Drukuj Powrót do artykułu

Marie-Hélène Mathieu: Osoba słaba, osoba z upośledzeniem, jej wezwanie do jedności

13 marca 2004 | 16:01 | Ⓒ Ⓟ

Wprowadzenie
Jestem bardzo wzruszona, że dzisiejszego ranka mogę być w Polsce, dwadzieścia jeden lat po mojej pierwszej podróży. Było to w „stanie wojennym”. Uczestniczyłam w pielgrzymce wspólnot Wiary i Światła do Lichenia. Wspólnoty te rozwijały się w Polsce żywiołowo, choć ruch ten był nielegalny, jak wszystkie inne. Zaprosił mnie Marcin Przeciszewski. Był on współzałożycielem pierwszej wspólnoty Wiary i Światła w Warszawie i podczas pielgrzymki do Lichenia został wybrany koordynatorem krajowym Polski, później pełnił funkcję wicekoordynatora międzynarodowego ruchu Wiara i Światło. Było nas około setki pielgrzymów: osoby z upośledzeniem umysłowym, ich rodziny i przyjaciele. Warunki materialne były niezwykle skromne: na posiłki kanapki z dżemem i pasztetem, nocleg w ogromnej hali na piętrowych łóżkach czy w stodole, poranna toaleta na dworze przy pompie z zimną wodą. A przy tym nieustanny zachwyt osobami z upośledzeniem: ich życzliwość, radość były zaraźliwe. Opadały wszelkie bariery: języka, poziomu intelektualnego, wieku, środowiska… Widzieliśmy, jak tajemnica miłości umożliwia radość pośród bardzo ciężkich niekiedy cierpień.

Odpowiedzialni za ruch wiedzieli, że służby bezpieczeństwa wiedzą o naszym istnieniu i działalności. Wiedzieli także, że wśród nas był jeden czy dwóch tajnych agentów, przekazujących nasze słowa i zachowania. Dziwiła mnie pogoda ducha odpowiedzialnych wobec tego nieznośnego nadzoru. „To straszne, podejrzewać każdego z tu obecnych!” Odpowiedzieli mi na to: „Ależ my nikogo nie podejrzewamy. Sądzimy, że ludzie, którzy z takich pobudek weszli do naszych wspólnot, muszą czuć się w nich przyjęci jak bracia. Liczymy na osoby z upośledzeniem: one pozwolą tym ludziom odkryć świat miłości i zaufania, w którym dzięki łasce jest nam dane żyć”.

Tak więc, chciałam zacząć omawianie tematu od wspomnienia osób z upośledzeniem z polskich wspólnot Wiary i Światła i ich zdolności do budowania jedności. A teraz postawię konkretne pytanie: w jaki sposób te osoby mogą przyczynić się do jedności Europy, którą właśnie budujemy?

Jak Rada Europy patrzy na osoby z upośledzeniem

Po pierwsze, jak osoby te są postrzegane w oficjalnych instancjach Europy? Co przewidziano dla nich na najbliższe lata?
Miałam na to pewien całościowy wgląd uczestnicząc w pracach Rady Europy, w komitecie do spraw rehabilitacji i integracji osób niepełnosprawnych. Stolica Apostolska poprosiła mnie, abym ją reprezentowała w kluczowym momencie, gdyż ten Komitet odpowiadał za przygotowanie i za wdrażanie wyników konferencji zorganizowanej w maju ubiegłego roku w Maladze; zjechali się na nią ministrowie i wysocy urzędnicy do spraw osób niepełnosprawnych z czterdziestu pięciu państw Europy. W samym środku Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych konferencja ta miała ustalić plan działań na następnych dziesięć lat w dziedzinie niepełnosprawnych. Delegacji Stolicy Apostolskiej przewodniczył biskup Monteiro de Castro, nuncjusz apostolski w Madrycie, zaproszony w charakterze obserwatora.

Pierwsze stwierdzenie, jakie mogliśmy poczynić: ogromne pole działania, jakie stanowi rehabilitacja i integracja w społeczeństwie 80 – 100 milionów osób dotkniętych niepełnosprawnością fizyczną, sensoryczną, umysłową i psychiczną. Z pewnością przez ostatnie pół wieku dokonano ogromnych postępów, zwłaszcza w krajach nordyckich i zachodnich. Ileż jednak takich osób nadal jest ignorowanych, niezrozumianych, odrzucanych, zwłaszcza w krajach Europy Wschodniej i Południowej, z powodu ogromnych trudności ekonomicznych. Jeśli Rada Europy musi stawić czoło temu wyzwaniu, to o ileż bardziej dotyczy to Kościoła.

