Drukuj Powrót do artykułu

S. Anna Bałchan: największą tragedią jest brak więzi

13 grudnia 2014 | 13:59 | Rozmawiała Anna Malec / tw Ⓒ Ⓟ

Największą tragedią jest brak więzi – mówi w rozmowie z KAI s. Anna Bałchan, założycielka i prezes Stowarzyszenia Po MOC, zajmującego się wsparciem kobiet w kryzysie.

KAI: Od kilkunastu lat zajmuje się Siostra m.in. pomocą w wyjściu z prostytucji. Czy w Polsce w tym czasie w jakiś sposób zmieniło się to zjawisko, a w związku z tym także Wasza praca?

S. Anna Bałchan: Jako siostry Maryi Niepokalanej pomagamy od XIX wieku! Zajmujemy się pomocą w kryzysie – ofiarom przemocy i ofiarom handlu ludźmi. Wśród nich są także kobiety, które doświadczyły wykorzystania seksualnego czy procederu prostytucji i w związku z tym mają przeróżne problemy.

Wyzwania się nie zmieniają. Tak samo było w XIX wieku – kobiety były oszukiwane, tak jak to się dzieje dzisiaj. Słyszą, że dostaną pracę, a są zamykane w agencji towarzyskiej. Teraz, niestety, jest więcej możliwości. Życie czy moda wzbudza potrzebę fajnego życia – dla takich młodych dziewczyn jakiś casting czy praca zagranicą, w której nie muszą znać języka, wydaje się bajkowa.

Dlatego stawiamy też na edukację i informowanie o zagrożeniach. Zajmujemy się szkoleniami dla studentów, uczniów czy parafian, mówiąc o tzw. bezpiecznej pracy. Ludzie muszą mieć świadomość, że zagrożenia nie dotyczą tylko rodzin dysfunkcyjnych czy patologicznych. Ten problem dotyczy rodzin z tzw. przeciętnej krajowej. Trzeba wiedzieć, że nieraz przez internet czy niewinne gry można wplątać się w poważny problem.

KAI: Czy może Siostra nakreślić standardowy portret kobiety, która została wplątana w proceder prostytucji?

– Jest to bardzo zróżnicowane. Od nastolatek, które żyją w bajkowym świecie marzeń, czasem mają subiektywne poczucie odrzucenia w rodzinie i chciałyby uciec, więc na portalach szukają swojego wymarzonego księcia z bajki – potrafią zakochać się przez komputer, zostawić wszystko, pojechać zagranicę. Mają tak silne pragnienie uczucia, że są w stanie poważnie zaryzykować.

Wiele dziewczyn jest też po różnych ośrodkach wychowawczych, tak zwanych bidulach. Uciekają z domów czy z ośrodków, nie mają wykształcenia. Zjawiają się wtedy mężczyźni, którzy ich po prostu używają, a one są gotowe zrobić wszystko, żeby zyskać zainteresowanie, poczucie, że są wyjątkowe. To nie dotyczy tylko młodych kobiet. Mają takie ogromne pragnienie miłości i przynależności, że są w stanie uwierzyć tym mężczyznom.

Bardzo trudną grupą – i tutaj jest bardzo dużo do zrobienia – jest grupa dziewczyn, które są upośledzone, funkcjonują poza normą intelektualną. Trzeba by stworzyć takie miejsca, gdzie mogłyby samodzielnie żyć, jednak musiałby z nimi ktoś mieszkać. One nie chcą być same. Często dzieje się tak, że jakiś mężczyzna żyje z ich renty, używa ich, a one często wolą to, niż bycie samej.

Mówiąc o prostytucji przymuszonej, musimy wiedzieć, że jest to wypadkowa tego, co przydarzyło mi się w życiu, i sytuacji, w której jestem teraz. Wiadomo, że nikt nie rodzi się z kodem genetycznym, który sprawia, że potem staje się złodziejem czy prostytutką – to jest absurd. Natomiast jest pytanie, co robisz dziecku, że ono tak się zaczyna zachowywać. To my, dorośli, kształtujemy zachowania dzieci i ich przekonania o sobie. Kodujemy w nich, że muszą z kimś być, bo bez mężczyzny nie są nic warte, albo wmawia się kobietom, że są po to, żeby ich używać, więc muszą być atrakcyjne i zachowywać się w określony sposób.

Dużo zależy od tego, czy obok znajdzie się ktoś, kto popatrzy na ciebie z miłością i z kim będziesz mieć więź. Brak więzi jest najgorszy. Dlatego te dziewczyny są idealne do używania, nie potrafią wejść w relacje, jedynie co może poprawiać im nastrój to iluzja zabawy, iluzja tego, że jest się dla kogoś ważnym.

KAI: W jaki sposób pracujecie z takimi kobietami? Jak pomagacie im odzyskać poczucie własnej godności?

– Godność mamy od Boga, to jest podstawa. A czy to odczuwamy? My modlimy się o moc z nieba. To pierwsza rzecz. Pod względem ludzkim zapewniamy pełną profesjonalną pomoc – mamy terapeutów, prawników, lekarzy. Dziewczyny często mają nadwerężone zdrowie, potrzebują leczenia psychiatrycznego, mają np. depresje.

Najzwyczajniej w świecie uczymy domu i relacji międzyludzkich, czyli tego, czego człowiek powinien doświadczyć w rodzinie. Czy ludzie się zmieniają? Różnie to bywa, nie każdy jest gotowy na zmianę, ale na pewno będąc u nas doświadczają innego życia. Te przemiany są. A my zawsze pamiętamy, że to są dzieci naszego Boga, my im po ludzku towarzyszymy, robimy to, co jest do zrobienia tu i teraz.

