Drukuj Powrót do artykułu

Boże Narodzenie i koniec świata, czyli jak Bóg przychodzi do nas

15 grudnia 2025 | 10:37 | Joanna Operacz, jw | Warszawa Ⓒ Ⓟ

Sample fot. jn

Czym była pełnia czasu, w której urodził się Jezus? Czy powtórne przyjście Chrystusa, czyli paruzja, również odbędzie się w jakiejś „pełni”? Ojcowie Kościoła mówili aż o czterech przyjściach Boga – mówi w rozmowie z KAI ks. prof. Józef Naumowicz, patrolog, autor znanych książek o Bożym Narodzeniu.

Czym są wspomniane cztery przyjścia Boga? Ks. prof. Naumowicz wyjaśnia: pierwsze to obecność Boga w świecie od momentu stworzenia. Drugie to wydarzenia w Betlejem, kiedy pojawił się On na świecie jako bezradne, bezbronne dziecko. Czwarte przyjście to paruzja, gdy Chrystus objawi się w pełni i chwale, gdy jasno zobaczymy, czym jest Boża obecność. Między drugim a czwartym przyjściem jest jednak „medius adventus”, czyli „przychodzenie środkowe”. Jezus przychodzi do nas teraz: w swoim słowie, w sakramentach, w miłości. Słowo „adwent” oznacza bowiem nie tyle oczekiwanie, ile właśnie przychodzenie.

Kiedy nastąpi ostatnie przyjście Jezusa, czyli koniec świata? „Wiadomo jedynie, że ten koniec nastąpi, i wiadomo, że nie wiemy kiedy” – mówi rozmówca KAI. Czy to będzie katastrofa? Chyba raczej „apokalipsa”, czyli „odsłonięcie”, „zabranie zasłony” – bo to dosłownie znaczy ten termin. Wtedy wszystko się wyjaśni: sens dziejów świata i sens historii każdego z nas.

Publikujemy rozmowę:

KAI: Czym była tajemnicza pełnia czasu, w której – jak pisze święty Paweł – urodził się Jezus?

Ks. prof. Józef Naumowicz: Pełnia czasu oznacza moment, w którym świat dojrzał do Wcielenia. Bóg był obecny w historii od stworzenia, ale objawiał się przede wszystkim jako potężny i wszechmocny Stwórca, Obrońca, Sędzia. Stopniowo też przygotowywał ludzkość na przyjęcie niezwykłej tajemnicy, że Słowo Boże stanie się ciałem, czyli człowiekiem – po to, by zbawić człowieka. To przygotowanie dojrzało do realizacji właśnie w momencie przełomowego wydarzenia w Betlejem.

Jezus urodził się w trudnym momencie: ubogie warunki, rządy okrutnego Heroda, dominacja Rzymu nad Palestyną, spory wśród stronnictw w Izraelu. To wskazuje, że Bóg nie czeka na idealny czas, na idealne warunki, że przychodzi także do naszego chaosu, bałaganu, niepokoju, jeśli tylko zechcemy Go przyjąć i ugościć w naszym życiu.

– Kard. Joseph Ratzinger w książce „Jezus z Nazaretu” napisał, że tuż przed narodzinami Jezusa w świecie grecko-rzymskim dało się zauważyć oczekiwanie, że wydarzy się coś ważnego.

Można uznać, że wtedy cały świat dojrzał do przyjęcia Zbawiciela, albo – dokładnie mówiąc – do tego, żeby po wniebowstąpieniu Jezusa mogło się rozwinąć chrześcijaństwo. Dlatego Ojcowie Kościoła pisali o „praeparatio Evangelica”, czyli przygotowaniu świata na przyjęcie Ewangelii.

To przygotowanie miało dwa zasadnicze kierunki. Po pierwsze w ówczesnej filozofii coraz bardziej pojawiły się tendencje zbliżone do monoteizmu. Religia grecka i rzymska już nie zadowalała się bogami siedzącymi na Olimpie, dalekimi i groźnymi. W hellenistycznych hymnach na cześć bogów coraz mocniej zaczęła wybrzmiewać tęsknota za bliskością z bóstwem, za miłością. Bardzo pięknie opisała to prof. Anna Świderkówna w książce „Bogowie zeszli z Olimpu”.

