Drukuj Powrót do artykułu

Śp. Wanda Półtawska: nie ma przypadków, są plany

25 października 2023 | 16:09 | oprac. Alina Petrowa | Warszawa Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Wikimedia

W związku ze śmiercią prof. Wandy Półtawskiej publikujemy zapis wypowiedzi śp. współpracowniczki Jana Pawła II zarejestrowany przez KAI podczas prezentacji jej książki „Beskidzkie rekolekcje. Dzieje przyjaźni księdza Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich”, która odbyła się 17 lutego 2009 r. w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie. Wanda Półtawska w trakcie spotkania mówi m.in. o rozmowach z papieżem Polakiem, jego teologii, pracy nad encyklikami, ale też o własnej młodości, wojnie i cierpieniu oraz pracy psychiatry. – Wróciłam z lagru, wszyscy ludzie byli straszni, a on mi pokazał, że mogą być wspaniali, święci. Czytajcie jego poezję, czytajcie, co napisał, co ja wam będę gadać? – mówiła wówczas na spotkaniu.

Chcę podziękować wydawnictwu, bo muszę przyznać, że trochę kaprysiłam, powiedziałam, że jeśli ta książka ma być, to ma być piękna, no i postarali się. Parę razy miałam inne zdanie, ale wszystko posłusznie zrobili według mojego wyobrażenia, że taka książka nie może być zwykła. Bo to w ogóle nie jest książka, to nie jest pisana książka, to jest publikacja dokumentów. Ponieważ od poniedziałku, kiedy Gazeta Wyborcza raczyła o mnie napisać, mam bez przerwy telefony od panów dziennikarzy i żadnemu nie udzieliłam wywiadu „przed”. Powiedziałam: przyjeżdżajcie tu, na wszystkie pytania wam odpowiem, niezależnie od tego, czy są mądre, czy głupie. Tak więc pytajcie, drodzy Państwo.

To nie przypadek, że dziś jest 17 luty. 17 lutego aresztowali mnie gestapowcy, 17 lutego wyjechałam w wielką podróż do Honolulu, 17 lutego Tomasz nagle wymyślił, że będę tu w Warszawie, z książką. To nie jest takie całkiem bez znaczenia. Symbole dat. W moim pojęciu ta książka zaczęła się właśnie 17 lutego w 1941 roku. Mąż powiedział o książce, że obowiązkową lekturą wyprzedzającą. Istotnie mój pamiętnik „I boję się snów”. To jest dokument historyczny, napisany w pierwszym tygodniu lipca 1945 przez młodą dziewczynę, która wyszła z obozu. Obecnie zrobili nowe, już jedenaste wydanie. To czyta świetnie młodzież. Ja jestem psychiatrą od spraw młodzieżowych. Jak młodzież to przeczyta, to ja ich mam w ręku, ja mam wspólny język z młodzieżą, chociaż ja taka stara jestem, pewnie najstarsza z was wszystkich. Więc to trzeba przeczytać, bo w tekście i zarówno w tym, co Ojciec Święty do mnie pisywał są pewne odnośniki, czyli redakcja zarobi na sprzedaniu tej książki. Bo na dodatek jest taki aspekt, książkę się sprzedaje. Mnie nie zależy na tym.

Natomiast mogę państwu powiedzieć: jeżeli ktoś z tu obecnych potrafi czytać tak, jak to było pisane, to znaczy dzień po dniu weźmie sobie jeden tekst tak jak do mnie pisał Karol Wojtyła, to jest do rozmyślania. I niezależnie od tego, co ja napisałam, pomyśli sobie sam, a potem zniknie i pójdzie sobie gdzieś do jakiegoś lasu sam i powie „Magnificat”, to ja powiem: warto było jednak to dać do druku. Ja nie chciałam dać do druku, to Ojciec Święty chciał, to on powiedział: musisz. Musisz dać świadectwo, bo to jest świadectwo. Bo to jest świadectwo czego? – Tego, że człowiek ma duszę. A on cały czas, cały pontyfikat to była przecież chęć pokazania ludziom, że oni są, tak jak mówił, Bożego pochodzenia, genealogia divina. Mówił wszystkie problemy świata będą rozwiązane. Ludzie nie wiedzą, że mają duszę. On chciał pokazać, że ludzka dusza nie tylko jest, ale ma się rozwijać u każdego. No dobra, może pytanie, bo na razie jest mój monolog.

