Drukuj Powrót do artykułu

Quo vadis Europo?

08 listopada 2011 | 14:48 | Rozmawiał Marcin Stradowski (KAI) / pm Ⓒ Ⓟ

O wizji historii Europy, różnych projektach i przyszłości kontynentu mówi w rozmowie z KAI dominikanin o. Maciej Zięba. Jako receptę na kryzys zakonnik proponuje koalicję antropologiczną, którą mogliby zaakceptować wierzący i niewierzący.

Oto tekst rozmowy z o. Maciejem Ziębą:

KAI: Najnowsza książka Ojca: „Nieznane, niepewne, niebezpieczne?” jest szkicem o Europie, o poszukiwaniach, o dążeniu do postępu, o pułapkach na drodze ku przyszłości. Podkreśla Ojciec, że „o Europie już napisano chyba wszystko, ale nadal nic nie jest pewne”. Czyli jednak wciąż należy ten temat podejmować?

Maciej Zięba OP: Tak naprawdę wydaje mi się – i jest to ukryta teza tej książki – że dzisiejsza Europa cierpi na konflikt tożsamości, że budowały ją różne elementy i to staram się w tym eseju pokazać. Trzy nawzajem przenikające się warstwy, które tworzyły Europę: średniowieczna christianitas, oświecenie oraz współczesna koncepcja społeczeństwa otwartego. Powstawały one w opozycji do siebie. I dzisiaj posiadamy trzy tożsamości, które współtworzą Europę, ale które są wzajemnie sobie wrogie. Dlatego nadal istnieje spór o europejską tożsamość, który nieuchronnie zamienia się w nieskończone spory ideologiczne. Dlatego trzeba o tym mówić, aby nazwać po imieniu wciąż aktualne problemy. Gdy rozum śpi budzą się upiory – jak słusznie zauważył Francisco Goya. Rozsądny dialog może pomóc odbudować tożsamość europejską.

KAI: Książka ma skłaniać do refleksji, czy też podpowiada Europejczykom jak mogą ponownie odkryć własną tożsamość i budować pewniejszą przyszłość?

– Mam nadzieję, że książka będzie skłaniać do refleksji – taki jest mój cel, aby budować przestrzeń rozmowy, ale – jak powtarzał Jan Paweł II – dialog musi opierać się na prawdzie. Dlatego trzeba wyjaśnić wiele kwestii dotyczących średniowiecza. Jeśli projekt Konstytucji Europejskiej przygotowany przez katolika Valéry’ego Giscarda d’Estaing zakładał w preambule, że Europę buduje dziedzictwo antyku greckiego i Rewolucja Francuska, a pomijał chrześcijaństwo – to jest to ideologiczne zafałszowanie rzeczywistości.

Najważniejszym elementem zszywającym Europę była „christianitas”, cywilizacja chrześcijańska, tworzona od Karola Wielkiego. Pęknięcie „christianitas” na skutek reformacji nastąpiło na początku wieku XVI. W średniowieczu, przez z górą 700 lat zbudowano jedność pomiędzy krajami od Atlantyku aż po kraje bałtyckie. Stworzono jedność, która później załamała się w wyniku wojen religijnych. W opozycji do tego kształtuje się Oświecenie. Rozpoczyna ono epokę wyznawania religii postępu, która objęła cały wiek XIX, z jego falą scjentyzmu i religijną wiarą w samoczynność rozwoju, co w dużej mierze ułatwiło powstanie dwóch totalitaryzmów: komunizmu i faszyzmu.

W opozycji do wcześniejszych epok oraz totalitarnych ideologii powstaje, po II wojnie światowej, koncepcja społeczeństwa otwartego, która ewoluuje z czasem w społeczeństwo postmodernistyczne. Wszystkie te trzy tożsamości współkształtujące Europą są w silnym wzajemnym konflikcie i dlatego chcę pokazać przestrzeń dialogu i rozmowy. To nie jest tak, że najpierw w Europie było ciemno, potem szaro, a potem coraz jaśniej, że było nierozumnie, potem coraz mądrzej i wreszcie współcześnie naprawdę mądrze. Wszystkie te typy społeczeństwa są bardzo podobne, mają weritalny charakter, to znaczy posiadają swoją „veritas”, prawdę co do której wierzą, że jest prawdą obiektywną, transcendentną i wokół niej budują swoje życie.

KAI: Na marginesie rozmowy o Konstytucji Europejskiej trzeba zaznaczyć, że Europa została ukształtowana także przez Prawo Rzymskie. Czy może Ojciec omówić te projekty, ich główne założenia, mocne i słabe strony?

