Drukuj Powrót do artykułu

Pielgrzymka Indian

25 lipca 2012 | 11:08 | mk / pm Ⓒ Ⓟ

Co rok, przez kilka lipcowych dni Sanktuarium św. Anny położone nad rozległym jeziorem Ste Anne, około 75 km na zachód od Edmonton, stolicy prowincji Alberty, wypełnia się tłumami Indian i Metysów.

Nikt nie prowadzi dokładnych statystyk przybywających tutaj pielgrzymów, ale wprawni w liczeniu tłumów policjanci z Królewskiej Konnej (RCMP) mówią o co najmniej 50 000 uczestnikach tego największego, a zarazem najbardziej pokojowego spotkania Indian Północnej Ameryki.

Wielopokoleniowe rodziny przyjeżdżają tu samochodami ciągnącymi przyczepy, na motocyklach, konno bądź w wozach pionierskich zaprzężonych w konie, quadami lub pieszo.

Przybywają ze wszystkich czterech stron świata: z całej Alberty, zza Gór Skalistych, z Północno-Zachodnich Terytoriów (North-West Territory), z regionów Jeziora Niewolniczego porośniętych gęstą puszczą i z bezkresnych prerii na południu, z miast i rezerwatów Manitoby, Sakatchewan, Ontario, a także z USA: Montany, Kalifornii, Arizony, Dakoty.

Śpią w namiotach, przyczepach lub wynajmują domki campingowe, ale rzadko zatrzymują się w małej, „białej” mieścinie położonej nad jeziorem. Przyjeżdżają do św. Anny, do „Babci”, jak ją nazywają. Chcą przy niej przez te kilka dni mieszkać, do niej się modlić, jej wypłakać, podziękować oraz dotknąć jej figury stojącej przy wejściu do sanktuarium. Babcia jest osobą w kulturze indiańskiej najbardziej godną szacunku i zaufania, skarbnicą życiowej mądrości. Stąd też popularność mamy Matki Bożej.

Pielgrzymi chcą też się wyspowiadać, wymodlić, pośpiewać, spotkać swoich, przybywających z innych stron. Chcą zanurzyć się i w Panu Bogu, i w swojej kulturze, przez białych dotąd niezrozumianej. Poczuć się u siebie.

Pielgrzymują na te wielkie doroczne rekolekcje Indianie Cree, Black Foot, Nakota, Blood, Dene, a także potomkowie Siedzącego Byka, wodza Siuxów. Zgodnie ze swoją naturą, ludzi wyczulonych na głos natury, zdążają do świętego jeziora.

Jezioro św. Anny, ogromna przestrzeń błękitu otoczonego zielenią łąk i lasów, nosiło przed nadejściem białych i chrześcijaństwa inną nazwę. W języku Cree – Manito Sahkahigan, Jezioro Ducha, a w języku Nakota, Wakamne, Jezioro Boga. Już wtedy Indianie, schodzący się tutaj na zbieranie jagód i letnie polowania na bizony, wierzyli, że jego wody leczą. W wizjach, otrzymywanych w czasie własnych, przedchrześcijańskich rytuałów widzieli jednak nad wodami kogoś, kto miał dopiero nadejść.

Europejscy traperzy i handlarze znaleźli drogę do jeziora podążając za Indianami, z którymi handlowali. Niejedna łódź traperska musiała tu zatonąć, bo ci pierwsi Europejczycy nazwali jezioro „Diabelskim”.

Za nimi jednak przyszli misjonarze. Pierwszym z nich był ks. JB Thibault , który na polecenie biskupa w 1844 roku wybudował tu mały kościółek misyjny pod wezwaniem św. Anny, świętej bardzo bliskiej wówczas Francuzom. Był to pierwszy katolicki kościół na wschód od Manitoby.

Tego samego roku, jesienią ojciec Thibault egzorcyzmował Jezioro w imię Trójcy Przenajświętszej, następnie pobłogosławił je uroczyście słowami „Duchu Boży, okryj to jezioro swoją mocą”, i zawierzył je św. Annie, matce Matki Bożej potwierdzając zarazem znaną już tradycję cudownych uzdrowień w wodach jeziora za jej przyczyną.

W 1855 roku pracę misyjną na terenie Kanady Północnej i Zachodniej przejęło zgromadzenie Oblatów Marii Niepokalanej i przez następne lata „kolebka chrześcijaństwa”, jak ją nazywają kronikarze, nad Jeziorem św. Anny pełniła funkcję ośrodka akcji misyjnej wśród Indian i Metysów. Stąd wędrowali misjonarze na północ, do okolic Małego Jeziora Niewolniczego, na zachód do Jasper w Górach Skalistych oraz na południe do Indian Black Foot i Indian Blood.

Z czasem jednak centrum misyjnego dowodzenia musiało przenieść się bliżej Edmonton i misja nad Jeziorem opustoszała.

Wiosną 1887 roku ostatni kapłan został odwołany z Lac Ste Anne na nową placówkę i wydawało się, że mały pionierski kościółek podzieli los podobnych mu niewielkich placówek położonych zdała od rosnących nowych osad i miast.

Święta Anna jednak czuwała.

