Drukuj Powrót do artykułu

Papież do migrantów: Zawsze noszę was w sercu

04 kwietnia 2022 | 04:00 | st, kg, pb (KAI) | Hal Far Ⓒ Ⓟ

Zawsze noszę was w sercu i jesteście zawsze obecni w moich modlitwach – zapewnił migrantów papież Franciszek. Spotkał się z nimi w Centrum Laboratorium Pokoju im. Jana XXIII w Hal Far. Był to ostatni punkt programu jego dwudniowej podróży apostolskiej na Maltę.

Powitany przez założyciela ośrodka, 91-letniego franciszkanina, o. Dionysiusa Mintoffa, Ojciec Święty wysłuchał dwóch świadectw. Jako pierwszy głos zabrał Nigeryjczyk Daniel Jude Oukeguale, którego wędrówka ze stron rodzinnych na Maltę pięć lat temu trwała ponad trzy tygodnie w strasznych warunkach, m.in. przez pustynię.

„Opuściłem swe miasto rodzinne pięć lat temu i po trzynastu dniach podróży przybyliśmy na pustynię. Przemierzając ją widzieliśmy trupy ludzi i zwierząt, spalone samochody i wiele pustych pojemników na wodę. Po ośmiu dniach tej traumatycznej wędrówki przez pustynię dotarliśmy do Libii” – rozpoczął swe wspomnienia Nigeryjczyk. Później były dalsze dramatyczne przeżycia, łącznie z pierwszą nieudaną próbą dotarcia do Europy. Dopiero po prawie dziesięciu miesiącach pobytu w Libii, ogarniętej walkami partyzanckimi, udało mu się wylądować w Tunezji po podróży, z której ocalał tylko on i i drugi pasażer.

„Prawie straciłem nadzieję i w owym czasie kładłem się spać, licząc na śmierć” – wyznał młody uchodźca. Ostatecznie jednak znalazł się wśród uśmiechniętych ludzi. W tunezyjskiej miejscowości Zarzis organizacje pozarządowe dały im jedzenie, ubranie i schronienie. W tych trudnych, ale bardziej znośnych warunkach odkrył w sobie zdolności do rysowania, zaczął też współpracować z miejscowym artystą. Chciał zarobić na dalszą podróż i tym razem, po trzech dniach rejsu na morzu, przybił do Malty – za szóstym razem od opłacenia kolejnych przemytników.

Łzy radości szybko jednak ustąpiły smutkowi z powodu umieszczenia w obozie dla uchodźców na prawie pół roku. „Pytałem Boga: «Dlaczego?», czasem płakałem, czasami chciałem umrzeć, zastanawiałem się, czy moja podróż morska nie była błędem. Dlaczego ludzie tacy jak ja muszą być uważani za wrogów czy przestępców a nie za braci?” – mówił dalej Daniel.

Powiedział, że on i inni mieszkańcy ośrodka trafili do tego miejsca w Hal Far, gdzie odbywa się to spotkanie. „Potrzebowałem czasu, aby się przystosować, to zatrzymanie pozbawiło mnie nawet chęci marzenia, ale po kilku tygodniach nastrój się zmienił, zacząłem przyjmować codzienność z nową nadzieją i mogę powiedzieć, że teraz moje życie bardzo się poprawiło dzięki wsparciu ze strony osób, które mi pomogły” – wyznał Nigeryjczyk. Dodał, że stale myśli „o swych braciach i siostrach, ciągle jeszcze zamkniętych i pytam, kiedy także oni uzyskają wolność”.

Drugie świadectwo wygłosił złożył Siriman Coulibaly z Burkina Faso, który – jak zaznaczył – mieszka na Malcie od czterech lat, a jego żona spodziewa się obecnie dziecka. Zapewnił, że „nikt z nas nie opuszcza swej ojczyzny z braku miłości do własnego kraju; przeciwnie – nasze podróże rozpoczynają się w nadziei znalezienia bezpiecznego miejsca”. Uciekamy od wojny, od konfliktów pełnych przemocy, łamania praw człowieka. Mało kto zdaje sobie sprawę, że „również my nosimy marzenie w swych sercach, aby żyć w miejscu, w którym przemoc jest nie do pomyślenia, w którym osoby są akceptowane w całej swej różnorodności i takimi, jakimi są” – stwierdził Coulibaly. Dodał, że ich marzenie nazywa się „wolność i demokracja”, a uchodźcy wierzą w to i wielu z nich myślało, że Europa jest tego rodzaju miejscem.

