Drukuj Powrót do artykułu

Obrońcy życia i rodziny muszą wejść do polityki

05 lutego 2014 | 09:22 | Paweł Bieliński (KAI) / br Ⓒ Ⓟ

Do konieczności politycznego zaangażowania katolików przekonuje Antoine Renard, przewodniczący Federacji Katolickich Stowarzyszeń Rodzinnych w Europie. Komentując w rozmowie z KAI manifestacje, jakie 2 lutego odbyły się w wielu miastach Europy w obronie rodziny, podkreśla, że to same rodziny muszą się zorganizować i stać się rozmówcami dla władz. Wielki ruch w obronie życia i rodziny musi – jego zdaniem – „wejść do polityki”, bo „to politycy podejmują decyzje”.

KAI: Czy takie manifestacje w obronie rodziny, jak ta 2 lutego w Paryżu, z udziałem pół miliona ludzi, są użyteczne i skuteczne w walce, jaką prowadzi Federacja?

– Są użyteczne, bo umacniają ludzi. To ważne, by czuli, że nie są sami. Ale w walce w obronie życia i rodziny, którą prowadzimy z władzami politycznymi, nie przyniosą one większego skutku niż manifestacje ubiegłoroczne. Odbyły się wówczas trzy olbrzymie demonstracje, jakich wcześniej nie widziano we Francji (trzykrotnie zgromadziły milion ludzi!), głęboko uzasadnione treścią projektu ustawy o „małżeństwie dla wszystkich” [legalizującej małżeństwa homoseksualne – KAI]. Ale to nie zmieniło stanowiska rządu.

Podobnie więc żadnej zmiany nie przyniosą obecne manifestacje. Mogą natomiast wpłynąć na sposób myślenia ludzi, co też jest ważne. Pokazują również, że rodziny są zdeterminowane, czujne i nie godzą się na to, co się dzieje; że biorą swój los we własne ręce i mówią politykom: nie chcemy tego, co robicie, chcemy czegoś innego: ochrony życia i rodziny.

KAI: Dlaczego więc znalazł się Pan wśród sygnatariuszy manifestu, odcinającego się od manifestacji z 2 lutego? Przecież jednocześnie przemawiał Pan na podobnej demonstracji w Warszawie!

– Manifest zrozumiano niezgodnie z intencjami autorów. Został wzięty z naszej strony internetowej i upowszechniony pod zupełnie innym tytułem…

KAI: O co więc chodziło sygnatariuszom manifestu?

– Manifestacje są wyrazem sprzeciwu. Ale już wystarczająco dużo powiedzieliśmy o tym, czego nie chcemy. Teraz powinniśmy wrócić na drogę dyskusji, zastanawiając się, co zrobimy dalej. Musimy działać szybciej, niż byśmy chcieli, bo kultura śmierci rozwija się z olbrzymią prędkością. Nie możemy tracić zbyt wiele czasu na mówienie „nie”, trzeba już od teraz mówić o tym, czego chcemy. Powinny to robić same rodziny, zgodnie ze słowami Jana Pawła II, że rodzina ma być protagonistą polityki rodzinnej. To rodziny mają mówić, czego potrzebują. Te działania należy przygotować bezzwłocznie!

KAI: W manifeście było kilka konkretnych propozycji, w tym powrót do ustawy o przerywaniu ciąży z 1975 r. Taki postulat dla katolików jest nie do przyjęcia…

– Katolicy od początku byli wrogo nastawieni do tej ustawy, bo dobrze wiedzieli, że będzie źle wykorzystana. Ustawa depenalizowała aborcję, wychodząc z założenia, że zdarzają się takie przypadki ludzkiego nieszczęścia, których społeczeństwo nie umiało przewidzieć lub w których nie potrafiło pomóc i ktoś, niestety, popełnił czyn nieodwracalny. W tej sytuacji społeczeństwo postanawia go nie karać. Ale jednocześnie miały być podjęte dodatkowe działania, aby takim sytuacjom zapobiegać i zmniejszać liczbę aborcji. Tak się jednak nie stało. Po wielu latach widzimy, że liczba aborcji wcale się nie zmniejszyła. Ponieśliśmy więc porażkę. Sumienia zostały uśpione, bo zastąpiły je przepisy prawa.