Drugim wymiarem było przygotowanie zewnętrzne. Chrystus wprawdzie spędził całe życie w Palestynie, ale w całym Cesarstwie Rzymskim zaistniały wówczas warunki sprzyjające rozprzestrzenianiu się nowej religii, jakich wcześniej nigdy nie było. Od Egiptu aż po Bałkany i Syrię na wschodzie oraz Galię i Hiszpanię na zachodzie można było swobodnie podróżować i porozumiewać się po grecku, panował wspólny klimat myślowy i trwał pokój. W wielu regionach istniała też liczna diaspora żydowska. Synagogi rozsiane w świecie grecko-rzymskim były punktem startowym dla św. Pawła i innych apostołów i ich uczniów.

– Czy powtórne przyjście Pana Jezusa również nastąpi w jakiejś pełni czasu?

Ojcowie Kościoła mówili o czterech przyjściach Boga. Pierwsze to Jego obecność w historii od stworzenia świata aż do narodzenia Jezusa. Drugie to wydarzenia w Betlejem, kiedy Bóg pojawił się na świecie jako bezradne, bezbronne dziecko – prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Czwarte przyjście to paruzja, gdy Jezus objawi się w pełni i chwale, gdy jasno zobaczymy, czym jest Boża obecność.

Między drugim a czwartym przyjściem istnieje jednak „medius adventus”, czyli „przychodzenie środkowe”. Jezus przychodzi do nas teraz: w swoim słowie, w sakramentach, w miłości. Słowo „adwent” oznacza bowiem nie tyle oczekiwanie, ile właśnie przychodzenie, czuwanie.

– Liturgiczny okres adwentu traktujemy dzisiaj jako przygotowanie do Bożego Narodzenia, ale dawniej był on przede wszystkim przygotowaniem do końca świata.

– Dziś również znajdujemy ten wątek w liturgii i czytaniach mszalnych. Chodzi o to, by nasz czas nabierał pełni, czyli był coraz bardziej przeniknięty Bożą obecnością. Dlatego Kościół zachęca do wzmożonej modlitwy czy udziału w rekolekcjach, których mamy dziś ogromny wybór – nie tylko w kościołach, ale także w internecie.

– Czy koniec świata nastąpi, gdy „dopełni się miara nieprawości”, czy – przeciwnie – kiedy cała ludzkość się nawróci? A może ani pierwsza, ani druga odpowiedź nie jest prawdziwa?

Wiadomo jedynie, że ten koniec nastąpi, i wiadomo, że nie wiemy kiedy. Czy to będzie katastrofa? Chyba raczej „apokalipsa”, czyli „odsłonięcie”, „zabranie zasłony” – bo to dosłownie znaczy ten termin. Wtedy wszystko się wyjaśni: sens dziejów świata i sens historii każdego z nas.

Ktoś trafnie porównał to do pięknego dywanu – teraz oglądamy go od spodu, widzimy więc jedynie poplątane nitki, bezładnie poucinane; dopiero wtedy zobaczymy nasze życie od góry i zrozumiemy, jak układa się ono w piękny wzór. Okaże się, że Bóg był obecny także w naszym bałaganie i gmatwaninie. Adwent i Boże Narodzenie są właśnie po to, by nabywać tej łaski patrzenia na nasze życie „od góry”.

– Ze świętami Bożego Narodzenia jest związanych wiele nieporozumień, które Ksiądz od lat obala w książkach i wywiadach. Może przypomnijmy najważniejszy? Boże Narodzenie to nie jest „ochrzczone” święto pogańskie.

– Nawet nie mogło takie być, gdyż święto narodzenia Jezusa zaczęło być obchodzone w Betlejem, gdy w 328 roku wzniesiono tam bazylikę Narodzenia dokładnie nad grotą, która już od II wieku była znana, pokazywana i otaczana czcią jako miejsce, w którym przyszedł na świat Jezus. Nie było tam żadnych innych motywów ustanowienia takiego święta poza tym, by uczcić tajemnicę Wcielenia Zbawiciela. To jest mit nienaukowy i zupełnie ahistoryczny, że święto to powstało, by zastąpić narodzin Mitry, bogów egipskich czy Niezwyciężonego Słońca.

Święty Józef wcale nie był stary, kiedy Maryja urodziła Jezusa – pisze Ksiądz Profesor w najnowszej książce „Święta Rodzina z Nazaretu. Historia wielkiej miłości”. Skąd to wiemy?

