Drukuj Powrót do artykułu

S. Michaela Rak opowiada o historii pierwszego hospicjum na Litwie

27 lutego 2016 | 10:26 | Alina Petrowa-Wasilewicz / br Ⓒ Ⓟ

O swoim młodszym „dziecku” – Hospicjum bł. Michala Sopoćki w Wilnie – opowiada w rozmowie z KAI s. Michaela Rak. Założycielka pierwszej tego typu placówki opieki na Litwie porównuje ją też do bochna chleba, złożonego z wielu ziaren – dobrych uczynków, wylicza darczyńców i dzieli się historią trzech złotych, które zaowocowały w sposób niezwykły.

KAI: Mówi Siostra, że Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie, to młodsze dziecko Siostry.

S. Michaela Rak: Moje dorosłe już dziecko zostawiłam w Gorzowie, nazywa się Hospicjum św. Kamila, jest pełnoletnie, bo ma dwadzieścia lat, może sobie radzić beze mnie. A to dzieło jest dość nowe, działa od trzech lat.

Jak się tu Siostra znalazła?

– W roku 2000 nasza wspólnota, Zgromadzenie Sióstr Pana Jezusa Miłosiernego, poprosiło ks. kard. Audrysa Jozuasa Backisa, ówczesnego metropolitę wileńskiego, o pozwolenie na założenie domu zakonnego w Wilnie. To ważne dla nas miasto, bo jest kolebką naszego Zgromadzenia – tu w 1941 r. ks. Michał Sopoćko, spowiednik św. s. Faustyny, odebrał śluby pierwszych sześciu sióstr i był to zalążek nowej rodziny zakonnej. Święta Faustyna to przewidziała, miała wizję zdarzenia, w „Dzienniczku” opisała dokładnie okoliczności i pomieszczenie, w którym odbędą się śluby. Ten dom do dziś się zachował.

Ks. Kardynał zgodził się na nasz przyjazd, zaczęłyśmy posługę w kościele Świętego Ducha na Starym Mieście, gdzie gromadzą się Polacy. Bardzo wiele zawdzięczamy też ówczesnemu proboszczowi, ks. Mirosławowi Grabowskiemu. Po pięciu latach kardynał Backis zaproponował, byśmy przejęły dwa budynki… z XVII wieku.

…zabytkowe budynki, które były w stanie kompletnej posowieckiej dewastacji.

– To poklasztorne, historyczne budynki na Wzgórzu Zbawiciela. Przed wojną był tu kompleks klasztorny sióstr wizytek. Po zakończeniu wojny i przejęciu Litwy przez ZSRS aż do 2005 r. te obiekty, włącznie z kościołem pw. Najświętszego Serca Jezusowego, nowi władcy przerobili na więzienie. W budynku, który kiedyś był kapelanią, mieściła się zaś administracja więzienna. W roku naszej instalacji na Wzgórzu Zbawiciela w więzieniu nadal przebywali osadzeni, tylko budynki byłej administracji, od której oddziela je do dziś mur, były już opuszczone. Kard. Backis zdecydował, że jeden z przekazanych nam budynków przeznaczy na dom zakonny dla naszej wspólnoty, a drugi – na dzieło miłosierdzia. W pierwszej chwili ks. Kardynał chciał, żeby tu był dom dla księży – emerytów, ale później zdecydował, że będzie się tu mieścić hospicjum, bo na całej Litwie w ogóle nie było takiej placówki i nawet trzeba było wymyślić nowe słowo.

Jest Siostra twórcą litewskiego słowa „hospisas”, które dzięki wysiłkom Siostry i całego Zgromadzenia, stało się ciałem.

– To wspólny wysiłek, także dlatego, że ten projekt współgra z naszym charyzmatem, bo ks. Sopoćko bardzo mocno podkreślał, że my mamy wnosić zaufanie w serca ludzi w każdym miejscu i wydarzeniu, gdziekolwiek się znajdziemy. Budzić serca do zaufania Bogu. Ufność i jeszcze raz ufność – Bogu i człowiekowi. Moje Zgromadzenie prowadzi więc różne dzieła miłosierdzia – skierowane od dzieci po więźniów, w zależności od potrzeb kraju, w którym posługujemy, a mieszkamy nawet w rezerwacie Indian w Kanadzie. Nasze siostry posługują w Polsce w hospicjach, to wpisuje się w nasz charyzmat – żeby w szerzeniu prawdy o Bożym Miłosierdziu równolegle były czyn, słowo i modlitwa, o czym pisała w „Dzienniczku” św. s. Faustyna.

