Drukuj Powrót do artykułu

„Najdalsza Polska – Szczecin 1945 – 1950” – nowa książka Piotra Semki

07 marca 2025 | 12:30 | Barbara Sułek-Kowalska | Szczecin Ⓒ Ⓟ

W tej  wielkiej rozmiarami i treścią książce spotkamy ludzi wszystkich zawodów i stanów, ze wszystkich krańców przedwojennej Polski, która właśnie się kończyła, spotkamy całe parafie ze swoimi księżmi  i hufce harcerskie, marynarzy i inżynierów, przemytników i artystów, żołnierzy i  lekarzy, konspiratorów i ich prześladowców. „Najdalsza Polska – Szczecin 1945-1950” Piotra Semki jest pozycją niezwykłą, także dlatego, że pokazuje nasz  kraj w dramatycznym, ale i fascynującym momencie: oto „przemieszczony naród w przemieszczonym państwie” rozpoczyna nowe życie.

Rozpoczyna to nowe życie nie zawsze z własnej woli, poniekąd mimo wszystko, ale też nie ma innego wyjścia – wygnańcy z Wilna, Grodna, Lwowa, Łucka, Tarnopola, Stanisławowa i okolic, którzy dobrze wiedzą na czym polega przyniesione na sowieckich tankach wyzwolenie czy raczej „wyzwolenie”, z własnych domów wyrzuceni nierzadko już w 1939 czy 1940 roku, jadą w wielkich transportach „na Zachód”, bo teraz tam będzie Polska. Jak zawsze są wśród nich  kronikarze i fotografowie, którzy dokumentują te pierwsze kroki na  nowej ziemi  – i to do nich dotrze ponad pół wieku później Piotr Semka, sam  przecież –  jako gdańszczanin – potomek rodziny z wileńskimi korzeniami. Swój wielki dwutomowy album dedykuje Januszowi Ławrynowiczowi (1941- 2024), który przez wiele lat dziennikarskiej działalności w „Kurierze Szczecińskim”  budził wśród czytelników świadomość historyczną i  zbierał oraz publikował ich zdjęcia, dokumenty i inne pamiątki z pierwszych lat  w polskim Szczecinie. Wiele z nich znajdziemy w tym albumie.

Piotr Semka jest jednak zbyt wytrawnym autorem, by wrzucić czytelnika od razu na głęboką wodę  i dlatego na początek  daje zminimalizowaną acz bardzo rzeczywistą lekcję historii: jak to wtedy było. Mija przecież osiemdziesiąt lat od zakończenia wojny i objęcia Szczecina przez ówczesne polskie władze – owszem, koncesjonowane przez sowieckie  ekipy NKWD  ze słynnym Iwanem Sierowem na czele, ale jednak jeszcze  nie do końca przefiltrowane – i  opisuje walki wielu patriotów zaangażowanych  w  to, aby rzeczywiście miasto zostało w polskich rękach, co nie od razu było oczywiste.

Trudność w pokazywaniu tego wyjątkowego albumu jest taka, że praktycznie każde zdanie można by rozpisywać od razu na kilka wątków, podobnie jak każdy rozdział w albumie na kilka opowieści. Tak się jednak nie da, więc tylko zaznaczę, że Semka przypomina nie tylko ostatnie niemieckie lata tego miasta, ale i wieloletnie starania przedstawicieli różnych obozów politycznych najpierw przed wojną, a potem Państwa  Podziemnego o „polskie kresy zachodnie”.

Przedwojenne polskie ślady

Semka pokazuje też przedwojenne polskie ślady w niemieckim Szczecinie:  na przykład sztandary Polsko-Katolickiego  Towarzystwa w Szczecinie i Towarzystwa Śpiewu im. Chopina   – oba przy parafii św. Jana Chrzciciela, pokazuje polski zespół dziecięcy podczas występów z okazji Święta Niepodległości w 1930 roku, ale też historię idei uznania Odry za naturalna granicę oddzielającą Polaków od Niemców, wcale nie taką  krótką jakby się dziś wydawało niektórym publicystom, dokłada mapy, publikacje i grafiki polskich artystów, którzy jak choćby Julian  Kossak czy Zofia Stryjeńska pokazywali Pomorze Zachodnie i jego słowiańskich mieszkańców.  Moją uwagę zwróciła odbitka wydanej w 1943 roku podziemnej broszury „Dziedzictwo Piastów” zapomnianego dziś wspaniałego pisarza Leszka Proroka, prześladowanego zresztą po wojnie  przez UB, broszury wyjaśniającej znaczenie postulowanej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej; na sąsiedniej stronie znajdziemy mapkę z tej publikacji z jak najbardziej polskimi nazwami miast i rzek.

