Drukuj Powrót do artykułu

Organizator „Marszu dla pokoju” w Kijowie: podsycanie nienawiści trzeba zatrzymać teraz, nie po wojnie

12 lipca 2022 | 18:09 | Piotr Dziubak | Rzym Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Jakub Ivanov / Unsplash

Aby budować drogi pokoju, należy zatrzymać podsycanie nienawiści, także w rodzinach. Trzeba to zacząć robić już, a nie po zakończeniu wojny. Zaproponowaliśmy hasło: „More Arms, More Hugs”. Ukraińcy początkowo uznali to za prowokację, ale potem to zaakceptowali. Tak w rozmowie z KAI przedstawił cel swych działań Riccardo Bonacina – organizator i inicjator projektu “Movimento europeo di azione non violenta – MEAN” (Europejski Ruch Działania Bez Przemocy) oraz Marszu dla Pokoju, który odbył się wczoraj w Kijowie.

Piotr Dziubak, KAI Rzym: Chyba nie było łatwo zorganizować teraz “Marsz dla pokoju” w Kijowie?

Riccardo Bonacina: Manifestacja rozpoczęła się w niedzielę wieczorem. Dzisiaj odbędzie się “Marsz dla pokoju” i nasze spotkanie. Ze względów bezpieczeństwa przyjechało tu tylko 150 osób. Ale tych, którzy chcieli wziąć udział w tym wydarzeniu i powiedzieć “Stop wojnie”, “Chcemy zawieszenia broni”, mocno wyściskać naród ukraiński, było tak dużo, że wymyśliliśmy łączenie wideo “na żywo” z 15 placami we Włoszech i jednym w Londynie. Mam nadzieję, że przy następnej okazji dołączy do nas Warszawa. Każde miejsce z Włoch śpiewało jedną piosenkę i przedstawiało swoje przemyślenią na temat pokoju. Z Kijowa staraliśmy się “oddać” coś wartościowego do Włoch i do Anglii. Ten most telewizyjny był bardzo wzruszający.

KAI: Chcieliście zawieźć do Kijowa nie jakąś wersję pacyfizmu ideologicznego, ale coś innego…

RB: Po długiej refleksji, po spotkaniach i rozmowach z różnymi organizacjami obywatelskimi na Ukrainie chcieliśmy zaproponować jakąś alternatywę, coś nowego. Bardzo uważnie słuchaliśmy tego, co mówili nam Ukraińcy. Postanowiliśmy zaoferować jakieś drogi pacyfikacji wobec konfliktu zbrojnego bez osądzania nikogo. Ci, którzy się bronią przed rosyjską agresją, robią to z wielką odwagą. Często pacyfizm ogranicza się do osądzania, do głoszenia jakichś idei, zajmowania stanowiska asertywnego. My powiedzieliśmy, że chcemy słuchać, objąć i przytulić ludzi. Chcemy być z nimi tutaj obok nich.

Różni intelektualiści włoscy powiedzieli o nas: w końcu jakiś pacyfizm konkretny, instytucjonalny. Prof. Stefano Zamagni, przewodniczący Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, oświadczył, że wreszcie nastąpiło przejście od pacyfizmu do rozjemców, do zaprowadzających pokój. Przyznam szczerze, że bardzo nam te słowa przypadły do gustu. W salonie hotelu w Kijowie, w którym zatrzymaliśmy się, spotkaliśmy się z pacyfistami ukraińskimi, którzy do dzisiaj, powiedzmy, nie mieli prawa obywatelstwa. Oni byli szczęśliwi, że dopuszczono ich do międzynarodowego spotkania takiej rangi. W marszu wziął udział burmistrz Kijowa czy przedstawiciel prezydenta Zełeńskiego. Wszyscy oni są razem z nami, są głosem społeczeństwa obywatelskiego, którego nie znamy. Mówi się tylko o broni. Ale na Ukrainie jest ogromne bogactwo społeczeństwa, i to chcemy odkryć i poznać.

KAI: Przyjechaliście do kraju, który został zaatakowany. Jak wprowadza się pokój w takim kontekście? Jak można być budowniczym pokoju w środku wojny?

RB: Przeszliśmy pewną niełatwą drogę. Na początku patrzono na nas jak na burżuazyjnych obywateli zachodnich. Myślę jednak, że zrozumieli, że pokój nie zbiega się ze zwycięstwem. Ukraińcy dzisiaj wiedzą, że wygrana może oznaczać znalezienie się pośród pustyni zgliszcz, gdzie wszystko jest zniszczone. Trzeba zatem zacząć budować drogi pokoju. W tym celu należy zatrzymać podsycanie nienawiści, także w rodzinach. Trzeba to zacząć robić już, a nie po zakończeniu wojny. Ukraińcy to zrozumieli. Zaproponowaliśmy takie hasło: More Arms, More Hugs (więcej ramion, więcej uścisków). Najpierw myśleli, że to jakaś prowokacja. Ale później gra słów broń-uścisk zadziałała. Zresztą przynieśli taki napis do hotelu.