Kiedy Siostra przyjechała do Wilna?

– W 2008 roku. Zostałam przekierowana przez władze Zgromadzenia do Wilna, odłączona od pierwszego dziecka w Gorzowie, żeby podjąć się nie lada wyzwania. Nie miałyśmy pieniędzy, tylko w głębi serca wiedziałam, czym ma być hospicjum i jak ma służyć.

Miała Siostra w kieszeni trzy złote.

– Ale to były wyjątkowe trzy złote. W dniu wyjazdu do Wilna poszłam na cmentarz w Gorzowie, bo mam szczególny kontakt z duszami w czyśćcu cierpiącymi. Gdy mocuję się z czymś, co przerasta moje siły, jest poza moimi możliwościami, zwracam się do dusz czyśćcowych. Poszłam na cmentarz, odczytywałam imiona i nazwiska moich gorzowskich pacjentów, przywoływałam ich historie życia i moment przejścia do wieczności i po prostu rozmawiałam z nimi. Opowiadałam im, że jadę, mówiłam im, co mnie czeka. I że nie mam pieniędzy, nie znam języka, że to dla mnie ziemia zupełnie obca, ale tak samo bliska, bo cierpią tam ludzie, więc pomóżcie mi, proszę.

Kiedy wychodziłam, ocierając dyskretnie łzy, żeby nikt nie widział, że siostra zakonna, która mówi o ufności, może nie do końca ufa, bo płacze, po drugiej stronie ulicy, naprzeciw bramy cmentarnej, wśród stoisk z kwiatami i zniczami zaczęła wołać mnie jakaś kobieta: Siostro Michaelo, chodź, chodź, bo chcę ci dać coś na hospicjum. Odkrzyknęłam, że nic mnie już z hospicjum nie łączy, bo jadę do Wilna, na co ona: Ale ja chcę dać ci na hospicjum w Wilnie. – Bo wiedziała z telewizji, że jadę zakładać placówkę na Litwie. Miała przepiękne bukieciki kwiatów polnych. Powiedziała mi, że wstała rano i nazbierała kwiaty. Niewiele dotychczas zarobiła, ale to, co miała „to chce ci dać na hospicjum wileńskie”. Trzy złote w drobnych monetkach…

Teresa i pięć talarów to nic, Teresa, pięć talarów i Pan Bóg to coś – mówiła reformatorka Karmelu, która założyła wiele klasztorów w całej Hiszpanii.

– Ucałowałam ręce kwiaciarce, nie kryłam już łez i powiedziałam, że każdemu będę opowiadać o jej darze.

Skok w ciemno?

– Całkowity. W domu zakonnym na Rossie remont był już zrobiony, była już gotowa kaplica, to zasługa sióstr z naszego Zgromadzenia, które były tu przed nami, od 2005 roku. Weszłam do kaplicy w wyjątkowym miejscu, bo w 1934 r. znajdowała się tu pracownia malarza Eugeniusza Kazimirowskiego, który namalował pod kierownictwem św. s. Faustyny pierwszy obraz Pana Jezusa Miłosiernego „Jezu, ufam Tobie”. Mówią o Kazimirowskim, że był nieznanym malarzem, to nie jest ścisłe, on był znanym artystą, z dobrym warsztatem malarskim, wykształcony na zagranicznych uczelniach, wielu ludzi zamawiało u niego swoje portrety, robił też dekoracje teatralne. I to też jest wielkie, że potrafił spełnić prośbę księdza i zwykłej siostry, słuchać opisów tego, co siostra widziała i przenosić to na płótno. To nie było proste. Z siostrą Faustyną artysta konsultował każdy szczegół, ks. Sopoćko we wspomnieniach pisał, że gdy pozował do obrazu, a był w pewnym momencie o to poproszony przez Kazimirowskiego, założył więc albę, zaś siostra Faustyna korygowała układ jego rąk. Ks. Sopoćko wspominał, że zadziwiło go, że s. Faustyna patrzyła to na niego, potem przenosiła wzrok na bok, po czym po tym spojrzeniu w bok poprawiała malarza. Jej spowiednik domyślał się, że być może w czasie tego malowania jego penitentka miała wizję Pana Jezusa i przenosiła wzrok z pierwowzoru na obraz, malowany przez artystę.