Ale niestety wielu z nas nie jest postrzeganych w pełni swego człowieczeństwa – skarżył się świadek. Przyznał, że są osoby, które doceniają ich walkę i pomagają im w znalezieniu bezpiecznego schronienia, ale inni wykorzystują tę bezradność osób walczących o lepsze życie. Kobiety, dzieci i nieletni bez opieki łatwo stają się ofiarami wykorzystywania i nadużyć i nie są traktowane z godnością, na jaką zasługuje każda osoba. „Wielu z nas doświadczyło na własnej skórze, że nie zawsze można cieszyć się tą godnością ludzką” – stwierdził z ubolewaniem Afrykańczyk. Dodał, że dla wielu oznaczało to lata cierpień i niepewności, a pełne poszanowanie wszystkich praw człowieka jest walką o wyższe ideały, która trwa w wielu krajach.

Coulibaly odniósł się m.in. do sposobu, w jaki traktuje się tych szczęśliwców, którzy – tak jak on – zdołali osiągnąć bezpieczeństwo i przetrwać długi okres, niewiele wiedząc, żyjąc w niepewności tego, co przyniesie najbliższa przyszłość. Są osoby, których prośby odrzucono i nie mogą wrócić do swego kraju, gdyż jest tam jeszcze większe zagrożenie dla nich, osoby bez dokumentów, dla których nigdzie nie ma miejsca, mając niewiele praw albo żadnych. Nie są to tylko historie lub liczby, „ale to jesteśmy my, osoby z krwi i kości, z twarzami, niektórzy z rozbitymi marzeniami, inni, którzy jednak zdążyli je zrealizować” – tłumaczył.

Zwracając się wprost do Ojca Świętego, zaznaczył, że zna jego świadomość wszystkich tych sytuacji i że jest on głosem „naszej walki” oraz że jego miłość „nie jest tylko służbą w słowach, ale jest szczera i dlatego jesteśmy tutaj razem w Hal Far z moimi braćmi i siostrami oraz z przedstawicielami organizacji, które pomagają tu, na Malcie”. Podziękował Franciszkowi za to, co robi dla nich, za jego miłość i szacunek „do naszych marzeń i dążeń”. „Twoja miłość jest życiem dla nas. Dziękujemy” – zakończył Coulibaly.

W swoim przemówieniu papież przypomniał swoje słowa wypowiedziane w ubiegłym roku na Lesbos: „Jestem tu po to, aby powiedzieć, że jestem blisko was… Jestem tu, aby zobaczyć wasze twarze, aby spojrzeć w wasze oczy”. – Od dnia, w którym udałem się na Lampedusę, nigdy o Was nie zapomniałem. Zawsze noszę was w sercu i jesteście zawsze obecni w moich modlitwach – zapewnił Franciszek.

Życzył Malcie, aby dla docierających do jej wybrzeży zawsze była naprawdę „bezpieczną przystanią”. Przypomniał, że „tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci na przestrzeni minionych lat doświadczyło rozbicia statku na Morzu Śródziemnym”. Ale dokonuje się przy tym również „katastrofa cywilizacji, która zagraża nie tylko uchodźcom, lecz nam wszystkim”, która „grozi zatopieniem okrętu naszej cywilizacji”.

Uchronić się przed nią można „postępując po ludzku”, czyli „patrząc na osoby nie jak na liczby”, ale ma ich twarze i historie, , a także „myśląc, że zamiast tej osoby, którą widzę na łodzi lub na morzu, w telewizji albo na zdjęciu, mógłbym być ja, mój syn lub moja córka…”. – Módlmy się za tych braci i siostry, którzy narażają swoje życie na morzu, szukając nadziei – wezwał Franciszek, obejmując myślą także tysiące „osób, które w minionych dniach zostały zmuszone do ucieczki z Ukrainy z powodu wojny” oraz „wielu innych mężczyzn i kobiet, którzy w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów i ziemi w Azji, Afryce i obu Amerykach”.