(Podziękowanie z sali za książkę „I boję się snów”)

Komu dziękować? – W gruncie rzeczy trzeba ojcu Tomaszowi, że jest książka. Ale ja myślę, że jest trochę tak, że mnie przymuszono do tego żeby to poszło do druku. Odgórnie. Bo ja myślałam, że ja może wcześniej umrę, ale nie udało się. Więc ja się spodziewam od państwa bo ludzie już, już różne rzeczy piszą) ja się spodziewam tylko tego, że to będzie nie przeczytana, tylko czytana książka. Że to będzie leżało i ktoś sobie bierze i bierze co? – To, co powiedział, do mnie napisał Karol Wojtyła, bo to są wszystko piękne teksty modlitewne. To jest takie świadectwo, że człowiek wtedy się w pełni rozwija, bo Ojciec Święty rozwinął w pełni geniusza intelektualnego, poetę i świętego dlatego, że obcował z Bogiem. Że to jest możliwe na co dzień dla każdego człowieka. To się zatrzymać. Mówił: Zatrzymaj się. Pan Bóg przemawia w ciszy. Do nas przemawiał w lesie. Ja mam takie – las to jest moje miejsce odpoczynku, moje miejsce ładowania akumulatorów. Ale przede wszystkim chodzi o to żeby to posłużyło nawróceniu świata, bo to chciał Karol Wojtyła. Karol Wojtyła chciał zbawić wszystkich ludzi. Naprawdę kochał wszystkich ludzi. Chciał ich uratować od piekła. Mówił do młodzieży: jesteście stworzeni dla nieba. Człowiek nie jest dla ziemi, tylko dla nieba. Pokazywał wymiar sacrum, sacrum świata, sacrum człowieka, sacrum osoby, sacrum kobiety, sacrum ciała ludzkiego. Żeby zobaczyli, że są w morzu, ogarnięci Duchem. Duchem Bożym, Świętym. Chciał to pokazać. Ta książka, jak mówił: „Musisz dać świadectwo”. Nawet zastanawiał się jak, jak świadectwo w ogóle można dać. Ja nie wiedziałam jak? Jak można dać świadectwo o rzeczach, które są niewymierne. No, a potem skłonili mnie ludzie, którzy powiedzieli, że osobowość świętych należy do ludzi, że każdy ma prawo się o Ojcu Świętym dowiedzieć. To się dowiedzcie coś o świętym – nie o mnie, o nim.

Proszę o pytania, proszę o pytania, albo skończymy, bo ja chcę uciec stąd.

Jak wyglądały relacje z Karolem Wojtyłą?

