Drukuj Powrót do artykułu

Polsko, wysyłaj misjonarzy!

04 marca 2012 | 01:30 | rozmawiał Grzegorz Polak / ms Ⓒ Ⓟ

– Misjonarzem można być nawet nie wyjeżdżając z Polski, wkład Kościoła w Polsce w dzieło misyjne powinien być jeszcze większy – mówił KAI z okazji Niedzieli ad gentes, przypadającej w II Niedzielę Wielkiego Postu, bp Jerzy Mazur, przewodniczący Komisji Episkopatu ds. Misji.

Ks. Biskup proponuje szereg różnych inicjatyw, które mają służyć ożywieniu ducha misyjnego wśród Polaków. Proponuje także, aby w roku futbolowych mistrzostw Europy, polscy misjonarze mogli rozdawać piłki dzieciom na wszystkich kontynentach.

 

KAI: Gdy zgłosi się do Księdza Biskupa kapłan, który chce wyjechać na misje, to dla Księdza Biskupa kłopot czy radość?

Bp Jerzy Mazur: Rozumiem misjonarzy. Gdy zgłosi się kapłan z prośbą o skierowanie na misje, chętnie go posyłam. Pomagam misjonarzom z mojej diecezji duchowo i materialnie. W krótkim okresie czasu wysłałem na misje dziewięciu kapłanów. Wszyscy moi księża wiedzą, że misjonarze z mojej strony nie będą mieli utrudnień, lecz zachętę i pomoc. Staram się im także stworzyć zaplecze. Gdy przyjeżdżają na wakacje, zawsze mam dla nich czas, chętnie dzielę się swoim doświadczeniem. Przed wyjazdem też poświęcam im dużo czasu, aby podzielić się moim doświadczeniem i udzielić pewnych wskazówek. Mam tu spore doświadczenie, bo gdy pracowałem w Irkucku wprowadziłem kurs przygotowania misjonarzy i misjonarek. To bardzo ważne, aby misjonarz był dobrze przygotowany do ewangelizacji. Skończył się okres pracy tylko w buszu, teraz potrzeba ludzi bardziej wykształconych, nie tylko będących duszpasterzami, ale takich, którzy dadzą coś więcej Kościołowi, do którego zostali posłani. Dlatego jestem za tym, aby wyjeżdżali na misje także księża po studiach specjalistycznych, np. z misjologii czy teologii pastoralnej. Po powrocie z pracy na misjach to oni nieśliby ideę misyjną w diecezji. Staram się patrzeć dalekosiężnie.

A jakby się zgłosił do księdza biskupa świecki kandydat na misjonarza?

– Z radością bym go posłał i pomógł. Wiem, z czym świecki powinien wyjechać na misje. Jeżeli to będzie zwykła pielęgniarka, to jej powiem, że misjonarz ma już pielęgniarki ze swojej parafii. Natomiast jeżeli będzie ona w stanie przygotować i formować pielęgniarki, to na pewno się przyda i może wyjechać na misje. Świecki powinien wspomagać misjonarzy w edukacji, w pracy socjalnej, katechizacji. Nasz założyciel św. Arnold Janssen proponował model misjonowania: jeden ksiądz i dwóch braci, po to, żeby kapłan nie musiał wypełniać funkcji, które może z powodzeniem wykonywać człowiek bez święceń. Ten sam model można odnieść w stosunku do misjonarzy świeckich. Jestem bardzo otwarty na to, aby wspomagać świeckich, którzy mają powołanie, a nie chcą jechać jedynie po to, aby przeżyć przygodę życia. Bardzo dobrze robią to u nas salezjanie, rozwijając misyjny wolontariat wśród świeckich.

Misje dla katolików w Polsce są pojęciem dość abstrakcyjnym. Co zrobić, żeby to zmienić, żebyśmy byli bardziej wrażliwi na potrzeby innych?