Ojciec Święty zauważył, że doświadczenie opuszczenia domu i oderwania się od swoich korzeni „pozostawia głęboką ranę na drodze wzrostu młodego mężczyzny, młodej kobiety”. – Potrzeba czasu, aby uleczyć tę ranę; potrzeba czasu, a przede wszystkim doświadczeń bogatych człowieczeństwem: spotkań z gościnnymi ludźmi, którzy umieją słuchać, rozumieć, towarzyszyć. A także bycia razem z innymi współtowarzyszami podróży, dzielenia się, wspólnego dźwigania ciężaru… To pomaga zabliźnić rany – wskazał papież. Dlatego tak ważne jest, aby ośrodki recepcyjne były „miejscami człowieczeństwa”.

Podkreślił, że „na każdym kontynencie są ludzie i społeczności, które podejmują [to] wyzwanie, świadome, że rzeczywistość migracyjna jest znakiem czasów, w których stawką jest cywilizacja”. – A dla nas, chrześcijan, stawką jest także wierność Ewangelii Jezusa, który powiedział: „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”. Tego nie da się stworzyć w jeden dzień! Potrzeba czasu, dużo cierpliwości, a przede wszystkim miłości, wyrażającej się w bliskości, czułości i współczucia, tak jak miłość Boga wobec nas – stwierdził Franciszek.

Podzielił się swoim marzeniem, aby „migranci, doświadczywszy przyjęcia bogatego w człowieczeństwo i braterstwo, mogli osobiście stać się świadkami i animatorami przyjęcia i braterstwa”. – Myślę, że to bardzo ważne, aby w dzisiejszym świecie migranci stali się świadkami wartości ludzkich niezbędnych do godnego i braterskiego życia. Są to wartości, które nosicie w sobie, które należą do waszych korzeni. Kiedyś po zabliźnieniu się rany rozdarcia, wykorzenienia, będziecie mogli wydobyć to bogactwo, które nosicie w sobie, niezwykle cenne bogactwo ludzkości, i podzielić się nim ze wspólnotami, w których jesteście przyjęci, i ze środowiskami, w które włączacie się. To jest droga! Droga braterstwa i przyjaźni społecznej. W tym tkwi przyszłość rodziny ludzkiej w zglobalizowanym świecie – powiedział papież.

Ponownie podkreślił, że migranci nie są „liczbami, lecz ludźmi z krwi i kości, twarzami, marzeniami, czasem zawiedzionymi”. – Od tego właśnie możemy i musimy zacząć na nowo: od osób i ich godności. Nie dajmy się zwieść tym, którzy mówią: „Nic nie możemy zrobić”, „te problemy nas przekraczają”, „ja będę zajmował się swoimi sprawami, a inni niech sobie radzą”. Nie. Nie wpadajmy w tę pułapkę. Odpowiedzmy na wyzwanie migrantów i uchodźców stylem życzliwości, rozpalmy ogniska braterstwa, wokół których ludzie będą mogli się ogrzać, podnieść, rozpalić nadzieję. Umacniajmy tkankę przyjaźni społecznej i kulturę spotkania, zaczynając od miejsc takich jak to, które na pewno może nie są doskonałe, ale są „laboratoriami pokoju” – wskazał Ojciec Święty.

Następnie wraz z kilkoma przedstawicielami migrantów papież zapalił świece przed figurą Matki Bożej. Wypowiedział też słowa modlitwy: „Panie Boże, Stwórco wszechświata, źródło wolności i pokoju, miłości i braterstwa, Ty stworzyłeś nas na Twój obraz i napełniłeś nas wszystkich Twym życiodajnym tchnieniem abyśmy się stali uczestnikami Twej boskiej komunii. Nawet, gdy złamaliśmy Twoje przymierze, Ty, nie pozostawiłeś nas w mocy śmierci, lecz w Twoim nieskończonym miłosierdziu zawsze wzywałeś nas, byśmy wrócili do Ciebie i żyli jako Twoje dzieci. Wlej w nas Twego Ducha Świętego i daj nam nowe serce, zdolne do wysłuchania, często milczącego krzyku naszych braci i sióstr, którzy utracili ciepło domu i ojczyzny. Spraw, abyśmy mogli dawać im nadzieję poprzez ludzkie spojrzenia i gesty. Uczyń nas narzędziami pokoju i konkretnej miłości braterskiej. Uwolnij nas od lęków i uprzedzeń, aby ich cierpienia uczynić naszymi i wspólnie walczyć z niesprawiedliwością; aby mógł powstać świat, w którym każdy człowiek jest szanowany w swojej nienaruszalnej godności, tej, którą Ty, Ojcze, w nas złożyłeś, a Twój Syn uświęcił na zawsze. Amen”.

