Drukuj Powrót do artykułu

„Papa-lotto” – w jakim miejscu jest Kościół?

09 marca 2013 | 14:05 | ks. Przemysław Śliwiński i Krzysztof Tomasik / br Ⓒ Ⓟ

Przyszły papież niekoniecznie musi być z Włoch. Dziś bardziej ocenia się osobowość i zdolności danego kardynała – uważa Diego Contreras, szef agencji Rome Reports informującej o życiu papieża, Stolicy Apostolskiej i religii.

Jego zdaniem tzw. „papa-lotto” to dla prasy dobra okazja, aby zobaczyć, w jakim miejscu jest i czym naprawdę żyje Kościół. „Wystarczy spojrzeć w listę papieży, których mieliśmy w ostatnich 150 latach. Wszyscy święci albo co najmniej Słudzy Boży. To ważny kontekst, bo często patrzymy na Kościół ze zbyt bliskiej odległości, aby widzieć, jak dobrych czasów w jego dziejach doczekaliśmy” – powiedział Contreras w rozmowie z KAI.
 
KAI: Czy Włosi oczekują papieża ze swojego kraju?

Diego Contreras: – Myślę, że nie. Każdemu podobałby się papież z jego kraju, ale nie obserwuję tej tendencji, zarówno wśród Włochów, jak i w prasie. Papiestwo jest pewnym misterium Kościoła, tak więc naprawdę narodowość nie odgrywa kluczowej roli. Widzimy zresztą, że niektórzy włoscy watykaniści wręcz z przesadą piszą o szansach kardynałów amerykańskich. Dziś bardziej ocenia się osobowość i zdolności danego kardynała.

KAI: W jaki sposób media prezentują przygotowania do konklawe?

– Z pewnością, konklawe to moment szczególny, i dla Kościoła, i dla środków przekazu, ze względu na jego znaczenie i aurę, pełną scenerii, symboli, treści. Z tego powodu, dla dziennikarza konklawe jest jednym z tych momentów, które chce nie tylko śledzić, ale obsługiwać zawodowo. Również, mniej więcej od śmierci Jana Pawła II, widzimy w prasie międzynarodowej wzrost zainteresowania tematyką Kościoła, który ma jednak charakter agresji wobec Kościoła i jego nauczania, co ma oczywiście związek ze zmianami społecznymi. I trzeci składnik, to okoliczności tegorocznego konklawe: sposób zakończania pontyfikatu, czyli dobrowolna rezygnacja.

KAI: Ale jest też inna nowość: nowe media i nowe technologie…

– Z punktu widzenia komunikacji Kościoła, to ważne, bo właśnie za pontyfikatu Benedykta XVI nastąpił rozwój mediów społecznościowych, poprzez które komunikowanie stało się naprawdę globalne. Co więcej – każdy z nas może stać się nadawcą, jakakolwiek osoba może utworzyć wiadomość o zasięgu światowym, to wywarło wpływ i na pontyfikat, i na jego zakończenie w ostatnich tygodniach.

KAI: Jak oceniłby Pan stosunek mediów włoskich do pontyfikatu Benedykta XVI?

– Benedykt XVI musiał przezwyciężyć wiele stereotypów. Przecież jego pontyfikat zaczął się od niekorzystnej oceny medialnej. Myślę jednak, że włoska prasa dobrze znała kard. Josepha Ratzingera, gdyż dziennikarze włoscy o wiele lepiej znają świat watykański, śledzą go z większą uwagą. Dla nich kard. Ratzinger nie był „inkwizytorem”, ale inteligentnym kardynałem-erudytą. Myślę, że był to pontyfikat „pod prąd”, w wielu aspektach. Można powiedzieć, że nie miał niestety pełnego poparcia, nie mogąc liczyć na pełną współpracę ze strony Kurii Rzymskiej w tym sensie, że jego wielkość intelektualna, jego nauczanie, nie były odpowiednio przetrawione przez machinę kurialną. Ale percepcja pontyfikatu przez media, starające się o obiektywizm ostatecznie była bardzo pozytywna. Zdały one sobie sprawę, że nauczanie papieża jest naprawdę bardzo bogate, a teraz musimy je lepiej zrozumieć i pogłębić.

