznania jej za „sprawę prywatną”.
Stąd także ważne pytanie: jak należy rozumieć zawarte w Karcie prawo do prywatności. W kwestii aborcji czy eutanazji spór dotyczy tego, czy jest to prywatna sprawa obywatela, czy też państwo ma obowiązek ochrony życia człowieka, a zatem także obowiązek ingerencji w sferę, którą niektórzy chcieliby uważać za prywatną. Rodzi się więc pytanie: dlaczego z Europejskiej Konwencji wykreślono zdanie dotyczące obowiązku ochrony życia ustawą?
Jest to spór nie tylko prawny, ale i cywilizacyjny. Jeśli próbujemy nazwać te najbardziej zapalne punkty w debacie nad przyszłością cywilizacji europejskiej, na pierwszym miejscu będzie właśnie prawo do życia. Stąd tak duża wrażliwość Kościoła w tej kwestii.
Od lat mamy w Europie do czynienia z wyraźną tendencją ku legalizacji aborcji i eutanazji. W związku z tym międzynarodowa ochrona prawna winna się zwiększać, a nie zmniejszać.
Jeśli zaś chodzi o autorów Karty Praw Podstawowych, to gołym okiem widać, że przeważył u nich zimny pragmatyzm. Skoro w różnych krajach UE istnieją w tej sferze różne rozwiązania, to akceptujemy je i wszystkie w ten sposób niejako legalizujemy na poziomie prawa europejskiego. Dotychczas, sprzeciwiając się legalizacji aborcji czy eutanazji, mogłem twierdzić, że jest ona niezgodna z europejskim systemem ochrony praw człowieka. Po przyjęciu Karty Praw Podstawowych to zwolennicy aborcji i eutanazji zyskują „europejski” argument. Wprawdzie Karta Praw Podstawowych nie wymusza na żadnym z państw legalizacji aborcji czy eutanazji, ale nie jest wyraźnie przeciwna tym sposobom likwidacji życia człowieka. Nie forsuje ich, ale nie jest przeciw. Gdybyśmy czytali Kartę w innym kontekście cywilizacyjnym, komentarz mógłby być mniej surowy.

KAI: Druga sporna sprawa dotyczy klonowania….

– Autorzy Karty Praw Podstawowych w tym wypadku podjęli świadomą decyzję zmiany stosownego artykułu Konwencji Rady Europy o prawach człowieka i o biomedycynie. Jest to decyzja, stanowiąca w konsekwencji, że – poprzez przyjęcie KPP – na terenie całej Unii Europejskiej zostanie zalegalizowane tak zwane klonowanie terapeutyczne. Dotąd było ono legalne tylko w niektórych państwach UE.
Trzecia sporna sprawa dotyczy instytucji małżeństwa. Z zapisu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka wykreślono słowa, że „mężczyźni i kobiety w wieku małżeńskim mają prawo do zawarcia małżeństwa”. W Wyjaśnieniach do Karty Praw Podstawowych czytamy, że intencją takiej redakcji było, aby uznanie takich przypadków, w których ustawodawstwo krajowe uznaje inne możliwości tworzenia rodziny i zawarcia małżeństwa. Intencja zalegalizowania tego typu sytuacji jest tu wyraźna, choć, oczywiście, towarzyszy temu zapis, że „artykuł ten nie zakazuje, ani nie stanowi o nadaniu statusu związku małżeńskiego związkom osób tej samej płci”.

KAI: Na ile zagraża to nam w Polsce, skoro w Karcie Praw Podstawowych widnieje deklaracja, że kwestie małżeństwa i rodziny pozostawia się ustawodawstwu krajowemu?

Karta Praw Podstawowych mówi, że takich sytuacji nie należy traktować jako „zagrożenia”, gdyż w świetle jej zapisów jest to coś normalnego. Jeśli na przykład w Belgii czy Holandii będzie Pan mówił, że małżeństwo homoseksualne jest „zagrożeniem”, może Pan pójść Pan do więzienia.

KAI: Dlaczego od razu do więzienia?

– Dlatego, że dyskryminuje Pan w ten sposób prawnie uznane związki. Wszelka dyskryminacja zaś na tle preferencji seksualnych ma być na terenie Unii karana. Ważne jednak by nie trywializować tej sprawy i nie czynić jej tyko przedmiotem sporu politycznego. Małżeństwo, jako związek nierozerwalny mężczyzny i kobiety, jest jednym z fundamentów europejskiej cywilizacji. Z tego też powodu wciąż cieszy się licznymi przywilejami.
Dzisiaj niektórzy twierdzą, że przyznanie związkom heteroseksualnym przywilejów, takich choćby jak prawo do wspólnego opodatkowania małżonków, oznacza dyskryminację osób żyjących w związkach homoseksualnych. Jeśli zaś uznane by to zostało rzeczywiście za dyskryminację, Unia Europejska będzie miała obowiązek interwencji w ramach dostępnych jej środków. Te środki to orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oraz narzędzia finansowe.
Większość decyzji w sprawach związanych z aksjologią, czym zgodnie z często głoszoną tezą Unia w ogóle się nie zajmuje, wprowadzanych jest w życie za pomocą narzędzi ekonomicznych. W ten sposób, na przykład, Unia finansuje eksperymenty na ludzkich embrionach w ramach VII Programu Ramowego, w ogóle nie wypowiadając się na temat dopuszczalności tego typu badań.

KAI: Jak więc przed tym należy się zabezpieczyć?

– Nie twierdzę, że jeśli podpisany dziś Traktat reformujący wraz z Kartą Praw Podstawowych, wejdzie w życie, Unia natychmiast użyje wszystkich dostępnych narzędzi, aby wymusić przyjęcie licznych niezgodnych z nauczaniem Kościoła katolickiego zmian w polskim prawie. Takie niebezpieczeństwo wydaje się dziś wyłącznie hipotetyczne. Jednak w sytuacji, gdy pojawiają się poważne wątpliwości, a zarazem dostępne są dość proste środki, aby je rozwiać, rozsądek nakazuje ich użyć.
Stąd, chociaż owe „kościelne” zastrzeżenia nie dotyczą całości Karty, lecz jedynie wspomnianych artykułów, uważam, że zarówno dołączenie do Traktatu deklaracji na temat KPP, jak i przyłączenie się Polski do tzw. Protokołu Brytyjskiego, to słuszne decyzje. I to nie dlatego, że Polacy są narodem zacofanym i w przyszłości, gdy dojrzeją, będzie można wycofać swój sprzeciw – jak zdają się sugerować autorzy niektórych komentarzy – ale z wyłuszczonych powyżej powodów merytorycznych. Daj Bóg, żeby w przyszłości powoływanie się na te dokumenty nie było potrzebne!

KAI: Dziękuję.

Rozmawiał Marcin Przeciszewski

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.