Drukuj Powrót do artykułu

Papież pełen pokory. 33 dni pontyfikatu Jana Pawła I

04 września 2022 | 20:10 | Wydawnictwo Esprit Ⓒ Ⓟ

Sample Wydawnictwo Esprit

Już 4 września Kościół beatyfikuje papieża Jana Pawła I.  Jego nagła śmierć wywołała wiele spekulacji i domysłów. Sam papież w trakcie krótkiego pontyfikatu zaczął wprowadzać w struktury Kościoła wiele istotnych zmian. Ksiądz Jacek Skrobisz, autor biografii Albino Lucianiego pt. „Pokora. Historia życia Jana Pawła I” konfrontuje się z różnymi teoriami i wskazuje, co było prawdziwą siłą papieża Jana Pawła I.  Stawia również ważne pytanie – czy bez tego krótkiego pontyfikatu kardynałowie odważyliby się wybrać na papieża kogoś z Europy Wschodniej? 

Przyszły papież urodził się w domu. Przyszedł na świat w bardzo ubogiej izbie, w której Maria Fiocco, kuzynka Lucianich i jednocześnie położna, zaniepokojona komplikacjami przy porodzie i bardzo słabym zdrowiem noworodka, zdecydowała się go ochrzcić. Nie było czasu, aby wezwać księdza, a tym bardziej biec do kościoła. Trzy dni później miejscowy proboszcz już w świątyni uznał ważność chrztu z wody i dopełnił ryt sakramentu. Wraz z narodzeniem Albino nie zniknęły problemy utrzymania rodziny. I nie chodziło bynajmniej o zbudowanie nowego domu lub zakup wyposażenia. Rodzinie z Forno di Canale, powiększonej o nowo narodzone dziecko, brakowało na chleb. W 1913 roku ojciec przyszłego papieża ponownie wyjechał za granicę, tym razem aż do Argentyny. Poważnie zastanawiał się wraz z żoną nad emigracją.

Kres planom emigracyjnym położył wybuch wojny. Giovanni Luciani znalazł w tym czasie pracę we Francji, potem w Szwajcarii, aż w końcu w 1925 roku, po latach tułaczki po świecie, zatrudnił się w małej centrali elektrycznej w Canale d’Forno. Zanim jednak to nastąpiło, jak wspomina Nina, młodsza siostra Albino, w domu często brakowało żywości. W latach 1917– 1918, po przejściu wojska niemieckiego, w domu Lucianich panował głód. Albino miał wtedy tylko pięć lat, ale dobrze pamiętał ten okres. Czasami udawał się do dziadków, żeby zjeść choćby jeden posiłek. Pewnego razu wraz z przyrodnią siostrą Pią postanowili żebrać o jedzenie wzdłuż głównej drogi. Kiedy mały Albino poprosił swoją mamę o worek, w który mogliby włożyć wyżebrane rzeczy, ta się rozpłakała. Tego dnia znaleźli tylko pół kartofla. Jako papież Jan Paweł I powrócił do tych trudnych dni podczas audiencji dla wiernych z diecezji Belluno-Feltre, 3 września 1978 roku. Powiedział wtedy: „Mogę was zapewnić, że w roku inwazji, w 1917 roku, a także potem, naprawdę cierpiałem głód; dlatego będę w stanie zrozumieć problemy tych, którzy są głodni”.

Ludzka twarz patriarchy Wenecji

Albino Luciani z pokorą przyjmował sytuacje, kiedy źle o nim mówiono lub czasami go izolowano, szczególnie wtedy, gdy w swoim sercu znajdował uprzywilejowane miejsce dla robotników.

