Drukuj Powrót do artykułu

Łk 10,15-42 Jezus – Syn Boży wysławia Ojca i naucza mocą Ducha Świętego

08 listopada 2022 | 12:33 | ks. Jeremiasz Niedużak | Warszawa Ⓒ Ⓟ

Sample Jezus w domu Marty i Marii | Fot. Wikipedia

Tekst w przekładzie Biblii Tysiąclecia (wyd. 5).

(15) A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do otchłani zejdziesz!

(16) Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał.

(17) Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają.

(18) Wtedy rzekł do nich: Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica.

(19) Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.

(20) Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.

(21) W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.

(22) Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić.

(23) Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie.

(24) Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.

(25) A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?

(26) Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?

(27) On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego.

(28) Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył.

(29) Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim?

(30) Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli.

(31) Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął.

(32) Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.

(33) Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko:

(34) podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.

(35) Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał.

(36) Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?

(37) On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!

(38) W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu.

(39) Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie.

(40) Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła.

(41) A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele,

(42) a potrzeba <mało albo> tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona.

Kontekst i kompozycja

  • Analizowaną dzisiaj perykopę można podzielić na pięć mniejszych sekcji:
  • Skarcenie Kafarnaum (10,15-16)
  • Prawdziwy powód radości apostoła (10,17-20)
  • Radość Syna względem Ojca w Duchu Świętym (10,21-24)
  • Miłość bliźniego (10,25-37)
  • Jezus w gościnie w Betanii (10,38-42)
  • Wiersze 10,15-16 należą do perykopy 10,1-16, skupiającej się przede wszystkim na misji zleconej przez Jezusa siedemdziesięciu dwom uczniom, mającym głosić Ewangelię w miejscach, do których On sam zamierzał się udać.
  • „Łukasz każe nam wyobrazić sobie podróże Siedemdziesięciu dwóch pomiędzy misją, o której mowa w w.1-16, a powrotem, o którym mowa w w.17-20. Ta jednostka podkreśla osiągnięcia misji i dalej wyjaśnia związek misji ucznia i Mistrza, a także związek obu z nadejściem Królestwa Bożego. Nie władza nad demonami, lecz bezpieczne miejsce w Królestwie Bożym dla tych, którzy je otrzymają, jest ostateczną kwestią posługi Jezusa.
  • Kolejna jednostka w w.21-24 łączy się ściśle z akcentem w w.20 na osiągnięcie bezpiecznego miejsca w Bożej przyszłości, ale także z eschatologicznym tonem 18-19.
  • Miłość Boga i miłość bliźniego są w rozumieniu Łukasza adekwatnym podsumowaniem prawa żydowskiego i ważnym stwierdzeniem tego, czego wymaga Bóg (w.25-28), ale Łukasz chce, abyśmy zobaczyli, że Jezus rozszerza zakres niezbędnej życzliwości sąsiedzkiej poza wszelkie tradycyjnie przyjęte granice (w.29-37), i chciałby, abyśmy połączyli miłość Boga z przywiązaniem do osoby i nauczania Jezusa (w. 38-42).
  • Wiersze 29-37 oraz 38-42 podejmują w odwrotnej kolejności miłość Boga i miłość bliźniego, które stały się przedmiotem zainteresowania w jednostce otwierającej, w.25-27. Jak zwykle Łukasz równoważy opowieść o mężczyznach z opowieścią o kobietach. Obie są historiami, które przeciwstawiają bohatera „złoczyńcy” lub „złoczyńcom”. Jako para, historie te wzajemnie kwalifikują to, co w przeciwnym razie można by z nich wyciągnąć jako proponowany praktyczny kształt miłości bliźniego i miłości Boga (Marta służy potrzebom innych, tak jak Samarytanin, ale jest krytykowana; kapłan i lewita mogą być postaciami, których pobożność jest ukierunkowana wyłącznie na Boga [por. Iz 58,6], ale mimo „jednej rzeczy, która jest potrzebna” z w. 42, nie są bez zarzutu). Łukasz stworzył również parę z 10,25-28 i 10,29-35, wykorzystując jako ramy przypowieści strukturę równoległą do tej z w. 25-28”.

