Drukuj Powrót do artykułu

Wędrowałem na Jasną Górę – reportaż z pielgrzymki

15 sierpnia 2003 | 13:58 | Rafał Łączny //per Ⓒ Ⓟ

Pielgrzymki nie budzą już takich emocji, jak w czasach komunizmu. Wpisały się w wakacyjny pejzaż naszej Ojczyzny. Nieprzerwanie jednak pielgrzymka staje się okazją, by kilka dni przeżyć „inaczej”.

Po drodze spotkać można i takich, którym łza kręci się w oku na widok starych i młodych kroczących do Matki Bożej. W tym roku wędrowałem wraz z 292 Warszawską Pieszą Pielgrzymką. Najpierw pytałem pątników, dlaczego wyruszają w drogę? Aż ktoś mi powiedział: „Idę, aby w drodze się zmienić”. Wtedy przestałem pytać.

*10 tys. i jeszcze 40*

Idziemy polną drogą. Z pielgrzymkowego nagłośnienia niesie się „Zdrowaś Maryjo”. W rękach młodszych i starszych różańce poświęcone przez Prymasa Polski kard. Józefa Glempa w Warszawie. – Z modlitwą różańcową idzie się zawsze łatwiej. Chociaż trud jest wielki, to wtedy człowiek aż unosi się w powietrzu – mówi Maria z pierwszej grupy. – Ja nie za często odmawiam różaniec – przyznaje Waldemar z grupy piątej, który wędrował z całą rodziną. – Żona modli się częściej. Ale może teraz coś się zmieni.

– Jeśli tyle ludzi weźmie różaniec do ręki, to z tego musi wyniknąć coś dobrego – powiedział ktoś na szlaku. A jeśli zacznie się modlić dokładnie 10 tys. 40 osób? Paciorki różańca na pielgrzymce warszawskiej przesuwane były bez przerwy. Mało tego, że każdego dnia w grupach odmawiano wszystkie części tej modlitwy, to jeszcze wielu pielgrzymów podjęło nieustanną modlitwę różańcową. Nawet w nocy modlili się w głównej intencji tegorocznego wędrowania, a więc za Jana Pawła II w 25. roku jego pontyfikatu.

*”Purchle”, czyli rzecz o bąblach*

Nie ma znaczenia, czy ktoś szedł 25. czy pierwszy raz – chyba nie znalazł się nikt, kogo nie dotknęła plaga „purchli”, czyli bąbli na stopach. – To jest wpisane w pielgrzymkowe ryzyko – mówili pątnicy. Gdyby nic takiego się nie wydarzyło, to pielgrzymka się nie liczy – twierdzili inni.

Około południa żar leje się z nieba. Na termometrze ponad 30 stopni Celsjusza. Kolejne grupy wstają z odpoczynku. Mamy za sobą już jakieś 20 km, a kolejnych 20 przed nami. Ktoś kuleje. Podchodzę i pytam, co się stało. – Naciągnęłam ścięgna – informuje mnie Marta, z piętnastki „pomarańczowej”. Ale zaraz dodaje, że choćby się waliło i paliło, to dojdzie.

%img_r(0)Jakaś kobieta ma całe nogi w pęcherzach. Stopy wydają się jedną raną. Dlaczego idzie? – zaczynam się zastanawiać. Przecież mogłaby wsiąść do pociągu i przyjechać do Częstochowy, a tu spotyka ją tylko ból. Na twarzy widzę zmęczenie, więc nawet nie ośmielam się pytać. Na kolejnym postoju podchodzę do młodych ludzi. – Ja idę, aby w drodze się zmienić – mówi mi Marek z biało-żółtej dziesiątki. I przestaję pytać dlaczego.

Krystyna, pielęgniarka, jest na urlopie. Od wielu lat posługuje na pielgrzymce warszawskiej. Mówi, że nie chodzi tylko o to, aby opatrzyć stopy, aby komuś pomóc, gdy zaczyna słabnąć. – My tu jesteśmy także po to, aby z ludźmi rozmawiać. Niektórzy z nich przychodzą, ponieważ są na pielgrzymce sami, a u nas można się wygadać. My ich słuchamy – stwierdza pielęgniarka.