–Są w Europie też silne wpływy tradycji żydowskiej, greckiej i arabskiej. Istnieje też wpływ kultur azjatyckich. Ale one nie były projektami zbudowania Europy. Społeczeństwo „christianitas” to społeczeństwo, które postanawia zbudować nową jakość, wspólny projekt kulturowo polityczny oparty na prawdach zawartych w Biblii. Już sama nazwa „renovatio Imperii Romani” pokazuje, że korzystano z wielkiego dorobku antycznego gdyż Karol Wielki chce wprowadzić na przełomie VIII i IX wieku restaurację cesarstwa. „Zszyć” w całość dawno upadłe Imperium Rzymskie.

Z czasem dołączy do niego tzw. młoda Europa: kraje słowiańskie i Skandynawia. Władca zamierza zszyć te kraje w jeden organizm nie tylko drogą podbojów, przez 53 zwycięskie kampanie, ale przede wszystkim przez kulturę. Łacina, obca ówczesnej Europie, zostaje więc narzucona Frankom, najważniejszym w procesie restauracji Imperium oraz innym plemionom. Karol Wielki narzuca też wspólną rzymską liturgię i wspólną regułę dla wszystkich zakonów i opactw. Wymusza też, co najważniejsze, wspólny system edukacyjny. Cesarz decyduje o powołaniu sieci szkół przy parafiach i opactwach, w których nauczanie jest bezpłatne. I jest to ważniejsze od wszystkich zwycięstw militarnych.

Po renesansie politycznym następuje renesans naukowy, okres XII-XIII wieku, kiedy przyswaja się – w dużej mierze z komentarzami arabskimi i żydowskimi – intelektualne dziedzictwo antyku co owocuje wielkim rozwojem naukowym i intelektualnym w wieku XIII. Całe to dziedzictwo zostaje bowiem w sposób twórczy włączone w kulturę chrześcijańską. To co my dziś nazywamy Odrodzeniem, to dopiero trzeci renesans, najmniej ciekawy, kiedy w XV i XVI stuleciu powraca sztuka antyku.

Natomiast to te dwa pierwsze renesanse tworzą kulturowo-intelektualną jedność Europy, która jest budowana wokół prawdy chrześcijańskiej pouczającej, że „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami” oraz że Chrystus oddał życie za wszystkich ludzi, i – co jest wspólne w tradycji chrześcijan i Żydów – że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Te podstawowe prawdy budują zupełnie nowy typ cywilizacji. Podboje militarne są tylko naskórkiem. Najważniejsze jest budzenie się chrześcijańskiego humanizmu i personalizmu w XII wieku. Ogromne znaczenie dla zbudowania jedności europejskiej mają też XII-wieczne spory teologiczne, które w XIII wieku zostają już rozstrzygnięte.

Ustalono wtedy, po pierwsze, że małżeństwo jest sakramentem, a więc jest to dobrowolna, ogłoszona publicznie, decyzja dwóch stron partnerskich – mężczyzny i kobiety. To nie jest decyzja dwóch rodów, dwóch klanów, czy koterii, które mają jakieś plany sojuszy politycznych czy integracji majątków. To ma być dobrowolna zgoda, bo to jest sakrament, a więc zarazem jest on też czymś dobrym. O to także toczył się spór: czy małżeństwo jest tylko lekarstwem na utrzymanie w ryzach pożądliwości, czy też jest źródłem łaski. Decyzja, że jest to sakrament zmienia myślenie, bo dotyczy prawie każdego mieszkańca Europy. To nie są pomysły pojedynczego filozofa czy szkoły filozofów, ani też oświeconego władcy. To dociera do wszystkich szczebli społecznych całej „christianitas” i przetwarza myślenie o mężczyźnie i kobiecie, o wolnej woli i o naturze rodziny. Kult Dzieciątka Jezus sprawia, że dziecko, które dotąd było własnością rodziców, a w Rzymie było traktowane wręcz brutalnie, teraz staje się kimś ważnym.

Druga wielka zmiana to sakrament spowiedzi, która dotyczy każdego chrześcijanina, tak króla jak chłopki, tak mieszczan jak i rycerzy. Każdy z nich musi się spowiadać, od czasu gdy Sobór Laterański IV w 1215 r. wprowadził nakaz regularnej spowiedzi jako indywidualnej rozmowy (wcześnie spowiedź była bardzo rzadka i publiczna). Ta decyzja generuje u Europejczyków nieustanny festiwal introspekcji. Każdy musi głęboko zastanowić się w swoim sumieniu: jak ja – w świetle dekalogu – używam mojej wolności. Szalenie to inspiruje jednostkę do poznawania samej siebie, silnie podkreśla, że jestem istotą rozumną i wolną. Pytanie bowiem brzmi: jak korzystam z mojej wolności? Z tych samych grzechów spowiada się i król i kmieć, rycerz, rzemieślnik i kupiec. Pod spodem zawarty jest więc postulat równości, równej godności wszystkich ludzi.