Orędzie teologiczne

  • „Siedemdziesięciu dwóch pełni misję, podobnie jak Dwunastu (9,1-6), ale są również jak posłańcy z 9,52-53, ponieważ idą przed Jezusem w kierunku Jerozolimy. Idąc do Jerozolimy, aby umrzeć, Jezus pozostaje tak samo zaangażowany w głoszenie Królestwa Bożego. Siedemdziesięciu dwóch ma pracować w parach, co ma świadczyć o ważności ich świadectwa (zob. Lb 35,30; Pwt 19,15). Ponieważ Łukasz myśli o misji w swoim kontekście, może widzieć misjonarzy w tym miejscu jako przygotowujących się nie na przybycie Jezusa do tego miasta w drodze do Jerozolimy, ale na przyszłe przyjście Jezusa.
  • Zadanie misyjne kończy się szczególnym stwierdzeniem równoważności między odpowiedzią na posługę samego Jezusa i jego posłańców. Siedemdziesięciu dwóch jest zapewnionych, że obecność i wyzwania Królestwa Bożego są niesione w równym stopniu przez ich własne wysiłki, jak i przez wysiłki samego Jezusa. Wiersz 16 jest powtórzeniem i wyjaśnieniem w.12 w świetle w.13-15.
  • Siedemdziesięciu dwóch brało udział w potężnym dziele i są podekscytowani tym, czego doświadczyli, ponieważ w swojej misji zgłębili rzeczywistość władzy powierzonej im przez Jezusa. Pan uznaje i interpretuje to doświadczenie, ale każe im skupić się raczej na miejscu, które zostało im zapewnione w Bożej przyszłości dla Jego Ludu.
  • Z zapowiedzi powracających posłańców mamy wnioskować o sukcesie misji. Nie mamy szerszego sprawozdania, ale przynajmniej doświadczyli oni rzeczywistości nadprzyrodzonej i duchowej mocy. Ponieważ używali Jego imienia, poddawały się im demony.
  • W odpowiedzi Jezus przedstawia im swoją własną wizję upadku szatana. Można to rozumieć po prostu jako metaforyczny opis znaczenia tego, co działo się w misji uczniów, ale prawdopodobnie lepiej jest rozumieć to jako odniesienie do rzeczywistego doświadczenia wizji, jak u niektórych proroków ST (Am 8,1-2; Jr 1,13-19.). W wizji prorocy widzieli, co Bóg zamierzał i odnajdywali w tym swoją rolę. Jezus wiedział, że Bóg zamierzył upadek szatana i że jego zadaniem było osiągnięcie tego w imieniu Boga.
  • Można łatwo dać się ponieść doświadczeniu mocy. W w.20 Jezus wyraża uczniom właśnie taką obawę. Głównym celem Jego posługi było przywrócenie ludzi Bogu – zapewnienie im bezpiecznego miejsca w Królestwie Bożym. Mówiąc w kategoriach, które wybiegają w przyszłość w Ewangelii, celem posługi Jezusa było zobaczenie synów marnotrawnych przywróconych do Ojca. Uczniowie mają się cieszyć, że zostali zapisani w niebie, do życia w Królestwie Bożym (por. Dn 12,2).
  • Łukasz 10,25-28 podkreśla fakt, że wiara chrześcijańska opiera się na najlepszych instynktach judaizmu, z którego się wyłoniła. Wezwanie Jezusa polega na praktykowaniu tej miłości Boga i bliźniego, do której wyraźnie wzywało już prawo ST. Rozpoczynamy teraz nową dużą sekcję, 10,25-42, w której sekcje następujące po 10,25-28 mają pokazać pełny zasięg żądania miłości bliźniego (10,29-37) i nadać konkretny kształt miłości Boga jako zaangażowaniu w Jezusa i jego nauczanie (10,28-42).
  • Jezus zwraca się z pytaniem do eksperta w dziedzinie Prawa, który udziela dokładnie takiej odpowiedzi, jaka byłaby odpowiedzią samego Jezusa: Jezus wzywa tylko do tego, do czego wzywa samo prawo żydowskie, a najlepsi w judaizmie nie potrzebowali go, aby im powiedział, że to jest rzeczywiście sedno wymagań Boga wobec Jego Ludu.
  • Wezwanie Jezusa do miłości Boga ma swój najlepszy komentarz w pasji Jezusa do Boga, w jego zażyłości z Bogiem i w jego wierności Bogu; podobnie jak wezwanie do miłości bliźniego ma swój najlepszy komentarz w życiu tego Przyjaciela celników i grzeszników, który uznał służbę innym za swoje święte powołanie.
  • Kochanie Boga sercem wymaga odpowiedzi Bogu z najgłębszego centrum naszej istoty; kochanie Boga naszym życiem (lub duszą, jak to się często tłumaczy) wprowadza w miejsce witalnej siły życiowej, która nas zasila: naszą świadomą „żywotność”; kochanie siłą wprowadza element energicznego działania fizycznego; kochanie umysłem określa znaczenie, poza emocjonalnym, procesów myślenia i planowania, które wnosi umysł.
