Drukuj Powrót do artykułu

Od papieża oczekuję słów profetycznych

10 września 2012 | 09:40 | Joanna Bątkiewicz-Brożek i Paweł Bieliński (KAI), kg / br Ⓒ Ⓟ

Od papieża oczekuję słów profetycznych, wskazujących, jaka jest misja chrześcijan na Bliskim Wschodzie – powiedział greckokatolicki (melchicki) arcybiskup Tyru, Georges Bacouni.

W rozmowie z KAI 50-letni hierarcha podkreślił, że Liban jest jedynym krajem arabskim, w którym muzułmanin może zostać chrześcijaninem i nie grożą mu za to żadne prześladowania. Jest to także jedyny kraj arabski, w którym niedziela jest dniem wolnym od pracy. Prezydent Libanu, którym zawsze jest maronita, jest jedynym chrześcijaninem, który uczestniczy w spotkaniach na szczycie przywódców państw arabskich.

Oto tekst wywiadu z abp. Bacounim:

KAI: Co to znaczy być biskupem regionu, po którym chodził Jezus Chrystus, gdzie nauczał i czynił cuda?

– To dodaje odwagi i pomaga mi być dzisiaj arcybiskupem Tyru. To tutaj Jezus uzdrowił córkę kobiety kanaanejskiej, a potem św. Paweł spędził siedem dni. Już w Starym Testamencie Tyr jest wspominany 33 razy. W tym historycznym mieście nie ma już zbyt wielu chrześcijan: jest ich zaledwie około 1500, w dodatku należących do różnych obrządków. To wielka szkoda. Kiedyś żyło ich tu znacznie więcej, czego pozostałością jest mój tytuł metropolity Tyru. Metropolita to biskup wielkiego miasta, który ma wielu biskupów pomocniczych. Tytuł został, ale nie mam już biskupów pomocniczych. Jest też w okolicy wiele wsi mających w nazwie słowo „klasztor” (po arabsku – der) lub inną nazwę, związaną z chrześcijaństwem, ale nie mieszka już w nich żaden wyznawca Chrystusa. Ten region był ciągle najeżdżany i doświadczał wojen, rządzili tu okupanci. Obecnie ponad 90 proc. mieszkańców stanowią muzułmanie, wśród których prawie 90 proc. to szyici.

KAI: Modląc się w chrześcijańskim kościele słyszy się śpiew muezzina… Dialog międzyreligijny ma tu zapewne wielkie znaczenie?

– Dialogiem międzyreligijnym jest tu codzienne życie. Po prostu żyjemy razem. Wszyscy jesteśmy Libańczykami. Każdy wyznaje własną religię, ale na płaszczyźnie społecznej utrzymujemy bardzo dobre stosunki. Podczas wojny domowej z lat 1975-1990 nie było masakr w tym regionie. Muzułmanie chronili chrześcijan. Tutejszy imam Mussa Sadr bardzo nalegał na zgodne współżycie wyznawców obu religii. Przekonywał ludzi, którzy podnosili problem nieczystości rytualnej, że nieprawdą jest jakoby ten, kto je razem z chrześcijanami, stawał się nieczysty. Sam jadał z nimi. Po wojnie z 2006 r. to muzułmanie z Kataru odbudowali zniszczone kościoły i plebanie. Chrześcijanie wciąż potrzebują pomocy i bywa, że otrzymują ją od muzułmańskich organizacji pozarządowych. Wyznawcy islamu pomagają nam w znalezieniu pracy dla chrześcijan, aby mogli oni tu pozostać i nie musieli emigrować.

KAI: Czy prowadzicie także dialog teologiczny?

– Co kilka miesięcy odbywają się spotkania biskupów i muftich z tego regionu. Ale nie jest to dialog teologiczny, bo nawet na szczeblu międzynarodowym nie prowadzi on do niczego. Każdy pozostaje przy własnych przekonaniach. Tymczasem zdarza się, że ktoś staje się chrześcijaninem albo muzułmaninem dzięki zwykłemu dialogowi międzyludzkiemu. Są też małżeństwa mieszane. Szanujemy decyzję współmałżonków. Bywa, że gdy rodzina muzułmanina się zgadza, przyjmuje on chrzest.

Liban jest jedynym krajem arabskim, w którym muzułmanin może przejść na chrześcijaństwo, może zmienić swoją przynależność religijną w akcie urodzenia i innych dokumentach. W innych państwach arabskich jest z tego powodu prześladowany. To także jedyny kraj arabski, w którym niedziela jest dniem wolnym od pracy. Prezydent Libanu, którym zawsze jest maronita, jest jedynym chrześcijaninem, który uczestniczy w szczytach przywódców państw arabskich.

Moje doświadczenie uczy, że możemy żyć razem. Problemem są politycy, którzy na całym świecie wykorzystują religię w celach politycznych czy gospodarczych. Dopóki ludzie nie są wplątani w politykę, stosunki między nimi dobrze się układają.

KAI: Wspomniał Ksiądz Arcybiskup o emigracji chrześcijan. Jakie są jej przyczyny?