Drugie stwierdzenie: wielkoduszność i determinacja wielu spośród tych ministrów i wysokich urzędników, aby potwierdzać godność osób niepełnosprawnych i brać pod uwagę ich problemy. Myślałam o słowach Saint-Exupéry’ego: „Daj ludziom sakiewkę pieniędzy do podziału, a narobisz sobie wrogów. Daj im wieżę do zbudowania, a będziesz w nich miał przyjaciół”.

Trzecie stwierdzenie: Jednogłośnie przyjęty plan działania w pełni uznaje prawa osoby niepełnosprawnej do równości szans, niezależnego życia, pełni praw obywatelskich, aktywnego udziału w życiu zbiorowości.
Ta wspaniała pod pewnymi względami optyka nie jest też wolna od zagrożeń. Możemy ją zestawić z refleksją Jana Pawła II z jego przesłania z 5 stycznia bieżącego roku : „Pewna subtelna forma dyskryminacji jest obecna w różnych nurtach polityki i w programach edukacyjnych, które próbują ukryć i nadmiernie negować braki osoby niepełnosprawnej, proponując takie style życia, które nie odpowiadają jej rzeczywistości i w gruncie rzeczy okazują się frustrujące i niesprawiedliwe”. Można obawiać się rzeczywistego zagrożenia dyskryminacją, zwłaszcza w odniesieniu do osób najciężej niepełnosprawnych. W ramach dezinstytucjonalizacji byłyby one coraz bardziej spychane na margines i zapomniane. Tymczasem, jak nam jeszcze mówi Papież, „Dla osoby niepełnosprawnej, tak jak dla każdej innej osoby ludzkiej, ważne jest nie to, by robić to samo co inni, lecz by robić to, co naprawdę jest dla niej dobre, coraz pełniej wykorzystywać swoje bogactwa, wiernie odpowiadać na swoje ludzkie i nadprzyrodzone powołanie”.
Można też ubolewać nad bardzo indywidualistyczną perspektywą planu działania: każdy powinien móc żyć według własnego wyboru, samodzielnie, broniąc swoich praw, przy czym nie ma tu żadnej wzmianki o obowiązkach, o odpowiedzialności za innych. Także i tutaj Kościół jasno pokazuje osobę we wszystkich jej wymiarach – fizycznym, uczuciowym, seksualnym, duchowym, religijnym – i jej najbardziej podstawowe potrzeby: być kochaną, kochać innych, czuć się potrzebną, i to niezależnie od stopnia kalectwa.

Uczestnicy spotkania w Maladze nie wydają się wrogo nastawieni do tego całościowego wymiaru. Mieliśmy tego dowód w ostatnim dniu konferencji, w ostatniej minucie obrad. Przed wygłoszeniem mowy końcowej przewodniczący pyta, czy ktoś chciałby jeszcze zabrać głos. Ku ogólnemu zaskoczeniu, takie życzenie wyraża biskup Monteiro de Castro, i mówi (cytuję): „Wydaje mi się, że dobrym podsumowaniem obrad byłaby historia małego Franka, którą usłyszałem wczoraj. Franek ma upośledzenie umysłowe. Właśnie przystąpił do Pierwszej Komunii św. Po mszy jego rodzice urządzili małe świętowanie. Ojciec chrzestny chłopca podszedł do jego mamy i powiedział: “Jaka piękna uroczystość ! szkoda tylko, że ten biedaczek nic nie zrozumiał!” Mamie stanęły łzy w oczach. Franek wyczuł, co się dzieje. Ucałował swoją mamę i powiedział jej: “Nie przejmuj się, mamo, Bóg mnie kocha takiego, jaki jestem”. Ojciec chrzestny nic nie zrozumiał, komentuje ksiądz biskup, a Franek pojął wszystko. To prawda, “Bóg nas kocha takimi, jakimi jesteśmy”, i to piękne, kiedy nam o tym przypomina jeden z ludzi, którzy byli w sercu naszych dyskusji”. Po tych słowach zapadła wymowna cisza…

W tych paru słowach przedstawiciel Stolicy Apostolskiej wprowadza nas w tajemnicę osoby z upośledzeniem umysłowym, zranionej w swoich zdolnościach intelektualnych, ale nie w swoim głębokim jestestwie. Jednocześnie przypomina nam, że najbardziej nawet konieczne zalecenia i ustawy, niczemu nie służą, jeśli im nie towarzyszy przemiana spojrzeń i serc. Nie jest bowiem dla nas naturalne wsłuchiwać się w krzyk osoby z upośledzeniem, która często nam przeszkadza i nas męczy, odpowiadać na ten krzyk i odkrywać to wszystko, co osoba ta może dać naszemu rozdartemu światu.