Te dwa sakramenty wraz z siecią szkolnictwa głęboko przetwarzają Europę Od końca VIII wieku powstaje sieć szkół parafialnych, potem szkół katedralnych, w końcu – u schyłku XI wieku – powstają uniwersytety. W wieku XV jest ich 80 – realizujących ten sam program – Studia Generalia zakonów mendykanckich. Tak więc od kilkuset do kilku tysięcy ludzi rocznie partycypuje w ten sposób w kulturze wysokiej. Należy pamiętać o Akademii Platońskiej, o ośrodkach naukowych w Chinach czy w dużych arabskich centrach intelektualnych, takoż o Konstantynopolu, ale czegoś takiego, żeby od Atlantyku po Wisłę, od Szkocji po Sycylię, powstała sieć jednakowych uczelni – acz na różnym poziomie – tego nigdy i nigdzie nie było. Ten sam język, jednakowe podręczniki, wzajemne uznawanie tytułów naukowych w całej „christianitas” tworzą unikalną jakość – wysoki i nader powszechny poziom wykształcenia w średniowieczu, nieporównywalny z wszystkimi innymi społecznościami. To zbudowało jedność europejską.

Po nim następuje druga epoka, spowodowana pęknięciem jedności chrześcijańskiej, które owocuje wojnami religijnymi.

KAI: Skoro było tak dobrze, dlaczego ludzie doprowadzili do pęknięcia? Już w „christianitas” rozwinęło się spojrzenie personalistyczne, okazuje się też, że równość, sprawiedliwość, prawa człowieka, braterstwo wcale nie były wytworem kolejnych epok. Ponadto wszystko budowano na prawdzie, którą odnaleziono i zdefiniowano – prawdzie obiektywnej, bo Objawionej. Jak to jest możliwe, że to wszystko upadło?

– Każdy medal ma swój awers oraz rewers. Jest plusem, że chrześcijańska prawda wnosi coś nowego, niesłychanego, coś co zmieniło rzeczywistość, ale też za naiwne jej rozumienie płaci się pewną cenę. To przekonanie o wyższości prawdy chrześcijańskiej nad innymi prawdami owocuje też ideologizacją wiary, a jej przykładem będą wyprawy krzyżowe czy inkwizytorzy – bo nie istniała instytucją Inkwizycji. Stąd i władcy świeccy, i lokalne społeczności uważały odszczepieńców za ludzi burzących ład społeczny. Dlatego też powołano inkwizytorów aby móc to rzetelnie badać. Była to idea głęboko antyewangeliczna zgodnie z którą prześladowano ludzi za przekonania – używając dzisiejszych kategorii, chociaż wtedy tak tego nie rozumiano. Można też wymienić indeks ksiąg zakazanych, istnieje więc i ta ciemna strona uznawania monopolu prawdy chrześcijańskiej.

Po drugie, takie wyraźne zrośnięcie prawdy transcendentnej z życiem społecznym, sprawiło że papieże, czasem chcąc, a często nawet nie chcąc, odgrywali ogromną rolę polityczną, a tego typu połączenia sprzyjają wynaturzeniom. Symboliczne kupczenie odpustami jest przykładem uwikłania się w ekonomiczno-polityczne relacje papiestwa będącego w XIV i XV wieku w wyraźnym kryzysie.

Jeżeli Luter występuje przeciw tym praktykom, to mówimy o Reformacji, bo ideą gorliwego augustianina Lutra było zreformowanie Kościoła, a nie założenie własnego. Ta logika podziału doprowadziła jednak do pęknięcia i wtedy, odezwały się polityczno-ekonomiczne interesy książąt niemieckich, nadarzyła się bowiem okazja do skonfiskowania włości Kościoła i umocnienia swojej władzy. Ten tragiczny splot religii, ekonomii i polityki podzielił Europę, a jak istnieją podziały – to diabeł, „ dia-bolo” czyli dzielący i rozszczepiający, może działać. Wtedy dopiero, a nie w średniowieczu, wybuchają polowania na czarownice, różne sądy Boże, egzekucje i wojny itd. To mordowanie się wszystkich ze wszystkimi, niestety w imię wierności Ewangelii, staje się procederem dość powszechnym. Prawosławni z katolikami, katolicy z protestantami, protestanci między sobą. To jest bardzo smutny okres i nic dziwnego, że Oświecenie buduje się w opozycji do tej epoki. Wykształceni ludzie uważają, że religia jest źródłem agresji, źródłem ciemnoty i nietolerancji.

Natomiast ekonomia preferuje współpracę, a więc warto wspierać rozwój gospodarczy, bo on jest ponadnarodowy i ponadwyznaniowy. Coraz też większą rolą odgrywa nauka. Wspólnota uczonych komunikuje się ponad podziałami religijnymi i narodowymi i owocuje to niezwykłymi sukcesami nauki i ogromnym postępem społecznym. Od połowy XVIII wieku elity europejskie zaczyna cechować bezkrytyczna wiara w postęp. Po okresie ciemnym i agresywnym następuje stały wzrost ekonomiczny oraz rozwój nauk, a wiara w postęp generowany przez naukę nabiera statusu religii. To również zakłada posiadanie pewnej prawdy transcendentnej wokół której buduje się całe życie społeczne.