Ja przyjechałam do Krakowa – dlaczego? – To znaczy dzisiaj myślę, po latach, że mnie Duch Święty posłał. Bo ja nagle wymyśliłam w Lublinie, gdy mnie już przyjęto na medycynę, że ja chcę do Krakowa. Uciekłam z Lublina do Krakowa. Po co? – No teraz widzę, po to, że duszpasterzem akademickim był Karol Wojtyła. – Żeby go spotkać. On się zajmował studentami, a preferował lekarzy. Nie tylko dlatego, że miał brata Edmunda, którego kochał bardzo i bardzo dużo mówił o nim do mnie, tylko dlatego, że uważał, że lekarze i księża pracują na tym samym terenie, na człowieku i muszą współpracować ze sobą. Ja tak zaczęłam. Od czego? Zaczęło się od tego, że ojczyzna ludowa narzuciła ustawę o aborcji. Ja byłam wstrząśnięta tym, że w łagrze widziałam, że gestapowcy rzucają dziecko do „haizungu”, on przejęty tym, że kobiety stoją w kolejce do zabijania dzieci. Nie mogliśmy tego pojąć, jak to jest możliwe? I nasza praca zaczęła się tu, ja powiedziałam, że wszystko, co mogę w życiu zrobić – będę ratować dziecko nienarodzone. On był wrażliwy. On cierpiał każde zabite dziecko. On się za nie modlił. Ja się zajmowałam losem matki – samotnej dziewczyny w ciąży. Od zawsze. 60 lat się tym zajmuję. On też. Tu się spotkaliśmy. Codziennie ja zajmowałam się pacjentami, ja pilnowałam żeby te dziewczyny, które są w ciąży, uratować. Dlatego pierwszy domek samotnej matki, który udało się zrobić, to on mi pomógł. Jako ksiądz jeszcze. Żeby ratować kobietę. Niedawno w Warszawie, chyba miesiąc temu, jeden ksiądz powiedział: „A, ten pani papież – bo oni mówią, że to mój papież – to skrzywdził mężczyzn, bo do kobiet napisał pięć dokumentów, a do mężczyzn nic”. Tak, napisał pięć dokumentów, bo one były zagrożone, bo one zabijały dzieci, bo one pozwalały się wciągnąć to. On był tym przejęty całe życie. Wszystkie działania Karola Wojtyły służyły ratowania świętości i miłości mężczyzny i kobiety. Bo żeby dziecko uratować, to nie pogotowie ratunkowe już jak jest aborcja, tylko taką miłość pokazać, żeby nikt nie zagroził dziecku. „Bel amore” – potem napisali Włosi, on głosił koncepcję pięknej miłości. Cały czas on mi dał pokój w swoim apartamencie, ja siedziała tam i radziłam ludziom, którzy się kłócili. Ja się zajmowałam młodzieżą, ich rodzicami i nauczycielami. I do dzisiaj to robię. Po co? Po to samo, co on chciał. On mówił do mnie jesteś jak moja ręka wyciągnięta do tych, co do mnie nie przyjdą. Poradnia młodzieżowa, poradnia małżeńska, poradnia dla nauczycieli. Po co? – Żeby uratować od piekła, zwyczajnie. Bo wierzył w osobowe zło i mówił: diabeł jest. Raz powiedział do mnie: pamiętaj był przed człowiekiem i miał gotowy plan zniszczenia ludzkości jako dzieła Bożego i niszczy ją. A on chciał rotować ten świat przed zniszczeniem. Bo kochał. Wszystkich ludzi. Każdy, kto się spotkał z Karolem Wojtyłą naprawdę uważał, że on jest wyjątkowo traktowany, bo on każdego traktował indywidualnie. Jak ja raz powiedziałam, czy cię nie męczy góra tych ludzi, te tłumy (już papieżem był), on do mnie mówi: Tłumy? Ja nigdy nie mówię „tłum”. „Rzesza osób”. Każda osoba indywidualna. I co mi powiedział? – Przed każdym spotkaniem, z każdym człowiekiem, ja się najpierw modlę do Ducha Świętego, potem podejmuję dialog. Ja robię to samo. Po prostu. Dzień po dniu, dzień po dniu, pięćdziesiąt lat. No to coś się dowiedziałam. No, a teraz to tak mówię, bo w „Tryptyku” napisał: „Omnia… oculus tuus”. Ja nic nie ukrywam. Teraz chce pokazać, bo niedługo umrę, to będziecie mieli książkę w spadku do czytania. Nie moje słowa, ale tam są piękne jego myśli, które prowadził tak konsekwentnie, żeby człowieka, który jest zagubiony najpierw… bo ja wróciłam z tego lagru, młoda dziewczyna rozbita tym, że widziałam okrutną męskość, jeszcze okrutniejszą kobiecość. Wszyscy ludzie byli straszni. A on mi pokazał, że mogą być wspaniali, święci. Bo od nas zależy, co zrobisz ze sobą, człowieku. Chciał pokazać tej młodzieży, że mogą się rozwijać do gigantów ducha. Każdy. Taka wizje świata pokazywał, jaka była – Boża wizja. Pan Bóg stworzył ludzi żeby byli świętymi, a nie po co innego. By rozwijali się ku pełni. Taką możliwość widział w każdym, nikogo nie wyróżniał, to był człowiek, który… potem go oskarżali, że z masonami się sfotografował, z tymi z tamtymi. Z wszystkimi. On jednakowo wszystkich kochał. Powiem nawet więcej – zajmował się tymi, którzy są w trudnych warunkach niż z tymi, którzy są zabezpieczeni, bo się porządnie modlą. Miał naprawdę taką postawę, chciał żeby się urodzili z ducha na nowo. Do mnie mówił: dziecko moje, nowonarodzone, narodzone z ducha. To ojcostwo jego, które… no zresztą, czytajcie jego poezję, czytajcie, co napisał, co ja wam będę gadać? A i tak powiedziałam kazanie.