Krytykujemy tę ustawę, ale jeszcze gorsze są zmiany dziś do niej wprowadzane, które prowadzą do kompletnej banalizacji aborcji [propozycje rządu wprowadzają praktycznie aborcję na żądanie kobiety i karę więzienia za wywieranie presji na osoby zamierzające jej dokonać – KAI]. Dlatego mówimy, że lepiej jest wrócić do ustawy z 1975 r., ale wprowadzonej w całości, razem z przewidzianymi środkami, mającymi na celu unikanie i zmniejszanie liczby aborcji.

KAI: Co możemy zrobić jako katolicy, członkowie stowarzyszeń rodzinnych i obrony życia, by wpływać na polityków, stanowiących prawo?

– Stowarzyszenia rodzinne we Francji, skupione w związku krajowym, są uznane przez państwo, dlatego rząd i parlament muszą prosić je o opinię przed podjęciem decyzji. Problem polega na tym, że jest to tylko opinia, której można wysłuchać i więcej się nią nie zajmować. Musimy więc robić więcej.

Najpierw rodziny powinny się zorganizować, aby się umacniać i wspierać, wzajemnie sobie pomagać, podejmować wspólne działania na polu społecznym. Potrzebują następnie silnych rzeczników, którzy będą rozmówcami dla władz. Konieczne jest wreszcie, by ich ruch stał się ruchem politycznym. Chodzi o strategię złożoną z trzech elementów: oporu wobec niszczycielskich dla rodziny projektów prawnych, budzenia sumień i odwoływania się do nich, a nie tylko do rozumu, oraz wymiany dzisiejszych polityków, podejmujących decyzje, które się nam nie podobają. Konieczne jest więc, by ten wielki ruch obrony rodziny i życia wziął we własne ręce swój los i by zaangażowani w nim ludzie odważyli się wejść do polityki. Stowarzyszenia są pożyteczne, ale to politycy podejmują decyzje.

Dlatego podjęliśmy inicjatywę przedstawienia listy kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego w każdym z regionów Francji. Będzie więc osiem list pod nazwą Force-Vie ( Siła-Życie). Jest to inicjatywa pozapartyjna, co nie znaczy, że nie mogą w niej uczestniczyć osoby należące do jakiejś partii. Jest wśród była minister Christine Boutin, która od 30 lat walczy o wartości chrześcijańskie w życiu publicznym. Chcemy zaproponować ludziom uczestnictwo w reorientacji projektu europejskiego, niezależnie od krajowych partii politycznych. Rozpoczęliśmy tę inicjatywę na początku lata. Teraz się ona formalizuje, tworzą się listy, po czym zaczniemy kampanię.

KAI: Ale katolicy we Francji niechętnie głosują na kandydatów-katolików…

– To prawda. Mamy problem z Chrześcijańską Demokracją, która dobrze działa w Niemczech i innych krajach. We Francji chadecja nigdy nie cieszyła się powodzeniem, być może z powodu zbyt dychotomicznej koncepcji świeckości państwa, dążącej do radykalnego rozdziału państwa i religii. Nawet jeśli coś w jakiejś partii ma charakter chrześcijański, to się tego nie podkreśla. Przez długi czas mówiono, że chrześcijanie powinni być w różnych partiach, zamiast tworzyć jeden ruch polityczny. Miało to sens, gdy stanowili w kraju przeważającą większość. Dziś tak już nie jest. Wprawdzie kultura chrześcijańska jest nadal bardzo silna, ale identyfikacja wyznaniowa coraz bardziej ograniczona. W tej sytuacji chrześcijanie powinni połączyć siły i wspólnie zabierać głos w sprawach zasadniczych na forum politycznym.

KAI: A może po prostu boją się ideologizacji wiary?

– Dokładnie tak, obawiają się ideologizacji wiary! Po złu, jakie wyrządziły wielkie ideologie XX wieku, boimy się identyfikacji ideologicznej. Prawdopodobnie to nas hamuje. Nakłada się na to fakt, że świat polityki jest bardzo twardy i bezlitosny, podobnie zresztą jak świat mediów. Używają one narzędzi czy „broni”, które chrześcijanie odrzucają i nie zamierzają maczać palców w tego typu działaniach.