Pracy jest sporo. Czasem siedzi się w pielgrzymkowych punktach medycznych nawet do północy. Na każdym postoju tłumy. Temu potrzebny bandaż, tamtemu opatrunek, bo ma pęcherze. Ktoś inny tak się opalił, że trzeba zastosować maść przeciw oparzeniom. – Ja tutaj odpoczywam – mówi pielęgniarka – nie zamieniłabym tego urlopu na żaden inny.

I nie zamienia. Od jakichś 10 lat.

*Plecak pęka w szwach od intencji*

Aby dobrze przygotować się do pielgrzymki, trzeba zabrać sporo rzeczy. Potrzebny jest namiot, jakaś miska, bo nie wiadomo, czy gdzieś będzie można wejść do łazienki. Należy mieć ze sobą podstawowe środki opatrunkowe, ubrania na zmianę. Wreszcie jest i plecak podręczny, czyli taki, który zabiera się na trasę. Tam zwykle pielgrzymi niosą coś do picia i ewentualnie do jedzenia, ale że posiłki można z reguły kupić na postojach, wielu rezygnuje z noszenia zbędnych kilogramów. Nie to jednak szczególnie „ciąży” pątnikom.

– Przed niespełna rokiem zmarła moja mama – mówi na jednym z pierwszych etapów Helena z grupy szóstej. – W ubiegłym roku prosiłam o jej uzdrowienie, ale wola Boża była inna. Teraz proszę za moją rodzinę.

– Brat miał wypadek – stwierdza ktoś inny.

– A ja idę się pomodlić o zdanie matury – zdradza swoją intencję któryś z młodych ludzi.

Każdy coś niesie.

Nie można zapomnieć o tych, którzy przyjmują pielgrzymów na trasie. Taka bieda, a oni „drzwi i okna otwierają”, nieba by chętnie pielgrzymom uchylili. Pątnicy więc i za nich modlą się po drodze. Plecaki pękają w szwach od intencji.

%img_l(1)- Czy ja zdążę to wszystko powiedzieć Matce Bożej? – martwi się szesnastoletnia Kasia. – Przecież tylko na chwilę wchodzi się do kaplicy, bo ludzi dużo. Ale może to nie o to chodzi, żeby przed Obrazem wymówić te intencje, tylko żeby pamiętać? – zastanawia się pątniczka.

*Mamy dziś do przejścia 40 km*

Świta. Jak okiem sięgnąć namioty pątników. Jeszcze słychać tu i ówdzie chrapanie. Po kilku minutach odzywają się budziki. Zaczyna się pielgrzymkowy dzień. Ktoś wreszcie wychodzi z namiotu, by przygotować chociaż herbatę na kuchence turystycznej.

– Zimno – mówi Marta z grupy pierwszej – ale najlepszy sposób, żeby się tym nie przejmować, to od razu wziąć się do przygotowania śniadania, stanąć w kolejce do łazienki, a na koniec ekspresowo, w 10 minut złożyć namiot. Potem można wyruszyć na szlak.

Na Warszawskiej Pieszej Pielgrzymce najtrudniejsze są pierwsze dni. Do przejścia jest ok. 40 km. Trzeba przede wszystkim wyjść ze stolicy, a to „na piechotę” okazuje się nie takie proste. Do tego jeszcze ciągle asfalt. Setki samochodów mijają pielgrzymów. Niektórzy trąbią, ale nie dlatego, żeby się idący przesunęli na bok, ale żeby pozdrowić. Rano jak echo niesie się „Zacznijcie wargi nasze chwalić Pannę Świętą”. Godzinki ku czci Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny to swego rodzaju „święty pielgrzymkowy obowiązek”.

Nikt nie narzeka, że modlitwy za dużo, bo i czas na wspólne śpiewanie się znajdzie. – Jak się śpiewa to się łatwiej idzie, bo człowiek zapomina o tym, że nogi bolą, że go coś uwiera i że w ogóle jest zmęczony – powiedział Marek z grupy jedenastej. Więc się śpiewa. Jeśli ktoś myśli, że tylko tzw. „pobożne piosenki”, to się grubo myli. Bywa i tak, że do popularnych melodii pisze się nowe pielgrzymkowe teksty.