Przed konklawe zapytał, jakie mi wybrać, jak jechał do Rzymu. A Andrzej mówi: jak to jakie? – Wiadomo. Jan Paweł II. Konsekwentnie. Widać było, jak się było blisko księdza Karola Wojtyły, który został najpierw biskupem, potem arcybiskupem, kardynałem, widać było jak on rośnie także w Kościele. Papież Paweł VI bardzo go cenił, preferował go, szczególnie się z nim spotykał. Powierzył mu swoje rekolekcje. Zresztą encyklikę „Humanae vitae” stworzył właściwie Karol Wojtyła, wyprzedził tekst tej encykliki. Nie da się streścić 50 lat tak od razu. To są te aspekty pracy Ojca Świętego, które nie zostały wyeksponowane dostatecznie, bo jego troską była wtedy świętość rodziny, która odnosiła się do konkretnych spraw życiowych. Pani zapytała, jaki był na co dzień? – Na co dzień był z poczuciem humoru i lubił śpiewać pięknym głosem. Z okazji Mszy św. w lesie, oprócz tego, że się modlił, to jeszcze śpiewał. Ja uważam, że echa tej pieśni tam są jeszcze w tych lasach. Bo to zarejestrowane wszystko poszło. Chciał człowiekowi pomóc zabezpieczyć tu los na ziemi i w niebie. Tu, pomóc ile się da w tym życiu i żeby nie stracili wieczności. Bo wierzył w nieśmiertelność duszy i wierzył w niebo i piekło. I pokazywał to jasno. Dlaczego my? – Nie wiem. On mi powiedział: Ja sobie losu nie wybrałem. A ja mu odpowiedziałam: Ja też sobie losu nie wybrałam. Ja się nie zgłosiłam do lagru, ja się nie uratowałam, ja się nie dałam. Mnie niosło.

Ojciec Tomasz zapomniał, ja się dziwię, że jeszcze nie powiedział, że też było takie spotkanie na temat książki o o. Pio. Rzuciła się na mnie kupa ludzi. Dlaczego? I teraz muszę się modlić za różne osoby chore, bo jak panią uratowali cudownie, to ja też chcę być uratowany. Dlaczego panią uratowali cudownie? Nie wiem dlaczego. Ale żyję. Wiecie, że my mamy 61 lat małżeństwa?

Pytanie: Jakie wrażenie wywarł ks. Wojtyła na pani, gdy po raz pierwszy spotkaliście się w duszpasterstwie akademickim?

– Oczywiście, że pamiętam i wcale nie powiem, jakie wrażenie było. Jak siostra przeczyta książkę, to już się coś zrozumie. Mogę powiedzieć jedno, że od razu wiedziałam, że to jest ksiądz święty. Od pierwszej chwili spotkania z tym człowiekiem. Mogli to wszystko zauważyć, ponieważ świętości się nie da ukryć. Po prostu trzeba patrzyć i się widzi. Jak odprawiał Mszę św., jak żył. Co mówił.

Pytanie: Jak przebiegało formułowanie teologii ciała?

– Był nurt podwójny. Po pierwsze, były spotkania systematyczne lekarzy krakowskich i studentów z nim jako duszpasterze – z modlitwą, Mszą św., adoracją, i tematycznym wykładem, dotyczącym zagadnień etycznych, które on prowadził. Prywatnie były obserwacje młodzieży, z którą chodził po górach, bo on się oddał – cały wolny czas na duszpasterstwo młodzieży. I bardzo szybko ja jako młody lekarz zobaczyłam, że medycyna jest bezradna wobec spraw ludzkiego ciała, problemów, bo małżeństwo nosiło sprawy ciała, bo małżeństwo to są grzechy ciała śmiertelne – śmiertelny grzech aborcji, antykoncepcji – to są problemy duszy. Ale przez ciało. Stąd problem ciała był ciągłym problemem. Dlatego jak ja zobaczyłam, że te pokłócone małżeństwa nie da się w żaden sposób wyleczyć farmakologicznie, i nawet psychoterapią, to co zrobiłam? – Zaprosiłam 11 par pokłóconych na dzień skupienia w sobotę wieczór, niedzielę i siostry dały kaplicę, a on prowadził ten dzień skupienia i zaczął do nich prosto. Powiedział: proszę państwa, nie ma innego wyjścia, tylko furtka pokory. Niech każdy klęknie i powie: moja wina. I tak się zaczęły spotkania z małżeństwami, które, jak został biskupem, stworzyliśmy Instytut Teologii Rodziny, który do dzisiaj trwa i ma 40 lat. Problematyka ciała była bez przerwy, bo małżeństwo to jest cielesna sprawa, nie tylko duchowa. Nie mówiąc o tym, że zwierzał się, kiedy – 50 lat temu, albo więcej, że jako młody chłopak był wstrząśnięty dwiema sprawami. 14-16-letni chłopak. Mianowicie – zdaniem Chrystusa: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni i sceną biczowania na Drodze Krzyżowej. To pierwsze owocowało – słuchajcie państwo – ja 50 lat mieliśmy okazję z Andrzejem codziennie rozmawiać z nim, razem, jak nie było rozstania. Ten człowiek nigdy o nikim nie wydał negatywnej opinii. O nikim w żadnej sprawie. Osądzał sytuacje, ale nigdy ludzi.