– Pierwsza rzecz to dobra informacja, uświadamianie, czyli animacja misyjna. To zadanie nie tylko Komisji Episkopatu Polski ds. Misji i Papieskich Dzieł Misyjnych, ale także nas wszystkich. Z jednej strony chodzi o przekazywanie informacji z krajów misyjnych, z drugiej zaś o teologiczne uświadamianie, że należymy do Kościoła, który z natury jest misyjny – jak czytamy w dokumentach Soboru Watykańskiego II – ponieważ bierze początek z planu Ojca – posłania Syna i Ducha Świętego. Ten plan wypływa z miłości Boga, aby wszyscy ludzie mogli być zbawieni. Po drugie, obowiązuje nas nakaz Chrystusa, aby głosić Dobrą Nowinę. To jest najważniejsze zadanie Kościoła, a ponieważ my do niego należymy, ciąży na nas odpowiedzialność za zbawienie innych. Chrystus zostawił nam testament: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody…”. Każdy wierny jest powołany do świętości, ale i do działalności misyjnej, jak to ujął bł. Jan Paweł II. Świadomość tego jest u nas za słaba. Czasem ograniczamy się do pomocy materialnej misjonarzom, czasem do współczucia: „ach, jaki biedny murzynek”. Trzeba sobie jednak uświadomić własną odpowiedzialność, która wypływa z chrztu św., także z sakramentu bierzmowania, który się otrzymuje, aby „być świadkiem” aż „ po krańce ziemi”.

Jak możemy to zadanie realizować?

– Jeden sposób to odpowiedź na powołanie, które słyszy kapłan, brat zakonny, siostra zakonna, czy człowiek świecki, by pracować w misji ad gentes, wśród ludzi nie znających Chrystusa. Ale jest także inna forma bycia misjonarzem – można stać się nim poprzez modlitwę i realizować swoje powołanie nie wyjeżdżając z kraju. Przykładem jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która nigdy nie wyjechała na misje, a stała się patronką misjonarek i misjonarzy.

Podobnie jak nasza bł. Teresa Ledóchowska…

– …która powiedziała: „Im który naród więcej czyni dla misji, tym lepiej w jego własnym kraju się dzieje”. Za misje można ofiarować swoje cierpienia, można nawiązać kontakt z misjonarzem, można go wspierać materialnie. Poprzez to można się realizować swoje powołanie nie ruszając się ze swego kraju. Wiele osób już sobie to uświadamia i za to chciałbym wyrazić im słowa wdzięczności, za to, że wspomagają misje, że wymadlają powołania misyjne.

Czy udział Polski w dziele misyjnym jest zadowalający?

– Wedle statystyki mamy 2170 misjonarzy. Tutaj aż chce się wołać i prosić: Polsko, wysyłaj misjonarzy! Ze swej wiary wysyłaj, wspomagaj misjonarzy! Wiara umacnia się, gdy jest przekazywana, jak uczył nas Jan Paweł II.
Dlatego Kościół w Polsce, oprócz Niedzieli Misyjnej, kiedy taca przeznaczona jest na Papieskie Dzieła Misyjne, a fundusze przekazywane do Kongregacji Ewangelizacji Narodów, umożliwia nam, aby także w inne dni organizować akcje na rzecz misjonarzy. W uroczystość Objawienia Pańskiego taca jest zbierana na fundusz misyjny, z którego utrzymujemy m.in. Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, przygotowujące do pracy misjonarzy i misjonarki. Ponadto niedawną decyzją Konferencji Episkopatu II Niedziela Wielkiego Postu nazwana została Niedzielą ad gentes, została ogłoszona jako dzień postu, modlitwy, solidarności z misjonarzami polskimi. Z ofiar katolików polskich realizujemy różne projekty, o które proszą misjonarze. Pokrywamy także z tych pieniędzy ubezpieczenia dla świeckich misjonarzy. W ubiegłym roku zrealizowano 174 projekty.
Świetną inicjatywę podjęła MIVA Polska: kierowcy deklarują jeden grosz za szczęśliwie przejechany kilometr, a z ich ofiar finansowane są środki transportu dla naszych misjonarzy.

A co się robi w sferze duchowej, aby pobudzić ducha misyjnego wśród Polaków?