***
Wiara i Światło

Matka Teresa stwierdziła pewną rzecz. W naszych spotkaniach z osobą słabą, z marginesu, pogrążoną w nędzy czy w prostytucji, dotkniętą kalectwem czy chorobą, ułomnością fizyczną, umysłową czy psychiczną, na ogół istnieją trzy etapy: najpierw ucieczka, potem współczucie i wreszcie przemiana serca. Chciałabym opisać Wam tę drogę na przykładzie historii Wiary i Światła.

Wiara i Światło – ruch, którego tak naprawdę wcale nie założyliśmy, ale który raczej otrzymaliśmy od Pana – narodził się w odpowiedzi na cierpienie osób z upośledzeniem umysłowym i ich rodziców. Obydwoje dzieci Kamili i Gerarda przyszło na świat z bardzo głębokim upośledzeniem fizycznym i umysłowym. Małżonkom odmówiono zapisania ich dzieci na pielgrzymkę diecezjalną do Lourdes, bo są „zbyt głęboko upośledzone, żeby zrozumieć, i zbyt uciążliwe dla innych pielgrzymów”.
W Lourdes, gdzie postanowili przyjechać sami, napotkali strach ze strony hotelarzy. Tylko w jednym hotelu zgodzono się ich przyjąć, ale pod warunkiem, że posiłki będą jedli w pokoju. Przez trzy dni Kamila i Gerard ze swoimi dziećmi czuli się wykluczeni z miasta Matki Bożej. Nie mogli odpędzić myśli, że są wykluczeni z Kościoła.
Razem z Jeanem Vanierem i kilkorgiem rodziców wpadliśmy wówczas na pomysł zorganizowania pielgrzymki dla osób dotkniętych upośledzeniem umysłowym, ich rodzin i przyjaciół, zwłaszcza młodych. Przygotowywaliśmy się do niej w małych, około 30-osobowych wspólnotach. Poznaliśmy się wzajemnie, nauczyliśmy się kochać i pomagać sobie nawzajem, jak w rodzinie. Nie wybieraliśmy się do Lourdes, by prosić o uzdrowienie z upośledzenia, lecz wyłącznie o uzdrowienie naszych serc: abyśmy umieli odkryć osobę upośledzoną ze wszystkimi jej zdolnościami do miłości i niepowtarzalnym powołaniem, skarb Kościoła.
Na Wielkanoc 1971 roku spotkaliśmy się w Lourdes – zjechaliśmy się z 15 krajów, było nas 12 tysięcy pielgrzymów, w tym 4 tysiące z upośledzeniem umysłowym. Dni pełne współczucia, pociechy, przemiany – nigdy nie bylibyśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Tam właśnie narodził się ruch, na usilną prośbę wszystkich pielgrzymów, którzy nie chcieli znowu popaść w samotność, a często i w rozpacz.
Dzisiaj Wiara i Światło rozwija się w 78 krajach na pięciu kontynentach; 150 wspólnot istnieje w Polsce.
Jak wspólnoty Wiary i Światła mogły powstać i rozwinąć się na całym świecie, bez przyjętego wcześniej planu, bez środków materialnych? Moim zdaniem, przede wszystkim dlatego, że są one bardzo prostą, lecz zasadniczą odpowiedzią na krzyk osoby z upośledzeniem, która wzywa do miłości, do wspólnoty. Odpowiedzią na wyobcowanie, czasem na rozpacz, na bunt jej rodziców, i wreszcie odpowiedzią na pragnienie przyjaciół, zwłaszcza młodych, chcących odnaleźć najważniejsze wartości, które przywrócą sens ich życiu. Zbliżając się do osoby słabej, wielu ludzi po raz pierwszy lub na nowo odkrywa Ewangelię i jej błogosławieństwa.
Trzeba tu przypomnieć, że każda wspólnota gromadzi 20-40 członków: dzieci, młodzież lub dorosłych z upośledzeniem umysłowym, ich rodziny i przyjaciół, zwłaszcza młodych, oraz kapelana. Wspólnota spotyka się przynajmniej raz w miesiącu, w przyjaźni, aby dzielić się radością i cierpieniem, modlić się, świętować życie. Zapoczątkowanie wspólnoty Wiary i Światła nie wymaga wielkich środków, nie potrzeba formalności, budżetu, lokalu. Zawsze się znajdzie sala przy parafii lub klasztorze. Toteż ruch Wiara i Światło mógł powstać w Afryce, w Azji… w krajach bardzo biednych, gdzie nie istniały żadne struktury ani formy pomocy dla osób z upośledzeniem umysłowym.
Pewna mama ze wspólnoty w Rwandzie, składającej się zresztą z członków plemion Hutu i Tutsi, powiedziała mi kiedyś: „Przed Wiarą i Światłem wydawało mi się, że Augustyn jest przekleństwem od Boga, karą za grzech popełniony wiele lat temu. Augustyn siedział sam w kącie w mieszkaniu czy na podwórzu, a ja myślałam, że tylko nas dotknęło takie cierpienie. Kiedy pojawił się ruch Wiara i Światło, byłam bardzo rozczarowana, bo dowiedziałam się, że nie załatwi nam pomocy żywnościowej ani żadnych lekarstw, ani miejsca w ośrodku. Ale mimo to przyszłam, i teraz życie się zmieniło. Poznałam inne rodziny takie, jak nasza. Zabieram Augustyna na targ i na mszę, wiem, że Augustyn nie jest przekleństwem, ale przeciwnie, Bóg kocha go szczególnie, za jego czyste i dobre serce. Augustyn bardzo się zmienił…”
Jak powiedział pewien tata: „Jeśli choć tylko jedna rodzina odzyskała nadzieję, to uzasadnia istnienie Wiary i Światła”.