A to drugie załatwił teologią ciała. Ciało ludzkie jest przez Boga stworzone, ciało jest święte, życie ludzkie jest święte, miłość ludzka ma być święta. Ciało jest dziełem Boga, a nie diabła. Natomiast diabeł, który chce zniszczyć, trafia przez czułe punkty człowieka, przez jego ciało, przez skutki grzechu pierworodnego cały czas. Teologia ciała to było to, w czym ja tkwiłam z nim razem, cały czas ja do tej pory jestem, 50 lat ja nic innego nie robię, tylko wykładam teologię Karola Wojtyły. Poza pacjentami, oczywiście. Bo to oczywiste, że problem ciała na plan pierwszy, bo nie ma człowieka poza ciałem. Po prostu. Natomiast jest… ja mogę tak powiedzieć – w skali mojego życia, jest sytuacja, której nie było, sytuacja narastała ku gorszemu. Przecież jak myśmy startowali jako młodzi – mogę powiedzieć „my”, ja jestem młodsza od niego o 1,5 roku – to przecież wtedy w Polsce nie było prawa o rozwodach. Nie było prawa o aborcji. Na naszych oczach degradowało się i on się tym przejmował. Co się dzieje ze świętą miłością ludzi? Więc wciąż był coraz bardziej zaangażowany, bo rzeczywistość życia zmuszała go do tych tematów i on cierpiał nad tym. Cierpiał nad tym, co się dzieje, co się dzieje w Europie, w całym świecie. Ale troska było to, żeby małżeństwo ludzkie było drogą do świętości. Słuchajcie, jak się śledzi dokumenty i myśli tego człowieka, najpierw analiza „Miłość i odpowiedzialność”, monograficzny wykład na KUL-u, potem z tego analiza osoby, które kochają „Osoba i czyn” – to wszystko służyło temu, żeby ludziom pokazać ich własne zadania. Osoba ludzka ma się rozwinąć ku świętości, ku pełni, zaplanowanej przez Stwórcę, bo człowiek jest wspaniały. Musi osiągnąć, musi zrozumieć, jak on powtarzał: Ty sam masz być dla siebie terenem działania. Nie można żyć bez uniesień. Każdy musi mieć swoje Westerplatte. Chciał tym ludziom pokazać ich własny wymiar. Nie jesteś byle kim! Wie to … problem ciała. Ciało było i jest tym ważnym elementem.

Pytanie: Na ile to przesłanie zostało usłyszane?

– My z mężem jesteśmy członkami Papieskiej rady, gdzie na początku mamy kontakt przez te Komisję ze światem. Powiem tak. Najmniej czytają dokumenty Jana Pawła II Polacy. Ja mówię do ludzi z wyższym wykształceniem, moich studentów, którzy się szkolą w różnych dziedzinach, a na poziomie wiedzy o Bogu i o Kościele i o człowieku są na poziomie dziecka z czasu I Komunii św., a potem się nie dokształcają. A on konsekwentnie dawał recepty, każdy dokument po kolei służył rozwojowi. Przeszło ponad głowami. Za wielki wiatr może jak na zwykłe ludzkie dusze. Ale jest teraz taka okazja, już się pewne rzeczy ruszają, ludzie zaczynają myśleć i głębiej czytać. Ale ja wciąż, ja wymuszałam, moi studenci musieli czytać dokumenty kolejne, bo ja wymuszałam ich przeczytanie. Ale są też panie z wykształceniem magistra, doktora, profesora, które od dokumentach papieskich wiedzą tyle, co napisała jakaś gazetach – parę słów. Tekstów pełnych nie czytają. Piękne teksty! A on sam opierał się na profetycznej encyklice „Humanae vitae” i nota bene on się przyczynił do jej powstania. Materiały z Polski myśmy dali dla Pawła VI, krakowski ośrodek. Więc om swoją filozofia wyprzedził to, co wyszło z tej encykliki, o której dziennikarze nic nie wiedzą, tylko tyle, że antykoncepcja jest zakazana. Nic więcej. Ta koncepcja człowieka, osoby ludzkiej, która jest na obraz Boga stworzona, znika z oczu, nie ma nic więcej. Utylitarne, merkantylne postawienie sprawy – opłaca się, nie opłaca się. On chciał ducha pokazać. Przeszło ponad głowami. Wy jesteście z prasy wszyscy tu po to, żeby zrobić głębokie analizy jego nauki, która jest przede wszystkim piękna, fascynująca. To jest zadanie.