KAI: Jak Pan ocenia inicjatywę kardynałów amerykańskich, którzy organizowali briefingi dla dziennikarzy ze swojego kraju: chyba zdali sobie sprawę, że osiągnęli odwrotny sukces do zamierzonego?

– To jeden z problemów, który być może należy przemyśleć. Konferencje nie zostały zakazane przez kurię, gdyż kuria nie ma żadnej władzy nad kardynałami, nie było także żadnego głosowania. Zwyciężyło u Amerykanów poczucie, że lepiej zrezygnować z tych briefingów. W rzeczywistości, pomysł był dobry. Kardynałowie są przecież ludźmi inteligentnymi i wiedzą, co można powiedzieć, a czego nie. Problem polegał na tym, że briefingi organizowali tylko kardynałowie amerykańscy. To spowodowało, że w obiegu informacji, które otrzymywała opinia publiczna, dominowali Amerykanie i dla zrównoważenia należało z tego zrezygnować, aby nie powstało wrażenie, że kardynałowie amerykańscy mają jakąś specjalną pozycję ponad innymi. Innym rozwiązaniem było zobligowanie wszystkich kardynałów do tego, co robili Amerykanie. Ale nie wszyscy kardynałowie mają tę wrażliwość na media, która cechuje purpuratów z USA. Jednak takich pomysłów nie wdraża się w tak gorącym czasie. Kiedy ktoś trafia do szpitala, nie czas wtedy na modyfikowanie jego sposobu pracy. Ale sądzę, że w przyszłości można tę sprawę przemyśleć. Może takie wspólne wystąpienia kardynałów, otwarte dla wszystkich byłyby czymś dobrym. Jest duży zakres informacji i tematów, które można przed konklawe przekazywać.

KAI: Z komentarzy publicznych kardynałów przewija się często potrzeba reformy Kurii Rzymskiej. Jakie jest obecnie najpilniejsze zadanie dla nowego papieża i Kościoła?

– Zrobiłem sondaż wśród moich studentów, pochodzących z różnych krajów z całego świata. Za pierwsze zadanie nowego papieża uznali nową ewangelizację, drugie: formację księży, a jako trzecie wymieniono reformę Kurii. Osobiście uważam, tak jak wiele innych osób, że jest to konieczne. Kuria Rzymska powinna zmienić się, aby służyć papieżowi, dostosować się do współczesnych warunków, które nie są te same, co 50 lat temu, aby spełnić swój cel, czyli jeszcze skuteczniej służyć Ojcu Świętemu. Ale nie znaczy to, abyśmy naiwnie mówili, że reforma Kurii rozwiąże wszystkie problemy Kościoła.

KAI: Czy zgadza się Pan z zarzutem dominującego europocentryzmu w kwestii wyboru papieża? Często krytykuje się Kościół, że jest mniej wrażliwy na problemy katolików Ameryki Łacińskiej, Azji czy Afryki, a przecież to tam kwitnie chrześcijaństwo a nie na Starym Kontynencie…

– Nie byłbym tak krytyczny. Z tym europocentryzmem trochę się przesadza. Nawet w Kurii Rzymskiej, co najmniej połowa ludzi tam pracujących stanowi przekrój całego świata. Obecnie mamy do czynienia z wizją jednak globalną i powszechną Kościoła. Czy należy zamknąć się na europocentryzm? A może jednak uczynić go punktem wyjścia. Obserwator z Europy ma wykształcenie pozwalające na zrozumienie również innych kultur. Dominująca w mediach kultura północnoamerykańska to jednak owoc kultury europejskiej, podobnie jak kultura Ameryki Łacińskiej. A więc, kultura europejska nie jest wyalienowaną, wyjątkową kulturą na świecie. Może być natomiast doskonałym instrumentem do zrozumienia innych kultur. W europocentryzmie nie możemy zamykać się na pozostałe kultury. Z pewnością, przedstawiciele innych kultur są zdumieni inną sprawą, że w kulturze europejskiej dominuje negatywna wizja Kościoła, nieobecna w innych częściach świata.

KAI: Jak relacjonować konklawe w obliczu tak wielu narracji o charakterze spekulacyjnym, które dostrzegamy w prasie?

