Drukuj Powrót do artykułu

Syn zmarłego śp. prof. Stanisława Lufta wspomina ojca

14 marca 2020 | 10:15 | Bogumił Luft | Warszawa Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Fot. Anna Orłowska / WWPHOTO / 1944.pl

Dziś o godz. 11 w kościele św. Andrzeja Boboli w Warszawie rozpoczęła się msza pogrzebowa zmarłego 10 marca śp. prof. Stanisława Lufta, nestora polskiej reumatologii, powstańca warszawskiego, społecznika i zaangażowanego chrześcijanina. A oto jego sylwetka skreślona przez Bogumiła Lufta, syna Profesora, publicystę i dyplomatę:

W dokumentach oficjalnych, w rubryce „imię ojca” wpisuję: Stanisław. To oczywiste – trzeba sobie zdawać sprawę, że to część tożsamości. Ale kim był mój Ojciec Stanisław Luft? On jest, bo odszedł do wieczności, ale w naszym ziemskim świecie już nieodwołalnie „był”.

Był przede wszystkim lekarzem. Słuchałem jako dziecko z fascynacją jego opowieści o pacjentach, z którymi się przyjaźnił. Miał na to szansę, bo chorzy na choroby reumatyczne pozostają pacjentami na zawsze – ani nie umierają, ani nie zdrowieją. Cierpią latami bez zagrożenia życia, a by im jakoś pomóc trzeba ich długo słuchać, a nie – jak na przykład dermatolog – spojrzeć przez parę minut na zmiany na skórze. Ojciec miał dar słuchania pacjentów i leczenia ludzi samą swoją troską i przyjaźnią. Oni go poszukiwali, a on nie mógł się od nich uwolnić. Był psychicznie zależny od swojego lekarskiego powołania – jeszcze jako emeryt przyjmował pacjentów w spółdzielni lekarskiej. Potem już tylko pisał recepty swoim dzieciom i wnukom. Kilka tygodni temu, w wieku 95 lat, przeżył dramat, gdy z powodu postępującej niedołężności nie był w stanie wypisać mi recepty.

Był też polskim patriotą, choć jego dalecy przodkowie – nazwisko – byli Niemcami, o czym pamiętał i wiedzę o swym niemieckim pochodzeniu gromadził w rodzinnym archiwum. Miał w sobie coś zgodnego ze stereotypem Niemca: nudną solidność i uczciwość, brak szaleńczej polskiej fantazji, pedanterię w szczegółach życia codziennego. Jego pra-pra-pra dziadek Johann był kamieniarzem przy cmentarzu katolickim w miasteczku Mutterstadt w zachodnich Niemczech. Syn Johanna, Georg Luft, przesiedlił się stamtąd po 1815 roku nad Wisłę i osiedlił się we wsi Mokotów pod Warszawą. Ale już jeden z wnuków Georga brał udział w Powstaniu Styczniowym, co świadczyłoby o tym, że rodzina spolszczyła się w szybkim tempie. Jesienią 1939 roku mój wówczas piętnastoletni Ojciec, wraz ze swym starszym bratem Andrzejem (później znanym księdzem Archidiecezji Warszawskiej) spalili w domowym piecu dokumenty świadczące o niemieckim pochodzeniu rodziny. Chcieli uniknąć zaproszenia na listę volksdeutschów, którego musieliby odmówić, ponosząc dramatyczne konsekwencje. Sześć lat później Ojciec wziął udział w Powstaniu Warszawskim.

Pasjonowała Go polityka, rozumiana jako troska o dobro wspólne i widziana jako realizacja wartości chrześcijańskich i demokratycznych w życiu społecznym. W latach czterdziestych ubiegłego wieku był przez pewien czas prezesem Sodalicji Mariańskiej Akademików – katolickiej organizacji studenckiej brutalnie zlikwidowanej u progu lat pięćdziesiątych. W roku 1980 brał aktywny udział w tworzeniu NSZZ Solidarność w Instytucie Reumatologii. Przez całe życie czytał gazety – w czasach komuny ze znaczną irytacją – bo sprawy życia publicznego nigdy nie były mu obojętne i nie uciekał przed nimi, jakby nie były bolesne. W 2012 roku, w wieku 88 lat opublikował list otwarty do Przewodniczącego Episkopatu Polski, w którym w tonie pokornej troski wyraził niepokój co do kontrowersyjnego zaangażowania politycznego ojca Tadeusza Rydzyka.

Sam brał udział w życiu Kościoła w duchu Soboru Watykańskiego II wzywającego świeckich do aktywności. Ponad 50 lat wykładał medycynę pastoralną w Seminarium Duchownym w Warszawie, przybliżając przyszłym księżom problemy medyczne, z którymi spotkają się w pracy duszpasterskiej – na ambonie i w konfesjonale. Przez wiele lat – razem ze swą żoną, moją Matką Barbarą, którą poznał w 1946 roku na wakacyjnym obozie Sodalicji Mariańskiej na Jaszczurówce koło Zakopanego – prowadził spotkania z narzeczonymi przygotowującymi się do sakramentu małżeństwa. To jego zaangażowanie w życie Kościoła było źle widziane przez władze PRL, które utrudniały mu medyczną karierę naukową. Jan Paweł II uhonorował Go za nie orderem Pro Ecclesia et Pontifice.

Ojciec był człowiekiem żelaznych moralnych zasad, a jednocześnie był ciepły i dobry. Był też atrakcyjnym towarzysko człowiekiem Renesansu: recytował z pamięci teksty literackie po łacinie i po grecku, pasjonował się astronomią, pięknie grał na flecie. Ludzie po prostu bardzo go lubili.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.