Drukuj Powrót do artykułu

Rodzinka z księżyca

18 czerwca 2012 | 11:52 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ

Miałam nie pisać tego posta, ale jednak nie mogę się powstrzymać. W końcu wspólnota zakonna, w której przyszło mi żyć przez ponad 9 miesięcy to bardzo ważna część mojej misji. Jak to powiedział ostatnio ksiądz Daniel Coronel, misjonarz, który nas odwiedził i pomagał przez miesiąc: „wspólnota jest krzyżem twojej misji”.

Siedzimy w jadalni przy okrągłym stole. Oficjalnie nie możemy rozmawiać po Polsku przy stole. Nieoficjalnie, rozmawiamy codziennie. Rozmowy o kościele, księżach, kongregacji, kotach, indykach, a odkąd jest z nami ksiądz Francisco, także o tym czy Papież sam sobie wybrał kardynałów i czy powinien przejść na emeryturę.

Naprzeciwko mnie ksiądz Piotr Dąbrowski, dyrektor. Chwilowo na urlopie w Polsce, odpoczywa od naszej zwariowanej „rodzinki” z księżyca. Poza funkcją dyrektora także ekonom, pan domu i wszystko inne, o czym już pisałam w innych postach. Dodatkowo mogę dodać, że osoba porywcza i raczej nie znosząca sprzeciwu. Bardzo dużo pracuje i wymaga solidnej pracy także od swoich podwładnych.

Na prawo ksiądz Alci. A raczej Alcybiades Ramos. A dla nas po prostu „dziadek Alci”. Wieloletni dyrektor na emeryturze. Odsunięty od obowiązków przez nowego wikarego. Apodyktyczny i bardzo złośliwy. Na szczęście polubił wolontariuszki i podobno zawsze staje w naszej obronie.

Obok niego pan Witulas. Brat zakonny. Ma 75 lat i 12 lat doświadczenia w Bosconii. Chodzi swoimi drogami. Pracuje w warsztacie konstrukcji metalicznych. Mało mówi. Ale jak to powiedziała nam Alicja: „mało mówi, ale jak już się odezwie to wszyscy się śmieją”. Zawsze się spóźnia i zaczyna dużo mówić, kiedy tylko jest okazja do wypicia lampki wina, czy piwa.

Brat Osbel. Nowy odpowiedzialny za duszpasterstwo w Bosconii. Cuzceño. Rysy iście góralskie. Kiedyś nasz wielki sprzymierzeniec. Ale awanse zmieniają ludzi. Teraz utrzymujemy kontakty co najwyżej służbowe. Najczęściej po prostu się kłócimy lub powiedzmy łagodniej – zwykle mamy inną wizję… wszystkiego. Formacja młodzieży to dla nas coś więcej niż spotkanie organizacyjne. A pompka do piłek potrzebna nam jest w oratorium, a nie w jego biurze. Poza tym wieczne kłótnie o obecność Salezjanina w oratorium salezjańskim i milion innych spraw. Natomiast kiedy tylko się nie sprzeczamy, jest uśmiechnięty i nadzwyczaj milusi.

Po mojej lewej Doris, a dalej brat Raul. Dyrektor od spraw nauczania w szkole technicznej i były odpowiedzialny za duszpasterstwo. W zgromadzeniu już 15 lat, ale nadal nie dopuszczony do diakonatu, co czyni z niego obiekt żartów kolegów ze zgromadzenia. Wiecznie siedzący w swoim biurze przy komputerze, poważny dyrektor. Jedynie przy młodzieży przygotowującej się do bierzmowania przemienia się w salezjanina z prawdziwego zdarzenia, z gitarą w ręku i czapeczce z daszkiem. Przy stole jako jedyny prowadzi konwersacje z nowoprzybyłym księdzem Francisco. Ma cierpliwość, której zabrakło już wszystkim.

Ostatni, który zawitał do Bosconii to ksiądz Francisco Baccarello. Włoch, emerytowany misjonarz. Aktualnie pełniący obowiązki dyrektora pod nieobecność księdza Piotra. Lekko niedosłyszący, co powoduje, że wspólne odmówienie nieszporów lub różańca we wspólnocie jest niemożliwe. Doris stwierdziła ostatnio, że sposób odmawiania różańca, jest kwintesencją tej wspólnoty. Racja. Każdy sobie. Ksiądz Francisco, jakby się śpieszył na kolację. Ja jestem na 3 zdrowaśce, a on już kończy. Na kolację je same owoce i warzywa, stale wyjadając pani kucharce owoce przyszykowane na sok poranny. Konwersacje, które prowadzi z bratem Raulem, zwykle dotyczą kościoła. Czyta książki historyczne i wiecznie wygłasza teorie dotyczące tego, czy jakaś sytuacja opisana w Piśmie Świętym jest historycznie udowodniona czy nie. Nie lubi Ojca świętego, więc nigdy nie hamuje się przed niepochlebnymi komentarzami na jego temat. Kobiety uważa za głupsze i nie wdaje się z nimi w konwersacje, z czego korzystamy z radością.

W takim składzie spędzamy poranki, południa i wieczory. Śniadanie każdy je w pośpiechu, biegnąc do swoich zajęć. Obiad trwa już ok. 45 min. i nie można odejść od stołu, póki wszyscy nie skończą. Kolacja to kolejne 45 min. Bywało i dłużej.

Po kilku miesiącach życia w tej zwariowanej wspólnocie mogę pogratulować wszystkim osobom zakonnym. Taka przydzielana odgórnie rodzinka może czasem przyprawić o ból głowy!

Anna Jałoszewska, Peru, Piura, 1 czerwca 2012

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.