Ponieważ nauka jest motorem postępu więc wynika z tego że to co naukowe jest dobre, a to co nienaukowe trzeba wyeliminować z życia społecznego. Zawiera się w tym także przekonanie, że ludzkość czeka świetlany postęp. Wystarczy jedynie edukować ludzi i wszystko będzie dobrze. Jedyne zagrożenia i przeszkody dla rozwoju tkwią swymi korzeniami w przeszłości i z nią, to znaczy głównie z chrześcijaństwem (a zwłaszcza katolicyzmem), należy walczyć

KAI: Czyli wbrew pozorom dogmaty nie znikają, tylko powstają nowe?

– Nie znikają, one przynoszą ogromny postęp nauki, upowszechnienie wiedzy, powstawanie państw coraz bardziej demokratycznych, polepszenie losu najuboższych. Powstają organy ustawodawczo-wybieralne w Europie, Rewolucja Francuska niesie zaczyn demokracji i upowszechnienie idei praw człowieka, ale ma też drugą stronę – straszliwego fanatyzmu, bo w imię wolności i braterstwa też morduje się setki tysięcy ludzi, zwłaszcza katolików. Przeszłość trzeba wypalić i zniszczyć. W okresie Rewolucji Francuskiej wysadza się – a wtedy materiały wybuchowe były mniej skuteczne – blisko 3 tysiące romańskich i gotyckich opactw, aby zetrzeć ślady katolicyzmu, wprowadza się też nowy kalendarz i kult Rozumu. Podobnie dzieje się w wieku XIX. I to jest ta druga strona, rewers religii postępu, która też potrafi być nietolerancyjna i agresywna. Nauka w XVIII-XIX wieku, m.in. fizyka, robi gigantyczne postępy, za nią idzie technika, wiek pary, wiek elektryczności, te gigantyczne sukcesy oszałamiają ludzi.

Dzięki temu szybko też wzrasta zamożność społeczeństw. Zarazem naukowo dowodzi się, że to co chrześcijaństwo głosiło, czyli prawda, że wszyscy ludzie są stworzeni na podobieństwo Boże, jest nieprawdziwa i to przekonanie upada. W starożytnej Grecji oraz Rzymie panowało przekonanie, że ludzie są z natury nierówni. Chrześcijaństwo konsekwentnie zmieniało ten pogląd. Ale wraz z Oświeceniem pojawia się nowożytny rasizm i to jest może najciemniejsza strona religii postępu. Wedle jej wyznawców postęp naukowy jednoznacznie dowodzi, że rasy są sobie nierówne, że ludzi trzeba selekcjonować dla czystości rasy i wedle mechanizmu doboru gatunków. Poglądy Darwina aplikuje się do życia społecznego i w drugiej połowie XIX wieku wśród umysłowych elit Europy i USA zaczynają dominować tezy „naukowego” rasizmu. Rasizm hitlerowski nie urodził się w próżni.

Przykład: w 1906 roku biblioteka uniwersytetu w Strasburgu, a nie jest to wielki uniwersytet, posiada 6 tysięcy tomów promujących naukowy rasizm. Powszechnie twierdzi się, że „blondyni o pociągłych twarzach” są awangardą rodzaju ludzkiego i posiadają za niską pozycję społeczną. Wtedy też w otoczce nauki, tworzy się pojęcie „Lebensraum”. Wybitni niemieccy naukowcy mówią o przestrzeni życiowej, gdzie przodujące gatunki ludzi powinny mieć sprzyjającą rozwojowi przestrzeń życiową, a gatunki słabsze, głupsze, niższe rasowo powinny im ustępować, być od nich zależne. To wszystko tworzy się w wieku XIX i na początku wieku XX. Cały czas konfirmowane przez przekonanie, że wszystkiego dowiodła nauka.

Sąd Najwyższy w Stanach Zjednoczonych w 1927 roku wydaje orzeczenie o osobach „social inadeqate” – niedostosowanych społecznie, a to są epileptycy, gruźlicy, więźniowie, mniejszości etniczne, osoby o „innej” orientacji seksualnej, bardzo różne grupy. Te osoby można odizolować, zamykać w koloniach karnych, zabraniać się im żenić się, przymusowo sterylizować, utrudniać karierę zawodową i dostęp do edukacji. Tak dzieje się np. w Szwajcarii, Szwecji, Norwegii, Australii, USA czy Kanadzie. I te okrutne praktyki, zwłaszcza przymusową sterylizację mniejszości etnicznych, np. aborygenów w Australii czy mniejszości w Szwecji, trwają do lat 70. naszego stulecia, czyli jeszcze 30 lat po II wojnie.

