Drukuj Powrót do artykułu

Mieszkańcy stolicy dziękują za ocalenie – po raz 304. na Jasną Górę

05 sierpnia 2015 | 18:53 | aw Ⓒ Ⓟ

Jutro na Jasną Górę po raz 304. wyruszy Warszawska Pielgrzymka Piesza. Jest ona fenomenem społecznym i religijnym, gdyż mieszkańcy stolicy wierni są danej ponad trzy stulecia przez ich przodków obietnicy, że jeśli ustanie dziesiątkująca miasto zaraza, co roku oni i ich potomkowie będą podążać do tronu Czarnej Madonny. I rzeczywiście, niezależnie od trudności – wojen, zaborów i totalitaryzmów, warszawianie swoje śluby wypełniają.

Historia trwającego od ponad 300 lat pielgrzymowania mieszkańców stolicy na Jasną Górę pełna jest niezwykłych wydarzeń. Cudowne było ustąpienie straszliwej zarazy, która na początku XVIII w. zdziesiątkowała ludność Warszawy. W ciągu czterech lat, od 1707 r., w stolicy zmarło na dżumę 30 tys. osób, przy życiu pozostało jedynie dwóch ławników i trzech rajców miejskich, domy były pozamykane, bo wymierały całe rodziny, klasztor dominikanów opustoszał, bo nikt z zakonników nie przeżył. W klasztorze ojców paulinów przy Długiej zostało tylko dwóch zakonników i oni też stali się ofiarami zarazy, ale przed śmiercią przyszedł do nich stolarz Wojciech i wyznał, że w kościele ukazał mu się patron Zakonu Paulinów św. Paweł Pustelnik i polecił, żeby odprawić czterdziestodniowe nabożeństwo ekspiacyjne i podjąć praktyki pokutne, a wtedy zaraza ustanie. Gdy do klasztoru wrócił przeor o. Innocenty Pokorski, który opuścił Warszawę żeby schronić się przed epidemią, zaczął gorliwie to polecenie wypełniać. Zaraza ustała, a w 1711 r. na Jasną Górę udała się pielgrzymka dziękczynna, zorganizowana przez Bractwo Pięciu Ran Pana Jezusa. Dwudziestu pątników wyruszyło do Matki Bożej żeby dziękować za cud. Byli przekonani, że epidemię powstrzymały post i modlitwa warszawian.

Materialną pamiątką z tamtej peregrynacji jest srebrna tablica wotywna, ukazująca Matkę Boską unoszącą się nad panoramą stolicy i kościołem Świętego Ducha ojców paulinów wraz ze świętymi patronami. Klasztorny kronikarz zanotował, że „szlachetny pan Szymon Cichocki” oraz Bractwo Pięciu Ran Pana Jezusa w imieniu miasta Warszawy odbyli pielgrzymkę i procesję ze świecami. Biskup Stanisław Szembek, prymas Polski na widok procesji powiedział: „Chwalebny jest lud, co ślubuje, lecz nie mniej zakon paulinów, który do tego pobudza”.
Przed cudownym obrazem Matki Bożej pielgrzymi ślubowali, że co roku z klasztoru ojców paulinów wyruszy na Jasną Górę pokutno-dziękczynna kompania. Był to początek tradycji, która nieprzerwanie trwa ponad trzy wieki.

Częstochowa leży 240 kilometrów od Warszawy. Trasę podzielono na dziewięć około 30-kilometrowych odcinków. To nauralne, że pielgrzymowano w lecie, ale z czasem ustalił się zwyczaj wyruszania 6 sierpnia – w Przemienienie Pańskie. Grupa, zwana „kompanią” docierała na Jasną Górę 14 sierpnia, w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pielgrzymi szli na Tarczyn i Grójec, przechodzili przez Mogielnicę, Nowe Miasto nad Pilicą i szli dalej na południe. Nie była to jedyna trasa, ale ta jest najstarsza. Od samego początku organizatorem pielgrzymki było Bractwo Pięciorańskie, do którego zapisywali się mieszczanie warszawscy, ale byli wśród nich także królowie i magnaci.

W drogę trzeba było zabrać pieniądze, jedzenie i przyodziewek, pątnicy zazwyczaj spali pod gołym niebem. Wynajęte furmanki wiozły ich tobołki z najbardziej niezbędnymi rzeczami. Z czasem wytworzyły się na drodze do Częstochowy specyficzne zwyczaje. Pielgrzymi szli za krzyżem pod opieką przewodnika. Modlili się i śpiewali pobożne pieśni. Przechodząc obok kościołów i kaplic padali na kolana. Wielu z nich nawiedzało mijane po drodze świątynie i sanktuaria w Świętej Annie lub Gidlach. Na szlaku do dziś mieszkają rodziny, które przyjmują każdą grupę pielgrzymów z dziada pradziada. I nigdy nie brali od nikogo pieniędzy.