KAI: Na ile udaje wam się przeprowadzić proces reintegracji społecznej? Czy wasze podopieczne faktycznie wchodzą na nowo na rynek pracy, są zdolne do życia w społeczeństwie?

– Celem jest towarzyszenie. Chcemy, żeby dziewczyny mogły żyć samodzielnie, w poczuciu swojej własnej sprawczości. Z jednymi mamy kontakt, z innymi nie. Żyją samodzielnie, a jak żyją, to już jest inna rzecz. Jedne się odzywają i opowiadają o tym, co teraz robią, inne nie. Nie prowadzimy żadnych badań statystycznych – tu chodzi o człowieka, a człowiek jest tajemnicą, dokonuje się w nim proces. A zmiana następuje zawsze, gdy jest spotkanie z drugą osobą.

KAI: Jako stowarzyszenie współpracujecie też z innymi ośrodkami, także międzynarodowymi. Jaki jest cel takiej współpracy?

– Współpracujemy z międzynarodową organizacją sióstr RENATE. W Polsce od dwóch lat przy Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonnych pracuje sekcja im. Józefiny Bakhity – niewolnicy z Sudanu. W międzyczasie przeprowadzono wiele szkoleń w tym zakresie. Spotykamy się też na szczeblu międzynarodowym, by – gdy przyjeżdżają do nas cudzoziemki – móc zwrócić się do sióstr z innych krajów.

Przez dwadzieścia lat 120 kobiet i dzieci było pod opieką zgromadzenia. Od nas wszystkich, od organizacji pozarządowych, od państwa, zależy los tych dziewczyn. Dlatego się jednoczymy.

KAI: Praca Siostry jest ryzykowna. Nigdy się siostra nie bała? Na co dzień stykacie się przecież ze światem przestępczym.

– Nie jesteśmy jednostkami specjalnymi, żebyśmy dotykały świata przestępczego – od tego są inne organy. Czy ja się boję? Lęk zawsze jest. Kiedy przyjmujesz dziewczynę pod swój dach, nic o niej nie wiesz. Nie wiesz, czy ona kogokolwiek sprowadzi do domu – może mieć przecież chwile załamania, dać komuś informacje. Nigdy też nie stawiamy warunków – jesteś chora na HIV albo masz choroby weneryczne, to nie możesz u nas być. Decydujemy się na przyjęcie osoby takiej, jaką jest. Warunek jest taki, że chce się leczyć. Jeśli ktoś przychodzi z uzależnieniami, ale chce zmienić swoje życie, to najpierw trafia do ośrodka specjalistycznego dla uzależnionych, a potem wraca do nas.

Jeśli ktoś nie odczuwałby lęku, to myślę, że musiałby skończyć z tą pracą. Lęk jest w porządku, uczy pokory – pod warunkiem, że nie jest to lęk, który paraliżuje. Więc albo zawierzam Bogu, albo sobie odpuszczam, bo gdybyśmy patrzyły na tę pracę tylko po ludzku, to ona by nas paraliżowała.

KAI: W planach macie także otwarcie żłobków. Na czym polega ten pomysł?

– Lata towarzyszenia kobiecie w kryzysie, próby rozwiązywania problemów wychowawczych pokazały, że wciąż musimy uczyć się właściwej komunikacji, jeśli chcemy kontaktować się ze sobą bez przemocy.

Dlatego chcemy wybudować żłobek z salami warsztatowymi dla cztedzieściorga dzieci. Paradoks naszego systemu polega na tym, że żeby dostać miejsce w żłobku czy przedszkolu, trzeba wykazać, że się pracuje – a jak to zrobić, skoro rodziny nie mają z kim zostawić dziecka?

Druga potrzeba to uczenie więzi: ty i ja chcemy być przeciwko przemocy, mówić językiem miłości. Jeśli się tego nauczymy, dobra będzie coraz więcej. Po co to wszystko? Po to, żeby w przyszłości te dzieci i dorośli, którzy będą mieli z nami kontakt, mogli doświadczyć zmiany i mocy piękna. Myślę, że nie ma człowieka, który nie chciałby poprawić swoich relacji – być lepszą żoną, mężem, przyjacielem, siostrą zakonną czy księdzem.

Chcemy zachęcić ludzi do samej idei. Prosimy o drobną wpłatę na ten cel – symboliczną, która będzie świadczyć o tym, że ludzie też chcą uczyć się języka miłości i życia bez przemocy. W ten sposób możemy się nawzajem wspierać.

Wsparcia można udzielić poprzez stronę internetową www.budujemycosdobrego.pl.

Rozmawiała Anna Malec

***

S. Anna Bałchan – siostra zakonna ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, działaczka społeczna. Od 1999 zajmuje się pomocą kobietom w kryzysie. W 2001 została jednym z założycieli i prezesem Stowarzyszenia im. Marii Niepokalanej na Rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom w Katowicach, od 2010 działającego pod nazwą Stowarzyszenie Po MOC dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej. Pomaga kobietom i ich dzieciom zagrożonym lub dotkniętym przemocą seksualną, fizyczną i psychiczną, ofiarom handlu kobietami, ofiarom przymuszonej prostytucji, a także bezrobotnym, mającym problemy wychowawcze, małżeńskie i finansowe.
Za swoją działalność s. Bałchan otrzymała w 2008 Nagrodę Totus oraz Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.