W święto Bożego Ciała, przy czwartym, ostatnim ołtarzu, ustawionym pod Wawelem, miał kazanie dla dziennikarzy, pracujących we wszystkich mediach, o odpowiedzialności za formację opinii publicznej. Macie służyć szerzeniu świętości na świecie. A co gazety robią? – gazety niszczą. Ja odmawiałam konsekwentnie. Cały czas za mną dziennikarze latają – pełne 30 lat. Ja odmawiam, odmawiam, odmawiam. – Dlaczego? – Bo zniekształcają prawdę. – A prawda jest piękna. A poza tym preferują skandale, preferują pokazują zbrodni, które są marginesem świata. Bo świat nie jest światem zbrodni. Jest światem Bożym, tylko trzeba potrafić to piękno wydobyć, a nie pokazywać tylko to, co diabeł dyktuje. Zapatrzyć się trzeba w koncepcję, jaka pokazuje ten święty poeta, bo przede wszystkim on jest też poeta, który widział piękno świata. Dziennikarze napisali, że był sportowcem. Nie był żadnym sportowcem. Używał sportu, różnego rodzaju turystyki żeby ukazać piękno świata. Jak brał tę młodzież, to im mówił o Stworzycielu tego świata, a nie o zaliczaniu kilometrów. Kontemplacja piękna, piękno świata, Pan Bóg stworzył dla człowieka, dla jego radości, dla jego relacji. On chciał pokazać ten świat w jego właściwym kształcie. Boży świat. Człowiek Boży. To promieniowało z niego. Kto wszedł w okolice najbliższych dotknięć tego człowieka musiał zobaczyć, musiał zobaczyć, że Bóg jest, bo on tak sobą świadczył. Wymusił na wszystkich z mass mediów w Krakowie w czasie swojej ostatniej podróży na Wawelu zmusił żeby godzinę się modlili, bo on się modlił. Bo naprawdę pokazywał, że pierwsze przykazanie jest najważniejsze i trzeba je realizować. Zobaczyć Boga. Wszyscy grzeszymy przeciwko temu. Nie umiemy tak. A on umiał. I to się dało odczuć.

Ale ładnie słuchacie, zupełnie jakbyście byli młodzieżą akademicką. Gdy mówię o nauce Jana Pawła II do młodzieży akademickiej zawsze jest taka cisza. Nie spodziewałam się, że tutaj tacy wielcy tutaj obecni działacze też potrafią być cicho i słuchać. To dziękuję za cierpliwość słuchania. Kończymy?

Głos z sali: Bo my pani profesor słuchamy rekolekcji. W książce mamy rekolekcje beskidzkie, a tu mamy rekolekcje warszawskie.

– Idźcie w Beskidy, bo tam nie ma dużo ludzi. W Tatrach jest tłok, w Bieszczadach jest tłok, a w Beskidach jest luźno. Przez 20 lat dwa razy spotkaliśmy człowieka.

Głos z sali: Ale póki nie pojedziemy, możemy w swoich izdebkach rekolekcje beskidzkie odbywać.

Pytanie: Jaki był udział pani Profesor w przygotowaniu katechez środowych tych pierwszych, czyli dotyczących teologii ciała. Ile listów zostało jeszcze nie opublikowanych?

– Mój udział był w pewnym sensie we wszystkich dokumentach, ponieważ myśmy zaczynając od 50. lat wszystkie problemy omawiali. Z jednej strony ze mną z drugiej strony, bardziej filozoficznie, z moim mężem i z księdzem, obecnym kardynałem Marianem Jaworskim, z księdzem Tadeuszem Styczniem – to byli trzej filozofowie, którzy filozofowali wciąż. Te tematy się omawiało na co dzień i potem wyrastały z tego dokumenty. To się nie da powiedzieć, ile ja w to włożyłam. Kiedyś powiedział do mnie: bez ciebie nie byłoby tego dokumentu. No więc to różnie jest. Myśmy wkładali to, co my wiemy – ja jako lekarz, on jako filozof, my razem jako małżeństwo. To nie da się określić kto, ile.