  • Kochać bliźniego jak siebie samego nie oznacza, że należy kochać bliźniego tak samo jak siebie samego, ale oznacza to, że należy kochać bliźniego w taki sposób, w jaki kochalibyśmy siebie. Chodzi o to, aby zachowywać się wobec bliźniego z taką samą uwagą i troską, jaką naturalnie (i w większości przypadków właściwie) okazuje się wobec własnego dobra (por. Ef 5,29).
  • Pomimo utraty inicjatywy na rzecz Jezusa w w.25-28, uczony w Prawie uważa, że może jeszcze wyjść z tego spotkania dobrze, jeżeli przeniesie pytanie na „Kto jest moim bliźnim?”. Jezus odpowiada na tę nową inicjatywę mężczyzny opowiadaniem. Pewien człowiek był w trakcie samotnej i surowej podróży, kiedy miał nieszczęście natknąć się na bandę rozbójników, którzy zabrali mu wszystko, co miał, i zostawili go na wpół martwego. Wyeksponowany, na odludziu i poważnie ranny, musi się spodziewać, że umrze. Skrajność sytuacji tego człowieka będzie dla słuchacza ostrą ulgą w rozważaniach nad tym, o co chodzi w dalszej części opowieści.
  • W ST nakazany zakres miłości bliźniego dotyczy współobywateli Izraela oraz cudzoziemców przebywających na ziemi. Jak już widać w Ewangelii Łukasza 6,27.35, a co dalej pokaże przypowieść, Jezus działa na znacznie szerszym polu.
  • Przez większą część historii Kościoła przypowieść o miłosiernym Samarytaninie była rozumiana w ten sposób, że Samarytanin był Jezusem, a pogląd ten znalazł nowe poparcie w niektórych współczesnych badaniach. Pojawiają się również głosy, że ranny człowiek reprezentuje Jezusa. Bardziej powszechny współczesny pogląd jest taki, że przypowieść jest historią przykładu, w której Samarytanin pokazuje nam współczucie nieograniczone przez bariery narodowe, rasowe lub religijne. Jest to z pewnością lepsze niż bardziej alegoryczne podejście, ale w końcu nie jest całkiem poprawne. Musimy pamiętać, że historia jest opowiadana z perspektywy rannego, a nie z perspektywy Samarytanina. Tak jest w samej historii, jak i w dołączonym na końcu dialogu – to ranny człowiek kończy z sąsiadem, a nie Samarytanin. Ta historia jest wyzwaniem do przyjęcia perspektywy ofiary.
  • Pomimo wszystkich obaw, dzięki łutowi szczęścia okazuje się, że nasz człowiek nie jest jedynym podróżnym tego dnia. Pojawia się kapłan, który z pewnością przyjdzie z pomocą tej ofierze. Nasze nadzieje zostają jednak natychmiast rozwiane: przechodzi on na drugą stronę. Nie wiemy, dlaczego nie udzielono pomocy, ale wiemy, że sytuacja naszego człowieka wygląda gorzej niż kiedykolwiek. Desperacja jego sytuacji jest jeszcze bardziej podkreślona, gdy drugi podróżny, lewita (nie tak dobry kandydat do pomocy), powtarza schemat kapłana.
  • Jakiego rozwoju wypadków możemy się spodziewać jako słuchacze w tej historii? Na początku mieliśmy duże oczekiwania wobec postaci związanych z kultem, ale jeżeli teraz pojawi się zwykły Żyd i pomoże, to okaże się, że zostaliśmy wciągnięci w antyklerykalną propagandę. A może ta historia zakończy się tragicznie, gdy na całą społeczność żydowską spadnie hańba z powodu jej braku miłości? A może Bóg będzie bohaterem i zainterweniuje, być może za pośrednictwem anioła?
  • Rozwój wypadków nie jest taki, jakiego się spodziewamy (w tej okolicy nie znajdziemy wielu Samarytan). Nie jest to również rozwój pełen nadziei. Czego można się spodziewać po tych nędznych ludziach? Ale chociaż nie mamy żadnych pozytywnych oczekiwań, pojawienie się Samarytanina oznacza, że tragedia została zażegnana. Samarytanin tak bardzo identyfikuje się z sytuacją potrzebującego człowieka, że czuje się zmuszony przyjść mu z pomocą. Jako żydowscy słuchacze moglibyśmy w zasadzie uważać, że nie bylibyśmy gotowi przyjąć żadnej pomocy od znienawidzonego Samarytanina. Ale tutaj skrajność sytuacji odbiera nam wiele z tego, co w końcu jest obce, i cieszymy się, że pomoc w końcu nadeszła, nawet jeśli od Samarytanina. Być może, ku naszemu zaskoczeniu, okazuje się, że w ekstremalnej sytuacji Samarytanin bardzo dobrze przysłuży się bliźniemu!
  • Samarytanin udzielił pierwszej pomocy, poprowadził człowieka na własnym koniu z powrotem do cywilizacji, przenocował go w gospodzie, a następnie wziął na siebie odpowiedzialność finansową za zapewnienie mu pełnego powrotu do zdrowia po ciężkich przeżyciach. Po zaspokojeniu pilnej potrzeby człowieka, Samarytanin udał się w swoją stronę. Wróciłby później i zapłaciłby ewentualne rachunki.
