Drukuj Powrót do artykułu

Pierwsze dni w przedszkolu

05 października 2012 | 11:08 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ

Od poniedziałku zaczęłyśmy pracę w przedszkolu. Zderzenie z tutejszym systemem edukacji jest dość trudne. Panie nauczycielki są zainteresowane sobą nawzajem w 90%, a dziećmi w 10%. Maluchy się nudzą, wygłupiają, co niektóre śpią na ławkach, inne pełzają po podłodze jak dżdżownice. Kiedy któreś dziecko płacze, co zdarza się tu bardzo rzadko, to pani uspokaja je na zasadzie „nie płacz, bo cię zbiję”. Chyba nie biją, ale na dzieci to działa.

Z tego, co zauważyłam, zasada jest tu taka, żeby uczyć życia na pamięć. Dzieci wiedzą, że jak wchodzimy to trzeba powiedzieć: „Good Morning teacher! How are you?”. Albo kiedy leci samolot, to wybiegają z klasy, patrzą w niebo i nie krzyczą „samolot”, tylko: „transport powietrzny!”. Ich dziecięce mózgi, dzięki ciągłemu powtarzaniu tego samego tematu, kojarzą samolot tylko z jednym.

Maluchy potrafią doskonale policzyć do 20, ale mają ogromne problemy ze wskazaniem poszczególnych cyferek. Podobnie z kolorami. Pięknie śpiewają piosenkę o barwach (no bo przecież: „jak nie będziesz śpiewał, to cię zbiję!”), bez problemu nazywają kolory wskazane przez panią na tablicy, ale na wyrywki idzie im to już bardzo opornie. Podobne przykłady można by mnożyć bez końca. Taka metoda nauczania powoduje, że dzieci nie mają w sobie żadnej „elastyczności”, np. same z siebie w ogóle nie umieją dziękować. Ciężko jest nauczyć się na pamięć sytuacji, w jakich powinno się to zrobić. Cóż są to błędy systemu wczesnej edukacji.

Naszym głównym zajęciem jest rysowanie i wycinanie pomocy naukowych z kartonu. Zwierzątek, warzyw, owoców i różnego rodzaju jedzenia. Nie myślcie sobie, że to łatwe i przyjemne zajęcie! Z moim raczej przeciętnym talentem do takich rzeczy, narysowanie małpy czy hipopotama to już wysoko postawiona poprzeczka. Nie mówiąc już o narysowaniu mięsa.

Na moim kolanie Izaak. Największy kochany łobuz przedszkola.

Poza tym, uczymy się dzieci. Imion, których polski język czasami nawet wymówić nie potrafi, reakcji, zachowań. To niesamowita lekcja! Wiem już, że łiłi, albo pupu, to siku, albo kupa. A hasło: „teacher, open for me!” może oznaczać zarówno prośbę o otwarcie butelki z piciem, paczki herbatników lub pojemnika z drugim śniadaniem, jak również prośbę o nalanie wody do kubka.

Dzieci uczą się też nas. Uczą się przez dotykanie, głaskanie włosów, macanie, ciąganie za włoski na rękach, śmianie się z pieprzyków na moim ciele, wdrapywanie się na plecy i kolana, przyklejanie się do nóg, uwieszanie się na szyi, łapanie za ręce i całą masę innych niekonwencjonalnych zachowań.

4-letni Cimba Cimba zawisł jak zwykle na mojej szyi. Bełkocze coś mieszanką chi bemba i angielskiego. Nie rozumiem. Tłumaczy mi jeszcze raz. Wyłapuje tylko „you” i „mummy”. Patrzy na mnie pytająco ogromnymi, czarnymi, uśmiechniętymi oczami. „Chcesz, żebym była Twoją mamą?! Nie… Nie mogę być twoją mamą…” Chłopiec robi krótką pauzę, po czym zmienia taktykę: „You be my friend!” I uśmiecha się szczerze, prezentując uzębienie. Tego z całą pewnością nie mogę mu odmówić!

Następnego dnia pomagałam nauczycielce wycinać obrazki przy biurku. Cimba Cimba przyszedł, wdrapał mi się na kolana. Trochę pogadaliśmy o obrazkach. Zgadywał co na nich jest. W pewnym momencie wyszeptał mi do ucha „Muszę łiłi”. Ja na to: „Ok. Możesz iść.” Zanim pobiegł, sprzedał mi z zaskoczenia wielkiego, śliniastego buziaka w policzek. On zniknął, ja zostałam na dziecięcym krzesełku ze śliną czterolatka na policzku. Choćby dla tego jednego buziaka warto było tu przyjechać! Tak smakuje szczęście!

Agata Stankiewicz
3 września 2012
Zambia, Mansa

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.