Ja mówię o tym obrazie, że jest to portret pamięciowy, to nie jest zwykła wizja malarska. Jestem prawnikiem z wykształcenia, dlatego powiedziałabym, że jest to jak protokół z postępowania, że jest to portret pamięciowy postaci, którą św. Faustyna widziała. Miejsce, w którym znajduje się nasze hospicjum, jest wyjątkowe. I właśnie w tym miejscu, gdzie był malowany obraz, mieści się dziś kaplica. Położyłam przed tabernakulum pieniądze, które ofiarowała mi kwiaciarka i powiedziałam: Panie Jezu, jesteś Ty i chociaż mamy trzy złote, założymy to hospicjum.

Kiedy Siostra uświadomiła sobie, że Rossa 4 to adres domu, w którym mieszkał ks. Sopoćko?

– Byłyśmy z moją matką generalną, Marią Kalinowską u abp. Audrysa Backisa, metropolity wileńskiego, żeby omówić sprawy, związane z naszym zainstalowaniem się i rozpoczęciem nowego dzieła. Wyszłyśmy z kurii i bardzo mocno przeżyłyśmy fakt, że ks. Kardynał wskazał nam miejsce, w którym mieszkał ks. Sopoćko. Bo nagle nas olśniło, to było mocne doświadczenie, znak.

Czy ks. Kardynał wiedział, że to miejsce, związane ze spowiednikiem św. s. Faustyny?

– Nigdy nie zadałam mu tego pytania. Odniosłam wrażenie, że nie wiedział.

Po prostu Opatrzność. A jak dalej działał Pan Jezus?

– Św. Ignacy Loyola pisał, że trzeba działać tak, jakby wszystko zależało od nas pamiętając, że wszystko zależy od Pana Boga. Była przeogromna, gorąca modlitwa mojej wspólnoty zakonnej i wielu ludzi, których informowałam o projekcie. Przyjechałam do Wilna tuż po uroczystości beatyfikacyjnej ks. Michała Sopoćki w Białymstoku we wrześniu 2008 r. I już 11 lutego 2009 r. w domu zakonnym, w miejscu namalowania obrazu Pana Jezusa Miłosiernego zorganizowałam pierwszą konferencję, na którą zaprosiłam przedstawicieli różnych środowisk na Litwie. Zaczęłam od mediów i wprost powiedziałam, że jeżeli ma powstać takie dzieło, to ludzie mediów są niezbędni. Zaprosiłam też przedstawicieli środowisk medycznych Wilna, ludzi Kościoła, ś.p. bp. Juozasa Tunaitisa, młodzież, członków organizacji społecznych i pozarządowych.

Mówiłam im, czym jest hospicjum, jakie są zasady jego działania, o co w tej opiece chodzi, jakie są kierunki szpitalnego postępowania. Był to krótki wykład, a na zakończenie spytałam, czy potrzebne jest hospicjum w Wilnie? Na to pytanie odpowiedziała lekarka, która stwierdziła, że nie będzie odpowiadać na pytanie, czy taka placówka jest potrzebna, a spyta, dlaczego do tej pory nie powstała.

W przerwie na kawę podeszła do mnie pielęgniarka, podała w sposób energiczny i bezpośredni rękę i powiedziała: Proszę siostry, będzie hospicjum. Bo ty masz na nazwisko Rak, a ja Szpitalowa. Pracuję w szpitalu, będę siostrę wspierała. I została pierwszą wolontariuszką. Kiedy podjęłyśmy się remontu, zrobienia profesjonalnego projektu na remont, pozyskania wszelkich zezwoleń w poszczególnych instytucjach, a to budynek zabytkowy, poszłyśmy równolegle w kierunku pomocy ludziom chorym, przebywającym w domach w oparciu o doświadczenie polskich hospicjów. I nasza posługa, opieka nad terminalnie chorymi nim jeszcze nie byliśmy zarejestrowani jako placówka medyczna, ale towarzyszyłyśmy ludziom chorym, już zaczęła zasiewać ziarna idei hospicyjnej w społeczeństwie.

Ile czasu trwał tu remont?

– Od 2009 do 2012. W czerwcu 2012, w rocznicę święceń kapłańskich naszego Założyciela, bł. Michała Sopoćki, było poświecenie liturgiczne placówki. Potem trzeba było uzyskać wszelkie pozwolenia na prowadzenie placówki, tak że w styczniu 2013 mogliśmy już przyjąć pierwszych pacjentów. Oddział stacjonarny liczy dziś czternaście miejsc, równolegle działa hospicjum domowe.

Jak udało się zebrać niemałe sumy na remont?