Ile ma jeszcze jego listów? – Ja powiem tak – walizka.

Pytanie: To kiedy, pani Profesor, kiedy?

– Nie, nigdy, aż umrę. Natomiast proszę państwa to nie jest tak. To jest takie morze treści, że wystarczy żebyście tak jak on – a on analizował każde słowo, co to znaczy nauka kontemplacji. Szło się w góry i dzisiaj się myślało nad jednym słowem. Z modlitwy Pańskiej, zwyczajnie. „Ojcze” – dlaczego „Ojcze”? – Co to znaczy? I rozmyślać cały dzień, co to znaczy, że Bóg jest Ojcem? A potem „nasz”? I tak słowo po słowie.

Nie bez powodu, jak był ostatni raz w Polsce, to zwyczajnie kazał wrócić do przykazań. Bo o to chodziło, żeby zrealizować te dziesięć przykazań. Nie wybiórczo, niektóre, ale wszystkie. Ewangelizował, katechizował, ale przede wszystkim pokazywał, że te wymagania, które Pan Bóg stawia poprzez Kościół, są dla szczęścia człowieka, a nie dla jego ograniczania. Jest spełnieniem człowieka, jeśli idzie po linii wyznaczonej, którą Pan Bóg pokazywał, to jest linia kogoś, kto wie najlepiej. Chciał ludziom prostować te ścieżki. My na różne sposoby plączemy się, a on tak jasno, jego wypowiedzi były jednoznaczne, nie było nigdy tam żadnego… tak jak jest „Novo millenio ineunte”, jak on mówi, że to dążenie do świętości człowieka współczesnego ma być przez radykalizm wiary, przez realizm wiary. I na dodatek chce żeby to było realizowane z entuzjazmem. W takim dokumencie mówi o potrzebie entuzjazmu. W pracy duszpasterskiej nad sobą samym. Człowiek się ma zaangażować w siebie samego żeby dążyć do świętości i swoje otoczenie do tego podprowadzać. Dziennikarze powinni być tymi, co szerzą prawdę o świętości człowieka, a nie pokazywać, że jest zdolny do zbrodni. Do zbrodni jest każdy zdolny.

Napisałam wstęp do książki, która nie wiem dlaczego nie wyszła, a może wyszła – nie zauważyłam – o Rudolfie Hessie. Dlaczego wracać do Hessa? Pozwolę sobie powiedzieć, że każdy z nas może stać się po drodze albo tak jak Maksymilian Kolbe, albo jak Hess. Każdy siebie buduje. On tego uczył: ty sam jesteś odpowiedzialny za swój rozwój. Masz doprowadzić do samoopanowania, samoposiadania, abyś mógł siebie dać. No weźcie sobie i czytajcie antropologię Karola Wojtyły, dokształcie się panowie, to ja już nie będę potrzebna wcale.

Pytanie: Była pani mocno doświadczona przez los, wiemy to z poprzednich książek. Sama pani profesor powiedziała, że została pani uzdrowiona przez dwóch gigantów wiary – Jana Pawła II i ojca Pio. I czy to był taki moment, kiedy pani Profesor stwierdziła, że trzeba być świadkiem tego, co wtedy Karol Wojtyła robi, czy był jakiś inny moment, który był kluczowy dla tego żeby stać się świadkiem tego, co on mówi, co on robi.

– Kochanie, świadkiem byłam od pierwszej chwili, kiedy zaczęliśmy razem realizować problematykę medyczno-etyczną, to ja już byłam świadkiem, ba ja mówiłam zawsze jasno „czarne” „białe” – to, co jest. Od zawsze. Dlatego, że mnie te prawdy przekonały, bo ja jestem wierząca z przekonania, a nie z przymusu. Ja mówiłam do młodzieży w 50. latach to samo, co mówię dzisiaj. Z tym, że więcej wiedzy mam z różnych dziedzin, ale problem jest ten sam. Człowiek ma zaświadczyć sobą, że może realizować Boże przykazania i to nie jest krzywdą człowieka, tylko jego rozwojem ku pełni. To jest takie świadectwo, cały czas świadczę sobą. Zresztą nie tylko ja. Ludzie wszyscy, którzy są wierzący świadczą sobą jak się nie rozwodzą, jak się nie kłócą, jak nie zabijają dzieci – to świadczą. Świadczą o tym, że można żyć w sposób święty.