– Będziemy nadal promować patronat misyjny. Jest to indywidualna forma pomocy duchowej, polegająca na tym, że ktoś deklaruje się wspomagać modlitwą, cierpieniem, czy materialnie konkretnego misjonarza. Gdyby każdy misjonarz miał trzystu takich patronów, a każdy z nich zadeklarowałby 2 zł tygodniowo, to w skali roku uzbieralibyśmy 30 tys. na utrzymanie misjonarza. Byłaby to dla niego ogromna pomoc. Starczyłoby z tego także na pomoc dzieciom, biednym, chorym itd. To jedna z nowych form, które chciałbym rozpropagować.
Chcemy też wykorzystywać nowe metody, wykorzystywać nawet gry i zabawy. Wpadłem na pomysł, aby w roku mistrzostwa Europy w futbolu podarować dzieciom z innych kontynentów pamiątkową piłkę od polskiego misjonarza czy polskiej misjonarki. Zapraszam naszych sportowców, kibiców, wszystkich ludzi dobrej woli do udziału w tej akcji. Chciałbym też jeszcze bardziej rozpropagować akcję „adopcji na odległość”, polegającej na tym, że wspomaga się systematycznie materialnie jakieś dziecko, czy młodzieńca z biednego kraju misyjnego. To robią już niektóre szkoły. Można też wysłać smsa, na specjalny numer, aby wesprzeć tę akcję.

Co zrobić, żeby było więcej fideidonistów, czyli księży diecezjalnych pracujących na misjach?

– Mamy ich ponad trzystu. Centrum Formacji Misyjnej w ciągu roku może zaakomodować 47 osób, a w tym roku jest tylko 24 kandydatów przygotowujących się do wyjazdu na misje. Chcę zaapelować do księży biskupów, aby zachęcali księży do wyjazdu na misje, a do kapłanów, aby na powołanie misyjne, którym zostali obdarzeni przez Chrystusa, odpowiedzieli pozytywnie i stali się misjonarzami ad gentes.

A może biskupi wolą, żeby księża zostawali w Polsce, bo tutaj przybywa pracy?

– Nie, polscy biskupi myślą kategoriami Kościoła powszechnego i chętni wsparliby bardziej działania misyjne, ale widzę często brak zaangażowania księży, uświadamiania sobie przez nich powołania misyjnego. Chciałbym do nich zaapelować, aby poprzez modlitwę starali się rozpoznać w sobie powołanie misyjne, aby – nie tak jak kiedyś, na całe życie, ale przynajmniej 10-12 lat – mogli pracować w innym Kościele partykularnym, żeby zrozumieli to, co powiedział Jan Paweł II, że misje odnawiają Kościół, umacniają wiarę i tożsamość chrześcijańską. Będę także zachęcać kleryków do krótkich wyjazdów wakacyjnych do misjonarzy, może to zaowocuje zainteresowaniem pracą misyjną. Zachęcam moich młodych kapłanów do służby dla Kościoła powszechnego. Tutaj trzeba działać długofalowo i systematycznie.
Sam byłem „żebrakiem misyjnym”, zakosztowałem biedy jako biskup pracujący w Rosji, który zwracał się do innych biskupów o pomoc personalną, korzystałem ze wsparcia różnych organizacji. Wiem co to znaczy spotykać się z odmową. Teraz, jako biskup ełcki, mogę posyłać misjonarzy i jako przewodniczący Komisji Episkopatu ds. Misji mogę wspomagać ich i starać się odpowiadać na prośby biskupów z krajów misyjnych.

Jak budziło się powołanie misyjne Księdza Biskupa?