Niemieckość miasta

Ale Semka nie ukrywa w żadnym razie niemieckości tego miasta i nazistowskiego zaangażowania jego mieszkańców, które bezwzględnie korzystało z wojennych zdobyczy wysługując się choćby pracą przymusowych robotników. W ich obronie stanął katolicki ksiądz Albert Willimsky z parafii w Szczecinie-Podjuchach; już wcześniej był więziony za krytykę antychrześcijańskiej istoty nazizmu – w rezultacie w styczniu 1940 roku został zesłany do KL Sachsenhausen, gdzie wkrótce zmarł z tortur i wycieńczenia.  Semka pokazuje też  zgilotynowanego w 1943 roku ks. Carla Lamperta z katolickiej parafii św. Jana Chrzciciela uznanej przez gestapo za centrum antynazistowskie. Ksiądz Carl Lampert w 2011 roku został beatyfikowany.

Polski Szczecin, choć pod kontrolą sowietów

Po takim krótkim,  siłą rzeczy, przygotowaniu autor „otwiera” nowy rozdział dziejów i zasadniczą część albumu. Otwiera historycznymi dziś – propagandowymi – zdjęciami polskiego żołnierza przy słupie granicznym nad Odrą i zupełnie nieznanymi zdjęciami i dokumentami ukazującymi niełatwą walkę nie tyle o zdobycie Szczecina i pokonanie Niemców, ile o prawdziwe przejęcie władzy nad miastem przez Polaków, niechby nawet pod kontrolą Sowietów, ale jednak przez polskie władze. Na  dodatkową uwagę zasługuje reporterska opowieść o podjętej przez niemieckich komunistów – być może w zmowie z niektórymi sowieckimi dowódcami – próbie zmiany decyzji o polskim statusie miasta.  Przyciągają  wzrok  nie tylko zdjęcia, afisze i dokumenty, ale przede wszystkim dokładne ich opisy: nazwiska i daty, nazwy obiektów  i  ulic. Widać tu oko i sprawność historyka, bo przecież autor jest wprawdzie znanym publicystą, ale jest historykiem z dyplomem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wie jak docierać do źródeł i umie z nich korzystać.

I wspaniale buduje opowieść zestawiając ze sobą ludzi i zdarzenia: Piotra Zarembę  (1910-1993), legendarnego prezydenta miasta z 1945 roku i Leonarda Borkowicza (1912-1989), równie legendarnego wojewodę szczecińskiego w tym okresie. Pierwszy to syn oficera z Armii Hallera, poznaniak po Politechnice Lwowskiej z dobrze ugruntowanym poglądem narodowej demokracji o konieczności poszerzenia granicy Polski do linii Odry, drugi to przedwojenny komunista z żydowskim życiorysem, bagażem Berezy Kartuskiej i przeszłością w Armii Czerwonej, z którą przyszedł do Szczecina. Semka kreśli ich sylwetki z rozmachem, do grupy „pierwszych” włączając jeszcze księdza Floriana Berlika (1909-1982). Był on pierwszym polskim księdzem „w płonącym jeszcze Szczecinie i to on oddał Szczecin pod opiekę Matki Bozej, kiedy sowieckie władze kazały administracji Piotra Zaremby opuścić miasto”. A skąd się tam wziął? Odsyłam do książki, bo opowieść jest porywająca.