W opozycji do tego świata, świata religijnych i naukowych ideologii (marksizm jest też ideologią, która, wedle jej wyznawców jest naukowo potwierdzona) tworzy się kolejny projekt europejski. Jej najwybitniejszym przedstawicielem jest Karl Popper, piszący w Nowej Zelandii podczas wojny swoją słynną książkę o społeczeństwie otwartym, przeciwstawiające je społeczeństwom zamkniętym, ideologicznym, a zwłaszcza nazizmowi i komunizmowi.

KAI: Przedstawiciele nauki ulęgają niekiedy pokusie tworzenia świata idealnego, w którym jest miejsce tylko dla perfekcyjnego człowieka i uważają, że mogą dokonać tego bez Boga. Jaką rolę w naszej rzeczywistości powinna odegrać kultura, z którą też powiązana jest religia?

– Nie zawsze jest powiązana, bo może istnieć także kultura wroga wobec religii. Stąd pytanie: jaka kultura? „Christianitas” to świat tworzący kulturę chrześcijańską. Religia postępu tworzy inną kulturę – kult nauki i postępu, który odsuwa Boga, bo jest jej niepotrzebny. Samoczynny postęp jest gwarantowany przez rozwój nauki. Oświecenie zakłada, że nie ma grzechu pierworodnego i z każdego można zrobić geniusza, wystarczy sprawny system edukacyjny a każdy człowiek będzie mądry, uczciwy i szlachetny.

Jak wiemy są to naiwne założenia, a złe założenia przynoszą niedobre owoce. Dlatego też, po skosztowaniu w XX wieku tych owoców, powstaje idea społeczeństwa otwartego, takiego w którym różni ludzie, posiadający różne poglądy i wyznający różne prawdy mogliby koegzystować między sobą. To jest bardzo pięknie opisane przez Poppera i ludzie po II wojnie światowej powszechnie to przyjmują. Nie dopuśćmy do dominowania jednej ideologii, nie dopuśćmy jednej religii, twórzmy społeczeństwo pluralistyczne. Niestety, zapomina się przy tym, co Karl Popper słusznie podkreślał, że musi to być połączone z wiarą w istnienie prawdy transcendentnej. Jeśli nie ma prawa prawdy – pisał Popper – to istnieje prawo pięści. Silniejsi i bogatsi czy posiadający media, zdobywają władzę, a inni bez mediów, pieniędzy czy brutalnej siły są marginalizowani.

KAI: Pytanie o to czym jest prawda?

– To jest wielki problem u Poppera. On nie definiuje co jest tą prawdą. On przekonuje, że musimy wierzyć w rozum, w humanizm i w humanitaryzm. Ja się oczywiście z tym zgodzę, tylko że to jest koncept teoretyczny, który nie ma uzasadnienia. Dlatego w praktyce społeczeństwo otwarte przemienia się w społeczeństwo postmodernistyczne, w którym każdy ma swoją narrację i swój system etyczny. Nie ma wielkich narracji, istnieją tylko „miękkie”, a więc relatywne wartości. Każdy pogląd jest równoprawny, każda kultura jest równoprawna, każda ocena moralna ma taką samą wartość. Ja mam swoje poglądy, a ty swoje. I’m OK, You’re OK.

KAI: Jeżeli nie możemy znaleźć odpowiedzi na pytanie czym jest prawda, to może jest to jakieś wyjście, przynajmniej tymczasowe.

– Słusznie Pan mówi: historia ma swój bieg, nie istnieje rozwiązanie ponadczasowe. Dlatego tytuł „Nieznane, niepewne, niebezpieczne” to fragment ostatniego zdania z „Open Society” Poppera, który dobrze rozumiał, że taka filozofia jest dobra jedynie dla sytych i stabilnych społeczeństw, co było udziałem Zachodu, Stanów Zjednoczonych i Kanady po II wojnie światowej. Gdy pisałem ten esej, zaledwie pół roku temu, to nie było jeszcze słychać tych silnych tąpnięć w Unii Europejskiej, nie istniał też ruch „oburzonych”. Owszem był zażegnany dotacjami kryzys bankowości, ale prawdziwy kryzys teraz się dopiero zaczyna, na razie głównie ekonomiczny, ale myślę, że to jest szerszy i głębszy kryzys, również kulturowy i jeszcze sporo trudnych problemów przed nami.

To co uśpiło intelektualistów XIX i XX wieku, to przekonanie, że postęp jest samoczynny, więc właściwie nie trzeba nic robić, bo wszystko płynie w dobrą stronę. Wystarczy uznać, że wszyscy mamy rację, że każdy ma swoją prawdę i to wystarczy. To przejawiło się w ideologii „multiculti”, ludzie masowo imigrowali z różnych kultur, każdy żył po swojemu i – w imię świętego spokoju – ignorowano związane z tym problemy np. odmienne poglądy na małżeństwo (i powiązany z tym problem równości mężczyzn oraz kobiet), na społeczeństwo obywatelskie, prawa człowieka czy rozdział władzy duchownej i świeckiej. Są to poważne wyzwania, na które przez dziesiątki lat nie odpowiadano tworząc getta ludzi często dyskryminowanych, a jeszcze częściej wrogich wobec otaczającego ich świata.