Dnia 3 września 1978 roku, po wyborze na papieża, przyjął w Watykanie delegację seminarium i świata pracy, przypominając raz jeszcze, że robotnicy powinni być wysłuchani, szczególnie gdy mówią o problemach socjalnych. On sam chciał w tym względzie coś zrobić, ale – jak sam oceniał swoje działania – uczynił niewiele. To niewiele było jednak istotnym znakiem dla świata pracy. Nieraz starał się wspomóc potrzebujących. Pewnego dnia na ten cel sprzedał nawet osobiste pamiątki, a pieniądze przeznaczył dla ubogich.

Drogowskaz dla świata

17 marca 1978 roku został porwany, a następnie po pięćdziesięciu pięciu dniach zamordowany przez terrorystów z Czerwonych Brygad sześćdziesięciodwuletni Aldo Moro, przewodniczący partii Demokratów Chrześcijańskich, dwukrotny premier Włoch. 9 maja po anonimowym telefonie do policji rzymskiej znaleziono go martwego, z licznymi ranami postrzałowymi klatki piersiowej. W ten sposób zakończył się dość długi okres oczekiwania na uwolnienie polityka. Luciani dwukrotnie oficjalnie wypowiadał się na temat tej tragicznej śmierci. Pierwszy raz na łamach tygodnika „Gazettino”. Przypomniał, iż miał mało okazji, aby spotkać zmarłego osobiście. Śmierć tego znanego polityka zachęcała jednak do głębszej refleksji i do spojrzenia we własne serce, do odpowiedzi na pytanie o własną odpowiedzialność, jaką mamy wobec społeczeństwa, rodziny i wychowania młodzieży. Kilka dni później patriarcha zwrócił się z odważnym apelem do swoich diecezjan. Wszyscy wydają się poruszeni tą śmiercią – pisał – szuka się również przyczyn, socjalnych i społecznych. Wskazuje się na niedostateczną ochronę ważnych osób w państwie, na więzienia, w których skazańcy uczą się terroryzmu. Wspomniane czynniki oczywiście istnieją, ale nie są to przyczyny fundamentalne. Luciani dość odważnie wyliczył, co składa się dzisiaj na zakwestionowanie wartości moralnych, na relatywizm życia. Pamiętał, że jest pasterzem dusz, dlatego mówił o zniszczeniu rodziny przez rozwody, o złych skutkach środków antykoncepcyjnych oraz aborcji. Są to sprawy, które powodują zanikanie poczucia grzechu. Wydaje się, że istnieje tylko grzech w wymiarze społecznym, natomiast indywidualnie wszystko jest dozwolone. W bardzo emocjonalnym stylu Luciani stwierdzał dalej, że Bóg, który może czegoś zabronić, nie istnieje w świadomości współczesnego świata, dlatego wzrasta liczba młodych osób żyjących bez ślubu tak kościelnego, jak i cywilnego, plaga prostytucji, ostentacyjny homoseksualizm, liczba wydawnictw pornograficznych, zażywanie narkotyków. Wszystko to wspierane jest potężnymi środkami oraz korzyściami płynącymi z tego typu praktyk. Nie będzie można uwolnić się od terroryzmu, jeśli razem z przyczynami społecznymi nie zostaną usunięte działania przeciwne religii. Nie trzeba zapominać, że Wenecja w trudnych momentach swojej historii zwracała się do Pana, prosząc o przebaczenie grzechów i obiecując naprawienie życia i obyczajów. Gdyby dzisiaj jako biskup wygłosił podobne słowa, byłby natychmiast zaatakowany za wstecznictwo, niezrozumienie rzeczywistości oraz brak tolerancji. Widząc zagrożenia związane z rewolucyjnymi ideami, Luciani wzywał wszystkich ludzi do odpowiedzialności. Przypominał, iż nie wystarczy biernie obserwować i lamentować, widząc dziejące się zło. Namawiał szczególnie do odwagi nazywania rzeczy po imieniu. Z jednej strony trzeba potępiać zło, z drugiej nie zniechęcać się w czynieniu dobra.

Tekst na podstawie książki ks. Jacka Skrobisza pt. „Pokora. Historia życia Jana Pawła I”

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.