– Pomagały media, zaangażowali się przedstawiciele wielu firm. Złożyłam wniosek do Fundacji Renovabis w Niemczech. W Wilnie posługiwał wówczas ks. Hans Fischer, który jest Niemcem i bardzo mnie wsparł w moich planach. Kiedy była uroczystość poświęcenia hospicjum i pan Paweł z nadzoru budowlanego triumfował i mówił: Siostro, udało się nam!, ks. Fischer powiedział: Popatrz siostro, jakie to jest piękne! Ja jestem Niemcem, ty jesteś Polką i udało nam się zrobić na Litwie hospicjum dla Jezusa w człowieku. I to jest kwintesencja tego, czym jest hospicjum. Nie tylko do Renovabis się zwracałam, pisałam mnóstwo pism do organizacji, instytucji, osób prywatnych. I zawsze odpowiadali: Wiele nie mogę, ale to, co mogę, ofiaruję lub pomogę. Pieniądze płynęły i z Polski, i z Francji i z Niemiec.

Drugim głównym sponsorem była fundacja Miłosierdzia z Irlandii, mocno zaangażowała się Polonia amerykańska i kanadyjska i jest tu także przeogromny wkład hospicjów polskich. To jest piękne, że gdy poprosiłam o pomoc, nikt nie odmówił, choć w Polsce borykają się z poważnymi trudnościami finansowymi, cierpią niedostatek. Przyjechała pani dr Maria Bryła z Jaworzna ze swoimi pracownikami do pomocy. Nawet jej o to nie prosiłam, a gdy spytałam, skąd o nas wiedzieli, odpowiedziała: Siostro, czy ty pamiętasz, że jak w Jaworzu zakładałam swoje hospicjum, to ty przyjechałaś ze swoim zespołem, żeby nas nauczyć, jak to zrobić? O Wilnie dowiedzieli się z polskich mediów i przyjechali.

To były określone etapy – pozyskiwanie funduszy na remont i prace budowlane. Zaangażowało się wiele firm, na przykład z Paradyża otrzymaliśmy wszystkie gresy i kafelki, Caparol za darmo przekazał wszelkie farby i podkłady. Decydowały o tym osoby, zajmujące bardzo wysokie stanowiska w korporacjach i firmach, ale też zwykli ludzie i pracownicy. Więc te trzy złote się cudownie pomnożyły. Hospicjum jest dużym bochnem chleba, składającym się z wielu ziaren i nie sposób tych wszystkich ziaren wymienić.

Remont trwał prawie trzy lata.

Macie tu nawet szklaną podłogę…

– To szkło przemysłowe. Konserwator zabytków polecił nam położyć taką podłogę w refektarzu, bo okazało się, że pod nami znajdują się fundamenty średniowiecznej budowli.

Podobno administracja zabytkami to wymagające zadanie, łatwiej i taniej coś nowego zbudować.

– Udało się dzięki pomocy wielu ludzi. Ale po zakończeniu remontu trzeba było zdobyć sprzęt medyczny, łóżka. I znowu pomoc. Bardzo nam pomógł Zakon Kawalerów Maltańskich z Radomia. Ze Szwajcarii, dzięki zabiegom naszych kawalerów Zakon maltański przekazał nam łóżka szpitalne, materace, wózki inwalidzkie. Z kolei polskie hospicja, dosłownie z każdego zakątka kraju, przekazały nam sprzęt medyczny.

Na krótko przed uroczystością poświęcenia, pani Teresa, jedna z przewodniczek tu, w Wilnie wśród swoich znajomych apelowała na swoim profilu na Fecebooku: Kochani, zróbmy z hospicjum dom, a nie laboratorium. Możecie przynosić różne sprzęty jak do domu. I ludzie zaczęli przynosić obrazy, meble, naczynia kuchenne, choćby kilka kubeczków. Byłam wzruszona, gdy ludzie przynosili te rzeczy.

Niemal z każdym z tych przedmiotów wiąże się jakaś historia.

– Któregoś dnia w hospicjum pojawił się bezdomny. Znalazł gdzieś gipsowy wizerunek Pana Jezusa, sam go pomalował i nam podarował. A pewien pan z Warszawy, który z powodu uzależnienia dotknął dna, namalował ten obraz – ścięty pień, z którego wyrastają młode, zielone pędy. Tak siebie widzi – moc Boga wyciągnęła go znowu do życia.

Mamy umowę z władzami penitencjarnymi na wolontariat więzienny. Skazani na dożywocie, odbywający karę w Łukiszkach, upletli dla nich wszystkie dywaniki, które są przy łóżkach chorych. Więźniowie identyfikowali się z pacjentami, mówili, że dla nich też nie ma żadnej nadziei. Jeden z osadzonych plótł swój dywan na kolanach. Tłumaczył, że skoro w chorym człowieku jest Jezus, to na dywaniku będzie stał Jezus, dlatego on wykonuje go na kolanach.