  • Uczony w Prawie widzi wyraźnie, że okazując miłosierdzie potrzebującemu człowiekowi, Samarytanin stał się bliźnim rannego. Pomimo ogromnej odległości, jaka dzieliła Samarytanina od wspólnoty przymierza ludu Bożego, z perspektywy zrozpaczonej ofiary mógł on być bliźnim. Uczony w Prawie jest wezwany do przyjęcia właśnie tej „perspektywy ofiary”, ponieważ jest wezwany do kochania bliźniego jak siebie samego.
  • Przypowieść o Samarytaninie dostarczyła mocnego komentarza na temat wymiaru osobowego Bożego wymagania miłości (10,38-42). Teraz jesteśmy zaproszeni do zwrócenia uwagi na wertykalny aspekt miłości do Boga, który wyraża się w zajęciu się Słowem Bożym, przyniesionym przez Jezusa do Betanii. Obie relacje wzajemnie się uzupełniają: nacisk na działalność praktyczną w opowieści o Samarytaninie powstrzymuje nas przed jednostronnym wywyższaniem życia „kontemplacyjnego” według wzoru Marii; natomiast epizod Marty/Maryi ostrzega, że zaabsorbowanie praktycznymi sprawami życia, nawet jeśli pozornie poświęca się je służbie Królestwa Bożego, łatwo uwodzi od całkowitego skupienia się na sprawach Bożych.
  • Werset otwierający przypomina nam o osadzeniu całego materiału w kontekście drogi Jezusa na śmierć w Jerozolimie. Jednocześnie Łukasz chce, abyśmy pomyśleli o wzorze wyjścia, aby głosić Królestwo Boże, który został przedstawiony w 9,1-6; 10,1-16. Z tej perspektywy widzimy, że na początku narracji Marta (przyjmując Jezusa) i Maria (zwracając uwagę na jego nauczanie) między sobą stanowią przykład właściwego przyjęcia poselstwa o Królestwie Bożym. Relacja ta ma również ważne powiązania z relacją Zacheusza z 19,1-10: zbawienie przyszło do domu Marty i Marii, podobnie jak do domu Zacheusza.
  • Pozycja Marii u stóp Jezusa jest prawdopodobnie pozycją ucznia u rabina, chętnego do nauki. Słowo, które wypowiada Jezus, jest gdzie indziej określane jako „słowo Boże” (5,1; 8,11.21; 11,28) i w tym świetle należy postrzegać „Jego słowo”. Nie chodzi tu o nic innego, jak o nawiedzenie przez Boga (por. 7,16; 19,41-44).
  • Marta wkłada wiele wysiłku, jak sama to widzi, w interesie swojego honorowego gościa. Taka domowa gościnność jest pozytywnie postrzegana w 10,7-8, ale tutaj Łukasz sygnalizuje, że coś jest nie tak. Pod pewnymi względami podobna jest sytuacja z Dziejów Apostolskich 6,1-6, gdzie dobra i konieczna służba polegająca na dbaniu o utrzymanie chrześcijańskich wdów grozi przerwaniem jeszcze ważniejszego zadania, jakim jest głoszenie Słowa Bożego.
  • Przeciążona pracą Marta w naturalny sposób prosi o pomoc swoją siostrę. Ale w końcu jej prośba nie dostrzega wyjątkowości sytuacji i odzwierciedla spojrzenie osoby, która mimo najlepszych intencji dała się porwać „troskom, bogactwom i przyjemnościom życia” (8,14) i straciła z oczu to, co musi dominować w prawdziwym życiu ucznia (4,4). Ostrość języka Marty sugeruje, że powinniśmy dostrzec celowy kontrast pomiędzy Martą, która mówi Jezusowi, co ma powiedzieć, a Marią, która słucha tego, co Jezus chce powiedzieć.
  • Odpowiadając Marcie, Jezus używa języka zmartwień, który pojawił się już w 8,14 i będzie się powtarzał w 12,22.25-26; 21,34. Zwykłe sprawy życiowe uwięziły ją w ziemskim układzie odniesienia. Nie doświadcza pokoju, który powinien być udziałem tego, kto w posłudze Jezusa doświadcza natychmiastowej obecności i zaopatrzenia ze strony Boga.
  • Marta martwi się o to, „co będziemy jeść i co będziemy pić” (12,29), podczas gdy jej troską powinno być raczej Królestwo Boże (12,31). W naturalny sposób życie w świecie, z jego wielorakimi troskami, pochłania nas i powoduje, że jesteśmy zestresowani i rozdrobnieni. Zwrócenie uwagi na Słowo Boże dostarcza centrum integrującego i umożliwia jednolitość spojrzenia. To jest jedyna niezbędna rzecz.
  • Jest pewna wartość szokująca w sposobie, w jaki Jezus, wbrew zdrowemu rozsądkowi, całkowicie pomija praktyczne pytanie o zapewnienie pożywienia. Zapewne trzeba czasem przygotować jedzenie, ale takie sprawy nigdy nie powinny konkurować ze słuchaniem Słowa Bożego”.