Mit o sędziwym Józefie rozpowszechniły przede wszystkim apokryfy. Taki wizerunek miał na celu obronę dziewictwa Maryi Bożej. Sugerowano, że podeszły wiek Józefa wykluczał jego fizyczną zdolność do współżycia i intencję naruszenia czystości żony. Chciano w ten sposób podkreślić, że Jezus począł się z Ducha Świętego oraz że Maryja nie miała relacji małżeńskich także po Jego urodzeniu. Taka interpretacja opiera się jednak na anachronicznym i ograniczającym rozumieniu świętości. Cnota Józefa mogła wynikać z jego wewnętrznej dyscypliny, miłości i oddania Bogu, a nie z fizycznych ograniczeń związanych z wiekiem.

Obraz słabowitego starca kłóci się z praktycznymi wymogami jego roli. Podróż z Nazaretu do Betlejem czy dalsza jeszcze – do Egiptu czy wreszcie coroczne pielgrzymki wymagały znacznej siły fizycznej i wytrzymałości. To sugeruje, że Józef, choć być może starszy od Maryi, był energicznym mężczyzną, zdolnym do sprawowania funkcji ojcowskich wobec Jezusa, ale także do dalekich podróży, jak też do pracy stolarskiej i utrzymania rodziny.

Bronię takiego św. Józefa. Promowanie obrazu młodego, silnego i świętego Józefa jest bardziej zgodne z realiami jego życia, przywraca mu należne miejsce jako wzoru wiary, pracy i ojcostwa.

Ile lat miała Maryja?

Tego dokładnie nie wiemy. To fakt, że wtedy w Izraelu małżeństwa zawierano znacznie wcześniej niż dziś w Polsce. Nie wierzę jednak apokryfom, że w chwili zawarcia małżeństwa miała 12 lat. Z pewnością była młodziutką, piękną dziewczyną, w dodatku prowadzącą głębokie życie duchowe. Nie na darmo malarze zachodni przedstawiali Ją w chwili Zwiastowania, jak trzyma w ręku Psałterz, czyta Pismo Święte, modli się. To wskazuje na Jej nieustanne rozważanie Bożego Słowa. Przez tę medytację osiąga Ona jedność z Bogiem w sposób nieporównywalny z nikim innym. W ten sposób Maryja była przygotowana na przyjęcie roli Matki Zbawiciela. Dlatego też została wybrana, by się nią stać. Ojcowie Kościoła mieli ciekawą myśl, że Maryja poczęła Słowo najpierw w sercu, zanim poczęła Je w łonie.

Scena zwiastowania wskazuje także na wielką dojrzałość duchową i wolność Maryi. Pyta Ona jedynie anioła, jak to możliwe, że urodzi dziecko, skoro nie zna męża, ale potem mówi: „Niech się tak stanie”, nie stawiając żadnych warunków. Nie szuka też potwierdzenia u innych, co jest szczególnie znamienne w ówczesnej kulturze patriarchalnej, w której młoda kobieta rzadko decydowała o sobie samodzielnie. Czyni to w absolutnej wolności. Nie mówi również aniołowi, że powinna najpierw skonsultować się z rodzicami czy z Józefem, który jest przecież Jej mężem.

Bardzo ciekawie artyści rozwijają biblijną sugestię o rozterkach, wątpliwości czy rozdarciu Józefa, gdy się dowiedział on o ciąży żony.

– Skoro Żydzi wyczekiwali Mesjasza, to dlaczego przez 30 lat krewni i sąsiedzi Jezusa nie zrozumieli, kim On jest? Nawet wtedy, kiedy Jezus zaczął publiczną działalność, nie zrozumieli Go nawet Jego uczniowie.

– Mnie też to zastanawiało i starałem się to wyjaśnić w swojej książce. Jezus był w pełni Bogiem, ale też w pełni człowiekiem. W Nazarecie Jego rodzice, krewni, sąsiedzi i inni mieszkańcy znali Go jedynie jako kogoś, który powadził zupełnie zwyczajne życie. Tak chcieli Go traktować, gdy po rozpoczęciu działalności publicznej przybył do swej rodzinnego miasteczka. Spotkał się wtedy z niedowierzaniem, niezrozumieniem, a nawet jawnym odrzuceniem. Podobnie swym uczniom objawiał się stopniowo. Pełniej zrozumieli Go dopiero po Zmartwychwstaniu. Można sądzić, że nawet Maryja wtedy spojrzała głębiej na to, co od lat „zachowywała w sercu” o swoim Synu.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.