Drukuj Powrót do artykułu

Ubek i moralność biskupa – rozmowa z bp. Wiesławem Meringiem

10 maja 2008 | 11:06 | tk//mam Ⓒ Ⓟ

Media wyżywają się na tych, którzy w okresie komunizmu byli w słabszej pozycji, a okazuje się, że i dziś też w takiej są postawieni – mówi w rozmowie z KAI bp Wiesław Mering.

Środowa „Rzeczpospolita”, opisała – na podstawie materiałów zgromadzonych w IPN – przypadek obecnego biskupa włocławskiego. Hierarcha stanowczo odrzuca sugestie jakoby podjął jakąkolwiek współpracę z tajnymi służbami PRL podkreślając, że o tym, iż został zarejestrowany jako TW dowiedział się dwa lata temu.

KAI: Księże biskupie, w oparciu o materiały z IPN „Rzeczpospolita” zamieściła artykuł dotyczący zarejestrowano Księdza w połowie lat 70. jako tajnego współpracownika SB o pseudonimie „Lucjan”…

Wiem o wszystkim od dwóch lat, podobnie jak opinia publiczna. Dwa lata temu było to dla mnie bardzo trudne przeżycie. Dowiedziałem się wówczas, że – bez mojej wiedzy i zgody – zostałem zarejestrowany jako tajny współpracownik. Jest mi z tego powodu przykro, bo zrobiono ze mnie współpracownika na podstawie tego, co istnieje jedynie na papierze a co nigdy się nie dokonało, bo żadnej współpracy nigdy nie podjąłem. Jaki mam na to dowód? Słowa zapisane przez mężczyznę podającego się za przedstawiciela ambasady polskiej w Paryżu, a z którym spotkałem się w Strasburgu. W teczce znajdują się zapisane (na szczęście!) moje słowa, że nigdy nikomu nie obiecywałem żadnej współpracy.

KAI: „Rzeczpospolita pisze: „W dniu 9 listopada 1976 zakończono proces pozyskiwania Wiesława Meringa przez świadomy wybór pseudonimu oraz chęć kontynuowania spotkań oraz dalszego udzielania informacji na tematy interesujące SB”.

Nigdy w życiu!

KAI: To jest fałsz?

Oczywiście, że tak!

KAI: Zapis o świadomym wyborze pseudonimu jest zmyślony?

Wręcz obraźliwy.

KAI: Na jakiej podstawie dokonano rejestracji Księdza jako TW?

Naprawdę nie wiem. Odbierałem, zresztą pierwszy raz w życiu, paszport [w 1977 r. – przyp. KAI]. Odbiór paszportu na milicji był czymś zupełnie normalnym, tak to wówczas było. Nie dostałem go w komendzie miejskiej w Gdyni, tylko odesłano mnie, za którymś tam razem, do Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku. W pokoju siedziało trzech panów, byli bardzo grzeczni. Potwierdziłem, że jadę na stypendium do Francji, do Strasburga. Poinformowali, że mają mój paszport ale muszą pouczyć, żebym nie nawiązywał żadnych kontaktów z ośrodkami antysocjalistycznymi i godnie reprezentował ojczyznę. „Ucieszymy się, jeżeli ksiądz po powrocie powie nam o Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu” – powiedzieli. Podczas tego spotkania zapowiedzieli też, że odwiedzi mnie przedstawiciel ambasady z Paryża. Wziąłem paszport i wyszedłem. I to jest właśnie – tak wynika z dokumentów – moja zgoda. Niczego nie podpisywałem. Żadnych innych propozycji nie usłyszałem. Wyszedłem szczęśliwy, że mam paszport.

KAI: Ile jeszcze razy miał Ksiądz Biskup kontakty z SB?

W Strasburgu zatelefonował do mnie przedstawiciel ambasady, nie przedstawił jako funkcjonariusz SB czy czegoś podobnego. Spotkałem się z nim, byłem nawet do pewnego stopnia zadowolony, że ktoś się mną interesuje. On nagle mówi mi: przecież ksiądz obiecał, że będzie przekazywał informacje ze Strasburga. Odpowiedziałem – i on to zapisał, więc mam nawet z ich strony „świadectwo moralności” – że nigdy nikomu i niczego nie obiecywałem. Jest to zapisane w mojej teczce! Powiedziałem też, że byłoby to sprzeczne z moim wyczuciem moralnym, co też jest zapisane. Nie wiem więc na jakiej podstawie zostałem zarejestrowany, widocznie mogli robić tak, że rejestrowali nie pytając nikogo o nic, i już.

KAI: Co było po powrocie?