Ojcowie Kościoła i pisarze wczesnochrześcijańscy

  • Św. CYRYL Z ALEKSANDRII. „Powyżej zostało powiedziane, że nasz Pan wysłał swoich uczniów zapieczętowanych łaską Ducha Świętego, a oni, uczynieni sługami zwiastowania, otrzymali władzę nad duchami nieczystymi. Teraz jednak, gdy wrócili, wyznali moc Tego, który ich zaszczycił, jak to jest powiedziane: I siedemdziesięciu wróciło z radością, mówiąc: Panie, nawet diabły są nam poddane itd. Wygląda na to, że bardziej cieszyli się z tego, że zostali uczynieni wykonawcami cudów, niż z tego, że stali się sługami zwiastowania. Paweł mówi do tych, którzy zostali przez niego powołani: Moja radość i moja korona. (Flp 4,1)”.
  • Św. AUGUSTYN. (de Ev. l. ii. q. 19.) „Za tego (pobitego) człowieka uważa się samego Adama, reprezentującego rodzaj ludzki; Jerozolimę, miasto pokoju, tę niebiańską krainę, z której błogości wypadł. Jerycho jest interpretowane jako księżyc i oznacza naszą śmiertelność, ponieważ wschodzi, wzrasta, słabnie i zachodzi”.
  • Św. AUGUSTYN. (Ser. 103) „Ale Pan, który „przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli” (Jn 1,12), został przyjęty jako gość, ponieważ jest napisane: „I pewna kobieta imieniem Marta przyjęła Go do swojego domu” itd. Jednak sługa przyjął swojego Pana, chory swojego Zbawiciela, a stworzenie swojego Stwórcę. Jeśli ktoś powie: „O błogosławieni, którzy zostali uznani za godnych przyjęcia Chrystusa do swoich domów”, niech się nie smuci, ponieważ On mówi: „Bo jak uczyniliście to najmniejszym z moich braci, tak uczyniliście i mnie” (Mt 25,40). Ale przyjmując postać sługi, chciał, aby karmili go słudzy, ze względu na Jego ustępliwość, a nie stan. Miał ciało, w którym był głodny i spragniony, ale kiedy był głodny na pustyni, posługiwali Mu aniołowie. (Mt 4,11). Chcąc więc być nakarmionym, sam przyszedł do paszy. Marta, przygotowując się do nakarmienia naszego Pana, zajmowała się usługiwaniem, ale Maria, jej siostra, wolała być karmiona przez Pana, ponieważ jest napisane: „I miała siostrę Marię, która również siedziała u stóp Jezusa i słuchała Jego słów”.

Kultura i sztuka

Życie i nauczanie Kościoła

Drodzy bracia i siostry!

Jest już — przynajmniej na półkuli północnej — pełnia lata. W tym czasie zamyka się szkoły i organizuje większość wakacji. Również duszpasterska działalność parafii jest ograniczona i ja sam na pewien czas przerwałem audiencje. Jest to zatem czas sprzyjający, by dać pierwszeństwo temu, co rzeczywiście jest w życiu najważniejsze, to znaczy wsłuchiwaniu się w Słowo Pana. Przypomina nam o tym Ewangelia dzisiejszej niedzieli w znanej scenie wizyty Jezusa w domu Marty i Marii, opisanej przez św. Łukasza (10, 38-42).