Przychodzą tu bardzo różni ludzie. Uczniowie, harcerze, księża, biskupi, Polonusy, ministrowie. Można powiedzieć, że salon wileński siostra prowadzi. I grupa mężczyzn, o których Siostra mówi „panowie Alleluja”.

– To trzeźwi alkoholicy. Chwalą pana, że ich wybawił z uzależnienia, więc śpiewają „Alleluja”. Mówię im, że powinni zbierać się gdzieś w centrum, może na Placu Gedymina i tam dawać świadectwo.

Znany rajdowiec Benediktas Vanagas został w tym roku ambasadorem idei hospicyjnej.

– Wziął udział w rajdzie Dakar wraz z polskim partnerem Sebastianem Rozwadowskim z Olsztyna, również bardzo zaangażowanym. Benedictas, syn znanego dyrygenta, jest naszym przyjacielem. Poznaliśmy się w czasie gali rozdania nagród św. Krzysztofa i od tego czasu często u nas bywa. Podczas rajdu promował ideę hospicyjną, a nasi domownicy modlili się w ich intencji. Gdy wyjeżdżał na zawody jedna z pań, żegnając się z Benedictasem, powiedziała mu, że już się nie zobaczą i obiecała mu, że będzie się modlić za ekipę. I rzeczywiście, zmarła przed jego powrotem, a umierając powtarzała: Dakar, Dakar. Zaś Benedictas pierwszą rzecz, jaką robi, gdy tu wpada – idzie do naszych chorych.

„Boli i przeraża mnie fakt …zgłoszenia pod obrady Sejmu znowelizowany projekt ustawy o eutanazji. Jest to fakt oburzający, że w nowoczesnym społeczeństwie europejskim pojawia się ktoś… podejmuje działania zmierzające do samodegradacji człowieczeństwa w człowieku oraz degradacji rozwoju społecznego. Człowiek chory i nasz stosunek do niego, jest dla nas wszystkich odzwierciedleniem poziomu i wielkości naszego człowieczeństwa bądź jego braku! Całym sercem – w poczuciu szacunku do osób chorych i umierających – proszę o podjęcie wszelkich działań zmierzających do nie przyjęcia ustawy o zabijaniu i o modlitwę w tej intencji!” Cytuję list Siostry, napisany w czasie, gdy na Litwie rozważano przyjęcie eutanazji. Udało się…

– Dzięki Bogu, udało się. Wysłałam ten list do każdego posła Sejmu litewskiego i do pani prezydent Dalii Grybauskaitė. Zaprosiłam do nas ministra zdrowia. Pokazałam, jak działa nasza placówka. Projekt „spadł” z porządku obrad, ale sądzę, że to nie ostatnia próba wprowadzenia eutanazji. Ale cieszę się, że dzięki pierwszej placówce wileńskiej coraz bardziej popularna staje się idea hospicyjna i że powstają kolejne inicjatywy.

Jubileusz Miłosierdzia. Czy ma Siostra jakieś plany związane z obchodami?

– Mam jedno marzenie. Żebyśmy zorganizowali – Litwini i Polacy – wielką gwiaździstą pielgrzymkę pojednania. Żeby z każdej diecezji wyruszali ludzie do konkretnego sanktuarium i żeby padły tam słowa przebaczenia i pojednania, i żeby skończyły się wszelkie dwustronne konflikty i wojny. I żeby to przebaczenie objęło rodziny, miejsca pracy, przedstawicieli wszystkich pokoleń. W miłosierdziu człowiek znajdzie szczęście, a świat – pokój – mówił Jan Paweł II. Jeśli nie jesteśmy szczęśliwi, nie będziemy też miłosierni. Powinniśmy otworzyć serce na miłosierdzie Boga – od tego miłosierdzia, od otwarcia na nie – zależy czy zadziała nasza wyobraźnia miłosierdzia – jedyna siła, zdolna do przemiany oblicza ziemi.

Rozmawiała Alina Petrowa-Wasilewicz

Wpłaty na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopocki w Wilnie:
Nordea Bank Finland Plc Lietuvos
Kod Banku:21400
BIC, SWIFT kod: NDEALT2X
LT 832140030002856355 LTL
LT 232140030002856368 EUR
LT 392140030002856371 USD
LT 762140030002856384 PLN

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.