Przez kilka lat miałem zupełny spokój. Być może dlatego, że o wszystkim opowiedziałem swojemu biskupowi [ordynariusz ówczesnej diec. chełmińskiej bp Bernard Czapliński zm. w 1980 r. – przyp. KAI] a oficerowi (urzędnikowi?), któremu oddawałem paszport zapowiedziałem, że wszystko przekażę swojemu biskupowi. On już dawno nie żyje, więc tego już, niestety, nie udowodnię. Można mi uwierzyć lub nie. Biskup powiedział mi: „możesz z nimi rozmawiać, bylebyś nie posuwał się za daleko”. Takie były święte słowa mojego biskupa.

KAI: Ale po jakimś czasie SB znowu się uaktywniła.

Zaczęło się po mojej przeprowadzce do Pelplina [w 1980 r. Ks. Mering został wykładowcą WSD w Pelplinie – przyp. KAI]. Przypuszczam, że stałem się dla nich atrakcyjny, bo zacząłem pracować w seminarium. Zaczęli mnie najeżdżać, ale nikt nigdy nie proponował mi żadnej współpracy, niczego nie musiałem kwitować, podpisywać. W teczce są informacje, że brałem pieniądze. To mogły być te 6 czy 7 zł, które dawali za kawę ale nie mnie tylko np. gdy byłem u nich w komendzie czy jakiejś kawiarni. Takich spotkań było dosłownie kilka.

KAI: Oficer SB raportował też o przekazaniu księdzu koniaku „Camus” za 650 zł.

Nigdy nie dostałem żadnego koniaku, choć być może został wpisany na moje konto. Nigdy nie byłem tak biedny, żebym nie mógł kupić go sobie sam.

KAI: Raport SB mówi o ustalonych wspólnie planach spotykania się z księdzem w toruńskim hotelu Kosmos.

Pracowałem w Toruniu tym mieście pół roku, ale nigdy nie byłem w żadnym toruńskim hotelu. W tych materiałach jest wiele przekłamań, choć są i stwierdzenia prawdziwe. Boli mnie, że niektórzy historycy, w tym bardzo doświadczeni, tak łatwo dają wiarę temu, co jest w esbeckich papierach, bo przecież nie jestem pierwszym przypadkiem zarejestrowania bez wiedzy i zgody.

KAI: Historyk Jan Żaryn z IPN ocenia, iż „wiedza zgromadzona w aktach pozwala określić ks. Wiesława Meringa tajnym i świadomym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa”.

Powiedziałbym, że wiedza zgromadzona w dokumentach pozwala stwierdzić, że zostałem przez nich zarejestrowany. Natomiast twierdzić, że podejmowałem jakieś działania czy byłem jakimkolwiek współpracownikiem jest dla mnie po prostu obraźliwe. Dziwię się, że ktoś z – jak sądziłem – pewną klasą potrafi wypowiedzieć taką opinię. Nie chcę nikogo oskarżać, żadnej ze stron. Powiem dosadnie: jeżeli się ciągle nurza w bagnie zakłamanego systemu, to bardzo trudno oddzielić ziarna prawdy.

KAI: Czy, patrząc z dzisiejszej perspektywy, jest coś czego ksiądz Biskup żałuje? Czy we wszystkich tych „okołopaszportowych” sytuacjach postąpiłby Ksiądz tak samo?

Poczekajmy jak się znajdą jakiekolwiek dowody świadczące przeciwko mnie, jakikolwiek donos na kogokolwiek. Mówi mi ktoś, że takich nie ma, bo teczka została zniszczona. Ale przecież w aktach ks. Jankowskiego, w których są dziesiątki podpisanych informacji, nie ma ani jednej, która byłaby mojego autorstwa.
Z dzisiejszej perspektywy trudno ocenić wszystko, co działo się wtedy. Oni byli przekonani, że będą trwali wiecznie, podobnie myślałem i ja.

KAI: Dlatego ciągle chyba trzeba przypominać, że powojenne relacje Kościół – komuniści to nie tylko sytuacje czarno-białe a więc wyłącznie postawy heroiczne lub przypadki kolaboracji ale też cała gama sytuacji pośrednich, które wymykają się kategorycznym ocenom, wydawanym w dodatku po wielu latach i w innych warunkach politycznych.

Tak jest. A przede wszystkim, na Boga żywego, przecież to wszystko zaczyna się od złej strony! Niektóre środki przekazu wyżywają się na tych, którzy wtedy byli w słabszej pozycji, a okazuje się, że i dziś też w takiej są postawieni!
Bogu najwyższemu dzięki, że funkcjonariusz zapisał tych kilka zdań, które świadczą o mojej postawie. Ale do czego to dochodzi, żeby ubek dawał świadectwo moralności biskupowi? To jest chore, tak nie można.

rozmawiał Tomasz Królak

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.