– Największa fala emigracji nastąpiła po wojnie między chrześcijanami w 1990 r., gdy walczyły ze sobą tzw. Siły Libańskie i wojska gen. Michela Aouna. Wcześniej wielu Libańczyków wyjechało z kraju z powodu wojny domowej. Od czasu wojny w Iraku chrześcijanie coraz bardziej obawiają się fanatycznych nurtów islamu, które rosną w siłę. Niektóre kraje są wręcz rządzone przez muzułmańskie reżimy, niezbyt otwarte. Oskarżają one innych wyznawców islamu, że nie są prawdziwymi muzułmanami, a także o bluźnierstwo, za które grozi kara śmierci. Jeśli muzułmanom pozwala się z tego powodu zabijać swych współwyznawców, to co może stać się z chrześcijanami?

Ta atmosfera panująca na Bliskim Wschodzie nie pomaga chrześcijanom w podjęciu decyzji o pozostaniu w ojczyźnie. Lękają się o przyszłość. Nie pomaga im też to, co obecnie dzieje się w Syrii. Prawdą jest, że trzeba tam zmienić reżim, ale dokonuje się to w sposób zdegenerowany i nie wiadomo, do czego doprowadzi. Doświadczenie Iraku nie jest tu zachęcające.

Wśród emigrantów są też ludzie – chrześcijanie i muzułmanie – którzy po prostu szukają pracy i lepszego życia. Wolą oni wyjechać do kraju, w którym mogą żyć godnie, po ludzku.

KAI: Czego oczekuje Ksiądz Arcybiskup po wizycie Benedykta XVI w Libanie?

– Od papieża oczekuję słów proroczych, wskazujących, jaka jest nasza misja na Bliskim Wschodzie. Jestem pewny, że jego wizyta doda odwagi chrześcijanom, że będzie miała pozytywny wpływ na stosunki islamsko-chrześcijańskie w dłuższej perspektywie. Oczekuję, że przez papieża będzie do nas mówił Chrystus. Bo prorok to ktoś, kto przekazuje słowo Boże danej osobie lub wspólnocie w konkretnym czasie. Dlatego tak ważna będzie papieska adhortacja apostolska „Ecclesia in Medio Oriente”. Otrzymaliśmy już adhortację „Nowa nadzieja dla Libanu” od bł. Jana Pawła II, w której widziałem słowo Boże i staram się ją wprowadzać w życie. Ale jeśli ja i moja wspólnota się nie nawrócimy, żadna adhortacja niczego nie zmieni.

KAI: Jezus Chrystus stawiał wiarę mieszkańców Tyru i Sydonu za przykład dla wszystkich… Czy mógłby to dziś nadal czynić?

– Są tu ludzie wierzący, ale mamy też swoje problemy. Tak jak na całym świecie niektórzy nie chodzą do kościoła, a młodzież odrzuca Chrystusa. Nie da się temu zaprzeczyć. Staramy się temu zaradzić, modlimy się. Ludzie oczekują od Kościoła nie tylko porad duchowych. Staliśmy się ich bankierami, organizacją pozarządową, coraz częściej ktoś przychodzi po pomoc w uiszczeniu opłat za szkołę dla swych dzieci, za pobyt w szpitalu…

KAI: Ale taka pomoc chyba nie jest łatwa dla tak małej wspólnoty?

– Robimy, co możemy, a przynajmniej to, co zrobić powinniśmy. Osobiście uważam, że Kościół w Libanie ma wiele możliwości, by jeszcze bardziej pomagać ludziom. Ludzie uważają, że Kościół w Libanie jest bogaty. Czasem mają rację, czasem nie. Faktem jest, że istnieje rozziew między poziomem życia wiernych świeckich i hierarchów – mówię także o sobie. Jest to jedna z przyczyn oddalania się ludzi od Kościoła. Uważam, że trzeba ten rozziew zmniejszyć. Ludzie szukają dziś świadków. Mają dość słów i tekstów. Wystarczy włączyć jakikolwiek katolicki kanał telewizyjny, by usłyszeć wykład z teologii czy kurs biblijny. A ludzie chcą zobaczyć Ewangelię wcieloną w życie. To święci sprawili, że chrześcijanie przetrwali w Libanie mimo biedy, okupacji i prześladowań. Bóg pozostawi nas na Bliskim Wschodzie, jeśli będziemy pełnili Jego wolę i dawali piękne świadectwo, bo jeśli będziemy antyświadectwem, to staniemy się bezużyteczni.

Liban jest jednym z niewielu krajów, w których Kościół ma jeszcze jakiś wpływ na sprawy publiczne. Chrześcijanie i muzułmanie żyją tu na równych prawach, kraj nie jest ani muzułmański, ani chrześcijański. Z tego powodu Liban stanowi wzór dla innych państw. Udowadnia bowiem, że wyznawcy obu religii mogą zgodnie żyć razem nie tylko w kraju stuprocentowo demokratycznym i świeckim, ale także w takim, w którym religia odgrywa ważną rolę. Czasem się to udaje, czasem nie, ale jeśli Liban utraciłby tę tożsamość, nie widzę innego kraju, który mógłby go w tym zastąpić.
————
Abp Georges Bacouni urodził się 16 maja 1962 w miejscowości Ain el-Roumanneh na terenie melchickiej archieparchii (archidiecezji) Bejrutu i Dżbeil. Święcenia kapłańskie przyjął 30 lipca 1995, a metropolitą Tyru został mianowany 22 czerwca 2005, sakrę przyjął 27 listopada tegoż roku.

Rozmawiali: Joanna Bątkiewicz-Brożek i Paweł Bieliński


Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.