Marta i Maria to dwie siostry; mają też brata Łazarza, który jednak w tym epizodzie nie pojawia się. Jezus przyszedł do ich wsi i — jak podaje tekst — Marta przyjęła Go w swoim domu (por. 10, 38). Ten szczegół pozwala nam zrozumieć, że z dwóch sióstr Marta jest starsza, jest tą, która zarządza domem. W istocie, kiedy Jezus wszedł do ich domu, Maria usiadła u Jego stóp i Go słuchała, podczas gdy Marta uwijała się około rozmaitych posług, niewątpliwie koniecznych do przyjęcia tak wyjątkowego Gościa. Widzimy więc następującą sytuację: jedna siostra jest pochłonięta przez pracę, druga natomiast jakby urzeczona obecnością Nauczyciela i Jego słowami. Po pewnym czasie Marta nie wytrzymuje i — wyraźnie oburzona — protestuje, a nawet z całym przekonaniem czyni wyrzut Jezusowi: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». Marta uważa, że ma prawo upomnieć Nauczyciela! Jezus natomiast z całym spokojem odpowiedział jej: «Marto, Marto — to powtórzenie jej imienia wskazuje na wielką czułość — martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało albo] tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona» (10, 41-42). Słowa Jezusa są bardzo jasne: nie ma w nich lekceważenia życia czynnego, ani tym bardziej hojnej gościnności, lecz wyraźnie uświadamiają one, że jedyną rzeczą naprawdę ważną jest coś innego: słuchanie Słowa Pana, a Pan w tym momencie jest tutaj — obecny w Osobie Jezusa! Wszystko inne przeminie i będzie nam zabrane, ale Słowo Boże jest wieczne i nadaje sens naszemu codziennemu działaniu.

Drodzy przyjaciele, jak powiedziałem, ten fragment Ewangelii doskonale pasuje do czasu wakacji, ponieważ przypomina o tym, że człowiek owszem musi pracować, zajmować się codziennymi domowymi i zawodowymi sprawami, ale przede wszystkim potrzebuje Boga, który jest wewnętrznym światłem Miłości i Prawdy. Bez Miłości tracą wartość i nie dają radości nawet najważniejsze zajęcia. Bez głębokiego sensu cała nasza działalność sprowadza się do jałowego i chaotycznego aktywizmu. A kto nam zapewni Miłość i Prawdę, jeśli nie Jezus Chrystus? Uczmy się zatem, bracia, pomagać sobie nawzajem i współpracować, ale najpierw nauczmy się razem wybierać najlepszą cząstkę, która jest i pozostanie na zawsze naszym największym dobrem.

Benedykt XVI, Anioł Pański 18.07.2010

 

„Dobry Samarytanin z Ewangelii zachowuje się w sposób bezstronny: człowiekowi leżącemu na ziemi nie zadaje pytań, aby przed udzieleniem pomocy, wiedzieć skąd pochodzi, jaka jest jego wiara, czy słusznie został pobity. Nie, Dobry Samarytanin, nie poddaje zranionego człowieka żadnym wstępnym badaniom, nie osądza go, nie uzależnia swej pomocy od prerogatyw moralnych ani religijnych. Po prostu opatruje jego rany, a potem powierza go gospodarzowi, zabiegając w pierwszym rzędzie o zaspokojenie jego potrzeb materialnych, których nie można odłożyć na potem. Samarytanin działa, osobiście płaci, (…) kocha. Za tą postacią kryje się sam Jezus, który pochylił się nad ludzkością i nad każdym z tych, których zechciał nazwać braćmi, nie czyniąc między nimi żadnych różnic, ale oferując swe zbawienie każdemu człowiekowi”.

„Wiemy, że Żydzi traktowali Samarytan z pogardą, uważając ich za obcych wobec narodu wybranego. Nie jest więc przypadkiem, że Jezus wybrał właśnie Samarytanina jako postać pozytywną przypowieści. W ten sposób pragnął On przezwyciężyć uprzedzenia ukazując, że nawet cudzoziemiec, nawet ten, kto nie zna prawdziwego Boga i nie uczęszcza do Jego świątyni, może zachowywać się zgodnie z Jego wolą, odczuwając współczucie dla potrzebującego brata i pomagając mu na wszelkie sposoby, jakimi dysponował. Tą samą drogą wcześniej, przed Samarytaninem szli kapłan i lewita, to znaczy ludzie poświęcający się kultowi Boga. Widząc jednak biedaka leżącego na ziemi, poszli dalej, nie zatrzymując się, prawdopodobnie dlatego, aby nie stali się nieczyści poprzez kontakt z jego krwią. Postawili ludzką zasadę związaną z kultem ponad wspaniałym przykazaniem Boga, który chce przede wszystkim miłosierdzia”.