Rola Kościoła 

Tu zresztą zaczyna się kolejny wielki wątek epopei nakreślonej przez Piotra Semkę: zrujnowane często szczecińskie kościoły i wierni przybywający nie tylko z utraconych polskich wsi i miast, ale tez z centralnej Polski czy z Lubelszczyzny. Jechali niekiedy jak najdalej – więc do Szczecina – lub wysiadali po drodze – w Słupsku, w Koszalinie, w Sławnie czy w  Kołobrzegu. Ze swoimi świętymi obrazami – zobaczymy w albumie piękne zdjęcia, zwracam uwagę na obraz Matki Bożej Ostrobramskiej  –  zwyczajami, tradycjami – i z niezachwianą wiarą, że tu też będzie kościół, do którego można będzie pójść. A to nie było takie proste, bo początkowe czynne były tylko dwie świątynie: przybyli z Poznania księża chrystusowcy objęli ewangelicki  Garnisonkirche jako  kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa,  z kolei  kościół  Kreuzkirche szybko stał się kościołem Królowej Korony Polskiej. Już w lipcu i czerwcu 1945 roku zaczęto w nich odprawiać  po polsku. Z tym, że księży brakowało  tak bardzo, że wierni wprost czatowali na dworcach, aby zabierać „sobie” przybywających kapłanów. I to był problem całego wybrzeża, w nieodległym Słupsku wracający z niemieckiej niewoli ksiądz Jan Zieja nie nadążał z posługą, edukacją i wielką akcją charytatywna, cóż więc mówić o Szczecinie, o wiele przecież większym. Sama tylko opowieść o początkach polskich parafii i życia religijnego, nie tylko przecież katolików, nadawałaby się na osobną książkę

A w dodatku  kardynał August Hlond, ówczesny Prymas Polski, niepewny – jak wszyscy, trzeba to podkreślić, że nie była jakaś „wina”  – przyszłości Szczecina, zadecydował w sierpniu 1945 roku, że stolicą administratury apostolskiej dla tych ziem będzie Gorzów Wielkopolski. Pierwszym administratorem apostolskim został ksiądz Edmund Nowicki gorąco i z rozmachem witany w Szczecinie. Dopiero w 1972 roku papieska bulla Episcoporum Poloniae Coetus unormowała organizacje kościelną na „polskich ziemiach nadbałtyckich” –  po tym, jak w 1970 roku zawarte zostały trójstronne układy (PRL, ZSRR,  RFN) gwarantujące trwałość zachodnich i północnych  granic PRL.  To wtedy zostało wyznaczone terytorium diecezji szczecińsko-kamieńskiej ze stolicą w Szczecinie odłączając ją od diecezji berlińskiej (podaję za Encyklopedią Katolicką, tom IV).  Pierwszym ordynariuszem został abp Jerzy Stroba.

Piotr Semka  bez ogródek pisze o wielkim i narastającym rozczarowaniu szczecinian brakiem „swojego” biskupa. Ale życie katolickie kwitło, co Semka wspaniale pokazuje  w fotografiach i opisach: były ogromne i piękne procesje Bożego Ciała, pielgrzymki na Jasną Górę, szybko rosnąca liczba pospiesznie odgruzowywanych kościołów, było aktywne duszpasterstwo akademickie z  ks. Władysławem Siwkiem , harcerstwo, ministranci i rady parafialne, których imponujące zdjęcie – starsi panowie (roczniki 1877, 1875) zobaczymy  na stronie 324 tomu I.  Zjechały  siostry zakonne  i  coraz więcej księży do wspólnot, na które przecież – i to był ten słynny melting pot – składali się i wilniacy, i lwowiacy, i wołyniacy, i górale i krakowiacy, lud świętokrzyski i śląski, nie mówiąc o warszawiakach .  Wypędzeni po Powstaniu Warszawskim ze stolicy, wywiezieni do Niemiec wracali teraz masowo zatrzymując się po drodze nad morzem. W nieodległym Słupsku, z inicjatywy takich właśnie warszawiaków pod wodzą księdza Jana Zieji, tez powstańca warszawskiego, powstał wtedy pierwszy Pomnik Powstańców Warszawskich, zresztą dłuta warszawiaka Jana Małety, przez poł wieku jedyny w Polsce. Takie to były ziemie