Na szlaku czekała na pątników także niespodzianka. Przyjechała orkiestra dęta z Góry Kalwarii, aby zagrać dla pielgrzymów. Przed Świętą Anną w archidiecezji częstochowskiej, w lesie niosły się walce i polki, a starszym i młodym aż chciało się tańczyć i mimo że był to już siódmy dzień wędrówki, grupy z jakimś większym „impetem” ruszyły w dalszą drogę do Matki Bożej.

*U nas w parafii święto*

Wchodzimy do kolejnej miejscowości. Niewielka wioska ma przyjąć jakieś 7 tys. pątników z tzw. grup zasadniczych. Gdyby tylko przyjąć, to pół biedy, ale oni przecież i umyć się muszą, i zjeść też coś trzeba.

– U nas cała wieś się angażuje. Jak gotujemy zupę dla pielgrzymów, to każdy osobno u siebie w chałupie, a potem to jakoś razem próbujemy połączyć. Jak do tej pory to dobrze nam wychodzi. U nas to święto jest w parafii jak pielgrzymka przychodzi – opowiada Maria z Grójca. Szczególnie ci pątnicy, którzy idą po raz pierwszy, są bardzo zdziwieni ofiarnością ludzi na trasie.

A i na pielgrzymce można znaleźć kuchnię polową, która gotuje dla poszczególnych grup. – Dziś u nas żurek. Ja to już dwudziesty rok tak jeżdżę i gotuję. Do tej pory nikt się, dziękować Bogu, nie zatruł – mówi, wychylając się nad kuchnią Helena, przygotowująca posiłki dla brązowej piętnastki.

Pielgrzymom smakuje wszystko. – Wczoraj była jarzynowa, też pyszna – stwierdza Marta, zjadając kolejną łyżkę zupy. Według niej nie ma takiej rzeczy, która na szlaku nie będzie smakować. – Jak się jest zmęczonym, to dla człowieka jakikolwiek posiłek to błogosławieństwo – dodaje.

Im bliżej Częstochowy, tym ofiarność nieco mniejsza. Ale nie ma się co dziwić, skoro tu pielgrzymka, między czerwcem a sierpniem, przechodzi właściwie co tydzień. Czasem pielgrzym nawet jakieś pieniądze zostawi za nocleg, choć niewielu chce je przyjmować.

*Tłumy gości na ślubie*

W trzecim dniu wędrówki dotarliśmy do Studziannej koło Opoczna w diecezji radomskiej. Znajduje się tu prowadzone przez księży filipinów sanktuarium Matki Bożej Świętorodzinnej. Mszy św. dla pielgrzymów przewodniczył biskup pomocniczy łowicki Józef Zawitkowski. Przed polowym ołtarzem, który tradycyjnie znajdował się na specjalnej przyczepie, stanęły dwa klęczniki. Anna i Janusz z grupy piętnastej „purpurowej” od lat chodzą z Warszawy na Jasną Górę. Poznali się na pielgrzymce, dlatego postanowili, że sakrament małżeństwa zawrą właśnie na trasie. Podobno rodzina się trochę buntowała, bo jak tu przygotować przyjęcie na szlaku, ale w końcu młodzi ją przekonali.

%img_r(2)Tego dnia na Mszy św. zgromadziło się jakieś 7 tys. pątników. Mniej więcej tyle było ich w tym czasie na szlaku. Anna i Janusz weszli na przyczepę, żeby było ich widać. On bez problemu „przebrnął przez przysięgę”, Ania zaczęła szlochać po pierwszych słowach, ale ukochany przez pielgrzymów biskup Zawitkowski opanował sytuację – „jakoś się udało”.

Nowożeńcy zorganizowali następnego dnia przyjęcie weselne dla swojej grupy. Na Jasną Górę weszli w ślubnych strojach. – Chcieliśmy pokazać innym, że ślub na pielgrzymce to coś niesamowitego. Będziemy prosić Matkę Bożą, tę ze Studziannej, tę z zakopiańskich Krzeptówek i tę z Częstochowy, aby nam błogosławiła – powiedział po liturgii Janusz. Na pielgrzymce zrobiło się świątecznie. Ale rady nie ma, po Mszy św. trzeba ruszyć dalej.