Papież Franciszek

 

Refleksja i modlitwa:

Ilu uczniów tak naprawdę wysłał Jezus na drugą wyprawę misyjną (w pierwszej brało udział tylko Dwunastu)? No jak to ‒ ilu? Przecież jest napisane, że siedemdziesięciu dwóch. Tak, ale gdy przejrzymy znane nam starożytne rękopisy tego fragmentu Ewangelii, w tym Kodeks Synajski z IV wieku czy Aleksandryjski z V wieku, to okaże się, że mówią one o siedemdziesięciu wysłannikach. Wersja, która jest podana wyżej i została włączona do lekcjonarza mszalnego, znajduje się m.in. w papirusie P75 z III wieku i Kodeksie Watykańskim z IV wieku. Ta sprzeczność jest jedynie pozorna i nie powinna nam przysparzać problemów. Ale nie będziemy się nad tymi różnicami rozwodzić, bo jest to temat na solidne badania naukowe, a nie krótki komentarz. Nas powinna interesować symbolika liczby siedemdziesiąt lub siedemdziesiąt dwa.

Po raz pierwszy pojawia się ona w Rdz 10, gdzie została podana lista narodów, które miały odpowiadać potomkom Noego. W tekście hebrajskim jest mowa, że było ich siedemdziesięciu, natomiast w Septuagincie, czyli tłumaczeniu Biblii Hebrajskiej na język grecki z ok III-II w. przed Chr. dokonanym w Aleksandrii, mowa jest o siedemdziesięciu dwóch. Lista ta symbolizuje cały zamieszkały i zaludniony po potopie świat. Ponadto w Lb 11,24-30 znajdujemy informację, że siedemdziesięciu starszych z Izraela otrzymało natchnienie prorockie. Jednak, gdy dokładnie wczytamy się ten tekst, to okaże się, że duch Boży spoczął także na Eldadzie i Medadzie, którzy nie zaliczali się do tego grona, więc znowu mamy siedemdziesięciu dwóch. Czy możemy powiedzieć coś jeszcze o liczbie siedemdziesiąt? Tylu członków miał Sanhedryn, czyli najwyższa rada żydowska. Byli to pomocnicy arcykapłana w rządzeniu Izraelem. Widzimy zatem, że wybór Jezusa, aby posłać siedemdziesięciu albo siedemdziesięciu dwóch uczniów, nie był przypadkowy.

Czego nas uczy to słowo?

Po pierwsze, ten tekst uświadamia nam, że Ewangelia ma być niesiona na cały świat. Nie możemy spocząć na laurach, zadowoleni, że my jesteśmy wierzący. Jakiś czas temu napisała do mnie kobieta, która z wielką radością podzieliła się ze mną wiadomością, że w końcu spełni się jej marzenie o wyjeździe na misje do Afryki. Nie znam jej osobiście, ale z tej wiadomości aż biła radość. Nie każdy z nas czuje powołanie do wyjazdu na misje, ale to nie zwalnia nas z głoszenia Ewangelii na co dzień. Może w pracy jest ktoś komu jesteś w stanie dać osobiste świadectwo tego, co Bóg dla Ciebie zrobił i ciągle robi? Oczywiście, nie mówię o nachalnym nawracaniu na siłę, ale o spokojnej, rzeczowej rozmowie popartej codziennymi zachowaniami, wypływającymi z wiary.

Po drugie, ten, kto głosi słowo, jest wsparty duchem Bożym i staje się prorokiem. Wydaje mi się, że słysząc słowo „prorok” od razu mamy w głowie obraz kogoś, kto przewiduje przyszłość. Natomiast dla Biblii prorokiem jest ten człowiek, który ogłasza Boże orędzie bez względu na okoliczności. Myślę, że nie będzie wielkim nadużyciem z mojej strony, gdy powiem, że starotestamentowych proroków możemy porównać do nowotestamentowych apostołów. I jedni i drudzy otrzymali misję zaniesienia Bożej prawdy do innych.