Mekka dla prześladowanych

A dodajmy, że był wtedy Szczecin także mekką tych wszystkich, którzy musieli lub chcieli wyjeżdżać z ogarniętej już czerwonym terrorem Polski: sama opisywałam znaną warszawiankę, Halinę Cieszkowską ps. Alika, żołnierza Powstania Warszawskiego, która właśnie w Szczecinie miała mieć kontakty, aby przemycić się na jakiś statek i dostać się do Anglii, do narzeczonego z Armii Andersa. Nie udało się, ale tylu innym jednak tak. Semka opisuje takie akcje i ich organizatorów w sposób porywający! Rozdziały o konspiratorach i ich prześladowcach z UB bogato ilustrowane życiorysami i fotografiami czyta się jak najlepsze opowieści szpiegowskie, zwłaszcza że pojawiają się w nich naprawdę znane nazwiska jak Wiesław Chrzanowski czy Kazimierz Studentowicz. Wielkie brawa  za pokazanie tych wstrząsających momentów z naszej historii.

Warszawiaków, w tym powstańców warszawskich, też w Szczecinie nie brakowało, nierzadko stanowili trzon konspirującej młodzieży, która nie miała zamiaru podporządkować się nowej władzy w warunkach – jak pisze Semka – „tężejącego stalinizmu”. A pisze przecież o pierwszych latach, kiedy jeszcze więzienia nie były zapełnione do końca, kiedy podejmowano i próby ucieczek, i protestów i otwartych demonstracji –  to właśnie w Szczecinie odbyła się jedna z pierwszych wielkich antykomunistycznych demonstracji, w której masowo wystąpili harcerze z prawdziwego wciąż ZHP, którzy z całej Polski przyjechali w 1946 roku na zlot „Trzymamy straż nad Odrą’.

Żydowskie historie

Osobne rozdziały poświęca autor historiom żydowskim, bo Żydzi uratowani w sowieckich wywózkach od Zagłady, szukali tutaj nie tylko miejsca  do osiedlenia, ale tez  możliwości wyjazdu do Palestyny. W dzielnicy Niebuszewo –  Semka sympatycznie pisze o tym „sztetl  Niebuszewo” –  mieli synagogi, szkoły i świetlice. Działały partie i  stowarzyszenia,  ale tez nie całkiem jawne  grupy syjonistyczne które pracowały nad przerzucaniem całych grup na Zachód , nie bez porozumienia z sowieckimi służbami. Semka nie tylko pokazuje wspaniałe zdjęcia z życia kulturalnego odradzającej się wspólnoty, ale też docieka istoty  ówczesnych kombinacji i manipulacji.

A to wszystko w wielkim zniszczonym portowym mieście, w którym działają wspaniałe knajpy i codziennie  grają jazzowe orkiestry, w którym można kupić zarówno wejściówkę na statek do Malmö, jak i delicje z całego świata. W którym rodzą się dzieci – Semka odnotowuje oczywiście narodziny pierwszego „polskiego szczecinianina” – i codziennie przed obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej – tak ja w wielu kościołach ówczesnego „zachodu” –  trwają modlitwy. Bo ludzie nie żyją tu z pewnością jutra, chociaż codziennie usuwane są gruzy, wychodzą gazety, otwierane są nowe klasy szkolne i nowe sklepiki, remontowane statki i samochody. Życie wdziera się w każdą szczelinę.

Imponujące dzieło

Piotr Semka przygotował imponujące dzieło, za wydanie którego – przy tej ilości fotografii – wielkie brawa należą się także wydawcy. To ośrodek Pamięć i Przyszłość z Wrocławia i Centrum Zajezdnia. Wspaniałe upamiętnienie na osiemdziesiąt lat od tamtych wielkich chwil.

Kim jest dzisiaj tamten „przemieszczony naród w przemieszczonym państwie” – jak pisał   Edmund  J. Osmańczyk,  którego ta sytuacja dotyczyła osobiście? Ta wielka   porywająca   opowieść o Szczecinie i jego mieszkańcach  jest w dużym stopniu opowieścią uniwersalną i zapewne będzie – oby była –  inspiracją dla innych autorów i miast znad Bałtyku i Nadodrza.

***

Piotr Semka: „Najdalsza Polska – Szczecin 1945-1950. Próba ilustrowanej monografii miejskiej metropolii na Ziemiach Zachodnich”, Tomy I i II, Wrocław 2024

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.