KAI: Jan Paweł II mówiąc do Europejczyków, podkreślał, że Europa musi być jedna, że powinna oddychać dwoma płucami. Wskazywał na konieczność usunięcia bariery oddzielającej Wschód od Zachodu, a jednocześnie dostrzegał konieczność budowania Europy ducha. Karl Rahner przewidywał, że „Chrześcijanin XXI wieku albo będzie mistykiem, albo go w ogóle nie będzie”. Zatem były głosy, które przestrzegały, że nie można żyć w duchowej pustce.

– Takie mam też przekonanie. Przynajmniej należy podjąć twórczy dialog i pokazać – co podkreślam w moim eseju o Europie – że istnieją trzy elementy tożsamości europejskiej. Przykładowo w Polsce grubsza będzie ta warstwa „christianitas”, a cieńsza – oświeceniowa, bo inne Oświecenie mieliśmy niż np. Francuzi czy Włosi, u których oświeceniowa warstwa będzie dość mocna. „Christianitas” francuska będzie już prawie wyeliminowana, dużo słabsza, powiedzmy, że słabsza niż włoska. W Polsce społeczeństwo otwarte praktykujemy przez 20 lat, w Anglii praktykują dużo dłużej i ta warstwa jest u nich silniejsza, choćby ze względu na wyzwania kulturowe, które oni mieli, a myśmy nie mieli po II wojnie.

Te trzy różne warstwy o różnej grubości w różnych krajach tworzą tożsamość europejską. Gdy są one w konflikcie wtedy budzą wzajemną wrogość i każda różnica zamiast stać się przedmiotem racjonalnej debaty staje się przedmiotem konfrontacji. Chrześcijanie czują, że są atakowani, krytykowani, niesłusznie i nieuczciwie, choć nie zawsze ze złej woli, tylko z powodu fałszywej wizji historii. Dlatego w tym eseju jest zarysowana wizja historii, która opiera się na faktach i konkretach.

Społeczeństwo otwarte z kolei lęka się inwazji religijnej, która zagraża wolności, więc spycha wszystkie religie do jednego worka i każdą traktuje jako zagrożenie. Oświeceniowy ideał dzisiejszych technokratów i przedsiębiorców z wyższością spogląda na hedonizm społeczeństwa otwartego. I oczywiście z dużą niechęcią patrzy na religię. Chrześcijanie zaś np. we Francji spoglądają na spadkobierców oświeceniowych z dużą obawą, bo „laicyzm” to było niszczenie Kościoła: kasata zakonów i dóbr kościelnych, zniszczenie systemu edukacji, likwidacja szpitali i przytułków.

KAI: Na alarm nie tylko biją katolicy, zwłaszcza papieże: Jan Paweł II i Benedykt XVI. Politolog Francis Fukuyama podkreśla, że instytucje demokratyczne i kapitalistyczne muszą współpracować z przednowoczesnymi normami kulturowymi.

– Staram się w mym eseju to pokazać. Fukuyama w książce „Trust” (Zaufanie) pokazuje, iż pewne założenia wstępne, których nie da się wygenerować przez demokratyczną politykę i wolnorynkową ekonomię, są niezwykle ważne dla ich istnienia.. To samo pokazuje Popper. I to jest właśnie mój zamiar pokazania w tym eseju, że jest duża zbieżność w poglądach na życie społeczne u wielu ludzi wierzących i niewierzących. Pewne tezy antropologiczne musimy realizować w praktyce, by wolne społeczeństwo mogło istnieć, choć mogą one być różnie uzasadniane. To może być racjonalizm Poppera, (post)liberalizm Johna Graya, neokonserwatyzm Fukuyamy, czy personalizm Jana Pawła II.

KAI: Ojciec to nazwał koalicją antropologiczną.

– Tak. Warto by zbudować wokół człowieka, rozumianego jako osoba, koalicję antropologiczną, gdzie jest miejsce i dla wyznawców różnych religii i dla ludzi niewierzących. To jest esencja, konstytuująca tożsamość europejską. Przejawia się ona w trosce o dobro wspólne, w solidarności i pomocniczości w życiu społecznym. Inaczej zgubimy istotę tego co Europę tworzyło, co było najpiękniejsze w tradycji europejskiej, która ma też swoje ciemne karty, ale też i niesłychane osiągnięcia.

KAI: Czyli Fukuyama przedwcześnie zapowiedział koniec historii.

– On sam to przyznaje, i skarży się że został źle zrozumiany.