I po trzecie, Jezus wie, że potrzebuje ludzkich współpracowników, pomocników, którzy będą nieść Jego naukę dalej przez wieki. Pisząc te słowa, od razu przypomina mi się pewne ciągle pokutujące wśród nas, katolików, myślenie, że wiarę mają przede wszystkim przekazywać księża, zakonnicy, zakonnice, osoby życia konsekrowanego czy katecheci, a świeccy nie muszą się tak w to angażować, bo to „nie ich działka”. Jest to błędne myślenie. Jednym z bardzo ważnych elementów powołania osób duchownych i konsekrowanych jest ewangelizacja, ale niewłaściwe jest założenie, że konieczność głoszenia Dobrej Nowiny spoczywa jedynie na nich. Na mocy chrztu świętego każdy z nas ma OBOWIĄZEK troszczenia się o to, żeby kolejne pokolenia poznawały Boga. Kto jak nie najbliżsi nauczą małe dziecko znaku krzyża, podstawowych modlitw, zachowania w Kościele? Zawsze mnie smucił widok kilkuletniego szkraba, siedzącego na religii, który nie potrafił się przeżegnać i nieporadnie próbował recytować chociażby słowa modlitwy „Ojcze nasz”.

Jednym ze smutnych symptomów naszych czasów jest to, że część rodziców uważa, że to nauczyciele mają wychowywać ich dzieci, a księża i katecheci uczyć wiary. Natomiast na mamie i tacie pozostaje obowiązek zapewnienia bytu materialnego. To założenie jest nie tylko złe, ale i niesamowicie krzywdzące dla samych dzieci. Szkoła i Kościół mają POMAGAĆ, a NIE ZASTĘPOWAĆ. Choćby nauczyciele stawali na głowie, a katecheci urabiali sobie ręce po łokcie, to charakter dziecka i jego podejście do życia, samego siebie, innych i Boga zawsze będzie zależał przede wszystkim od rodziców i atmosfery w domu.

W tym miejscu chciałbym napisać jeszcze parę słów związanych z tematem przekazywania wiary kolejnym pokoleniom, a konkretnie o osobach, które publicznie obiecują, że będą to zadanie wypełniać. O kim mowa? Oczywiście o rodzicach chrzestnych. To wielki zaszczyt, ale też i odpowiedzialność, o której chyba zbyt łatwo zapominamy. Co obiecują rodzice i chrzestni w czasie sakramentu? Przytoczę fragment obrzędu:

Kapłan pyta rodziców:
– O co prosicie Kościół święty dla N.

Rodzice odpowiadają:
– O Chrzest;

Następnie kapłan mówi:
 Prosząc o Chrzest dla Waszego dziecka przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nauczył nas Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?

Rodzice odpowiadają:
– Jesteśmy świadomi.

Następnie kapłan zwraca się do rodziców chrzestnych:
 A wy, Rodzice chrzestni, czy jesteście gotowi pomagać rodzicom tego dziecka w wypełnianiu tego obowiązku?

Rodzice chrzestni odpowiadają:
 Jesteśmy gotowi

Słowa, które padają w czasie tego dialogu, to nie tylko „pogadanka pro forma”, ale konkretna deklaracja ze strony rodziców i chrzestnych. Wybór osób, które będą rodzicami chrzestnymi, to naprawdę poważna sprawa. Nie powinien on być motywowany statusem materialnym, ale poziomem moralnym tych ludzi. Mają oni dawać temu maleńkiemu człowiekowi w czasie jego całego życia świadectwo życia z Bogiem. To jest ich podstawowe zadanie. Wszystko inne jest dodatkiem. Wiem, że może to być odebrane jako zbytnia poufałość z mojej strony, ale proszę Cię, jeśli przyjdzie taki moment, że staniesz przed wyborem, kogo poprosić, aby był rodzicem chrzestnym Twojego dziecka, niech kryterium będzie jego wiara, a nie zasobność portfela, czy to, że to Twój dobry kolega albo najlepsza przyjaciółka. Bóg bardzo poważnie traktuje słowa, które wypowiadamy do Niego, zwłaszcza w czasie sakramentów. Miejmy świadomość, że kiedyś zostaniemy rozliczeni z tego, co ŚWIADOMIE i DOBROWOLNIE wypowiedzieliśmy w Jego stronę. Nie rzucajmy słów na wiatr.

(fragment książki „Mistrz z Nazaretu. O Bogu, który wywraca życie do góry nogami”; eSPe 2019)

Lektura poszerzająca:

Ks. Józef Kudasiewicz, „Dom Marty i Marii małym Kościołem”, Warszawskie Studia Teologiczne X/1997, 169-178,

Stefan Szymik MSF, „Jezus jako gość w świetle ewangelii kanonicznych”, Biblica et Patristica Thoruniensia 9 (2016) 2: 125-141,

 

John Nolland, Luke 9,21–18,34 (World Biblical Commentary; t. 35B; Dallas: Word, Incorporated, 1993)

 

Opracował ks. Jeremiasz Niedużak

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.