***
Jeśli odważyłam się opowiedzieć Wam o Wierze i Świetle, tak jak Karol Okęcki opowie o Arce, to dlatego, że jestem przekonana, że Bóg nam powierzył te dwie rzeczywistości dla naszego dzisiejszego świata. Nie jako odpowiedź na ogromne potrzeby osób słabych czy upośledzonych i ich rodzin, lecz jako znak nadziei. Małe, skromne światełko w jutrzejszej Europie.
Jest to bardzo poważne pytanie: jaką Europę zbudujemy?
Europę gospodarki, w której najważniejsze są pieniądze, produktywność, wydajność? Europę, dla której wzorcem będzie Ameryka, z zamiarem doścignięcia albo przekroczenia jej poziomu bogactwa i władzy?
Czy też zbudujemy Europę współczucia, której sercem będzie słaby, ubogi, osoba z upośledzeniem? Czy przynajmniej nie jest to wyzwaniem, do podjęcia którego wezwani są chrześcijanie? Czy zjednoczą się oni, aby Europa była jednym ciałem, którego wszystkie członki zajmują swoje miejsce, a te najbardziej wstydliwe są otoczone największym szacunkiem (zob. św. Paweł)? Czy solidarność utworzy naczynia połączone między bogatymi krajami Północy i Zachodu a krajami Południa, niekiedy w wielkich trudnościach, czy krajami Wschodu, doświadczającymi czasem nędzy na granicy wytrzymałości.
Cierpienie osób upośledzonych i ich rodzin wzywa do jedności. Bowiem ból rodziców, którzy dowiadują się, że ich dziecko jest upośledzone, jest taki sam, niezależnie od tego, czy są oni ubodzy czy bogaci, czarni czy biali, czy są chrześcijanami czy muzułmanami. Smutek upośledzonego dziecka, które zostało zlekceważone, odepchnięte czy znieważone, jest równie głęboki w Norwegii jak w Gruzji.
Co robić, aby osoba z upośledzeniem, „ikona Chrystusa”, jak przypomina Jan Paweł II, znalazła w społeczeństwie i w Kościele miejsce, w którym będzie mogła spełniać swoją misję jako zaczyn pokoju i jedności?