KAI: Wielka paryska manifestacja nie była jedyną. W wielu innych miastach Europy odbyły się podobne demonstracje, choć znacznie mniejsze. Czy to nie znak nadziei dla politycznego zaangażowania katolików?

– To bardzo ważne, że się nawzajem wspieramy. Zaczynamy rozumieć, że niedobrze jest działać w pojedynkę, że musimy być ze sobą w stałym kontakcie, bo problemy, przed którymi stoją Francuzi rozchodzą się z zawrotną prędkością po całej Europie. Chodzi o ideologię, której nadano nazwę ideologii gender, choć w rzeczywistości problem jest o wiele poważniejszy i nie można go zawężać jedynie do kwestii gender. Ideologia ta neguje duchowy wymiar naszego życia i uważa, że sam człowiek siebie kształtuje. Próbuje ona stworzyć konstrukcję intelektualną, która miałaby zastąpić naturę. Ten ruch rozprzestrzenia się niesłychanie szybko po całej Europie i na wszystkich szczeblach administracji państwowej. Z pewnym przerażeniem zauważamy, że jest on już dobrze zadomowiony w sposobie myślenia. Dlatego tak ważne jest, że manifestacje odbyły się w wielu krajach Europy, abyśmy wszyscy mogli – każdy w swoim kraju i wspólnie w Europie – powiedzieć: Nie chcemy tworzyć przyszłości na takiej podstawie.

KAI: Czy jest do pomyślenia istnienie grupy obrońców życia i rodziny np. w Parlamencie Europejskim?

– Ależ ona istnieje!

KAI: Ale czy ktokolwiek coś wie o jego działalności?

– Właśnie na tym polega problem! Nie jest wystarczająco znana. W Parlamencie Europejskim oprócz grup politycznych są zespoły międzypartyjne, które wokół jakiejś idei gromadzą członków różnych grup politycznych. Istnieje zespół międzypartyjny ds. rodziny i praw dziecka oraz bioetyki. Założyła go słowacka europosłanka Anna Záborská. Ale nie ma w nim wystarczająco wielu posłów [obecnie jest ich 102 (na 766 w ogóle), w tym 12 (na 51) z Polski – KAI]. Dlatego absolutnie konieczne jest, by po najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju br. jak najwięcej posłów się do tego zespołu zapisało…

KAI: …nie tylko zapisało, ale i działało na rzecz rodziny, zabierając publicznie głos, organizując konferencje prasowe…

– … które pozwalają nagłośnić w mediach ich poglądy i działalność. Już teraz są organizowane konferencje na temat rodziny, we współpracy z Komisją Episkopatów Wspólnoty Europejskiej i Federacją Katolickich Stowarzyszeń Rodzinnych w Europie, ale nie są wystarczająco znane. Będą bardziej znane, gdy będzie na to więcej środków, a środków będzie więcej, gdy będzie więcej posłów podzielających nasze idee. We Francji jest to wielkim przedmiotem naszej troski. Niestety, francuskie partie polityczne mają w zwyczaju traktować Parlament Europejski jako „przechowalnię” dla ludzi, dla których zabrakło miejsca w krajowym rozdaniu politycznym. Oni marzą tylko o powrocie do swej organizacji politycznej i nie tylko nie pracują na rzecz Europy, ale wykorzystują środki, jakie Europa dała im do dyspozycji, do tego, aby robić coś w swoim kraju. W rezultacie tworzenie wspólnej Europy nie podlega kontroli, dokonuje się bez demokratycznej reprezentacji i idzie w kierunku, którego nie chcą jej mieszkańcy.

KAI: Problemem jest chyba także to, że łatwo jest demonstrować i być przeciwko czemuś, a znacznie trudniej zaś zaproponować coś w zamian? Co jako chrześcijanie możemy zaproponować Europie – i to w sposób przekonujący?