Historia nie ma końca i stąd powstaje pytanie: na ile my chrześcijanie jesteśmy obecni w dialogu na temat przyszłości, na ile go inspirujemy. To też jedna z przyczyn napisania tego szkicu o Europie. Nie możemy jedynie mieć pretensje do świata i siedzieć z założonymi rękoma, zbolali, że „oni” nas nie doceniają i nie rozumieją. My, jako chrześcijanie, przede wszystkim musimy być wiarygodnymi świadkami Ewangelii. Ale też – co Jan Paweł II podkreślał wiele razy – mamy iść na współczesne areopagi, czyli na ogromne tereny współczesnej ekonomii, polityki, kultury jako świadkowie Ewangelii, którzy rozumieją wyzwania ekonomiczne, polityczne, kulturowe naszego czasu i którzy a priori nie potępiają świata, ale starają się znaleźć to co jest dobre, odkryć – jak to nazywali Ojcowie Kościoła – „semina verbi” – ziarna prawdy. Bo w wielu ideach jest sporo tych ziaren prawdy i wtedy należy budować przestrzeń spotkania. Ale jeśli ich nie ma, to trzeba też być prorokiem i mówić, że odkryliśmy gen samozagłady, że widzimy niszczycielskie mechanizmy i nie wolno nam na nie się zgodzić.

KAI: Zatem nie możemy poddawać się i zniechęcać się tym, że nie udało się wprowadzić do preambuły Traktatu Lizbońskiego odniesienia do korzeni chrześcijańskich, a inni z głosem chrześcijan nie liczą się. Choć faktem jest, że tak się zdarza. Za przykład można postawić węgierski rząd Viktora Orbána, który coś stara się zrobić, wprowadza do Konstytucji Węgier odniesienie do Boga i chrześcijaństwa. Chce realizować cywilizację życia. Jednak niekoniecznie jest za to chwalony w Europie. Ostatnio węgierski rząd dostał reprymendę od wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Viviane Reding za marnotrawienie pieniędzy na promocję adopcji, bo w Unii nie można promować projektów antyaborcyjnych. Kłody pod nogi czasami są rzucane.

– To jasne, w książce też o tym wspominam. Na przykład jak ideologicznie zniszczono Rocco Buttiglione, wmawiając mu słowa, których nie powiedział, a przyczyną była wrogość do niego jako gorliwego katolika, który z tego powodu nie może pełnić ważnej funkcji w Unii Europejskiej. Tylko, że prawda o prześladowaniach jest głęboko wpisana w Ewangelię. Jeśli słuchamy co mówi Pan Jezus, to mówi On o krzyżu, a nie o luksusowych limuzynach, powszechnym uznaniu i wysokich zarobkach. Nasi bracia i siostry je znosili, i dzisiaj znoszą w różnych częściach świata, a są to dużo bardziej dramatyczne prześladowania niż nasze. U nas stosuje się co najwyżej wyszydzenie, utrudnienie kariery, czy przylepianie ośmieszających etykiet. To jest wpisane w życie chrześcijańskie, ale Ewangelia nie pozwala nam się zatrzymywać. Właśnie dlatego, że mamy głębokie przekonanie, iż prawda Ewangelii jest i uniwersalna i transcendentna mamy coś ważnego do powiedzenia współczesnemu światu. Tylko trzeba to robić używając języka dialogu, otwarcia, słuchania, języka rozumienia, współczucia, a nie agresji podejrzliwości, wyższości czy dzielenia.

KAI: Ojciec formułuje uniwersalne kryteria jakimi dziś winna posługiwać się religia obecna w świecie. Jakie one są?

– Sformułowałem je, by pomóc i nam wewnątrz świata religijnego, a także tym, którzy wciąż wyznają postoświeceniowe stereotypy, że religia jako taka jest wroga demokracji, prawom człowieka i ogólnie wolnemu, otwartemu społeczeństwu. Starałem się zatem pokazać, że każde wolne społeczeństwo bazuje na pewnej ilości przedzałożeń, których nie da się ściśle racjonalnie i naukowo dowieść. Na przykład demokracja zakłada, że wszyscy ludzie są równi. Nie ma jednak żadnej metody pomiaru, który naukowo dowiódłby, że ludzie są równi. To jest pewien akt wiary, bo przecież wszyscy ludzie są różni – różnią się wiekiem, płcią, kolorem skóry, kolorem włosów, wykształceniem, poczuciem humoru, poglądami, wyznawaną religią. Takich aktów wiary jest więcej w życiu społecznym i bez nich nie jest możliwe istnienie wolnego społeczeństwa. Natomiast religia może być albo źródłem budowania porozumienia, tolerancji, poszanowania praw człowieka, może inspirować do budowania dobra wspólnego i solidarności międzyludzkiej, ale wiemy także, iż może być źródłem fanatyzmu, podziału, niszczenia i terroryzmu. Bywało tak w historii i bywa po dzień dzisiejszy.