W liście apostolskim „Na początku nowego tysiąclecia” Jan Paweł II zachęca nas, byśmy kontynuowali powierzoną Kościołowi misję braterskiej miłości względem ubogich. Jednocześnie Papież wzywa dzisiaj do większej inwencji twórczej, nowej „wyobraźni miłosierdzia”. Mamy nie tylko świadczyć ubogim skuteczną, różnoraką pomoc, ale „postępować w taki sposób, aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli się »jak u siebie w domu«”.
Apel do wszystkich wspólnot chrześcijańskich, poczynając od rodziny i parafii, ale także szkół, ruchów, stowarzyszeń, przedsiębiorstw. Wszystkie one są wezwane, zgodnie ze swoim powołaniem, do kreatywności w otwarciu na osoby słabe czy upośledzone i w służbie tym osobom. „Miłość jest nieskończenie twórcza”, mówi nam św. Wincenty a Paulo.

Mam na myśli przede wszystkim rodzinę, której misją jest przyjęcie maleńkiego dziecka, najbardziej bezbronnego ze wszystkich stworzeń, zwłaszcza kiedy jest dotknięte kalectwem. Rodzice bezwzględnie potrzebują poczucia, że mają oparcie. Są tak bezradni, kiedy poważna anomalia u dziecka zostaje wykryta jeszcze w łonie matki. Podlegają bardzo silnym presjom, aby zrezygnować z tego dziecka, postrzeganego jak przytłaczający ciężar, nieszczęśliwe życie, które unieszczęśliwi swoje otoczenie. We Francji ustawa aborcyjna umożliwia zabicie dziecka przez cały czas trwania ciąży u matki. 96 % dzieci z zespołem Downa nie ujrzy światła dziennego. To być może jest największym dramatem naszego społeczeństwa. „Jedyną postawą, jaką można brać pod uwagę, mówi Papież, jest bezwzględna solidarność z kobietą oczekującą dziecka. Nie wolno zostawić jej samej…”
Ta solidarność musi trwać na wszystkich etapach życia i we wszystkich strukturach społeczeństwa i Kościoła.
W pierwszej kolejności dotyczy to oczywiście parafii. „Zajmijcie miejsce w sercu Kościoła”, mówił nam Jan Paweł II podczas spotkania z Wiarą i Światłem. Nie zawsze tak jest. Parafie jakże często mają poczucie, że przyjmowanie słabych, ubogich je przerasta. Sondaż przeprowadzony kilka lat temu we Francji wśród proboszczów wykazuje, że część z nich nie zna ani jednej osoby z upośledzeniem. Przeciętnie utożsamiano niecały 1% takich osób, podczas gdy według statystyk stanowią one około 10% ludności. Jak do nich dotrzeć? Jak tworzyć dla nich ekipy towarzyszące, które będą te osoby wozić na różne zajęcia i odwozić do domu, jak budować podjazdy dla osób na wózkach inwalidzkich, zapewniać aparaty niesłyszącym…
Najlepsze jednak inicjatywy nie mogą wynikać po prostu z odruchu entuzjazmu i wielkoduszności czy z decyzji woli. Niełatwo jest przyjmować osoby kruche, ograniczone, często zaburzone i kłopotliwe w sposobie bycia. Trzeba do tego mądrości, rozwagi, kompetencji. A skądinąd, jak nam zaleca Jan Paweł II, „zanim zaplanujemy konkretne inicjatywy, trzeba krzewić duchowość wspólnotową. Polega ona przede wszystkim na tym, by spojrzeniem serca wpatrywać się w tajemnicę Trójcy Przenajświętszej, która w nas mieszka i której światło powinniśmy dostrzegać na twarzach braci wokół nas”. Ta duchowość, konieczna na początku każdego projektu, jest jeszcze bardziej potrzebna na co dzień, kiedy ogarnia nas zwątpienie, zniechęcenie, zmęczenie. Tylko jedność z Bogiem i z braćmi, których On nam daje, upośledzonymi lub nie, chroni nas przed pokusą opierania się na strukturach i organizacji, kosztem życia. To, co narodziło się z natchnienia Ducha, ma wzrastać w ufności i otwartości.

Podsumowanie
„Kiedy urządzasz przyjęcie, mówi nam Jezus, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy”. Tak, jeśli przyjmiemy osobę z upośledzeniem do naszych serc, rodzin, wspólnot, krajów, do Europy, na całe ziemi… będziemy szczęśliwi! Kiedy bowiem przyjmujemy jednego z tych maluczkich, to przyjmujemy samego Jezusa.
Chciałabym zakończyć słowami Jana Pawła II: „Osoby upośledzone mogą uczyć wszystkich, czym jest miłość, która zbawia. Mogą stać się zwiastunami nowego świata, w którym panuje już nie siła, przemoc i agresywność, lecz miłość”.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.