*Oni na Jasną Górę nie dotarli*

Każdy dzień przybliżał nas do Jasnej Góry i choć zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki, nikt nie miał zamiaru wracać. Na jednym z ostatnich etapów, w przedostatnim dniu pielgrzymki pątnicy zatrzymują się w szczególnym „miejscu pamięci”. Tylko jeden raz w ciągu 292 lat wędrowania z Warszawy pielgrzymka na Jasną Górę nie dotarła. W roku 1792 na odcinku z Woli Mokrzeskiej do Krasic, wojska pruskie wymordowały wszystkich pielgrzymów. W 1935 roku postawiono tam pomnik ku czci pomordowanych. Rokrocznie pątnicy zatrzymują się w tym położonym w lesie miejscu na krótką modlitwę. Cała grupa klęka przy pomniku, by modlić się w intencji tych, którzy nie dotarli do celu swej wędrówki.

O pielgrzymach, którzy wędrowali kiedyś z Warszawy, pamięta się od pierwszego dnia. Jeszcze przed wyruszeniem, 5 sierpnia, w paulińskim kościele Świętego Ducha sprawowana jest Msza św. w intencji zmarłych pątników. Podczas każdej pielgrzymkowej Eucharystii w modlitwie wiernych również pojawia się ta prośba. – Wierzę, że oni się nami opiekują na trasie – stwierdziła pielgrzymująca już po raz 22. Teresa.

*Nie wszyscy mogli pójść*

Pielgrzymka warszawska zgromadziła w tym roku ponad 10 tys. osób. Ale nie wszyscy, którzy chcieli, mogli wziąć w niej udział. Z myślą o nich powstała grupa duchowa. Ostatecznie zapisało się do niej prawie 800 osób. Wieczorem podczas radiowych relacji z trasy mogli oni przekazać swoje intencje wędrującym do Częstochowy.

Również pielgrzymi zwracali się do grupy duchowej z prośbą o modlitwę. – Niech proszą za moją córkę Małgorzatę, ona jest bardzo chora – mówiła jedna z pątniczek z grupy drugiej. Okazało się jednak, że dla chcącego nic trudnego. W przedostatnim dniu na trasie dołączył lekarz z Częstochowy, któremu obowiązki nie pozwoliły na pielgrzymowanie. Zapisał się do grupy duchowej, ale w końcu tak mu było żal, że poprosił o urlop i przyjechał.

*Spojrzeć na Matkę Bożą choć przez chwilę*

Po dziewięciu dniach wędrówki, w strasznym momentami upale, pielgrzymi 14 sierpnia dotarli na Jasną Górę. Kiedy tylko na horyzoncie pojawiła się wieża sanktuarium, na zmęczonych i mocno opalonych twarzach pojawił się uśmiech. Wszyscy machają chorągiewkami, kolorowymi balonikami i już żałują, że to koniec wędrowania.

%img_l(3)- Z jednej strony się cieszę, że dotarłem, ale z drugiej żałuję. Teraz przez cały rok będę czekał na pielgrzymkę, żeby spotkać tych ludzi, żeby znów być tak blisko Boga, jak przez ostatnie dni – mówił ze łzami w oczach młody pielgrzym. Po krótkiej prezentacji grupy przed szczytem pątnicy kładli się krzyżem na znak swego oddania i dziękczynienia za pielgrzymkę. Potem – przejście do kaplicy Matki Bożej. Choć każdy z nich ma zaledwie kilka sekund na spotkanie z Maryją w jasnogórskim wizerunku to, jak sami mówią: dla tej krótkiej chwili warto było podjąć taki trud.

Jeśliby zrobić na pielgrzymce badania statystyczne, z pewnością dziewięciu na dziesięciu pątników zapytanych, dlaczego wybrało się na szlak, powiedziałoby, że to „bakcyl”. Jak się raz pójdzie, to już człowiek będzie chodził. Tyle tylko, że nie da się do końca wypowiedzieć tego, co kryje się w sercu. Nikt nie opowie o spowiedzi, jaką przeżył na trasie, o spotkaniu Boga w pielgrzymkowych braciach i siostrach – to wszystko zostaje ukryte.

Łatwiej wspominać o wspaniałych śpiewach, o pogodzie i atmosferze. Może to jednak właśnie ta duchowa strona pielgrzymowania jest tym „bakcylem”, który już dziś, po zakończeniu wędrówki każe z utęsknieniem wyczekiwać 6 dnia sierpnia przyszłego roku, by znów zaśpiewać: „W drogę z nami wyrusz, Panie”.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.