– Już jako chłopiec myślałem o misjach. To moje powołanie krystalizowało się stopniowo. Od początku chciałem być dla innych, pomagać. W szkole średniej czytałem listy misjonarzy, literaturę misyjną i jednocześnie szukałem kontaktu ze zgromadzeniem, które realizuje te cele. Tak trafiłem na werbistów. Radość, która przebijała z listów misjonarzy – radość z dzielenia się, z głoszenia Ewangelii, służenia Bogu, ludziom, pociągała mnie do tego, aby czynić to samo. Wstąpiłem do seminarium werbistów. W polskiej prowincji jest zwyczaj, że niektórych ojców po święceniach zostawiają w Polsce. Taki los spotkał właśnie mnie. Miałem być wykładowcą w seminarium i zajmować się animacją misyjną. Mój kurs otrzymał krzyże misyjne w Gnieźnie w 1979 r. z rąk Jana Pawła II, ale tylko ci współbracia, którzy bezpośrednio wyjeżdżali na misje. Rok po święceniach prowincjał wysłał mnie na studia misjologiczne do Rzymu, na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Nie przestałem jednak marzyć o wyjeździe na misje. Poprosiłem generała werbistów o wyjazd na trzy lata, zanim podejmę obowiązki wykładowcy w seminarium. Uzyskałem zgodę i prosto po studiach – w Polsce był wówczas stan wojenny – wyjechałem na misje do Ghany. Starałem się ten czas wykorzystać maksymalnie, aby poznać zwyczaje, tradycje, kulturę afrykańską, poznać pracę misyjną, w szkolnictwie i budownictwie. Chłonąłem to, żeby innym móc przekazywać w seminarium.
Po trzech latach zacząłem pracę w seminarium werbistowskim w Pieniężnie, ale duch misyjny ciągle się we mnie odzywał. Z o. Eugeniuszem Śliwką pracowałem na rzecz pomocy misjonarzom, potem się otworzyła możliwość pracy na Wschodzie. Rozpocząłem tam wyjazdy i generałowi wraz z prowincjałem sygnalizowałem, że w odradzającym się Kościele na Białorusi jest miejsce dla werbistów. Kiedy w Baranowiczach zacząłem systematyczną pracę duszpasterską, starałem się jej nadać wymiar misyjny, żeby stawała się ona wspólnotą wspólnot. Miałem więc u siebie siedem prezydiów Legionu Maryi, grupę misyjną, ekumeniczną, żywy różaniec, chórki i zespoły dla dzieci i młodzieży. Chodziło to, aby z wiarę wychodzić na zewnątrz. W tym celu wydawałem też czasopismo „Dialog”, które w krótkim okresie czasu osiągnęło nakład 13 tys., co jak w warunkach białoruskich było bardzo dużo. Wychodziło ono w trzech językach. Realizowałem też inny charyzmat werbistowski, czyli współpracę ze świeckimi. W tym celu założyłem kolegium katechetyczne, aby pomóc przygotowywać świeckich do pracy katechetycznej. Procentowało doświadczenie z Afryki, gdzie jest mało kapłanów i trzeba do tej pracy formować i przygotowywać laikat. Przekonywałem księży, że teraz nie można jeszcze uczyć religii w szkołach, ale przyjdzie czas, kiedy świeccy będą tam potrzebni i do tego trzeba ich zawczasu przygotować. Rozwijałem też apostolat biblijny.

Jest Ksiądz Biskup oprócz biskupa Józefa Szamockiego i arcybiskupa Henryka Hosera jedynym misjonarzem spośród członków polskiego Episkopatu. Jak Ksiądz Biskup wykorzystuje swoje misyjne doświadczenia jako pasterz diecezji?

– Zawsze wychodziłem do ludzi, byłem otwarty na odmienność na inność i miałem świadomość, że jestem posłany do innych. Tego nauczyła mnie praca na misjach. Naszym zadaniem, księży, nie jest tylko obsługiwanie tych, którzy przychodzą do nas, ale także pójście do tych, których nie ma w Kościele. To jest właśnie misyjność. Na to bardzo zwracam uwagę, często mówię o tym w kazaniach, powtarzam księżom, czy seminarzystom: musimy wyjść poza zakrystię, poza kancelarię parafialną.
Korzystam też z wcześniejszego doświadczenia współpracy ze świeckimi. Moim marzeniem jest, żeby w diecezji ełckiej i w Polsce, rozwijały się Papieskie Dzieła Misyjne, szczególnie Papieskie Dzieło Dziecięctwa Misyjnego, kolędnicy misyjni. W tym roku w okresie od Bożego Narodzenia do Trzech Króli, w naszej diecezji staraliśmy się przekształcić szkolne koła Caritas na kolędników misyjnych.
Martwi mnie, że słabo funkcjonuje w diecezji Unia Misyjna Duchowieństwa, zresztą w całej Polsce ta inicjatywa „nie chwyciła”. Założyciel o. Paolo Manna pragnął, aby dzieło misyjne zacząć od kapłanów. Moim marzeniem jest, aby coraz więcej kapłanów wchodziło do Unii Misyjnej Duchowieństwa, a przez to stawali się bardziej otwarci na potrzeby misyjne.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.