Tutaj ludzie są bardzo zmęczeni. Wojna trwa ponad 4 miesiące. Są już tysiące ofiar, masowe groby, gwałty na kobietach, uprowadzone dzieci, spalone pola pszenicy. To jest straszna wojna. Ukraińcy zrozumieli, że nie mogą czekać, aż wszystko zamieni się w pustynię. Trzeba rozpocząć coś innego, zanim nienawiść zagarnie całą przestrzeń.

My proponujemy przyjaźń. Tu są zbędne wielkie przemówienia. Jesteśmy tu i teraz z wami. Powstały grupy robocze. Zobaczymy, w jaki sposób moglibyśmy pomóc zabiezpieczyć dobra kultury, w psychologicznym leczeniu dzieci. W ramach MEAN przewieźliśmy do Włoch 78 dzieci z matkami na miesięczne pobyty poza strefą wojny. Staramy się przygotować partnerstwa między miastami ukraińskimi i włoskimi. Burmistrz Kijowa napisał list do Związku Miast Włoskich, żeby zaproponować właśnie takie partnerstwa. To jest jakiś owoc naszego działania. To jest właśnie konkretny pacyfizm: zachęcić miasta do braterstwa i partnerstwa.

KAI: Czy do tego procesu pokojowego udało się Wam włączyć też Rosjan?

RB: Jeszcze nie. W ubiegły piątek (8 lipca) na placu przed katedrą w Mediolanie manifestowały osoby, określające się jako Grupa Wolnych Rosjan. Było ich sporo. Rosyjscy dysydenci zaczynają protestować, manifestować. To była demonstracja przeciwko wojnie i putynizmowi. Machali białymi flagami z niebieskim pasem. Odcinali czerwony pasek na fladze mówiąc, że ten kolor symbolizuje krew, jaką rozlewają Putin i jego reżim na Ukrainie. Coś zaczyna się dziać, chociaż jest to bardzo trudne.

KAI: 11 lipca Kościół katolicki wspomina św. Benedykta, patrona Europy.

RB: Wybraliśmy dzień 11 lipca właśnie z tego powodu. Święty ten umiał odnaleźć duchowe korzenie ludów europejskich. Ponad różnicami językowymi, odmiennymi tradycjami potrafił on zjednoczyć ludzi, przemierzając kontynent i zakładając klasztory w różnych jego częściach. 11 lipca to także rocznica masakry w Srebrenicy w 1995 roku w czasie wojny na Bałkanach. Zamordowano wtedy w bestialski sposób 8 tysięcy osób. To się działo na oczach obserwatorów europejskich, żołnierzy ONZ. To dzień wielkiej refleksji, przypominający nam o upadkach Europy i organizacji międzynarodowych, które muszą się zmienić i zreformować.

KAI: W ostatnich dniach pojawiają się komentarze dotyczące ewentualnego udzielenia pomocy Putinowi, aby “wyszedł z twarzą” z tej wojny. Czy po jego barbarzyństwach podczas jej trwania można myśleć o czymś takim w procesie budowania pokoju?

RB: Rosja sowiecka była autorką ohydnych zbrodni przeciwko ludzkości. Niemcy, które w latach II wojny światowej również dopuściły się podobnych zbrodni, postawiły przed sądami po wojnie 1500 sprawców. Po upadku Związku Sowieckiego wytoczono procesy 27 osobom. Rosja nie stanęła w prawdzie wobec swojej strasznej historii. To kraj, który nigdy nie poznał demokracji. Jako katolik modlę się, żeby Putin zmienił swój sposób myślenia, swoje serce.

KAI: Czy bycie rozjemcami, budowniczymi pokoju jest jakimś rozwiązaniem dla “trzeciej wojny światowej w kawałkach”, o której często mówi papież Franciszek?

RB: Papież dodał nam odwagi, mówiąc, że pokój nie nastanie, jeśli narody nie zaprzyjaźnią się ze sobą. My próbujemy pójść tą drogą, budować relacje przyjaźni. W Europie nie wystarczy program wymiany studentów Erasmus. Potrzeba czegoś więcej. Nie wystarczą tanie linie lotnicze, żeby podróżować za małe pieniądze. Potrzebne są sytuacje, wydarzenia, w których na przykład Włosi spotkają się z Polakami, Polacy z Francuzami, a oni wszyscy z Ukraińcami, żeby stworzyć więzi, które będą w stanie trwać latami, które pozwolą na otwartą konfrontację. Papież przypomina nam, że pokój buduje się w przyjaźni między narodami.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.