– Cieszę się, że mogę mówić o tym w Polsce, bo tym, który dał najbardziej jasną odpowiedź na to pytanie był papież Jan Paweł II. Mówił on o cywilizacji miłości. Gdy w zeszłym roku we Francji minister sprawiedliwości przedstawiała projekt ustawy o „małżeństwie dla wszystkich”, oświadczyła: tak, wiemy, że oznacza on zmianę cywilizacyjną. Słysząc to, proponujemy inną zmianę cywilizacyjną – cywilizację miłości. To jest odpowiedź chrześcijan! Nie chcemy społeczeństwa identycznych jednostek, ustawionych w szeregu, posłusznych państwu. Chcemy cywilizacji osób. A osoba to jednostka z jej relacjami. Osoba to dziecko z rodzicami, rodzeństwem, dziadkami, kuzynami itd. Historia życia każdego człowieka to wzrastanie w miłości.

Abbé Pierre, znany z pomocy ubogim, pod koniec życia powiedział, że życie to czas dany wolności, aby nauczyć się kochać. Nasze życie to nauka miłości, rozwijanie coraz szerszych relacji. Dla chrześcijan każde życie ma większe znaczenie niż jakakolwiek ewolucja społeczeństwa. Ale skoro ewolucje społeczeństwa mają wpływ na nasze życie, musimy się nimi zajmować.

KAI: Ale dla wielu ludzi są to tylko piękne słowa…

– Miłość nie jest tylko pięknym słowem. Podobnie jak nieco zapomniane sumienie. Nasi adwersarze podejrzliwie patrzą na sumienie, dlatego stanowią prawo, które ma je zastąpić. Jesteśmy w zaklętym kręgu: bez sumienia nie ma zaufania (bo ufam komuś, gdy wiem, że mówi w zgodzie ze swym sumieniem), gdy nie ma zaufania, trzeba kontrolować, a im więcej jest kontroli, tym mniej sumienia. Uważam, że obok argumentów racjonalnych (nasi adwersarze są w nie bardzo dobrze „uzbrojeni”) musimy przedstawiać argumenty dotykające sumienia. Mamy tylko swoje sumienia, a w nich prawdziwy skarb – miłość. Urodziliśmy się z miłości i dla miłości. To przesłanie trzeba wcielić w życie.

KAI: Jak na co dzień robi to Federacja, którą Pan kieruje?

– Skupia ona katolickie stowarzyszenia rodzin z 15 państw Europy. Ma siedzibę w Brukseli i tylko jednego pracownika na etacie. Zajmujemy się lobbingiem w sensie angielskim i amerykańskim, a więc nie obroną interesów jakiejś grupy, lecz dostarczaniem informacji instytucjom europejskim w sprawach, którymi się zajmują, pomagając im w ten sposób w podjęciu decyzji.

Wpływ naszej Federacji jest coraz większy, np. bardzo przyczyniła się do odrzucenia rezolucji zawartej w raporcie Estreli [chciała ona uznania „praw seksualnych i reprodukcyjnych za prawa człowieka” i zalecała, aby „usługi aborcyjne były legalne, bezpieczne i dostępne dla wszystkich w ramach systemów opieki zdrowotnej państw członkowskich” Unii Europejskiej – KAI]. Nasza praca polega także na udziale w konferencjach i spotkaniach na tematy, którymi zajmuje się Unia Europejska, a mającymi wpływ na sytuację rodziny.

Polityka rodzinna nie należy do kompetencji Unii, lecz – zgodnie z zasadą pomocniczości – do kompetencji poszczególnych państw członkowskich. To dobrze, bo polityka rodzinna musi brać pod uwagę wiele elementów kulturowych i historycznych, właściwych każdemu narodowi i które każdy naród powinien zachować. Ale mimo to jest wiele decyzji Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, wpływających na życie rodzin, szczególnie z dziedziny pracy, ochrony zdrowia, edukacji. Zabieramy wtedy głos w imieniu rodzin, czuwamy i doradzamy. Poza tym wymieniamy się informacjami ze stowarzyszeniami należącymi do Federacji, a ich przewodniczący spotykają się dwa razy w roku, wzajemnie się inspirując do działania tym, co usłyszą o pracy innych.

Rozmawiał Paweł Bieliński

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.