Na zakończenie spotkania Franciszek zostawił w prezencie wizerunek Matki Bożej Dobrego Odpoczynku (Madonna del Buon Riposo), wykonany współcześnie przez artystów włoskich ze szklanej ceramiki techniką nawiązującą do prastarej tradycji.

Obraz kojarzy się z cudownym wizerunkiem Maryi „od Dobrego Odpoczynku”, czczonym przez rzymian od pierwszych lat XV wieku w oratorium pod tym samym wezwaniem, znajdującym się na tyłach Watykanu na via Aurelia. W rzeczywistości jednak inspiracją dla niego była równie popularna, jeśli nie bardziej, ikonografia Madonny od Dobrego Odpoczynku, namalowana przez Roberto Ferruzziego (1853-1934). Najsłynniejsze jego dzieło to obraz bardzo młodej dziewczyny przytulającej do siebie śpiące dziecko, znany pod różnymi tytułami, najczęściej jako „Madonnina” (Mała Madonna), ale też „Madonna z ulicy”, „Madonna Czułości” i „La Zingarella” (Cyganeczka).

Jako „Matka Boża od Dobrego Odpoczyku” obraz Ferruzziego ma niezwykłą historię. Jej autor był Włochem urodzonym w Szybeniku w Dalmacji (dzisiejsza Chorwacja), ale już w dzieciństwie przeniósł się z rodziną do Włoch. Tam też kształcił się w pracowniach malarskich najpierw w Wenecji, potem w Torreglia di Padova. I to właśnie w tym drugim miasteczku powstało jego najbardziej znane dzieło, które jako „Macierzyństwo” zdobyło główną nagrodę na II Biennale w Wenecji w 1897 roku.

Ferruzzi namalował je 10 lat wcześniej, a pozowała mu wówczas 12-letnia Angelina Cian, tuląca do siebie śpiącego braciszka Giovanniego – dzieci jednej z rodzin uciekinierów przed toczącymi się wówczas na Półwyspie Apenińskim wojen w czasie tzw. Risorgimento (Powstanie). Prawdopodobnie młodego malarza tak bardzo urzekło piękno i niewinność tej sceny, że postanowił przenieść ją na płótno, zyskując wkrótce dzięki temu dziełu sławę światową. Przyczyniła się do tego także seria reprodukcji fotograficznych obrazu, dokonanych w pracowni Braci Alinarich z Florencji. Ich wysiłek miał dodatkowy szczęśliwy wymiar, gdyż dzięki tym reprodukcjom ocalał sam wizerunek, który szybko stał się „maryjny”, gdyż jego oryginał zaginął w 1914 roku.

Zwykła słodycz Maryi Panny z Dzieciątkiem śpiącym w Jej ramionach była szczególnie bliska i droga wiernym tak, iż również do tej ikonografii można było łatwo odnieść modlitwę ułożoną w 1958 roku przez Piusa XII do „Matki Bożej Dobrego Odpoczynku” z via Aurelia. Modlitwa ta od pierwszych słów nadaje szczególne znaczenie temu kolejnemu „atrybutowi” maryjnemu: „Panno błogosławiona, która pod wezwaniem Odpoczynku przypominasz nam wspomagającą pobożność, z jaką Twe macierzyńskie serce jest otwarte na Twoje dzieci, wysłuchaj naszej modlitwy. (…) Niech dzięki Twemu potężnemu wstawiennictwu, Maryjo, umysły i serca znajdą odpoczynek w oddaniu się woli Ojca niebieskiego. (…) Niech chroniony przez Ciebie, Maryjo, spokój nie zabrzmi dla nas jak puste słowo pośród zamętu ziemskiego. Będzie to odpoczynek silnych i czujnych przeciw wrogim siłom, z dala od zepsucia świata”.

Przed odjazdem na lotnisko papież dłuższy czas spędził pośród migrantów, witał się z nimi i rozmawiał.

Pełny tekst papieskiego przemówienia publikujemy TUTAJ.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.