– Dziennikarz, kimkolwiek jest: katolik, niekatolik, przede wszystkim powinien dobrze wykonywać swój zawód. Szuka on źródeł, danych, opowiada, analizuje, biorąc za punkt wyjścia rzeczywiste elementy i umie odróżnić je od tego, co jest hipotezą albo nieuprawnioną spekulacją. W wypadku konklawe, to jest bardzo ważne. Kiedy mamy do czynienia z małym przepływem informacji ze strony instytucji pojawia się duże ryzyko stworzenia narracji równoległej. Ale można tego uniknąć, uczciwie uprawiając swój zawód, odróżniając fikcję od rzeczywistości. To może być nawet zniechęcające, gdy dziennikarz widzi, ile innych informacji „rzekomo pominiętych” – w rzeczywistości spekulacji, znajduje się w porannej prasie. Chcąc uczciwie wykonywać swą pracę musisz się uodpornić na to, że ktoś inny, mniej uczciwy, osiąga „sukces”.

KAI: Wiemy dobrze, że wkrótce po „Habemus papam”, życiorys nowego papieża będzie perfekcyjnie przeegzaminowany i zlustrowany przez prasę. Nie jest tajemnicą, że najlepszy scenariusz dla prasy nieprzyjaznej Kościołowi to „papież zamieszany w skandal”, i to niekoniecznie skandal prawdziwy. Jak uniknąć takiego scenariusza? Jak w dzisiejszych czasach zmierzyć się z tym problemem?

– Pierwszą rzeczą jest prawda i transparentność. Prasa kocha „odkrywać”. Mała rzecz, nawet niewiele znacząca, odkryta przez media, może stać się medialnym newsem. Po wyborze Benedykta XVI uderzyło mnie to, jak prasa opisała mało ważny epizod z wczesnej młodości Josepha Ratzingera, gdy został on obowiązkowo wcielony do faszystowskiej organizacji młodzieżowej i na tej podstawie zrobiono z niego „ papieża-nazistę”.

KAI: Kard. Ratzinger jeszcze przed wyborem opisał zresztą ten epizod w swojej autobiografii „Moje życie”…

– Podkreślam – należy być transparentnym i unikać zajmowania się „rzekomymi” skandalami. Dziennikarze często używają wobec biskupów bardzo mocnego słowa „ukrywać” kiedy zajmują się nadużyciami seksualnymi księży. Tym samym robi się z biskupów wręcz współsprawców. Musimy zdawać z tego sprawę i być bardzo ostrożni.

KAI: A więc problem nadużyć będzie brany pod uwagę przez kardynałów przy wyborze nowego papieża?

– Myślę, że ten element wpłynie na wybór papieża.

KAI: Czy ma Pan swojego faworyta wśród kardynałów?

– Jest wielu kardynałów, którzy mają doskonałe przygotowanie i ciekawe osobowości. Wolę nie wskazywać jednego, bo potem mogę czuć się jak kibic, którego drużyna przegrywa mecz. Wolę przygotować się na niespodziankę. Idąc na Plac św. Piotra, wolę nie iść tam z pytaniem, czy wygrałem loterię, czy nie.

KAI: Z drugiej strony, to ciekawe, że tzw. „ papa-lotto” to w sumie okazja do zapoznania się z kardynałami. Okazuje się, jak wiele osobowości, jak wielu ludzi dużego formatu jest w Kościele.

– Faktycznie. Dla prasy to jest dobra okazja, żeby zobaczyć, w jakim miejscu jest i czym naprawdę żyje Kościół. Wystarczy spojrzeć na listę papieży, których mieliśmy w ostatnich 150 latach. Wszyscy święci albo co najmniej Słudzy Boży. To ważny kontekst, bo często patrzymy na Kościół ze zbyt bliskiej odległości, aby widzieć, jak dobrych czasów w jego dziejach doczekaliśmy.

KAI: Jakie życzenia skierowałby Pan do nowego papieża, kimkolwiek będzie?

– Życzę mu, by potrafił dobrać odpowiedni zespół współpracowników.

Rozmawiali: ks. Przemysław Śliwiński i Krzysztof Tomasik

***

Diego Contreras, profesor wydziału komunikacji społecznej Papieskiego Uniwersytetu Santa Croce w Rzymie i szef agencji Rome Reports informującej o życiu papieża, Stolicy Apostolskiej i religii.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.