Zachodnie elity dostrzegają tę czarną stronę religii, a pozytywną stronę wymazały z pamięci i wszystkie religie wrzuciły do jednego worka. Moja teza brzmi: stwórzmy racjonalne, empirycznie weryfikowalne kryteria, które rozróżnią takie formy religii, które budują i wspomagają wolne społeczeństwo, prawa człowieka, dobro wspólne, tolerancję i solidarność, od takich postaci religii, które są źródłem nietolerancji, podziałów i agresji.

Proponuję więc cztery takie kryteria:

Po pierwsze: stosunek do porzucenia swojej wspólnoty religijnej. Czy odczuwamy żal, że ktoś od nas odszedł, czy na przykład ogłaszamy „śmierć cywilną”, zrywamy z nim stosunki, przestaje on dla nas istnieć. Czy może wreszcie taka osoba jest ścigana przez wspólnotę i za zdradę grozi jej kara śmierci.

Drugie kryterium to rozdzielenie władzy świeckiej i władzy duchownej. Czy dana religia zakłada to oddzielenie, że to są dwa odrębne centra: jedno prowadzi do dobra wspólnego w doczesności, a drugie do zbawienia. One niekiedy mogą ze sobą współpracować w tzw. sprawach mieszanych, ale są wyraźnie rozdzielone i autonomiczne.

Trzecia sprawa to zbadanie czy religia zawiera potencjał ideologiczny, tzn. wizję całości życia społeczno-politycznego, która ponieważ ma sankcję religijną, czyli od samego Boga, zawiera zarazem pokusę, aby tę wizję narzucić wszystkim. Jeżeli posiadamy absolutną prawdę o tym jak ma wyglądać życie społeczne np. małżeństwo, albo stosunek do innowierców, to możemy karać tych, którzy mają inne niż nasze poglądy. I wtedy uważamy za absurd rozdzielenie władzy duchowej od władzy świeckiej, bo władzę duchowną legitymizuje prawda absolutna. Trzeba zatem zbadać czy struktura religii zawiera takie pokusy. Papież w „Centesimus annus” bardzo wyraźnie pokazuje, że chrześcijaństwo dostrzega złożoność ludzkiego życia, i że wiara, którą Kościół wyznaje, nie zawiera przekonania, by życie ludzkie można realizować tylko w jeden sposób, a już żadnego sposobu nie wolno przymusowo narzucać, tak jak w XX wieku chciały zrobić marksizm oraz nazizm. Bo nie tylko religia, ale każda ideologia chce narzucić całym społecznościom sposób życia, uprawiania polityki, kontrolowania gospodarki i form dostępu do informacji oraz edukacji.

Czwarte kryterium – to także terminologia Jana Pawła II – czy religia generuje „kulturę przebaczania”, z której wynika „polityka przebaczania”. W społeczeństwo demokratyczne wpisany jest konflikt. Przy różnorodności poglądów na gospodarkę, różnych partiach politycznych, światopoglądach czy różnicach kulturowych muszą istnieć napięcia i spory. I teraz pytanie: czy religia te konflikty umacnia i daje im sankcję transcendentną, czyli uniemożliwia dialog, czy też stara się budować kulturę pojednania – uczy sztuki przebaczania, przekraczania podziałów, rozumienia drugiej strony, w ten sposób zmniejszając napięcia społeczne, a nie je eskalując.

KAI: Czuje się Ojciec Europejczykiem i ma poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne, którym jest ten kontynent. Czy z nadzieją patrzy Ojciec w przyszłość Europy?

– Szczerze mówiąc dużo jest symptomów do pesymizmu. Widać krótkowzroczność, procesy dezintegracyjne i symptomy kryzysu. Mało widać tych momentów odnowy. To dlatego implicite piszę w mojej książce: zobaczmy spokojnie i racjonalnie co zbudowało Europę i dlaczego dziś istnieje konflikt tożsamości oraz spróbujmy go przekroczyć, bo jest on już jedynie obciążeniem historycznym.

Możemy zatem budować „koalicję antropologiczną” w której mogą się spotkać bardzo różni ludzie, reprezentanci różnych opcji światopoglądowych i różnych wyznań. Jest bowiem coś podstawowego co generuje tożsamość europejską, a zarazem nie niszczy tożsamości muzułmanów czy żydów, katolików czy też ludzi wyznających laicki humanizm i nie jest formą ofensywną wobec innych przekonań. Myślę, że ta propozycja jest przedłużeniem myślenia Jana Pawła II, który od dyskusji o człowieku rozpoczynał wszelką rozmowę.

KAI: Czy mamy szansę na nową „christianitas”, oczywiście nieco zmodyfikowaną?

– Ja bym to lekko wycieniował. Mamy szansę na nowe społeczeństwo otwarte, już nie ideologiczne, ale takie w którym kultura „christianitas” będzie bardzo ważnym elementem. Chodzi o to by tworzyć społeczeństwo wolne, solidarne i głęboko otwarte na bliźniego.

Rozmawiał Marcin Stradowski

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.