Ludzie chcą ode mnie świadectwa takiego – jak pani rozmawiała, jak pani żyła? – to ja mówię: nic specjalnego, po prostu zachowywał się jak człowiek otwarty, który jest gotów z każdym rozmawiać, każdego wysłuchać i za każdego potem się modlić. Tak ogarniał. Jest taka jego fotografia jako już papieża – takie rozpostarte ramiona, jakby ten świat chciał ogarnąć. On uważał, że to są ramiona Chrystusa na krzyżu, który ogarniają świat przez ten krzyż ogarnął świat i zbawił świat. Tak że ja myślę, że świadectwo to jest zadanie wszystkich ludzi, każdego z państwa ma świadczyć, że jest chrześcijaninem, że jest katolikiem, nie bać się tego, nie uważać, że trzeba to schować pod przyłbicą, że nie jestem katolikiem. Ja się kłócę ze szkołami, dlaczego nie chcą mieć w nazwie „katolicka”, dlaczego się boisz, jak powiesz „katolicki”, to co? – Będziesz niepopularny? A dlaczego nie można świadczyć o prawdzie? Dlaczego nie? – Ze strachu ludzie nie świadczą.

Lata komunizmu, proszę pamiętać, myśmy zaczynali działalność, kiedy na głowie byli komuniści, nie można było spotykać się w kościele, bo od razu były awantury, działalność antypaństwowa, więc spotykaliśmy się w jego apartamencie prywatnym blisko studiów, który został powołany teologii rodziny, studenci siedzieli na podłodze, bo nie było gdzie. Wtedy był problem walki państwa z Kościołem. Jeszcze był problem, że trzeba było być otwartym żeby pójść do Kurii z Karolem Wojtyłą.

Dlaczego myśmy byli blisko? – Już był papieżem i mój kolega na Placu św. Piotra powiedział: Słuchaj, zrób coś żebym mógł pójść na Mszę św. do Ojca Świętego. Ja mówię: Chłopie, 20 lat był w Krakowie i ani razu nie byłeś na jego Mszy. A teraz do papieża. A myśmy byli cały czas razem, po prostu. Od początku. Oczywiście, dlaczego akurat my? Kto się gdzie urodził w danym miejscu, to jego los, to już jest plan Boży wobec człowieka, pojawia się Opatrzność. Nie przypadkiem tu jestem dzisiaj. Bo nie ma przypadku. Jest plan.

W styczniu, jak odjeżdżałam z Rzymu, tak powiedział do mnie: Pamiętaj, że Pan Bóg wie wszystko i On światem rządzi. I ja w to wierzę, ja w to wierzę. Więc i tym zebraniem też.

A jeszcze się mnie czepiają ci od ojca Pio, bo jeszcze mam drugiego świętego. Mało tego, mam drugiego świętego, ja mam w ogóle życie pełne świętych. Przyjaźniłam się z Matką Teresą, bo się z nią zaprzyjaźniłam z czasie Synodu ds. Rodziny, przyjaźniłam się z bratem Rogerem, są procesy beatyfikacyjne, z ks. Tadeuszem Fedorowiczem, świętym na pewno. Bo pełno jest świętych tu na tej sali jest paru świętych też. Człowiek jest stworzony dla nieba – powtarzał Karol Wojtyła. Wierzysz w to? A no właśnie. To dajcie wy świadectwo, że wierzycie.

Katoliccy, niekatoliccy dziennikarze polscy. Patriota był na przykład. Był wielkim patriotą. Śpiewał chętnie pieśni patriotyczne. W rocznice różne – 11 listopada, w rocznicę Powstania Warszawskiego, to śpiewał. Lubił „Czerwone maki na Monte Cassino”, „Szła Dorota”, różne piosenki z Powstania. Był pasjonatem, kochał Polskę, kochał ten kraj, kochał ten świat, kochał tych ludzi, lubił tę mowę, ten język. Co, nie wiedzieliście tego? To gdzieście byli?

Pytanie: Powiedziała pani kilku świętych. To dużo, czy mało proszę Ojca?

– Powinni być wszyscy. Pierwszy męczennik to pan Półtawski, wytrzymuje ze mną. Przeczytać przede wszystkim, ale nie przelecieć, tylko przestudiować, przemyśleć, może zrealizować?

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.