Bardzo ważny moment tej drogi to pojednanie na Przeprośnej Górce tuż przed Częstochową. Pątnicy przepraszają i proszą o wybaczenie.
Wejście na Jasną Górę było i jest momentem najbardziej doniosłym. Na tę okazję pątnicy ubierali się w specjalnie przygotowane, świąteczne, ubrania. Warszawska pielgrzymka wchodziła od strony północnej. Pod figurą św. Prokopa lud padał na kolana. Kompanię witał przeor Jasnej Góry lub inny zakonnik. Zakonnikowi, witającemu kompanię, towarzyszyła Jasnogórska Kapela, której muzycy skomponowali specjalne hymny powitalne. Chwilę potem klęczeli w kaplicy przed cudownym obrazem Matki Bożej.

Lud warszawski dotrzymał złożonego ślubu. Mimo zaborów, powstań, wojen i totalitaryzmów co roku z Warszawy wyruszała pielgrzymka. Mieszkańcy stolicy szli nawet w czasie okupacji, nawet gdy wybuchło Powstanie Warszawskie. Ponieważ zaborcy i okupanci zdawali sobie sprawę, że wiara Polaków jest „dynamitem”, a Matka Boska z Częstochowy to najgroźniejsza „rewolucjonistka”, zakazywali pielgrzymowania. Bezskutecznie, bo w czasie okupacji też szły na Jasną Górę małe grupy, tyle że wyruszały z Tarczyna i wcześniej wyprzedzali ich zwiadowcy, którzy informowali, czy jest bezpiecznie na drodze.

Do Częstochowy nie dotarła pielgrzymka, która wyruszyła w 1792 roku. Wszyscy jej uczestnicy wraz z księdzem zostali wymordowani i do dziś nie wiadomo, czy zabójcami byli Prusacy czy Kozacy. Tragedia rozegrała się na drodze z Woli Mokrzyckiej do Krasic. Dziś upamiętnia ją wielki kamień z krzyżem na szczycie, ufundowany w 1935 r. przez Kazimierę Stępniak z Warszawy „jako votum za uzdrowienie z ciężkiej choroby”.
Za czasów PRL, jeszcze kilka lat po wojnie, pielgrzymi wychodzili przez nikogo nie nękani. Ale towarzysz Gomułka uznał w pewnym momencie, że społeczeństwo komunistyczne nie może tolerować takich „zabobonów”, a może też zorientował się, jaki „dynamit” jest w tej peregrynacji. Prymas kard. Stefan Wyszyński był świadom, że trzeba wiernych wesprzeć i zaczął co roku uroczyście żegnać pielgrzymów. Ten zwyczaj stał się normalną praktyką i trwa do dziś – metropolici warszawscy odprawiają Mszę św. i żegnają pielgrzymów.

W czasach PRL zaczęła się wojna o rząd dusz. Władze dysponowały wszelkimi środkami administracyjnymi, mieli do dyspozycji policje jawne i tajne. Pielgrzymi mieli jedynie determinację i ufność, więc nic nie mogło ich zniechęcić do peregrynacji. Ani udzielanie pozwolenia na pielgrzymkę w ostatniej chwili, czyli w przeddzień święta Przemienienia, ani zamykanie sklepów spożywczych na trasie, legitymowanie i wlepianie mandatów.
Najgorzej było w 1963 r., gdy władze pod pretekstem szerzącej się epidemii, nie wydały zgody na wyjście pielgrzymki. Wędrówka na Jasną Górę była więc nielegalna, a milicja cofnęła ciężarówki z bagażami do Warszawy. Milicja krążyła na trasie, legitymowała i spisywała pielgrzymów, sprawdzała też, czy ktoś z mieszkańców ich nie przyjmuje. Patrole przeczesywały dom po domu. Nie wolno było nikogo częstować posiłkiem. Pielgrzymkowi weterani wspominają przypadek, gdy w Paradyżu pewna gospodyni nagotowała trzy duże gary zupy dla kompanii. Nad ranem przyjechała milicja i kazała jej wszystko wylać do obornika. Płakała, ale nie miała wyjścia, musiała się podporządkować. Choć było groźnie, a przed Nowym Miastem była nawet przygotowana obława milicyjna, ostatecznie wszyscy wrócili bezpiecznie, a dwaj ojcowie z klasztoru na Długiej po powrocie musiało zapłacić mandaty.

Gdy powstała „Solidarność” i w stanie wojennym z Warszawy szło już pospolite ruszenie, dziesiątki tysięcy pielgrzymów, w rekordowym roku 49 tysięcy. Na początku szła tylko Warszawa, potem wyruszały inne miasta, cała Polska. Do kompanii przyłączali się też cudzoziemcy – Węgrzy, Czesi, Słowacy, Francuzi.
Czy dziś coś się zmieniło? – Jest o wiele wygodniej, zapewniona jest opieka medyczna. Ludzie na trasie zaczęli brać pieniądze od pielgrzymów, ale nikt się nie dziwić, na co dzień cierpią wielką biedę. Zdarzyło się, że przejeżdżający obok kolumny samochód zwalnia i puszcza na cały regulator jakąś muzykę dyskotekową żeby zagłuszyć pieśni religijne i modlitwę, bo jest z innej „opcji”, wyzywa pielgrzymów i ubliżają. Weterani twierdzą, że kiedyś tego nie było.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.