Latem tego samego 1887 roku bliski doradca oblackiego biskupa St Albert, ks. Lestanc OMI odwiedził w rodzinnej Francji sanktuarium św. Anny w Auray, gdzie patronka objawiła mu się w swoim wizerunku z upomnieniem i pytaniem: „Dlaczego chcesz zamknąć moją misję?”.

Po powrocie do Kanady ks. Lestanc uprosił biskupa Grandin, znanego z pobożności, o dokonanie kilku nielogicznych z ludzkiego punktu widzenia posunięć, a mianowicie o rozbudowę misji, a nie zamykanie jej i na zezwolenie na zorganizowanie pierwszej pielgrzymki – z St Albert koło Edmonton do jeziora św. Anny.

Jako, że dalszy los misji był niepewny, a zarazem trwała ogromna susza, pielgrzymka, w której wzięło udział około trzydziestu białych z St Albert i czterdziestu zamieszkałych nad jeziorem Indian odbywała się w intencji dalszego trwania misji i uproszenia deszczu, o który zresztą zabiegali już nieskutecznie lokalni szamani. Deszcz spadł, a pielgrzymki, w obliczu licznych uzdrowień były z roku na rok liczniejsze.

Dwa razy sanktuarium zostało całkowicie zniszczone – raz przez ogień, raz przez tornado. Za każdym razem odżywało, odbudowane. W drugiej połowie XX wieku wystrój sanktuarium nabierał bardziej indiańskiego charakteru, z dużym tipi jako miejscem spowiedzi i Indiańskim Chrystusem nad ołtarzem.

Od początku w pielgrzymkach do Jeziora św. brali udział Polacy i Niemcy, Anglicy. Od lat 60. jednak liczba białych uczestników pielgrzymek wyraźnie zmalała, a indiańskich zdecydowanie urosła.

W tym roku widać też nowo przybyłych: coraz liczniejsze grupy Filipińczyków i Afrykańczyków, a także Hindusów i Pakistańczyków. Być może nie wszyscy tu przybywający są katolikami.

Wszyscy jednak, po Mszy św. i uroczystym błogosławieństwie wypowiedzianym nad wodami przez arcybiskupa, wchodzą do jeziora, płytkiego i przyjaznego w tym miejscu. Jedni po kostki, większość po kolana i wyżej, jedni na bosaka, inni w butach czy sandałach. Spodnie, spódnice, sukienki nasiąkają wodą, ale nikt nie zwraca na to uwagi.

W wody jeziora wchodzi też Indianin niosący procesyjny krzyż. Ustawia się kolejka do dotykania i całowania stóp Jezusa. W zielonkawe, miękkie fale wstępuje prowadzony przez starszą Indiankę arcybiskup w białej albie i ks. Kwiatkowski. Przez następne dwie co najmniej godziny będą, stojąc w jeziorze udzielali indywidualnego błogosławieństwa grupującym się wokół nich ludziom. Nieopodal stoją i modlą się trzymając za ręce całe rodziny. Po modlitwie napełniają zielonkawą wodą butelki – będą się nią ratować po powrocie do domu.

Ks. Leszek Kwiatkowski OMI, jest doświadczonym duszpasterzem Indian i pierwszym Polakiem – proboszczem sanktuarium św. Anny. Wielokrotnie przybywał tutaj z wiernymi ze swoich poprzednich parafii.

„To jest niewątpliwie miejsce święte i owoce tych pielgrzymek, zarówno duchowe i jak fizyczne, są niezwykłe. Te duchowe zwykle poznajemy w konfesjonale, te fizyczne nie są rejestrowane, bo Indianie są ludźmi bardzo ceniącymi prywatność. Nie wyobrażam sobie Indianina uleczonego z jakiejś choroby i przechodzącego cykl badań wymaganych dla uznania tego uleczenia za cud. Ale uleczenia są, najlepszy dowód to te kule wiszące na ścianie sanktuarium”.

Jedna z Indianek, artretyczka, która spędziła lata na wózku inwalidzkim, doznała takiego cudu. Została przywieziona na pielgrzymkę i chociaż nie chodziła do kościoła, to pozwoliła się najpierw zabrać na mszę, a później dała się wprowadzić do wody.

Zmiana nie była nagła, ale po miesiącu nie potrzebowała już opasek na kolanach i rękach, a później wózka. Ból ustąpił, zaczęła chodzić, wyzdrowiała. Wróciła do Kościoła i teraz odwdzięcza się Bogu. Kobieta jest niezwykle zaangażowana w pracę parafialną, zawsze można na nią liczyć.

W tym roku oprócz błagalnego, pielgrzymka ma wymiar dziękczynny. W październiku Benedykt XVI ma kanonizować bł. Kateri Tekakwitha, siedemnastowieczną indiańską dziewczynę, z pochodzenia pół – Alonquin, pół- Mohawk, której życie było pełne cierpienia, ogromnej modlitwy i zawierzenia Bogu. Będzie to pierwsza indiańska święta Północnej Ameryki.

Beatyfikowana w 1980 roku przez Jana Pawła II, bł Kateri stała się popularna nie tylko wśród indiańskich katolików, ale też i białych. Cud, który utorował jej drogę do świętości w Kościele, uratował białego chłopca.

Być może św. Kateri połączy białych katolików z Indianami tak, jak już od ponad półtora wieku łączą ich wody jeziora Św. Anny.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.